Nie odpowiedziała. Odwróciła się, otworzyła drzwi i wybiegła. Miała teraz wiele powodów, by mu nie wierzyć. Co miał na myśli, mówiąc, że ją kocha? A jednak, kiedy prosił ją, by mu uwierzyła, była skłonna to uczynić.


*

Gdy Neville otworzył oczy, w pokoju panowały ciemności. Nie wiedział, ile dni upłynęło odkąd został ranny. Czuł się osłabiony. Ramię mu zesztywniało i potwornie bolało. Odwrócił głowę i skrzywił się z bólu. Lily leżała obok niego, z odwróconą ku niemu głową i otwartymi oczami.

– Jeśli to sen, nie mów mi tego. – Uśmiechnął się do niej.

– Gorączka zaczęła opadać dwie godziny temu – powiedziała. – Jesteś głodny?

– Spragniony.

Kiedy wstała z łóżka i poszła w stronę stolika, by nalać mu wody, zobaczył, że ma na sobie tylko cienką koszulkę. Przytrzymała szklankę, kiedy próbował wstać. Zajęło mu to chwilę, ale nie chciał, by mu pomagała. Kiedy wziął od niej szklankę, utworzyła z poduszek oparcie. Skończywszy pić, opadł ostrożnie na łóżko.

– Życie w cywilizacji osłabia, Lily. Gdyby to się stało w Hiszpanii, już bym wrócił na pole bitwy.

– Wiem – odparła.

Poklepał obok siebie miejsce i wziął jej dłoń, kiedy usiadła obok niego.

– Pewnie nikogo nie złapano.

Potrząsnęła głową.

– Nie musisz się bać. – Tak naprawdę nie mógł sobie wyobrazić Lily trzęsącej się ze strachu. – To zapewne jakiś szaleniec, albo wziął cię omyłkowo za kogoś innego. Coś takiego nigdy się już nie zdarzy.

– Zdarzyło się już przedtem.

Przez chwilę nie dotarło do niego, o czym Lily mówi. Poczuł, jak ogarnia go chłód. Nie wierzył w głębi duszy w swe wyjaśnienia, po prostu nie wiedział, co jej powiedzieć. Czyżby ktoś chciał zabić Lily lub jego?

– Ktoś już do ciebie strzelał? – Nie mógł w to uwierzyć.

Potrząsnęła głową.

– Nie strzelał. – Opowiedziała pokrótce o tym, jak na ścieżce rododendronowej zobaczyła czyjąś sylwetkę w ciemnym płaszczu i o uczuciu, które ogarnęło ją w lesie, że znów widzi kogoś ubranego tak samo. Opowiedziała o głazie, który stoczył się z urwiska, kiedy wspinała się na skałę. I o tym, jak była bliska śmierci w Hyde Parku.

– Ktoś chce mnie zabić – skończyła.

– Ale dlaczego? – Skrzywił się. Wiele by dał, by nie być takim okropnie słabym. By jego umysł nie pracował tak powoli.

Potrząsnęła głową i wzruszyła ramionami.

Ktoś chciał ją zabić i niemal mu się udało tego dokonać trzy razy – w tym raz w Newbury.

Pochylił się ku niej, prawie nie czując przenikliwego bólu. Przyciągnął ją do siebie, objął i przytulił.

– Nie – odezwał się, jakby mógł ochronić ją jedynie siłą woli. – Koniec na tym, Lily. Przyrzekam, że to był ostatni raz. Kiedyś nie udało mi się ciebie uratować. To się nigdy nie powtórzy.

– Powinieneś zapomnieć o tej zasadzce w Portugalii. – Musnęła ręką jego policzek. – Uratowałeś mnie w Vauxhall. Masz czyste sumienie.

– Nie pozwolę, by stało ci się coś złego. Daję na to słowo honoru. – Śmieszne słowo w ustach mężczyzny, który nie tylko nie wiedział, że grozi jej śmierć, ale że nawet omal nie straciła życia w jego posiadłości.

Pocałowała go w podbródek.

– Powinieneś teraz odpocząć, jeśli nie chcesz, by wróciła gorączka.

– Lily, połóż się obok mnie – poprosił. – Nie chcę cię stracić z oczu.

