– Czy ktoś złapał tego łajdaka? – Za późno przypomniał sobie o obecności Elizabeth i Lily.

– Harris i Portfrey ruszyli w pościg – wyjaśnił markiz. – Przyszło im z pomocą kilku mężczyzn, Nev. Mogę się założyć, że damy opuszczały Vauxhall szybciej niż ktokolwiek w całej jego historii. Wątpię jednak, czy go znaleźli. Lily powiedziała, że miał na sobie ciemny płaszcz. Pewnie z pięćdziesięciu mężczyzn odpowiadało temu opisowi, między innymi ja i Portfrey.

– Znalazłeś się w złym miejscu, w złym czasie, Neville – powiedziała zimno Elizabeth. – Proszę, doktor Nightingale już skończył. Lily, może odprowadzisz pana doktora do drzwi, a ja i Joseph zdejmiemy z Neville'a resztę ubrań i przebierzemy go w koszulę nocną.

– Nie – odparła Lily. – Zostanę.

– Lily, moja droga…

– Zostanę.

Neville domyślił się, że to Elizabeth poszła ostatecznie odprowadzić lekarza. Tymczasem on przez kilka chwil, które jemu wydawały się godzinami, przeżywał koszmarne męki, kiedy Lily i jego kuzyn zdołali jakoś ubrać go w czyjąś koszulę i zwlec go z łóżka tak, by zdjęto ręczniki, na których leżał. Potem z trudnością położył się w czystej pościeli. Doznał już kilku kontuzji na wojnie w ciągu tych lat. Za każdym razem odkrywał, że nie pamięta, jak okropny może być ból.

Słyszał swój chrapliwy oddech. Pomyślał, że gdyby udało mu się skoncentrować na jego rytmie, mógłby chociaż trochę zapanować nad sytuacją.

– Nie powinniśmy go kłaść na plecach – odezwał się Joseph.

– Nie – usłyszał głos Lily. – Lepiej mu będzie tak. Neville, masz wziąć laudanum, które zostawił lekarz.

– Idź do diabła. – Nagle otworzył oczy. – Och, wybacz.

Skrzywiła usta w uśmiechu.

– Podtrzymam ci głowę.

Zawsze był przeciwny zażywaniu jakichkolwiek lekarstw. Tym razem połknął potulnie całą porcję, za karę, że tak się do niej odezwał.

Wszystko stało się jedną wielką plamą bólu, a potem obraz stopniowo zaczął się rozmazywać. Wydawało mu się, że w pokoju są Elizabeth i Portfrey, jednak nie otworzył oczu, by to sprawdzić i nie zainteresował się szczegółowym sprawozdaniem, że nie odnaleziono śladów mężczyzny z pistoletem. Następnie w pokoju została już tylko Elizabeth i Lily, i niemal pokłóciły się, która zostanie z nim na noc. Ciotka nalegała, że posiedzi przy nim najpierw, a później zastąpi ją gospodyni. Lily nie powinna zostawać z nim sam na sam w jednym pokoju – gdyby tylko potrafił wydobyć się z głębi samego siebie, znalazłby ten argument niewymownie śmiesznym. Lily jest za bardzo znużona. Jest zbyt zdenerwowana, by się nim dobrze opiekować, może pojawić się gorączka, a wtedy przyda się spokój i opanowanie.

Dziewczyna w ogóle nie podjęła dyskusji, po prostu odmówiła opuszczenia pokoju. Szybko zapadł w letarg, kiedy tylko zostali sami, ale otworzył oczy, by sprawdzić, czy się nie myli. Stała przy łóżku, wpatrując się w niego. Nadal miała na sobie elegancką złotą suknię z jedwabiu i tiulu, w którą była ubrana w Vauxhall.

– Nie będziesz przecież siedziała całą noc u mego wezgłowia – usłyszał niewyraźnie wypowiadane przez siebie słowa. – Jeśli masz zamiar zostać, zdejmij suknię i połóż się przy mnie. Jesteś przecież moją żoną.

– Tak. – Nie był w stanie zrozumieć, czy oznacza to zgodę.

Ból znów się pojawił, głucho pulsował w ramieniu. Spuchł mu język. Oddech zaczął się pogłębiać. Poczuł u swego boku ciepło i czyjąś drobną rękę w swej dłoni.


