Dokładnie w tym momencie Clay odebrał dzwoniący telefon i usłyszał w słuchawce ryk Andersona:

– Gdzie, do diabła, jest moja córka, kochasiu?! – Forresterowie nie słyszeli rozmówcy, ale domyślili się, kto i co mówi.

– Nie ma jej tutaj. – Pomiędzy odpowiedziami Claya następowały długie przerwy. – Nie wiem… Nie widziałem się z nią, od chwili kiedy zostawiłem ją przed domem wczoraj wieczorem… Niech pan mnie posłucha, panie Anderson! Powiedziałem Catherine, że pieniądze dam jej z przyjemnością ona jednak odmówiła. Nie wiem, czego więcej się pan po mnie spodziewa… To, co pan robi, jest nękaniem i jest karalne!…Chcę porozmawiać z pańską córką, nie mam jednak zamiaru układać się z takim oszustem jak pan. Powtórzę to jeszcze raz, niech nas pan zostawi w spokoju, Anderson! Będę przyjmować telefony jedynie od pańskiej córki, i tylko ona otrzyma ode mnie pomoc finansową. Co się zaś tyczy pana, nie powiedziałbym panu, jak dojść do kolejki po darmową zupę, nawet gdyby umierał pan z głodu! Czy wyrażam się jasno?… Świetnie! Niech ich pan przyprowadzi! Nie ma jej w tym domu! Gdyby tu była, poprosiłbym ją do telefonu… Tak, pańska troska jest bardzo wzruszająca… Nie mam pojęcia…

Nastąpiła dłuższa przerwa, w czasie której Clay odsunął słuchawkę od ucha, z której dobiegał przytłumiony, gniewny głos Herba Andersona. Kiedy Clay zakończył rozmowę, był w równym stopniu zły i zmartwiony.

– Cóż, wygląda na to, że zniknęła – powiedział, opadając na krzesło przy biurku ojca.

– Takie właśnie odniosłem wrażenie – odparł szczerze zmartwiony Claiborne.

– Ten człowiek to szaleniec.

– Zgadzam się. Nie poprzestanie na obraźliwym telefonie. Czy podzielasz moją opinię?

– Skąd mam wiedzieć? – Clay znowu podskoczył, przeszedł przez pokój i zatrzymał się, wzdychając.

– W czasie tej rozmowy Anderson zagroził nam co najmniej czterema czynami karalnymi.

– Czy wiesz, dokąd ta dziewczyna uciekła? – zapytał jego ojciec.

– Niestety. Wszystko, co mi powiedziała, to że ma pewne plany. Nie miałem pojęcia, że zamierza tak szybko zniknąć.

– Czy znasz jakichś jej przyjaciół?

– Tylko jej kuzynkę Bobbi, z którą chodzi Stu.

– Proponuję, żebyś sprawdził, czy nie wie, gdzie jest Catherine, a im szybciej to zrobisz, tym lepiej. Obawiam się, że Anderson nie powiedział ostatniego słowa. Chcę go powstrzymać, zanim sprawa nabierze rozgłosu.

Tymczasem w Omaha, w stanie Nebraska, siostra koleżanki Bobbi Schumaker z pierwszego roku psychologii wrzuciła pocztówkę do skrzynki pocztowej. Została napisana wyraźnym, charakterystycznym pismem Catherine Anderson i zaadresowana do Ady.

Następnego wieczoru Forresterowie siedzieli przy obiedzie, za stołem nakrytym białym adamaszkowym obrusem, brązowymi serwetkami i z płonącymi świecami pośrodku. Inella, pokojówka, podała właśnie kurczaka po kijowsku i wróciła do kuchni, kiedy usłyszała dzwonek u drzwi. Z westchnieniem poszła zobaczyć, kto to. Zaledwie ruszyła klamką, drzwi rozwarły się z hukiem, gwałtownie pchnięte. Gardłowy głos warknął:

– Gdzie on, u diabła, jest? Inella patrzyła zaszokowana szeroko otwartymi oczami, gdy nagle mężczyzna pchnął ją łokciem tak mocno, że wylądowała na balustradzie schodów, przewracając wazę z eukaliptusem. Zanim zdołała się podnieść, Herb Anderson w kurtce z napisem „Bar Warpa” znikał już w salonie, miotając przekleństwa, od których Inelli huczało w uszach.

– Powiedziałem ci, że cię dopadnę, kochasiu, i właśnie mam zamiar to zrobić! – wrzeszczał do zaskoczonej trójki siedzącej przy stole.

