Nadszedł jednak czas, kiedy lekcje zaczęły ją nudzić, nie zauważała żadnych postępów, zdawało się jej, że nigdy nie uda się jej zdobyć nawet podstaw edukacji.

Poznała wszystkie litery alfabetu, duże i małe, i potrafiła wszystkie je napisać. Umiała odczytać niektóre słowa, zwłaszcza te łatwiejsze. Czasami wydawało się jej, że potrafi już czytać, kiedy jednak brała książkę z półki w bibliotece Elizabeth, okazywało się, że każda strona to dla niej nadal wielka tajemnica. Nie potrafiła zapanować nad całością, a powolność, z jaką czytała, zabijała jakiekolwiek zainteresowanie i chęć dalszej nauki. Kiedy pewnego dnia wzięła z biurka zaproszenie i odkryła, że kształt pisma różni się od liter, które znała z książek, i że nie potrafi rozpoznać poszczególnych liter, wpadła w rozpacz.

Wytrwała tylko dzięki zaciętości. Nie podda się. Uparła się nawet, że siądzie nad lekcjami nazajutrz po balu, chociaż kiedy wróciły do domu, wstawał już świt i Elizabeth zaproponowała, że wyśle wiadomość do nauczyciela, by nie przychodził.

Lily nie zrezygnowała też z lekcji muzyki tuż po drugim śniadaniu. Fortepian także doprowadzał ją do rozpaczy. Na początku czuła się wspaniale tylko dlatego, że mogła naciskać klawisze i uczyć się nut. Czuła, że w pewien sposób zaczyna odkrywać tajemnice muzyki. Z radością ćwiczyła gamy, uczyła się grać je płynnie, układając poprawnie palce i ręce, siedząc z odpowiednio wyprostowanymi plecami, stopami i głową. To była czysta magia, że mogła grać melodię prawą ręką i mogła wmówić sobie, że gra na fortepianie. Potem jednak nadszedł straszliwy moment, kiedy musiała zacząć używać również lewej ręki i grać obiema jednocześnie, ale nie dokładnie tak samo. Jak mogła podzielić uwagę pomiędzy obydwie dłonie i grać obydwiema poprawnie? Było to podobne do zabawy, w którą bawiły się dzieci dorastające przy wojsku – w tym samym czasie musiały pocierać brzuch jedną ręką i poklepywać się po głowie drugą.

Ale nie ustawała. Nauczy się grać. Prawdopodobnie nigdy tak dobrze by zagrać w salonie dla publiczności, co potrafiła większość dam. Postanowiła jednak, że nauczy się grać poprawnie i mniej więcej melodyjnie dla własnej przyjemności.

Już od pół godziny grała tę samą palcówkę Bacha. Nauczyciel przerywał jej, by wytknąć kolejną pomyłkę lub chwalił, kiedy udało jej się zagrać całość bez potknięcia, a ona czuła, że niedługo wpadnie we wściekłość ciśnie nutami i oznajmi, że nigdy więcej nie dotknie klawiatury fortepianu. Jednak słuchała pilnie jego uwag i próbowała jeszcze raz. Wiedziała, dlaczego jest tak zmęczona – późno położyła się do łóżka i nie mogła zasnąć, myśląc o Neville'u – i taka niespokojna. Miał ją później odwiedzić. Miał dla niej prezent. Czy zdoła patrzeć na niego i nie załamie się, nie okaże, jaka z niej słaba istota?

Grała jednak dalej. Wreszcie udało jej się skończyć melodię nie tylko bez żadnej przerwy, ale i z pewną biegłością. Położyła dłonie na kolanach i czekała na ocenę.

– Wspaniale – usłyszała.

Obejrzała się. Neville stał w otwartych drzwiach salonu razem z Elizabeth, obydwoje wyglądali na zdziwionych i zadowolonych.

– To tak spędzałaś czas, Lily? – spytał.

Wstała i skłoniła się. Gdyby miała pod stopami głęboką, czarną jamę, z chęcią by w nią wskoczyła. Nakryto ją, jak ćwiczyła palcówkę, którą z pewnością zagrałaby o wiele lepiej pięcioletnia dziewczynka. Spojrzała z wyrzutem na swoją pracodawczynię.