*

Lily obudziła się, kiedy przedświt zabarwił szarością pokój, nieznany pokój. Czuła, jakby obok niej płonął ogień. Ktoś coś mówił.

Neville usprawiedliwiał się przed Lauren. Następnie tłumaczył sierżantowi Doyle'owi, przeklinając strasznie, jak okropne głupstwo zrobił, przyjmując kulę przeznaczoną dla kogoś innego. Potem rozkazywał całemu oddziałowi żołnierzy, by nie ruszali się z przełęczy, by nie zważali na morderczy atak Francuzów ze wzgórz, lecz rzucili się do szukania jego małżeńskich dokumentów. To znów tłumaczył komuś, że na pewno zostanie z Lily sam na sam i niech tylko Elizabeth próbuje go powstrzymywać.

Miał wysoką gorączkę i majaczył.

Lily rozpięła na piersiach jego koszulę i zaczęła obmywać go zimną wodą, kiedy nadeszła Elizabeth. Uniosła lekko brwi, zobaczywszy ubraną jedynie w koszulę dziewczynę, i spojrzała na lewą stronę łóżka, gdzie widać było ślady świadczące o tym, że ktoś tam spał, ale nie odezwała się. Zaczęła jej pomagać. Poinformowała Lily, że odwołała na razie wszystkie lekcje.

Dziewczyna nieugięcie odmawiała opuszczenia pokoju aż do następnego popołudnia. Wiedziała z doświadczenia, że więcej ludzi umierało z powodu gorączki, która wdawała się po zabiegach, niż z odniesionych obrażeń. Rana od kuli nie była groźna, ale gorączka mogła spowodować śmierć. Lily nie chciała opuścić Neville'a. Albo uda jej się przywrócić go do zdrowia, albo będzie przy jego boku w chwili śmierci.

Elizabeth miała jednak rację, trudno było opiekować się człowiekiem, którego darzy się uczuciem. Kiedy ktoś kocha głęboko, wie, że śmierć ukochanego pozostawi ziejącą pustkę, której nigdy nie da się wypełnić. Na domiar złego Lily miała świadomość, że zraniła go kula przeznaczona dla niej. I nikt nie wiedział, dlaczego to się stało.

Nie powiedziała mu, że aż do chwili śmierci będzie go uważała za swego męża, bez względu na to, jakie przeciwności będą stwarzać kościół i państwo, i że nigdy nie przestała tak uważać. Nie powiedziała mu, a teraz było już może za późno.

Rano złapał jej dłoń z gorącym, mocnym uściskiem.

– Powinienem zatrzymać ją u swego boku na czole kolumny, nieprawdaż? – Patrzył na nią oczami błyszczącymi od gorączki. – Nie powinienem powierzać jej bezpieczeństwa innym. Nie powinienem tego robić. Powinienem umrzeć w jej obronie.

– Zrobiłeś, co mogłeś, Neville. – Pochyliła się bliżej. - Nie byłeś w stanie nic innego zrobić.

– Mogłem oszczędzić jej… Czy to prawda, że to los gorszy od śmierci? Wolałbym umrzeć, niż ją na to narażać.

– Nie ma rzeczy gorszej niż śmierć – powiedziała. – Po tej stronie grobu zawsze istnieje promyk nadziei. Tak długo, jak długo pozostawałam przy życiu, mogłam marzyć, że do ciebie wrócę. Kochałam cię. Zawsze cię kochałam.

– Nie mów tak, Lauren. Proszę, nie mów tak, moja droga.

Po południu Lily w końcu dała się przekonać, by pójść do swego pokoju, ale dopiero wtedy, kiedy Elizabeth obiecała, że nie będzie się sprzeciwiać, by dziewczyna znów czuwała przy nim w nocy. Dolly czeka na nią, wyjaśniła Elizabeth, grozi, że wyciągnie swoją panią siłą. Przygotowała gorącą kąpiel i łóżko.

– Obudzę cię, kiedy będzie się coś działo – obiecała. – Jest twardy, Lily. Nic mu nie będzie.