Ręka Angeli zatrzymała się w pół drogi do ust. Claiborne upuścił serwetkę, a Clay uniósł się ze swego miejsca. Nim jednak zdołał wstać, dosięgnął go cios w szczękę. Głowa Claya odskoczyła w tył, a przerażający odgłos pięści uderzającej w twarz jej syna sprawił, że Angela krzyknęła i poszukała pomocy u swojego męża. Clay zatoczył się i upadł wraz z krzesłem na podłogę, a wtedy mężczyzna w czerwonej ortalionowej kurtce rzucił się na niego. Zanim Claiborne zdołał zatrzymać rękę Andersona, ten zadał drugi cios. Stojąca w drzwiach Inella krzyknęła, po czym zakryła usta dłońmi.

– Na Boga, wezwij policję! – krzyknęła Angela. – Pospiesz się!

Inella pędem wybiegła z pokoju.

Claiborne zdołał złapać szaleńca za ramię i zakręcić nim młynka, tak że ciężki mężczyzna zatoczył krąg i grzmotnął plecami o krawędź stołu. Kryształowe puchary, kieliszki na wodę i świeczniki przewróciły się. Obrus zapalił się, kiedy rozlał się na nim wosk ze świec, jednak Angela, nie bacząc na nic, usiłowała razem z mężem powstrzymać atak napastnika. Clay podniósł się z krwawiącym nosem, zaskoczony, nie na tyle jednak, żeby z satysfakcją nie uderzyć Andersona pięścią w brzuch. Pozbawiło go to tchu, skulił się, a wtedy Angela złapała go za włosy i szarpnęła najmocniej, jak potrafiła. Clay wyglądał jak szaleniec, na jego twarzy malowała się furia, gdy przytrzymywał wykręcone ręce Andersona, a kolanem przyciskał do podłogi plecy w czerwonej kurtce. Ogień na stole rozprzestrzeniał się, na szczęście do pokoju wpadła Inella, i przewróciła wazon z chryzantemami, żeby ugasić płomienie. Stała, przyciskając dłonie do ust, po policzkach spływały jej łzy.

– Policja już jedzie.

– Ach, na Boga, niech się pospieszą – modliła się Angela.

Szok wywołany napaścią powoli ustępował. Forresterowie spoglądali po sobie ponad pokonanym mężczyzną. Angela dostrzegła rozcięcie na szczęce Claya i jeszcze jedno nad prawym okiem.

– Clay, nic ci nie jest?

– Wszystko w porządku… Tato, co z tobą?

– Dopadnę was, bogate skurwysyny! – wyklinał Anderson, z twarzą przyciśniętą do żółtego dywanu. – Cholera! Puść moje włosy!

W odpowiedzi Angela pociągnęła go jeszcze mocniej.

Przed domem zawyły syreny. Inella wybiegła do holu. Przez drzwi, nadal stojące otworem, wbiegali policjanci w granatowych mundurach, mijając drżącą pokojówkę.

Anderson został szybko zakuty w kajdanki i zmuszony do pozostania na podłodze, ale cały czas przeklinał i rzucał groźby pod adresem rodziny Forresterów. Pokój wypełniała woń spalenizny. Policjanci dostrzegli zwęglony obrus, przewrócone naczynia oraz kwiaty rozsypane na stole i na podłodze.

– Czy coś się komuś stało? Wszyscy spojrzeli najpierw na Angelę, która z płaczem rzuciła się w ramiona męża.

– Angie, nic ci nie jest? – zapytał z troską, ona jednak tylko potrząsała głową, wtulona w pierś męża.

– Czy znają państwo tego człowieka? – zapytał policjant.

– Spotkaliśmy go tylko raz, przedwczoraj.

– Co się tu zdarzyło?

– Wdarł się siłą i napadł na mojego syna, gdy jedliśmy obiad.

– Jak się nazywasz, chłopie? – Policjant zwrócił się do Andersona, który teraz klęczał na podłodze.

– Niech pan zapyta ich, jak się nazywam, żeby tego nigdy nie zapomnieli! – Ze złością kiwnął głową w stronę Claya. – Niech pan zapyta tego kochasia, kim jestem. Jestem ojcem dziewczyny, której zrobił dziecko!

– Czy chce pan złożyć skargę? – zwrócił się policjant do Claiborne'a.