– Panie Stanwick – Elizabeth zwróciła się do preceptora. – Sądzę, że Lily zgodzi się już zwolnić pana na dzisiaj. Prawda, Lily?

Dziewczyna skinęła głową.

– Tak, dziękuję, panie Stanwick.

Elizabeth wyszła z nauczycielem, zupełnie niepotrzebnie, by odprowadzić go do drzwi, i nie wróciła od razu.

– Grałaś bardzo ładnie – powiedział Neville.

– To było elementarne ćwiczenie – wyjaśniła. – Zagrałam zaledwie poprawnie, milordzie.

– Tak – odparł poważnie. – Tak było.

W ten sposób odebrał jej broń z ręki. Poczuła się oburzona. Czy powiedział jej komplement, czy też właśnie go wycofał?

– Zaledwie miesiąc… – ciągnął dalej. – To wspaniałe osiągnięcie, Lily. Nauczyłaś się również, jak obracać się w towarzystwie z wdziękiem i łatwością, a także tańczyć. Co jeszcze robiłaś?

– Uczyłam się czytać i pisać – odparła, unosząc podbródek. – W obydwu przypadkach nie robię tego nawet poprawnie, jeszcze nie.

Uśmiechnął się do niej.

– Pamiętam, jak mówiłaś, to było w domku, że uważasz umiejętność czytania i pisania za najwspanialsze na świecie. Teraz widzę, że zaczęłaś spełniać swoje marzenie. A niegdyś myślałem, że wystarczy ci tylko wolność i kojący balsam dzikiej przyrody.

Odwróciła się od niego bokiem i usiadła na taborecie. Nie chciała, by przypominał jej o domku. Te wspomnienia sprawiały jej ból.

– Jak się czuje Lauren? – Czy już pytała go o to zeszłej nocy?

– Dobrze.

Wpatrywała się w wierzch dłoni.

– Czy… czy ślub odbędzie się latem? – zadała pytanie bez namysłu.

– Lauren i mój? Nie, Lily.

Nie zdawała sobie sprawy, jak bała się, zanim usłyszała tę odpowiedź, chociaż, nie powiedział, że nie będzie ślubu jesienią lub zimą, lub…

– Dlaczego nie?

– Ponieważ już jestem żonaty – odparł cicho.

Lily czuła, jak cała w środku zamiera. Dokładnie tak samo mówił jaj w Newbury. Nic się nie zmieniło. Jeśli poprosiłby ją o to samo co wtedy, odpowiedź również by się nie zmieniła. Nie mogła.

– Przyniosłem ci prezent, o którym wspominałem zeszłej nocy – odezwał się, podchodząc bliżej. Spojrzała na niego i zobaczyła, że trzyma w ręku paczkę. Podał ją.

Powiedział, że to nic osobistego. Gdyby było inaczej, odmówiłaby. Kupił jej ubrania i buty, kiedy przebywała w Newbury i zatrzymała je. Ale teraz było inaczej. Wtedy uważała, że jest jego żoną. Obecnie była niezamężną kobietą przebywającą właśnie w towarzystwie nieżonatego mężczyzny i nie mogła przyjmować od niego podarków. Wyciągnęła jednak rękę i wzięła paczkę.

Kiedy tylko odwinęła opakowanie, od razu go poznała, chociaż teraz plecak zniekształcił się i był nienaturalnie czysty. Położyła rękę na spłowiałej tkaninie.

– To taty? – wyszeptała.

– Tak – odparł. – Obawiam się, że zawartość zaginęła bezpowrotnie. Tylko tyle mogłem dla ciebie odzyskać. Pomyślałem jednak, że mimo to zechcesz go mieć.

– Tak. – Poczuła w gardle piekący ból. – Tak. Dziękuję. Och, dziękuję. – Spostrzegła ciemną plamę na plecaku i przeciągnęła po niej palcem. – Dziękuję.