Obeszła dookoła łóżko i położyła się obok niego pod przykryciem.

– Odpocznij teraz. Nie powiem nic, dopóki nie wrócisz do sił.

Ujął ją za rękę i spojrzał na nią.

– Pozwól mi się kochać z tobą.

Zawahała się, ale potrząsnęła głową.

– Nie, jeszcze nie, Neville. To nie jest odpowiednia chwila.

Zauważył, że znów się zwraca do niego po imieniu. I chociaż powiedziała nie, dodała, że jeszcze nie. Zamknął oczy i uśmiechnął się. Skąd by, do licha, zebrał siły, gdyby się zgodziła?

– Poza tym nadal jesteś osłabiony – dodała.

– Wrrrr… – Wymruczał, nie otwierając oczu.

Zaśmiała się lekko.

Opiekowanie się nim kosztowało ją z pewnością wiele sił. I mimo spokojnego zachowania, musiała być wyczerpana z niepokoju. W ciągu kilku minut zapadła w sen.

Neville leżał obok niej, patrząc w sufit. Ktoś pragnął jej śmierci? Nie do wiary! Kto to mógł być? Jaki kierował nim motyw? Kto mógłby mieć jakikolwiek powód, by jej nienawidzić? Pomyślał jedynie o Lauren i Gwen. Ale nienawiść, jaką mogły odczuwać, z pewnością nie poprowadziłaby do zbrodni. Poza tym były daleko stąd, Gwen w Newbury, Lauren u dziadka. Jak napisała jego matka, dziewczyna postanowiła wyjechać tam pod wpływem chwilowego impulsu, wkrótce po jego wyjeździe do Londynu, nie chciała jednak, by ktoś towarzyszył jej w podróży.

Ktoś jeszcze?

Nie było nikogo jeszcze.

Czy Lily miała coś, czego ktoś mógł pragnąć? Nie miała nic. Medalionik był jedyną kosztownością, jaką posiadała, nikt nie próbowałby jej zabić tylko dla złotego drobiazgu, kiedy niemal każda rezydencja w Mayfair pełna była kosztowności. Może w plecaku Doyle'a znajdowały się dla niej jakieś pieniądze, ale z pewnością nie była to suma, dla której warto zabijać. Poza tym, nawet jeśli coś tam było, zostało spalone.

Z niewiadomych przyczyn zatrzymał się przy tej myśli.

Czy to możliwe, by Bessie Doyle spaliła wszystko, nie zaglądając do środka? Czy nie zatrzymałaby przy sobie czegoś wartościowego? Czy zostawiła coś oprócz samego plecaka? Wydawała mu się kobietą uczciwą. Nie sprawiała wrażenia osoby, która coś ukrywa – nie mógł w to jakoś uwierzyć.

Nie było jej w domu, kiedy nadeszła paczka. Prawdopodobnie odebrał przesyłkę jej mąż. Zginął w wypadku, zanim wróciła do domu, zostawiając plecak i jego zawartość, rozsypaną w kącie.

Tak, jakby on lub ktoś inny czegoś szukał.

Nagle ogarnął Neville'a chłód i niepokój.

Sierżant Doyle próbował powiedzieć mu coś tuż przed śmiercią. Coś, co powinien powtórzyć Lily i jeszcze komuś. Mówił o plecaku, który zostawił w obozie głównym. Czy to możliwe, że William Doyle znalazł w plecaku coś cennego?

I z tego powodu został zabity?

Nie było jednak sposobu, by znaleźć odpowiedź na te pytania.

To śmieszne, pomyślał niecierpliwie. Jeszcze trochę i stworzy całą powieść grozy. Ale przecież w istocie ktoś trzykrotnie próbował zabić Lily.

I nagle pamięć przywołała myśl jakby znikąd – szczegół, na który wtedy nie zwrócił uwagi. Przyszedł list, powiedziała mu Bessie Doyle, mówiący o śmierci sierżanta Doyle'a. A William, który nie umiał czytać, zaniósł pismo do pastora. Jeśli plecak zawierał list lub paczkę z jakąś wiadomością, czy to też zaniósł na plebanię?

To wszystko jest po prostu niedorzeczne, pomyślał ponownie.

