Lily nienawidziła się za gwałtowny napływ zadowolenia, które poczuła. Nie, nic z tego na pewno nie wyjdzie.

– Jesteś bardzo uprzejma, jednak ja nie mam żadnego przygotowania nie potrafiłabym być dla ciebie odpowiednim towarzystwem – powiedziała. – Zważ na moje niedostatki – nie umiem czytać i pisać, nie maluję i nie gram na fortepianie, nie wiem nic o teatrze, muzyce i… na niczym się nie znam. Nie należę do twojego świata. Jeśli uważałaś swoją kuzynkę za nieznośną, szybko uznałabyś mnie za stokroć gorszą.

– Och, Lily. – Elizabeth uśmiechnęła się i ścisnęła jej rękę. – Żebyś tylko wiedziała, jak nudne potrafi być życie kobiety z towarzystwa, nie odmawiałabyś mi tak szybko. Zapewne nie zdajesz sobie sprawy, jaką radość sprawiałaś mi w ciągu ostatnich kilku dni. Myślisz, że nic mi nie możesz zaoferować, ponieważ nie znasz się na tych sprawach, na których ja się znam. No cóż, moja droga, znam się na nich, więc nikt mi nie musi o nich mówić. Ale nie znam się na tych rzeczach, na których ty się znasz. Możemy podzielić się naszymi światami, Lily. Możemy się razem świetnie bawić. Jestem pewna, że kiedy będziesz w moim domu, będziemy miały wspaniałą rozrywkę. Masz żywy, inteligentny umysł, nawet jeśli nie zdajesz sobie z tego sprawy, a inteligencja to bardzo ważna cecha. Powiedz, że pojedziesz ze mną jako moja przyjaciółka. Ze względów praktycznych zostaniesz przeze mnie zatrudniona, musisz przecież z czegoś żyć. Ale w głębi duszy żywię nadzieję, że zostaniesz moją przyjaciółką.

Będę miała pracę, pomyślała Lily. A chociaż będzie dla niej pracowała, Elizabeth będzie traktować ją jak równą sobie. Wcale nie sądzi, że różnią się pod względem inteligencji czy umysłu. Uważa, że Lily, jako jej przyjaciółka, może jej zaoferować tyle samo co ona jej. Dziewczyna nie była o tym przekonana, ale pokusa, by się zgodzić, była zbyt silna, wręcz przemożna, zwłaszcza w obecnym położeniu.

– Może na jakiś czas – powiedziała. – Jeśli się jednak okaże, że nie jestem taka, jakbyś chciała, powiesz mi to, a wtedy opuszczę cię. Nie chciałabym nadużywać twojej życzliwości.

Elizabeth uniosła brwi.

– Nie wprowadzałabym kogoś do mojego domu powodowana jedynie życzliwością. Zbyt cenię sobie własną wygodę. Ale zgadzam się na twoje warunki. Będą obowiązywać nas obie. Jeśli po jakimś czasie okaże się, że nie możesz dla mnie pracować, powiesz mi to, a ja pomogę ci znaleźć inną pracę. Czy będziesz gotowa na jutro rano?

– Jeszcze wcześniej – odparła gorąco Lily. – Obiecałam jednak, że zostanę dzisiejszą noc.

– I bardzo dobrze. Neville nie jest kontent z tego obrotu spraw. Powiedziałabym wręcz, że jest bardzo nieszczęśliwy. Nie masz chyba zamiaru zostawić swoich nowych rzeczy, mam nadzieję?

– Muszę – odparła Lily. – Zostały kupione dla jego żony. A ja nie jestem jego żoną.

– Bardzo byś go jednak zraniła, gdybyś nie wzięła ich ze sobą – zapewniła ją Elizabeth. – Czasami duma jest zbyt egoistyczna. Czy weźmiesz je jako prezent od niego? Nie ma w tym nic niestosownego, moja droga. To wcale nie świadczyłoby o twojej chciwości. Powinnaś to zrobić. Byłabyś okrutna, gdybyś zdecydowała inaczej.

Lily zagryzła wargę, ale skinęła głową.

– Wspaniale! – Elizabeth wstała. – Wyjeżdżamy wcześnie. Spróbuj zasnąć, dobrze? – Pochyliła się i pocałowała ją w policzek.