Zerwała się na równe nogi i objęła go za szyję, zanim zdała sobie sprawę z tego, co robi. Otoczył ją silnie ramionami. Ściskała plecak w ręce i przypomniała sobie ojca, majora Newbury i te wszystkie lata spędzone na Półwyspie Iberyjskim. To nie były beztroskie dni – wojna jest straszna – niemniej Lily zachowała też wspomnienia pięknych chwil.

Kiedy się uspokoiła, puścił ją z objęć. Z powrotem usiadła na krześle.

– Przykro mi, że nie znalazłem tego, co było w środku – powiedział. Szkoda, że nigdy się nie dowiesz, co twój ojciec trzymał tam dla ciebie.

– Gdzie to znalazłeś?

– Przesłano to do twojego dziadka w Leavenscourt w hrabstwie Leicester – wyjaśnił. – Pracował tam jako stajenny. Zmarł jeszcze przed śmiercią twojego ojca, a jego syn – brat twojego ojca – zmarł wkrótce potem. Nadal jednak żyje tam twoja ciotka i dwaj kuzyni. To właśnie ona miała ten plecak.

A więc miała krewnych – ciotkę i dwóch kuzynów. Myśl ta powinna ją przepełnić radością. Może kiedyś będzie potrafiła się z tego cieszyć. Teraz odczuwała jedynie smutek po stracie ojca. Zdała sobie sprawę, że przecież nigdy wystarczająco nie przebolała jego śmierci. Trzy godziny po tym, jak zginął, zawarła małżeństwo, a kilka godzin później, po owej długiej nocy, została postrzelona i zaczął się koszmar.

– Tęsknię za nim.

– Ja również, Lily. – Neville oparł się o drugi koniec fortepianu. – Teraz masz przynajmniej coś, co będzie ci go przypominało. Co się stało z twoim medalionikiem? Czy zabrali go Francuzi, a może Hiszpanie?

– Manuel – odparła. – Ale oddał mi go, kiedy zwrócono mi wolność. Jest zepsuty. Łańcuszek rozerwał się, kiedy Manuel szarpnął go z mojej szyi.

Usłyszała, jak Neville wciąga powietrze.

– Zawsze go nosiłaś. To prezent od mamy czy od taty?

– Chyba od obydwojga. Miałam go, odkąd tylko pamiętam. Tata ciągle powtarzał, że muszę go nosić, że nie mogę go zdejmować ani zgubić.

– Łańcuszek jest jednak zerwany. Powinnaś znów go nosić, Lily. Jako kolejną pamiątkę po rodzicach. Czy pozwolisz mi, bym oddał go do jubilera, by ci go naprawiono?

Zawahała się. Ufała mu najbardziej na świecie, ale nie mogła znieść myśli, że znów miałaby stracić medalionik. Zabrano jej ubranie, kiedy tylko znalazła się w hiszpańskiej niewoli, ale poczuła się odarta ze wszystkiego dopiero wtedy, kiedy Manuel zerwał jej medalionik z szyi. Czuła się, jakby straciła część siebie.

– Mam lepszy pomysł. – Neville zrozumiał przyczynę jej wahania. – Czy pozwolisz, że zaprowadzę cię do jubilera, by zreperowano łańcuszek? Bez wątpienia można to zrobić na poczekaniu, dzięki temu będziesz go mogła mieć cały czas na oku.

Spojrzała na niego z zaufaniem i zapomniała na chwilę o barierze, która już na zawsze miała ich dzielić.

– Dobrze – powiedziała. – Dziękuję, Neville.

Zagryzła wargi, kiedy spotkały się ich oczy. Czuła, jakby uczyniła wyznanie, on sprawiał wrażenie, jakby właśnie tak to odebrał.

Na szczęście drzwi się otworzyły i do pokoju weszła Elizabeth, uśmiechając się wesoło.

– O Boże! – powiedziała. – Pan Stanwick lubi sobie pogadać, kiedy mu się tylko da sposobność. Przepraszam, że cię opuściłam, Neville. Mam jednak nadzieję, że Lily zajęła się tobą. Potrafi świetnie prowadzić konwersację.

– Nie narzekam – odparł Neville.

– Przejdźmy do bawialni na herbatę – zaproponowała. – Kazałam tam napalić w kominku. Jak na letni dzień jest raczej chłodno, nieprawdaż? I wilgotno.