– Dzięki, że pozwoliłeś mi się wygadać. Lepiej się teraz czuję.

Mrugnął do niej porozumiewawczo.

– Naprawdę pod wieloma względami jesteś dziecinką – powiedział, kładąc swoją dłoń na jej dłoni.

ROZDZIAŁ 17

W ten wczesny wieczór światła z okien domu Forresterów rzucały na śnieg złote plamy. Kolumny przed wejściem otaczała wspaniała kompozycja z kolb kukurydzy, szkarłatnych liści i wąsatych kłosów pszenicy, przewiązanych długimi wstążkami, które powiewały na łagodnym wietrze. Na całą tę scenerię opadał miękko śnieg. Catherine wydała cichy okrzyk zdziwienia, widząc ubranego w liberię portiera, który zamiatał podjazd.

Zrozumiała, że to robota Angeli i zastanawiała się, jakie jeszcze przygotowała niespodzianki. Starała się zwalczyć ogarniające ją uczucie, że to jej dom. Przecież to nie mogło dziać się naprawdę. Zapach gardenii był jednak prawdziwy, a diament na palcu tak wielki, że nie mogła włożyć rękawiczki. Przywoływanie zdrowego rozsądku na niewiele się zdało. Nadal odczuwała przyprawiający ją o dreszcze niepokój.

Portier z uśmiechem otwierał drzwi, podczas gdy Catherine walczyła ze zwariowanym uczuciem, że wysiada z zaprzężonej w cztery konie karety.

Przez otwarte drzwi ujrzała jeszcze jedną scenę jak z bajki: brązowo – żółte kwiatowe kompozycje, przetykane wstążkami, opadały kaskadami z balustrady schodów. Pojawiła się Angela, a tuż za nią Ada. Obejmując Catherine szepnęła konspiracyjnym tonem:

– Idź szybko na górę. Nie chcemy, żeby cię ktoś tutaj zobaczył.

– Ale Steve… – Catherine próbowała spojrzeć przez ramię, zaskoczona, że tak szybko każą jej przejść przez ten oszałamiający hol, nie pozwalając się nim zachwycić. Angela roześmiała się dźwięcznie, jakby rozumiała Catherine.

– Nie martw się o Steve'a. Wie, co ma robić.

Na chwilę musiała rozstać się z kwiatowymi cudami. Kiedy obejrzała się, dostrzegła dwie pokojówki w białych czapeczkach, które przechylały się przez balustradę, by wbrew zakazowi spojrzeć na pannę młodą.

Szaleństwo trwało. Angela zaprowadziła Catherine do równie oszałamiającej sypialni, ozdobionej różowymi falbankami i długimi zasłonami. Na podłodze leżał bladoróżowy dywan, pod ścianą stało wspaniałe łoże z mosiężnymi ozdobami i toaletka z lustrem. Falbaniaste poduszki, nadające pokojowi dziewczęcy charakter, zdawały się potwierdzać młodzieńczość Angeli.

Kiedy drzwi się za nimi zamknęły, Angela natychmiast ujęła obie dłonie Catherine.

– Wybacz staroświeckiej matce jej kaprysy, moja droga, ale nie chciałam ryzykować, że wpadniesz gdzieś na Claya. – Angela uścisnęła jej wilgotne dłonie. – Wyglądasz ślicznie, Catherine, prześlicznie. Jesteś zdenerwowana?

– Tak… ja… to… – Catherine rzuciła spłoszone spojrzenie w stronę drzwi. – Te kwiaty na dole… i portier!

– Czy to nie ekscytujące? Nie przypominam sobie przyjęcia, którego przygotowanie sprawiłoby mi tyle radości. Także jestem trochę podniecona. Mogę ci zdradzić sekret? – Znowu uśmiechnęła się konspiracyjnie, a następnie odwróciła, żeby i Adę dopuścić do tajemnicy. – Clay także.

Wydało się jej to takie nieprawdopodobne, że aż wyrwał jej się okrzyk:

– Naprawdę?

