Bobbi nie była zdziwiona, kiedy następnego dnia otworzyła drzwi i zobaczyła Claya Forrestera.

– Muszę z tobą porozmawiać – powiedział bez wstępów. – Możemy się przejechać?

– Jasne, ale to się na nic nie zda.

– Wiesz, gdzie ona jest, prawda?

– Może… Kto chce to wiedzieć, jej stary?

– Ja.

– Trochę na to za późno, Clay.

– Posłuchaj, czy możemy gdzieś pojechać i napić się kawy?

Bobbi przyglądała mu się przez chwilę, po czym wzruszyła ramionami i odparła:

– Poczekaj, wezmę sweter. Corvetta stała przy krawężniku. Bobbi spojrzała na nią z uznaniem i natychmiast pomyślała o głupocie Catherine, która nie starała się wykorzystać takiej sytuacji, choćby tylko finansowo. Przyglądając się, jak Clay obchodzi auto, Bobbi nie mogła powstrzymać się od myśli, że gdyby znajdowała się na miejscu Catherine, nie miałaby nic przeciwko wykorzystaniu Claya Forrestera na więcej niż jeden sposób.

Pojechali do małej kafejki „U Greena”, gdzie zamówili kawę, po czym siedzieli skrępowani, unikając swoich spojrzeń, dopóki jej nie podano. Clay nachylił się nad swoją filiżanką; wyglądał na roztargnionego. Zaciskał nerwowo szczęki, nad prawym łukiem brwiowym miał opatrunek.

– Ładnego masz siniaka, Clay. – Bobbi popatrzyła na niego i skrzywiła się.

– Ta sprawa zaczyna wymykać się spod kontroli, Bobbi.

– Jej stary zawsze był poza kontrolą. Jak ci się spodobał?

Clay pociągnął łyk kawy i spojrzał na nią znad filiżanki.

– Nie reprezentuje raczej mojego wzorca teścia – powiedział.

– Po co ci więc Catherine?

– Posłuchaj, chodzi tu o rzeczy, o których nie chcę teraz dyskutować. Chcę jednak, żeby na początek przyjęła ode mnie trochę pieniędzy po to, by jej stary zostawił mnie w spokoju. On nie spocznie, dopóki nie zobaczy paru dolarów, ale niech mnie licho porwie, jeśli dam mu choć pensa. Chcę tylko, żeby Catherine przyjęła pieniądze na wydatki szpitalne, swoje utrzymanie czy coś takiego. Czy wiesz, gdzie ona jest?

– A jeśli wiem? – W jej głosie zabrzmiała nuta wyzwania. Clay przyglądał się jej przez chwilę, po czym odchylił się w tył, bawiąc się uszkiem filiżanki.

– Pewnie myślisz, że zasłużyłem na parę kopniaków, tak?

– Może tak. Kocham ją.

– Czy powiedziała ci, że zaproponowałem, iż zapłacę za to, co powinienem?

– Powiedziała także, że proponowałeś jej pieniądze na skrobankę. – Kiedy nic na to nie odpowiedział, Bobbi ciągnęła dalej: – Przypuśćmy, że właśnie teraz to robi? – Przez chwilę przyglądała mu się uważnie i dostrzegła na jego twarzy strach. Dodała z ironią: – Sumienie nie daje ci spokoju, Clay?

– Masz rację, cholera. Jeśli sądzisz, że chcę się z nią zobaczyć tylko po to, żeby Anderson się ode mnie odczepił, to się mylisz. – Zamknął oczy i przez chwilę ściskał nasadę nosa, po czym wyszeptał: – Boże, nie mogę przestać o niej myśleć.

Bobbi przyglądała mu się sącząc kawę. Podbite oko i posiniaczona szczęka w dziwny sposób podkreślały urodę Claya Forrestera. Bobbi trochę zmiękła, widząc zmartwienie malujące się w jego oczach.

– Nie wiem, dlaczego czuję się zmuszona ci to powiedzieć, ale z nią jest wszystko w porządku. Po prostu realizuje swój plan. Catherine jest silna.

– Zdałem sobie z tego sprawę owego wieczoru, kiedy z nią rozmawiałem. Większość dziewcząt w jej sytuacji przyszłaby do mężczyzny na kolanach, ale nie ona.