– A co ze mną? – zawył Anderson. – To ja jestem poszkodowany. Ten skurwysyn…

– Zaprowadź go do radiowozu, Larry. Będziesz miał okazję odpowiedzieć później, Anderson, kiedy zapoznasz się z przysługującymi ci prawami.

Policjant poderwał Andersona na nogi i popychając przed sobą poprowadził go do frontowych drzwi. Na dachu samochodu nadal obracało się czerwone światło, a z radiostacji dobiegał skrzekliwy głos dyspozytora. Anderson został zamknięty w zakratowanej tylnej części wozu, skąd miotał oskarżenia przeciw rodzinie Forresterów, które policjant siedzący na przednim siedzeniu ignorował i nadal zapisywał coś w notatniku.

Tuż przed kolacją następnego dnia w Horizons zadzwonił telefon. Ktoś krzyknął:

– To do Anderson! Zbiegając po schodach, Catherine wiedziała, że może to być tylko Bobbi.

– Słucham?

– Cath, czytałaś dzisiejszą gazetę?

– Nie miałam czasu, byłam na zajęciach.

– Szkoda. Catherine ogarnęło przerażające przeczucie, że jej obawy się urzeczywistniły, że Herb Anderson wyładował na żonie całą swoją wściekłość.

– Czy mama…

– Nie, nie, z nią wszystko w porządku. Chodzi o Claya. Twój stary wdarł się wczoraj wieczorem do ich domu i uderzył Claya.

– Co?

– Nie żartuję, Cath. Wdarł się tam i napadł na niego. Przyjechała policja i zawlekli słodkiego starego wuja Herba do więzienia.

– Och, nie. – Catherine przyłożyła koniuszki palców do ust.

– Pomyślałam, że pewnie będziesz chciała o tym wiedzieć.

Catherine zawahała się przez chwilę, po czym zapytała:

– Czy… czy Clayowi coś się stało?

– Nie wiem. W gazecie nic o tym nie napisali. Sama możesz przeczytać. Artykuł jest na ósmej stronie porannej „Tribune”.

– Czy rozmawiałaś z moją matką?

– Tak, wszystko u niej w porządku. Rozmawiałam z nią wczoraj wieczorem, musiało to być wtedy, kiedy twój tata był w Edinie. Robiła wrażenie, jakby była szczęśliwa, że wyjechałaś. Powiedziałam jej, żeby się nie martwiła, bo jesteś bezpieczna i wkrótce otrzyma od ciebie wiadomość.

– Czy ona…

– Wszystko u niej w porządku, Cath, tak jak powiedziałam. Zostań tam, gdzie jesteś, i nie pozwól, żeby to wydarzenie zmieniło twoją decyzję, dobrze? Clay potrafi zadbać o siebie, a noc spędzona w areszcie może zmiękczyć nawet twojego starego.

Zanim skończyła rozmowę, Bobbi powiedziała coś, o czym poprzednio postanowiła nie mówić Catherine, ale jednak zmieniła zdanie.

– Clay zatelefonował do mnie i zapytał, czy wiem, gdzie jesteś. Skłamałam.

Przez chwilę na linii panowało milczenie, a następnie Catherine powiedziała cicho:

– Dzięki, Bobbi.

Catherine znalazła artykuł w „Minneapolis Tribune” i przeczytała go kilka razy, próbując wyobrazić sobie scenę, jaką wywołał jej ojciec. Chociaż nie widziała jadalni w domu Forresterów, z łatwością potrafiła wyobrazić sobie jej luksusowy wystrój. Przed jej oczami pojawiła się twarz Claya Forrestera, jego szare oczy, ładny zarys szczęki, a następnie uderzająca w nią pięść jej ojca. Ogarnęło ją poczucie winy. Usłyszała głos Claya, kiedy prosił ją, żeby wzięła od niego pieniądze. Gdyby je przyjęła, ojciec by go nie napadł. Wiedziała także, że jej ucieczka zniweczyła nadzieje Herba Andersona na szybkie wzbogacenie się i stanowiła dodatkowe źródło jego wściekłości. Przynajmniej niepohamowany gniew Herba został odwrócony od Ady, jednak sumienie bezlitośnie dręczyło Catherine, dopóki nie ułagodziła go myślą, że w końcu starszy pan Forrester jest adwokatem i z łatwością może zaskarżyć jej ojca za napaść na swojego syna, na co Herb zasłużył sobie w zupełności. Ta myśl sprowadziła przelotny uśmiech na wargi Catherine.