– Ach! Cały dzień doprowadzał nas do utraty zmysłów, zamartwiając się, czy jest wystarczająco dużo szampana i czy na czas dostarczą kwiaty, i czy nie zapomnieliśmy o umieszczeniu rodziny cioci Gertie na liście gości. Zachowuje się jak typowy pan młody, co mnie niezmiernie raduje. – Następnie Angela lekko popchnęła Adę w stronę drzwi. – Teraz na chwilę zostawimy cię samą. Chcę pokazać twojej matce tort i prezenty. Wszystko, czego będziesz potrzebować, znajdziesz w łazience, a jeśli nie znajdziesz, zawołaj pokojówkę. Chodź, Ado, zasługujemy chyba na kieliszek sherry dla uspokojenia nerwów.

Zanim jednak wyszły, pokojówka otworzyła drzwi i wprowadziła zadyszaną Bobbi, z przewieszoną przez ramię plastikową torbą na ubrania. Wszystkie całowały się pospiesznie, witały, zaczęły wieszać suknie i wymieniać uwagi na temat przygotowań na dole.

– Do zobaczenia, Catherine. – Angela machając jej ręką ostrzegła: – Pamiętaj, nie wolno ci wyjść z tego pokoju, dopóki po ciebie nie przyjdę.

– Proszę się nie martwić. Dopilnuję tego – obiecała Bobbi.

Kiedy Catherine i Bobbi zostały same, popatrzyły na siebie, potem uśmiechnęły się szeroko i jeszcze raz uściskały.

– Widziałaś, co się tam na dole dzieje?! – wykrzyknęła Bobbi.

Catherine, ponownie spanikowana, położyła rękę na łomoczącym sercu.

– Nawet mi nie mów. Już i tak kręci mi się w głowie. To wszystko jest nieprawdopodobne!

Nawet w najśmielszych snach nie marzyła, że jej ślub będzie dokładnie taki, w jaki dawno temu bawiły się z Bobbi. A jednak tak było. Kiedy stały w buduarze, wymieniając głupie uwagi, chichocząc co chwila, każda z nich zdała sobie z tego sprawę. Do drzwi zapukała pokojówka z pytaniem, czy nie trzeba jeszcze odprasować którejś z sukien. Odprawiły ją i weszły do łazienki, żeby poprawić sobie fryzury, jeszcze raz spryskać włosy lakierem i roześmiać się do swych odbić w dużym lustrze. Rozległo się jeszcze jedno pukanie i w drzwiach pojawiła się pokojówka z dwoma pudłami, w których znajdowały się bukiety. Położyły je na stole i spojrzały na białe pudła.

– Ty pierwsza – powiedziała Catherine, przykładając do brody zaciśnięte dłonie.

– Och, nie, nie tym razem. Nie jesteśmy już bawiącymi się ośmiolatkami. Ty pierwsza!

– Wobec tego otwórzmy je razem.

Tak też zrobiły. W pudle Bobbi znajdował się bukiet morelowych róż z długimi pastelowymi wstążkami. Catherine cofnęła się na widok oszałamiającego bukietu z białych gardenii i morelowych róż w przezroczystej torbie, na której osiadły krople rosy. Bobbi patrzyła, jak przyjaciółka przyciska dłonie do policzków, na chwilę przymyka oczy, otwiera je i stojąc nieruchomo wpatruje się w kwiaty. Bobbi pochyliła się, wysunęła szpilkę z perłową główką i wyjęła z opakowania ogromny bukiet, pozwalając, by pokój wypełnił cudowny zapach kwiatów. Jedną gardenię wpięła Catherine we włosy. Jej kuzynka nadal jednak nie była w stanie się poruszyć.

– Och, Cath, jesteś piękna. Bobbi podniosła bukiet, Catherine zanurzyła w nim twarz i wyszeptała:

– Nie zasługuję na to wszystko.

– Oczywiście, że zasługujesz. – Głos Bobbi przepełniało uczucie. – To jest dokładnie to, o czym marzyłyśmy, Cath. Jednej z nas się udało, a wszystko okazało się jeszcze wspanialsze niż nasza gra.

– Nie mów tak.

– Nie wnikaj w to, Catherine, po prostu ciesz się każdą chwilą.

– Ale ty nie wiesz…

– Wiem. Uwierz mi, wiem, że myślisz teraz o tym, jak ty i Clay zaczęliście swoją znajomość.

– Cały czas chciałaś, żebym wyszła za Claya Forrestera, prawda, Bobbi?