Dziewczyna pokiwała głową.

– Dziękuję – powiedziała. Zatrzymała jeszcze Elizabeth przy drzwiach, kiedy przyszła jej do głowy pewna kłopotliwa myśl. – Czy książę Portfrey jedzie razem z nami?

– Nie. Irytujący człowiek. – Ciotka Neville'a roześmiała się. – Wyjechał dzisiaj po południu. Nie jedzie prosto do Londynu, nie będzie go w stolicy kilka tygodni. To nie znaczy, że zostawił mnie na pastwę losu, zresztą nie ma obowiązku ciągle dotrzymywać mi towarzystwa. Webster i Sadie będą jechać obok w swoim powozie, i oczywiście Wilma. Joseph również opuszcza Newbury w tym samym czasie, ale on pewnie będzie jechał z szybkością stosowną do jego młodego wieku i płci. Szczęściarz!

Lily skinęła głową i doznała wielkiej ulgi. Książę Portfrey wyjechał. Przez jakiś czas nie będzie go w Londynie. Wyjechał dzisiaj po południu? Tak nagle? Może po tym, kiedy próbował pozbawić ją życia? Może sądzi, że mu się udało? Przestraszyła się swoich myśli. Nie było żadnego mężczyzny. A nawet jeśli był, nie ma dowodu, żeby podejrzewać o to księcia. Poza tym, równie dobrze mogła to być kobieta. Jeśli to była Lauren, skończy się wreszcie to skradanie się za nią, te próby wywołania wypadku. Lauren będzie mogła znów pozyskać uczucia Neville'a. Z pewnością nikogo tam nie było. Głaz spadł zupełnie przypadkowo.

Gdy Elizabeth wyszła, Lily zamknęła oczy i oparła głowę na fotelu. Myślała o swoim ślubie i o nocy poślubnej, o marzeniu, by się znów połączyć z Neville'em, o marzeniu, dzięki któremu nie postradała zmysłów w czasie swej niewoli, o długiej, samotnej, niebezpiecznej wędrówce do Lizbony i bezowocnych poszukiwaniach Neville'a lub kogoś, kto uwierzyłby w jej historię, wreszcie o długiej podróży do Anglii i do Newbury, o tym, jak znalazła go w kościele i o wszystkich wydarzeniach ostatnich kilku dni.

O ostatniej nocy.

Dwie łzy uciekły spod powiek, spłynęły po policzkach i spadły na suknię.

I o dzisiejszym popołudniu w bibliotece.

Nadal jeszcze nie w pełni zdawała sobie sprawę z tego, że jej marzenia legły w gruzach. Nie śmiała spojrzeć w przyszłość. To prawda, wszystko wydawało się teraz jaśniejsze, a w każdym razie bezpieczniejsze niż godzinę temu. Ale to była przyszłość bez niego. Bez Neville'a.

Od kiedy skończyła czternaście lat, Neville był zawsze w jej życiu, chociaż przez cztery lata wydawał się nieosiągalny, a przez półtora roku przebywał daleko. Zawsze jednak marzyła o nim. Marzenia i realność zetknęły się poprzedniej nocy – nawet wtedy dobrze zdawała sobie sprawę, że było to jedynie zetknięcie, które nie mogło trwać długo. Nie wiedziała jednak, że tak prędko jej marzenia runą w gruzach. Nie wiedziała, że tej nocy jej sen się skończy.

Mimo że nadal go kochała i zawsze będzie go kochać.

Mimo że on kochał ją.

Kres marzeń, które nie miały szans na spełnienie.

No cóż, pomyślała, otwierając oczy i wstając, by przygotować się do snu, przeżyje. To zawsze był główny cel w życiu ludzi, wśród których dorastała – chcieli po prostu przeżyć. I ona nie ma innego wyjścia. Może gdzieś w przyszłości pojawi się inne marzenie, któremu się podda. Nie mogła tego sobie teraz wyobrazić, ale miała nadzieję, że tak się stanie.

Mogła pogrążyć się w marzeniu o marzeniu. Uśmiechnęła się na tę niedorzeczną myśl. Uśmiechnęła się, bo nawet teraz nie opuszczała jej nadzieja.