– Przeszła twardą szkołę. Wie, jak sobie radzić bez niczyjej pomocy.

– Więc nie powiesz mi, gdzie jest? – zwrócił na nią błagalne spojrzenie, sprawiając, że Bobbi niezmiernie trudno przyszła odpowiedź odmowna.

– Dałam jej słowo.

– W porządku. Nie będę zmuszał cię, byś je złamała, ale czy zrobisz coś dla mnie? Powiedz Catherine, że jeśli będzie czegoś potrzebowała – czegokolwiek – niech mi da znać. Powiedz jej, że chciałbym z nią porozmawiać, że to ważne, i zapytaj ją, czy mogłaby zatelefonować do mnie do domu jutro wieczorem.

– Przekażę jej to, ale za nic nie ręczę. Jest uparta… Prawie tak uparta jak jej stary.

Clay wbił wzrok w filiżankę.

– Posłuchaj, ona jest… – Przełknął ślinę, znowu podniósł wzrok i ze ściągniętymi zmartwieniem brwiami zapytał: – Ona nie zamierza zrobić skrobanki?

– Nie. Clay w widoczny sposób rozluźnił się.

Tego wieczoru Bobbi zaczęła rozmowę, mówiąc:

– Clay przyszedł się ze mną zobaczyć. Catherine właśnie odgarniała włosy z czoła. Zamarła w tym geście. Miała wrażenie, że jej serce również zamarło.

– Nie powiedziałaś mu?

– Nie, skomplementowałam tylko jego siniak. Twój tatuś rzeczywiście miał poważne zamiary!

Catherine z dużym wysiłkiem oparła się pokusie zapytania, czy Clayowi nic się nie stało.

– Jestem pewna, że nie przyszedł po to, żeby ci pokazać swoje rany bitewne. Czego chciał? – zapytała sztucznie rzeczowym tonem.

– Dowiedzieć się, gdzie jesteś. Chce z tobą porozmawiać.

– O czym?

– Cóż, jak myślisz? Cath, on nie jest taki zły. Nawet się nie żalił, że został pobity. Sprawia wrażenie, że autentycznie martwi się o ciebie i chce jakoś zabezpieczyć dziecko, to wszystko.

– Do diabła z nim! – wykrzyknęła Catherine, rzucając zaniepokojone spojrzenia i upewniając się, że nikt jej nie słyszy.

– Dobrze, dobrze! Jestem jedynie posłańcem. Chce, żebyś zadzwoniła do niego do domu dzisiaj wieczorem.

Zapadła cisza. Catherine zbyt jasno zobaczyła w myślach jego dom, z całym tym wygodnym luksusem, z płonącym o zmierzchu kominkiem, ubranymi elegancko rodzicami i pogwizdującym Clayem, Clayem o włosach koloru jesiennych liści. Catherine poczuła zagrażającą jej słabość, jednak oparła się jej.

– Cath, słyszałaś mnie?

– Słyszałam.

– Nie zamierzasz jednak do niego zatelefonować?

– Nie.

– Powiedział, że koniecznie musi z tobą o czymś porozmawiać. – W głosie Bobbi dał się słyszeć proszący ton. – Posłuchaj, Cath, on mnie zaskoczył. Myślałam, że będzie się starał wydobyć ze mnie, gdzie się znajdujesz, ale nie. Powiedział, że nie ma zamiaru łamać twojego postanowienia.

– Bardzo budujące – skomentowała sucho Catherine, przypominając sobie zatroskanie malujące się na twarzy Claya, kiedy wysiadała z jego samochodu.

– Może to nielojalnie, ale zaczynam myśleć, że tak.

– Co, naprawdę?

– Cóż, czy rzeczywiście tak trudno w to uwierzyć? On naprawdę sprawia wrażenie… no, zatroskanego. Nie sądziłam, że będzie się tak zachowywał. Zaczynam się zastanawiać, co zrobiłby Stu, gdyby znalazł się w jego sytuacji. Sądzę, że uciekłby, gdzie pieprz rośnie. Posłuchaj, dlaczego nie dasz Clayowi szansy?

