– Jesteś piękną młodą kobietą. Spodziewam się po tobie pięknych dzieci – powiedziała kategorycznym tonem.

Catherine podawano sobie z rąk do rąk niczym boską potrawę, którą smakowało wiele ust, aż w końcu była wdzięczna mężowi, że zakończył ten korowód.

Clay pochylił się, uśmiechając się łobuzersko, i mocno objął Catherine w pasie, a następnie, niczym marionetkę, uniósł nad podłogę. W istocie nie miała więcej do powiedzenia niż marionetka, której sznurkami pociąga lalkarz. Mogła jedynie ulec ustom Claya. Zamknęła oczy, wirując jak liść na wietrze, odurzona silnym zapachem kwiatów i wosku. W chwili gdy dotknął jej warg, poczuła jego język w swoich ustach. Publiczność nagrodziła ich oklaskami, a jej się zdawało, że świat wiruje jak zwariowany. Z zamkniętymi oczami i obejmując ramionami szyję męża, przetrwała długi pocałunek, podczas którego kręcili się w kółko.

Goście widzieli jednak tylko pana młodego, który na środku zalanego światłem świec pokoju wiruje, trzymając swą świeżo poślubioną żonę w objęciach, całując ją i ciesząc się nią w powszechnie akceptowany sposób. Nic nie wiedzieli o tańcu ich języków, jaki towarzyszył pocałunkowi.

Catherine skryła zarumienioną twarz za bukietem gardenii, co sprawiło dodatkową radość wszystkim z wyjątkiem jej samej. Gdy uwolniła się z jego ramion, dostrzegła znajome twarze z błyszczącymi oczyma, które z zapartym tchem przyglądały się tej scenie. Tym razem Catherine nie musiała grać. Jej radość była prawdziwa, kiedy podbiegła, żeby przywitać się z Marie, Francie, Gover i Vicky!

To, że przyszły, ucieszyło ją ogromnie. Niechlujna zazwyczaj Gover miała błyszczące i porządnie uczesane włosy, a Vicky jakimś cudem powstrzymała się przed obgryzieniem paznokci i nawet pomalowała je krwistoczerwonym lakierem. Francie pachniała perfumami „Charlie”. Marie była nadal drobniutka, mimo bliskiego rozwiązania. Marie – krasnoludek, swatka – pierwsza nauczyła Catherine akceptować troskliwość mieszkanek Horizons. Ile razy podawały sobie rękę od tej pory?

Clay ponownie zjawił się u boku Catherine, objął ją lekko w talii i przycisnął do swego biodra, uśmiechając się do dziewcząt.

– Czyż nie jest wspaniała? – zapytała go Francie. A Clay, jakby w odpowiedzi, ciaśniej objął talię swej młodej żony i ucałował kąciki jej oczu.

– Tak, moja nowo poślubiona żona jest wspaniała. Catherine nie podniosła wzroku. Jego palce znalazły się niebezpiecznie blisko jej piersi.

– Jak ci się podoba suknia? – zapytała Marie. Ze znawstwem pogłaskał aksamit i rzekł:

– Jest wspaniała – po czym, kontynuując ich grę, zapytał: – Która ją włoży następna?

– No cóż, to zależy od tego, która z nas złapie takiego faceta jak ty. Hej, a może byś ją wreszcie puścił i pozwolił nam ją uściskać?

Marie zręcznie odsunęła Claya od panny młodej, a on obdarzył ją wymownym spojrzeniem, jakby wołał: „Pomocy! Co mogę zrobić?”, po czym pocałował Marie z całych sił.

Teraz z kolei Clay był przekazywany z rąk do rąk. Catherine mogła się temu jedynie przyglądać i uśmiechać. Clay pocałował wszystkie dziewczęta i zdawać się mogło, że wkłada w to całe serce. Powrócił do żony dopiero wówczas, kiedy one też nacałowały się go do syta.

Ponownie przedzierali się przez tłum, a Catherine zdała sobie sprawę, że jest on większy, niż początkowo sądziła. Do listy gości dołączono nie tylko dziewczęta z Horizons, ale także partnerów w interesach, przyjaciół rodziny i rozlicznych krewnych. „Skromna rodzinna uroczystość” zmieniła się w największe towarzyskie wydarzenie sezonu.