*

Neville nie mógł się upić. Siedział w bibliotece z markizem Attingsborough i walcząc z pokusą, by znaleźć chociaż tymczasowe zapomnienie, wypił dwie brandy, jedną po drugiej, ale na tym poprzestał. Alkohol nie mógł ukoić jego bólu. Mógł jedynie zmącić mu umysł, a przecież powinien przygotować się na to, co czekało go rano.

Lily miała go opuścić następnego dnia.

– Chciałbym cię jakoś pocieszyć, Nev – powiedział markiz, odstawiając na pół wypity kieliszek, pierwszy kieliszek. - Kiedy dziewięć dni temu towarzyszyłem ci w kościele, myślałem, że nie może się stać już nic gorszego, niż to, co się wydarzyło. Okazuje się, do licha, że się myliłem. Stało się.

– Uważasz, że pomogłoby, gdybym jej ukręcił szyję? – Neville zaśmiał się, ale próba okazania dobrego humoru, nawet tak czarnego, tylko sprawiła, że poczuł się jeszcze gorzej. Oparł głowę na oparciu fotela i zamknął oczy.

– Jest wyjątkowa – stwierdził Joseph. Zachichotał bez sensu. – Kto oprócz Lily potrafiłby, do licha, odrzucić twoje oświadczyny? Zwłaszcza że nie miała dużego wyboru. I że jest w tobie okropnie zakochana.

– Może Elizabeth zdoła ją przekonać do zmiany decyzji – powiedział z nadzieją w głosie Neville. – Co ja zrobię, jeśli jej się to nie uda? Obiecałem ojcu Lily, że się nią zaopiekuję. Złożyłem jej śluby małżeńskie. Ja… no cóż, wszystko to nie ma nic wspólnego z obietnicami i ślubami. Ja… nie zrozumiałbyś tego, Joe.

– Będąc bezdusznym facetem, który nigdy się nie zakochał i marzył, że spotka kiedyś tę jedną jedyną i będzie ją kochał przez całe życie? – spytał ponuro kuzyn. – Twoje uczucia względem niej są zupełnie oczywiste, Nev, i widzę wyraźnie, że niewzruszone. Zazdrościłem ci. Wszyscy byliśmy pod urokiem Lily.

Do pokoju weszła Elizabeth i obaj mężczyźni skoczyli na równe nogi. Spojrzała znacząco na ich kieliszki, ale nic nie powiedziała.

– I? – Neville zacisnął mocno pięści.

– Rano Lily wyjeżdża ze mną do Londynu – oznajmiła. – Zgodziła się u mnie pracować. Jako osoba do towarzystwa.

Neville popatrzył na nią z niedowierzaniem.

Markiz odchrząknął i niespokojnie poruszył nogą.

– Tak właśnie zdecydowała – wyjaśniła spokojnie Elizabeth. – To będzie dla niej odpowiednia pozycja, Neville.

– Czy próbowałaś przekonać ją, by została i wyszła za mnie? – spytał. Jednak wyraz jej twarzy nie pozostawiał żadnych wątpliwości. Cały jego powściągany niepokój znalazł ujście w gniewie. – Nie zrobiłaś tego, prawda? Nie miałaś nawet takiego zamiaru. Specjalnie mnie wprowadziłaś w błąd. Czy ty również chcesz zabrać ją z mojej drogi, Elizabeth, tak by scena była pusta, by znów było po staremu? Nic nie będzie po staremu. Lily jest moją żoną. Kocham ją. Czy nikt nie może tego zrozumieć, tylko dlatego, że nie należy do naszej sfery? Jest dla mnie wystarczającą damą. Jest moją damą. Pójdę teraz do niej i…

– Nie, Neville – przerwała mu spokojnie, zanim zrobił krok w kierunku drzwi. – Nie, mój drogi. Postąpiłbyś źle. Źle dla ciebie, źle dla Lily.

– A ty wiesz, co jest dla nas dobre? – Neville spojrzał na nią błyszczącymi oczami. – Ty, Elizabeth? Stara panna? Co ty wiesz o miłości?

– Uważaj, stary – odezwał się spokojnie Joseph.