– Chciałam dla ciebie czegoś dobrego. Gdybym to ja trzymała ślubny bukiet, byłabym w euforii, a nie w depresji.

– Nie jestem w depresji, naprawdę nie. Tylko że to przeszło moje oczekiwania i wszystko stało się tak nagle.

– Po co się tak dręczysz? Catherine, czy raz – tylko ten jeden raz – nie możesz przyjąć manny, która spada ci z nieba? Tak nawykłaś do życia w piekle, że niebo cię przeraża. No już, uśmiechnij się! I powiedz sobie, że poprosił cię, byś za niego wyszła, ponieważ tego pragnął. Wszystko będzie dobrze. Clay jest jednym z najsympatyczniejszych facetów, jakich znam, ale zabiję cię, jeśli powtórzysz to Stu.

W końcu Catherine uśmiechnęła się, jednak opinia Bobbi o Clayu zrobiła na niej większe wrażenie, niż chciała przyznać.

Wyjęły suknię z opakowania. Luksusowy aksamit był prawdziwy. Bobbi podniosła suknię wysoko, żeby Catherine mogła ją nałożyć. W tym momencie jakiś dźwięk – brzmiący jak harfa – dobiegł z dołu.

– Co to? – Bobbi nadstawiła uszu.

– Nic nie słyszę. – Głowa Catherine uwięzła w sukni.

Kiedy Catherine wyłoniła się z niej, obie z Bobbi nadsłuchiwały wyciągając szyje niczym szpaki, gdy wypatrują robaków. Patrzyły na siebie z niedowierzaniem.

– To brzmi jak harfa!

– Harfa?

– A nie? Obie znowu zaczęły nadsłuchiwać.

– Na Boga, tak!

– To sprawka Angeli.

Obie wybuchnęły śmiechem i Catherine, cała drżąca, wciągnęła suknię na siebie. Miała wilgotne dłonie, nie śmiała jednak wytrzeć ich w aksamit.

– Bobbi, boję się śmiertelnie.

– Dlaczego? Jesteś główną atrakcją wieczoru i wyglądasz pięknie. Możesz być z siebie dumna!

Bobbi z przejęciem zapinała zamki i guziczki jej sukni, po czym stanęła za Catherine i rozłożyła na różowym dywanie tren. Catherine zobaczyła się w lustrze, przycisnęła dłonie do brzucha i zapytała:

– Czy to bardzo widać? Bobbi odsunęła ręce kuzynki i zganiła ją:

– Och, na Boga, przestań! – Po czym z błyskiem w oczach, wręczając Catherine bukiet, powiedziała: – Zasłoń brzuch kwiatami.

Catherine zrobiła urażoną minę i obie wybuchnęły śmiechem. Dźwięki dochodzące z dołu stały się wyraźniejsze, a z łagodnymi tonami muzyki mieszał się szum głosów.

Drzwi się otworzyły i stanęła w nich Inella z małą paczuszką owiniętą w folię.

– Ależ pani ślicznie wygląda, panno Catherine – powiedziała z szerokim uśmiechem. – Mam zaszczyt przekazać to pani od narzeczonego. – Podała paczkę Catherine, która patrzyła na nią szeroko rozwartymi oczyma, po czym niepewnie wyciągnęła rękę, cofnęła ją, aż w końcu przyjęła podarunek.

– Co to jest?

– Nie wiem, panienko. Może panienka otworzy paczuszkę i zobaczy?

Catherine spojrzała niepewnie na Bobbi.

– Inella ma rację, otwórz ją! Umieram z ciekawości!

– Ale jeśli to… – Przerwała, zanim powiedziała „kosztowne”.

Małe etui mogło zawierać tylko biżuterię. Spoczywało na jej dłoni, podczas gdy ona zastanawiała się, czemu Clay jej to zrobił. Patrzyła niepewnie to na Bobbi, to na Inellę. Szybko zerwała opakowanie, które skrywało małe aksamitne pudełeczko. Serce waliło jej jak młotem i zaschło jej w gardle. Podniosła wieczko. Wewnątrz nie zabłysły klejnoty, nie ujrzała pierścionka. Na aksamitnym podłożu leżał mosiężny klucz. Nie było żadnego liściku, żadnych wskazówek. Catherine westchnęła.