– Mówię po hiszpańsku i w języku hindi – odparła Lily. – Znam tańce prostego ludu. Nigdy nie malowałam.

Ich rozmowa została jednak przerwana, kiedy powóz wjechał na wybrukowany dziedziniec gospody, gdzie mieli zmienić konie. Lily cieszyła się, że przez godzinę jej umysł był zajęty czymś przyjemnym. Bawiła się niemal dobrze. I to dzięki Elizabeth, która postanowiła, że zajmie swoją towarzyszkę podróży tak, by zapomniała o bólu związanym z niedawnym pożegnaniem.

Książę Anburey zamówił prywatny salon w gospodzie, gdzie zjedli w szóstkę obiad. Lady Wilma cieszyła się na myśl o czekającym ich pobycie w Londynie, gdzie sezon trwał już w pełni. Mówiła tylko o balach, rautach, wizytach w teatrze, o prezentacji u dworu, a także wyprawach do Vauxhall i Almanachu. Wszystko to oszałamiało Lily, która zmusiła się, by zjeść przynajmniej trochę, ale nie brała udziału w rozmowie, nawet wtedy, gdy Joseph stwierdził, zwracając się do niej, że niewygody podróży do Londynu nie dały się pewnie porównać z niewygodami jej wędrówki przez Półwysep Iberyjski. Uśmiechnęła się tylko do niego, zdając sobie sprawę, że próbuje on, podobnie jak Elizabeth, odwrócić jej uwagę od tego, co ciążyło jej niczym ołów.

Cały czas zastanawiała się, co Neville robi właśnie w tej chwili.

Elizabeth powróciła do przerwanej rozmowy, kiedy Joseph odprowadził je do powozu i ruszyli w dalszą drogę.

– No cóż, Lily – powiedziała, poklepując dziewczynę energicznie po kolanie. – Widzę, że przez następny miesiąc lub dwa będziemy miały wiele interesujących rzeczy do zrobienia. Czy użyłam wczoraj słowa zabawa? Nadchodzące miesiące z pewnością będą pełne zabawy, tak, to właściwe określenie. Obydwie, moja droga, z pomocą wszystkich nauczycieli, których zatrudnię, w ciągu miesiąca, dwóch lub dziesięciu przekształcimy cię, dzięki nauce i pracy, w prawdziwą damę. Oczywiście niektóre sprawy zajmą nam więcej czasu. Co ty na to?

Lily nie odezwała się przez jakiś czas. Grały w „co by było, gdyby”, czy tak?

– Nie – powiedziała, marszcząc brwi. – Och, nie. Nauczycielom trzeba by za to zapłacić.

– A najlepszym nauczycielom trzeba zapłacić bardzo dużo. – Elizabeth uśmiechnęła się. – Lily, moja droga, jestem niemal nieprzyzwoicie bogata.

– Nie możesz jednak wydawać na mnie pieniędzy – odparła skonsternowana dziewczyna. – Mam dla ciebie pracować.

– No cóż, masz rację – zgodziła się Elizabeth. – Nie chcąc urazić twej dumy, nie będę o tym zapominać. Pamiętaj jednak, że pracujące dla mnie osoby powinny zasłużyć na wynagrodzenie. A jak mają to robić? Będąc posłusznymi swej pracodawczyni, zaspokajając jej kaprysy. Jestem jedną z najszczęśliwszych kobiet, i to z wielu powodów. Posiadanie wszystkiego – no, prawie wszystkiego – czego tylko można zapragnąć, ma również ujemne strony, zwłaszcza jeśli jest się kobietą. Pojawia się nuda, z którą trzeba walczyć. Nie potrafię ci powiedzieć, kiedy ostatni raz się dobrze bawiłam. Nadzorowanie twojej edukacji będzie dla mnie taką rozrywką, Lily. Nie możesz mi odmówić, nie po tym, kiedy mi wyznałaś, że właśnie tego pragniesz niemal najbardziej na świecie.

Lily zdała sobie nagle sprawę, że to nie była gra. A ona nie została zatrudniona jako służąca – a przynajmniej nie w zwykłym tego słowa znaczeniu. Elizabeth zaplanowała to wszystko. Pragnęła znaleźć sobie rozrywkę i chciała zrobić przyjemność Lily, czyniąc z niej damę.