– Nie mogę. Nie chcę jego troski i nie zamierzam do niego telefonować. Nic dobrego by z tego nie wynikło.

– Prosił, żeby ci powiedzieć, że jeśli czegoś potrzebujesz, to on chętnie da na to pieniądze.

– Wiem. Już mi to proponował. A ja odpowiedziałam, że nic od niego nie chcę.

– Cath, czy rzeczywiście sądzisz, że mądrze postępujesz?

– Bobbi… proszę.

– Do diabła, on jest nadziany. Dlaczego trochę go nie skubnąć?

– No, teraz mówisz jak mój stary!

– W porządku, Cath, to twoje dziecko. Zrobiłam to, o co mnie prosił – przekazałam ci wiadomość. Zadzwoń dziś wieczorem. Od tej rozmowy wiele zależy. No, a jak tam jest?

– Naprawdę nie jest źle, wiesz? – Po czym, odpędzając od siebie myśli o Clayu Forresterze, dodała: – Nie ma tutaj mężczyzn i to już jest plus.

Głos po drugiej stronie słuchawki przybrał proszący ton:

– Hej, Cath, nie ustawiaj się tak. Nie wszyscy mężczyźni są tacy jak twój ojciec. Na przykład Clay Forrester…

– Bobbi, odnoszę wrażenie, że przechodzisz na drugą stronę.

– Nie przechodzę na drugą stronę. Jestem pośrodku, więc widzę lepiej. Zawsze będę po twojej stronie, nic nie mogę jednak na to poradzić, że uważam, iż przynajmniej powinnaś do faceta zatelefonować.

– Ani mi to w głowie! Nie chcę Claya Forrestera ani jego pieniędzy!

– Już dobrze, dobrze! Wystarczy! N i e zamierzam tracić czasu, kłócąc się z tobą na ten temat, bo wiem, jaka potrafisz być uparta.

Catherine tak pochłonęła rozmowa z Bobbi, że nie zauważyła, jak trzy dziewczyny przeszły o b o k niej do kuchni, a stamtąd doskonale można było podsłuchać. Kiedy odłożyła słuchawkę, wróciła do swojego pokoju, bardziej wstrząśnięta tym, co usłyszała od Bobbi, niż chciała się przyznać. Tak łatwo byłoby się poddać, przyjąć pieniądze od Claya lub też upomnieć się o moralne wsparcie od niego w czasie czekających ją trudnych miesięcy, bała się jednak, że gdyby skorzystała z jego pomocy, miałby nad nią władzę, miałby wpływ na decyzje dotyczące jej przyszłości, decyzje, których jeszcze nie podjęła. Lepiej było pozostać tutaj, g d z i e życie było przyjemniejsze niż tam, skąd odeszła. W Horizons nikt nikogo nie osądzał, gdyż wszyscy płynęli tą samą ł o d z i ą.

Tak przynajmniej im się zdawało.

ROZDZIAŁ 5

Napięcie w rodzinie Forresterów narastało, ponieważ miejsce pobytu Catherine nadal pozostawało nieznane. Angela chodziła ze ściągniętymi ustami, a Clay często dostrzegał we wpatrzonych w niego oczach ból. Herba Andersona wypuszczono z aresztu po dwudziestu czterech godzinach, nie stawiając mu żadnych formalnych zarzutów. Konieczność puszczenia mu wszystkiego płazem bardzo drażniła zarówno Claya, jak i jego ojca.

Anderson opuszczał areszt w bardzo dobrym nastroju.

– Mam tych skurwysynów w garści i nie puszczę, dopóki nie wycisnę z nich trochę zielonych! – mamrotał pod nosem. Kiedy dotarł do domu, Ada stała pośrodku pokoju i czytała jakąś kartkę. Podniosła wzrok, zaskoczona jego widokiem.

– Cóż to, Herb, wypuścili cię?

– Masz cholerną rację, tak, wypuścili mnie. Ci Forresterowie wiedzą, co dla nich dobre. Gdzie jest dziewczyna? – Oczy miał nabiegłe krwią, ręce owinięte teraz już brudnym bandażem. Wionęło od niego przetrawionym dżinem.