Ktoś jednak pragnął śmierci Lily. I choć wydawało się to niepojęte, musiał być jakiś powód. Wiedział już, co powinien zrobić.

Zacisnął opiekuńczo rękę na dłoni dziewczyny.

Uratuje ją. Choćby miało go to kosztować życie, uratuje ją przed strachem i śmiercią. Nie ustanie, dopóki nie odnajdzie i nie unicestwi tego czegoś lub kogoś, co jej zagraża.

23

Lily ogarnęło przygnębienie. Kiedy gorączka opadła, Neville szybko powrócił do zdrowia, czego można się było zresztą spodziewać po zahartowanym żołnierzu, i dwa dni później powrócił do swej londyńskiej rezydencji. Nazajutrz przybył do nich z krótką wizytą, jedynie po to, by oznajmić, że wyjeżdża z miasta na kilka dni. Nie wyjaśnił ani dokąd się wybiera, ani kiedy mogą się spodziewać jego powrotu, jeśli w ogóle przyjedzie jeszcze do stolicy. Zachowywał się oschle i w sposób niezwykle oficjalny, chociaż przed wyjściem wziął Lily za rękę. Elizabeth również była w tym czasie w pokoju.

– Lily – powiedział. – Przyrzeknij mi, bardzo cię proszę, że nigdy nie wyjdziesz na miasto sama i zawsze będziesz w czyimś towarzystwie, nawet w domu.

Jakąś godzinę później była w bibliotece razem z Elizabeth i markizem Attingsborough oraz dwoma innymi dżentelmenami. Pan Wylie spytał ją w salonie, czy zapisała się do jakiejś miejskiej wypożyczalni, więc markiz poinformował go, że panna Doyle nie umie czytać, ale nie można jej tego mieć za złe, ponieważ jest jedną z najpiękniejszych kobiet w Londynie. Lily postąpiła niemądrze, protestując gwałtownie, że owszem umie czytać.

Joseph uśmiechnął się do niej.

– Ludzie, którzy kłamią, Lily, idą po śmierci prosto do piekła.

– W takim razie udowodnię wam to.

Dlatego właśnie znajdowali się teraz w bibliotece. Dziewczyna zaproponowała, by markiz zdjął z półki jakąś książkę, a ona przeczyta na głos pierwsze zdanie.

– Czy masz jakieś książki z kazaniami, Elizabeth? – spytał markiz, rozglądając się po półkach.

– Wierzę pani na słowo, panno Doyle – powiedział pan Wylie. – Jestem pewien, że czyta pani bardzo dobrze. A nawet, jeśli tak nie jest, to i cóż z tego.

Lily uśmiechnęła się do niego.

– Rycerskie zachowanie wobec dam nigdy nie należało do najmocniejszych stron Josepha, panie Wylie – oznajmiła Elizabeth. – Nie szukaj kazań, Josephie. Nasłucham się ich dosyć na niedzielnej mszy.

– Wstydziłabyś się – wymruczał. – O, co my tu mamy, Wędrówki pielgrzyma. - Teatralnym gestem zdjął z półki oprawny w skórę tom i otworzył go na pierwszej stronie, po czym podał go Lily.

Zaśmiała się i jednocześnie okropnie zaczerwieniła. Poczuła się jeszcze bardziej zakłopotana, kiedy ktoś pojawił się w drzwiach. Ujrzała księcia Portfrey. Widocznie dopiero co przyjechał do miasta i przybył, by przywitać się z Elizabeth.

– Och, Lyndon – zwróciła się do niego pani domu. – Joseph właśnie obraził Lily, insynuując, że jest analfabetką. Lily ma zamiar mu udowodnić, że się myli.

Książę uśmiechnął się i stanął niedaleko wejścia, zakładając ręce na plecach.

– Może się założymy, Attingsborough – zaproponował. – Na pewno przegrałbyś mnóstwo pieniędzy.

– O masz ci los – powiedziała Lily. – Nie czytam jeszcze dobrze. Może nie uda mi się odczytać każdego słowa. – Pochyliła głowę i ujrzała z ulgą, że pierwsze zdanie nie należy do skomplikowanych, poza tym nie zawiera długich wyrazów.