To niemożliwe.

Niemożliwe!

To byłoby cudowne i wspaniałe. Mogłaby się nauczyć czytać. Mogłaby czytać książki. Mogłaby napełnić pokój muzyką – mogłaby to uczynić własnymi dłońmi. Mogłaby… W jej umyśle pojawiało się tyle oszałamiających możliwości.

Miała nowe marzenie.

– I co ty na to? – spytała Elizabeth.

– Mogłabym… oczywiście, kiedy będę cię opuszczała, znaleźć zatrudnienie jako pomocnica w sklepie, a może nawet jako… guwernantka. – To była oszałamiająca perspektywa. Zdobyłaby wiedzę i mogłaby ją później przekazywać innym.

– Oczywiście – powiedziała Elizabeth. – Lub mogłabyś kogoś poślubić, Lily. Zanim sezon się skończy, mam zamiar wprowadzić cię do towarzystwa. To jeden z obowiązków damy do towarzystwa. Będziesz jednak kimś więcej niż przyzwoitką, będziesz moją przyjaciółką i będziesz uczestniczyła we wszystkich towarzyskich obowiązkach, jakie mnie czekają.

Lily oparła się o siedzenie.

– Och, nie – powiedziała. – Nie, to niemożliwe. Nie jestem damą.

– To prawda – zgodziła się Elizabeth. – A beau monde zwraca uwagę na takie sprawy jak urodzenie i koneksje. To, że ktoś zachowuje się jak dama, nawet według najbardziej wygórowanych wymagań, nie czyni jeszcze tej osoby damą. Istnieją jednak wyjątki. Nie zapominaj, Lily, że stałaś się sławna. Twoja historia – przyjazd w środku ślubu Neville'a i Lauren, jego oświadczenie, że jesteś jego żoną, o której myślał, że nie żyje, jego opowieść o waszym ślubie i twojej domniemanej śmierci – stanie się w Londynie sensacją. Reszta historii – odkrycie, że twoje małżeństwo jest mimo wszystko nieważne, twoja odmowa, by uczynić je ważnym, odnawiając śluby małżeńskie z samym hrabią Kilbourne – sprawi, że wszyscy w towarzystwie będą chcieli o tym słuchać. Będą koniecznie chcieli cię poznać, przynajmniej zobaczyć przez chwilę. Gdy okaże się, że mieszkasz ze mną, posypią się zaproszenia. My jednak każemy wszystkim czekać w niepewności. Gdy wreszcie pokażesz się publicznie, Lily, zawojujesz cały Londyn. Oprócz związanej z tobą historii, mamy jeszcze twoją naturalną urodę, wdzięk i urok. A zanim się publicznie pokażesz, dodamy do tego doskonałe maniery i modny wygląd. Jestem pewna, że mogłabyś poślubić księcia, gdybyś tylko zechciała i jeśli znalazłby się jakiś odpowiedni kandydat. – Roześmiała się lekko. Widać było, że świetnie się bawi.

– Nigdy nie wyjdę za mąż – powiedziała Lily, próbując opanować podniecenie, jakie wywołał obraz odmalowany przed chwilą przez Elizabeth. Pogładziła ręce w rękawiczkach, spoczywające na kolanach.

– Dlaczego? – Pytanie zostało zadane spokojnie, ale takim tonem, że nie mogło pozostać bez odpowiedzi.

Lily zamilkła. Ponieważ już mam męża. Ponieważ go kocham. Ponieważ kochałam się z nim i oddałam mu nie tylko ciało, ale całą siebie. Ponieważ, ponieważ.

– Nie mogę – odparła w końcu. – Dobrze wiesz, dlaczego.

– Tak, moja droga. – Elizabeth pochyliła się ze swego siedzenia i ścisnęła jej rękę. – Cóż by znaczyło, gdybym ci powiedziała, że czas leczy rany? Nigdy nie doznałam uczucia choć w części tak intensywnego, którego ty doświadczyłaś i doświadczasz, i nie wiem, czy w ogóle takie rany jak twoja potrafią się zaleczyć. Jesteś jednak kobietą wielkiego ducha i o silnym charakterze. Jestem pewna, że mój sąd jest słuszny, kochanie. Przeżyjesz, moja droga. Nie pogrążysz się w marnej wegetacji. Mam zamiar wesprzeć cię swoimi pieniędzmi i koneksjami, ale najważniejsze będzie zależeć od ciebie. Uczynisz to dla siebie. Wierzę w ciebie.