ROZDZIAŁ 18

Nowożeńców poproszono do gabinetu, żeby w obecności pastora podpisali akt ślubu. Zrobili to drżącymi palcami, a fotograf uwiecznił tę chwilę, jak również bukiet Catherine, po czym zaprowadził ich do salonu, gdzie na tle okna mieli pozować do zdjęcia wraz z innymi gośćmi weselnymi. Przez cały ten czas Catherine udało się zachowywać wesoło i spontanicznie, jak się tego oczekuje od panny młodej. Zarówno ona, jak i Clay prześcigali się w błyskotliwych docinkach i Catherine stwierdziła, że zaczęło się jej to podobać.

Następnie podprowadzono ich do stołu w jadalni, żeby spełnili szampanem weselny toast. Także to wydarzenie zostało uwiecznione. Mężczyźni pozowali do zdjęcia z oblubienicą, która odsłaniała nogę aż po podwiązkę. Pochwyciła wzrok Claya – czyżby w jego oczach dostrzegła iskierki rozbawienia? Następnie Catherine pozowała do zdjęć na schodach, a na koniec rzuciła za siebie bukiet. Złapała go młoda dziewczyna, której Catherine nie znała.

W jadalni pojawiły się małe stoliki, nakryte fachowo przez wynajętych kelnerów. Angela potrafiła doglądać przygotowań do obiadu i równocześnie bawić gości. Swe umiejętności doprowadziła do mistrzostwa, tak że podziw Catherine dla niej jeszcze się wzmógł. Młoda synowa zdała sobie sprawę, że oprócz pieniędzy potrzebny jest jeszcze wielki talent, by zorganizować takie przyjęcie.

Na obiad podano piersi kurcząt nadziewane smakowitym dzikim ryżem z Minnesoty, garnirowane brokułami i połówkami brzoskwiń. Potrawa wyglądała apetycznie i smakowała wybornie. Cała uroczystość będzie z pewnością oszałamiającym sukcesem. Catherine pochyliła się ku Angeli, żeby jej to powiedzieć. Ta jednak tylko machnęła niedbale ręką i zapewniła Catherine, że cała przyjemność jest po jej stronie i że każda chwila była warta tego wysiłku. Po czym ścisnęła rękę Catherine.

W trakcie obiadu Catherine przypomniała sobie o kluczu.

– Clay, Inella przyniosła mi twój prezent, ale nie wiem, do czego jest ten klucz.

– Zgadnij.

– Do naszego domu? – ośmieliła się zapytać, ale wokół panował za duży hałas. Clay pochylił się w jej stronę, a jego ucho znalazło się tuż przed jej wargami.

– Co?

– Pytam, czy do naszego domu? Clay wyprostował się, uśmiechnął i przecząco potrząsnął głową. Widziała ruch jego warg, ale naczynia brzęczały i toczyły się rozmowy, tak że nie usłyszała, co powiedział. Teraz ona nachyliła ucho do jego warg, ale kiedy trwała w tej pozie, nadsłuchując jego odpowiedzi, gwar w jadalni nagłe ucichł i dał się słyszeć odgłos łyżeczek uderzających w kieliszki. Zaskoczona, podniosła wzrok i zobaczyła, że wszyscy na coś czekają. Poczuła rękę Claya na swoim karku. Clay stanął za jej krzesłem i pochylił się do jej ucha.

– Nie dadzą nam spokoju i nie zadowolą się dwoma szybkimi pocałunkami, czego połowa z nich nie widziała.

Szybki pocałunek, pomyślała w popłochu. Czy to, jak całowali się ostatnim razem, on nazywa szybkim pocałunkiem?

Był to dawny zwyczaj, o którym Catherine nie wiedziała. Pierwszy pocałunek stanowił część ceremonii ślubnej. Drugi ją zaskoczył. Ten jednak – ten był czymś zupełnie innym. Oczekiwano po nim prawdziwego uczucia.