Dobrze wiedziała, że Elizabeth mówi prawdę, ale tu chodziło o jej ukochanego. Tak rozpaczliwie chciała, by żył.

Okazało się, że spała głęboko, bez marzeń sennych, całe cztery godziny. Kiedy zadzwoniła po Dolly, pokojówka poinformowała ją, że książę Portfrey prosi, by poświęciła mu kilka minut, zanim uda się do pokoju rannego.

Lily stanowczo pragnęła zapomnieć o wszystkim, co zdarzyło się w Vauxhall. Łatwiej było to postanowić niż uczynić. Nie chciała rozmyślać nad tą straszną tajemnicą. Nie mogła, nie, nie teraz. Musiała zebrać wszystkie siły dla Neville'a. Jednak strach powrócił, kiedy tylko dowiedziała się, że na dole czeka na nią książę i kiedy przypomniała sobie, że pojawił się nagle w Vauxhall. I miał na sobie długi, ciemny płaszcz.

Mimo to zeszła na dół.

Podbiegł do niej, rozkładając ręce.

– Lily, moja droga! – Na jego twarzy malowało się współczucie.

Dziewczyna cofnęła się do drzwi i za plecami złapała za klamkę.

Opuścił dłonie i zatrzymał się o kilka kroków od niej.

– Niestety nie złapaliśmy go. Tak mi przykro. Czy widziałaś go? Przyjrzałaś mu się? Przypominasz sobie coś jeszcze, oprócz ciemnego płaszcza i pistoletu?

– Czy to był pan? – wyszeptała.

Spojrzał na nią, nic nie rozumiejąc.

– Czy to pan strzelił do Neville'a? – podniosła głos.

Długo nie odzywał się.

– Dlaczego myślisz, że to ja? – spytał w końcu.

– Stał pan na ścieżce rododendronowej. Czy to pan śledził mnie w lesie? To pan zepchnął ten głaz z urwiska, próbując mnie zabić? Czy to pan próbował przejechać mnie w Hyde Parku? Wiem, że w Vauxhall mierzono do mnie, a nie do Neville'a. Czy to był pan? – O dziwo, czuła się zupełnie spokojna. Zauważyła, że pobladła mu twarz.

– Ktoś próbował cię zabić, kiedy byłaś w Newbury? A potem w Hyde Parku?

– Widziałam sylwetkę na ścieżce rododendronowej, ktoś stał nieruchomo i wypatrywał mnie, siedziałam wtedy na drzewie. A kiedy zeszłam, natknęłam się na pana. Dlaczego pragnie pan mojej śmierci?

Zasłonił zamknięte oczy dłonią.

– Jest tylko jedno wyjaśnienie - wymruczał. Otworzył oczy i spojrzał na nią. – Jak na Boga ma to udowodnić? – Zamrugał i popatrzył na nią bardziej przytomnym wzrokiem. – Lily, to nie byłem ja. Przysięgam. Nie chciałbym wyrządzić ci krzywdy. Wręcz przeciwnie. Gdybyś tylko wiedziała… – Potrząsnął głową. – Nie mam dowodów… żadnych. Proszę, uwierz, że to nie ja.

Nagle zrozumiała, że jej podejrzenia są niemądre. Nie wiedziała, czemu w nie uwierzyła. Ale myśl, że ktoś pragnie jej śmierci, również była niedorzeczna. Poza tym trudno byłoby uwierzyć, że najbardziej podejrzana osoba przyzna się swej ofierze, że śledzi ją od ponad miesiąca.

– Jeśli chcesz zachować spokój ducha, uwierz mi, proszę – powiedział książę. – Och, Lily, gdybyś tylko wiedziała, jak bardzo cię kocham.

Znów ogarnął ją strach, przywarła do drzwi, tak że klamka boleśnie wpijała jej się w plecy. O co mu chodzi? Kochają? Jakże to? Był w takim wieku, że mógłby być jej ojcem. Poza tym zabiegał o względy Elizabeth.

Przeczesał palcami siwiejące włosy i odetchnął głęboko.

– Przebacz mi. Nigdy nie zachowałem się równie niestosownie. Idź do Kilbourne'a, Lily, i poproś Elizabeth, by do mnie przyszła. I proszę cię na wszystko, uwierz mi.