Lily nie była pewna, czy to zaufanie zostało dobrze ulokowane. Jej odwaga znów zaczęła słabnąć. Z każdym mijanym żywopłotem i słupem milowym zwiększała się odległość dzieląca ją od Neville'a, odległość, która nigdy się nie zmniejszy. W tej cennej chwili nie była pewna, czy zdolna jest nawet do marnej wegetacji, czy w ogóle ma siłę żyć.

– Dziękuję – powiedziała.

– Powiedz mi – Elizabeth odezwała się po jakimś czasie, kiedy przejechały kawałek drogi w milczeniu. – Co się z tobą działo w czasie tych kilku miesięcy, kiedy Neville myślał, że nie żyjesz?

Lily przełknęła ślinę.

– Chcesz znać prawdę?

– Przyszło mi do głowy, że przecież Francuzi daliby znać Brytyjczykom, że od jakiegoś czasu znajduje się u nich w niewoli żona oficera. Mogli nawet dokonać korzystnej zamiany na jednego lub więcej oficerów znajdujących się w angielskiej niewoli. Ale tak się nie stało, prawda?

– Nie.

– Lily, chociaż, jak widzę, nie masz zamiaru pozwolić mi, bym zapomniała, że pracujesz dla mnie, chcę, żebyś wiedziała, że masz prawo do własnego życia. Nie musisz mi nic mówić. Wychowałaś się jednak wśród mężczyzn, moja droga. Może nie wiesz nawet, na czym polega przyjaźń z osobą tej samej płci, z kimś, z kim mogłabyś dzielić się swoimi przeżyciami i doświadczeniami.

Lily oparła głowę o poduszki, zamknęła oczy i opowiedziała wszystko, wszystkie bolesne, wstrętne, poniżające szczegóły, które zataiła przed Neville'em tamtego dnia w domku. Kiedy skończyła, Elizabeth trzymała ją mocno za rękę. Dotyk ten był zadziwiająco pokrzepiający, dotyk kobiety oznaczający współczucie. Elizabeth potrafiła zrozumieć, co oznaczało bycie jeńcem, któremu odebrano wolność, a na koniec, ku największemu poniżeniu, zabrano ciało, wykorzystując je dla własnej przyjemności. Druga kobieta potrafiła zrozumieć wielką wewnętrzną walkę, którą Lily musiała toczyć każdego dnia i nocy, by pozostać sobą, by nie zapominać o godności i o tym, kim jest. O tym, czego gwałciciel – a może nawet morderca - nie mógł jej odebrać.

– Dziękuję – odezwały się jednocześnie po chwili krótkiego milczenia. Obydwie roześmiały się, chociaż w tym śmiechu nie było radości.

– Wiesz, Lily – odezwała się Elizabeth. – Mężczyźni mają takie śmieszne nastawienie, że powinni powstrzymywać się od łez, mimo najokropniejszych rzeczy, które ich spotykają. Kobiety nie są aż tak głupie. Nie ma nic złego w płaczu, kochanie.

Lily zaczęła płakać. Szlochała tak, że zdawało się, że płacz rozerwie ją na strzępy. Szlochała z głową na kolanach Elizabeth, a starsza kobieta głaskała ją po włosach i mruczała coś, czego dziewczyna nawet nie słyszała.

W końcu wyprostowała się, wytarła oczy, potem nos i przeprosiła za wilgotną plamę, która została na sukni Elizabeth. Roześmiała się drżąco.

– Zastanowisz się dwukrotnie, zanim pozwolisz mi znów płakać – powiedziała.

– Czy Neville wie o tym?

– O najważniejszym. Ale nie o szczegółach.

– Ach – powiedziała Elizabeth. – Mądra dziewczyna. Tak. Teraz zastanówmy się, co dalej, zaplanujmy wszystko. Lily, moja droga, czeka nas naprawdę świetna zabawa.