Za plecami usłyszała niewinny głos Claya:

– Pani Forrester? Catherine wyobraziła sobie jego twarz, uniesioną kpiąco brew i kąciki ust. Nie miała wyboru, zaśmiała się więc nerwowo, jak tego po niej oczekiwano, i wstała. Tym razem nie udało się jej wymigać z całej sprawy, kiedy Clay naśladował Rudolfa Valentino. I zrobił to z zapałem! Przycisnął obie jej ręce do boków, przechylił głowę w bok, a jej – lekko do tyłu, aż pomyślała, że wyląduje na podłodze. Nie miała się czego przytrzymać, więc uchwyciła się marynarki na jego plecach. Gdy jego język penetrował jej usta, wszyscy zgromadzeni w pokoju gwizdali, wyli i jeszcze głośniej stukali w kieliszki, aż Catherine miała wrażenie, że umrze z ekstazy. Nic takiego się jednak nie stało. Wypuścił ją w końcu z objęć, wyprostował się i zaśmiał w oczy na użytek gości, trzymając ją lekko w pasie, biodrem dotykając jej biodra.

– Cały Valentino – powiedziała z uśmiechem.

– Podobało się im – odparł poprzez wybuchy aplauzu. Gdyby komuś chciało się czytać z warg, Catherine była pewna, że odczytałby słowa Claya jako: „Podoba mi się to”. Przytrzymał ją jeszcze przez chwilę w tym swobodnym luźnym uścisku. Z daleka sprawiali wrażenie zauroczonej sobą młodej pary. Clay nawet zakołysał nią raz, po czym znowu nachylił się i szepnął jej do ucha: – Przepraszam.

Zanim jednak zdążyła się zastanowić nad jego słowami, zjawił się fotograf. Chciał, by pozowali mu do zdjęcia, karmiąc się nawzajem. Poczuła zakłopotanie, widząc w otwartych ustach Claya błyszczący koniuszek jego języka, który tak niedawno znajdował się w jej ustach.

Przyjęcie trwało. Catherine nie mogła jednak zjeść już ani kęsa. Clay dolał jej szampana, a ona rzuciła się na niego łapczywie, jak żeglarz, który rzuca się w morze z płonącego statku. Poczuła lekkość i wirowanie w głowie.

Znowu zaczęto uderzać w kieliszki i Clay wstał, pociągając ją za ramię. Tym razem poszło łatwiej, szampan uderzył jej do głowy i pozbyła się wszelkich zahamowań, i gdy Clay całował ją, poczuła mrowienie na plecach. A niech im tam, pomyślała panna młoda, dajmy im to, na co czekają, i zapomnijmy o całej sprawie. Tak więc włożyła w to trochę więcej serca – nie mówiąc o języku, który znalazł równorzędnego partnera w ustach Claya. Posunęła się nawet do tego, że czule głaskała go po głowie, jakby w oszołomieniu, ale i zachwycona własną śmiałością.

Clay zaśmiał się jej w oczy.

– Dobra robota, pani Forrester.

– Pańska również, panie Forrester. – Zbyt jednak była świadoma jego bioder ocierających się o nią przez aksamit sukni i tego, że lekko zaokrąglonym brzuchem dotyka jego brzucha. – Nie powinieneś mi już dolewać szampana.

– A niby dlaczego? – Wykrzywił się zabawnie, znacząco unosząc brew. Delikatnie przesunął w dół dłonie, opierając je na jej biodrach. Catherine zastanawiała się, czy to wyobraźnia płata jej figla, czy też rzeczywiście na chwilę przysunął się bliżej? Doszła jednak do wniosku, że to wyobraźnia. W końcu odgrywał przedstawienie – tak jak i ona – na użytek wszystkich gości.

Na szklanym wózku wjechał weselny tort. Był to wielopiętrowy twór ze żłobionymi kolumnami, gołąbkami, trzymającymi wstążki w swych cukrowych dziobkach, i wywołał głośne westchnienie podziwu, które sprawiło Angeli ogromną przyjemność. Ręce Claya i Catherine zostały związane na nożu ogromną kokardą z białego jedwabiu. Zabłysły flesze, nóż przeciął tort, a pannę młodą pouczono, że ma nakarmić pana młodego. Clay nie tylko zjadł tort, ale zlizał lukier z jej palców, podczas gdy jego szare oczy zwęziły się w uśmiechu. Catherine miała niegrzeczne myśli i szybko odwróciła wzrok.