Nie wiedział, czy oczekiwała, że jej przytaknie, czy błaga go, by się z nią nie zgodził. Mógł tylko zdobyć się na uczciwość. Potrząsnął głową.

– Prawda jest taka, że złożyłem Lily przyrzeczenie w dobrej wierze. Naprawdę miałem zamiar je spełnić. Czy czyni to jakąś różnicę, że nasz ślub nie może zostać uznany za legalny? Czyż nie są to moralne śluby? I czy powinienem chcieć, by takie nie były? Uważam Lily za moją żonę. Wierzę, że tak będzie zawsze.

Lauren znów spuściła wzrok. Trudno było powiedzieć, czy taka odpowiedź zadowoliła ją, czy rozczarowała. Rzadko można było wyczuć, co tak naprawdę Lauren myśli. Zachowanie godności liczyło się dla niej najbardziej. Teraz również zachowywała się z godnością – siedziała przy stole blada i piękna. Neville głęboko jej współczuł. Bardzo chciał ulżyć cierpieniu, które zapewne odczuwała, ale nie potrafił tego zrobić.

– To jakiś absurd, Neville – odezwała się szorstko matka. – Czy stawiasz się ponad prawem? Ponad kościołem? Jeśli kościół twierdzi, że nie jesteście małżeństwem, to znaczy, oczywiście, że nie jesteście. A twoim obowiązkiem jest poślubienie kobiety z towarzystwa, która będzie odpowiednia do twojej pozycji i da ci dziedzica.

Lily nie była damą, nie pasowała do jego pozycji, nie mogła dać mu dziedzica. Ale Lily była jego żoną.

– Przecież to tylko kwestia dziewięciu dni – powiedział książę. – Towarzystwo będzie zachwycone tą historią i zapomni o niej, gdy tylko pojawi się inna sensacja lub zainteresuje ich inny skandal. Twoja matka ma rację, Neville, musisz powrócić do poprzedniego życia najszybciej jak to możliwe. Poślubić kogoś z naszej sfery. Nie chciałbym być niemiły wobec Lily, ale…

– W takim razie nie bądź. – Neville odezwał się spokojnie, ale tak stanowczo, że wuj przerwał w połowie zdania. – Jeśli ktokolwiek ma zamiar jej uchybić, to informuję tę osobę, że będę bronił honoru Lily w sposób, jaki uznam za konieczny, tak, jakbym się zachował, gdyby cały świat uznawał ją za moją żonę.

– O, na Boga! – zawołał Richard Wollston. – Słusznie, Nev.

– Trzymaj język za zębami – ostrzegł go gwałtownie ojciec.

– Widzę, że przestajemy panować nad nerwami. – Elizabeth poruszyła inną kwestię, którą nikt się nie zainteresował, a która dręczyła go, odkąd Lily zostawiła go w bibliotece. – Co się z nią stanie, Neville? Cóż ona pocznie? Rozumiem, że nie zna swojej rodziny mieszkającej w Anglii.

– Chce pojechać do Londynu i poszukać pracy – odparł. – Lękam się o tym myśleć. Mam nadzieję, że pozwoli mi, bym znalazł dla niej jakieś przyzwoite mieszkanie. Obawiam się jednak, że się nie zgodzi. Wiem, że jest dumną i upartą kobietą.

W oczach Gwendoline zaświeciły łzy.

– Pomyślałam najpierw, co to znaczy dla naszego szczęścia – dla Lauren, Neville'a i dla mnie. Nie pomyślałam o tym, co się stanie z Lily. Chciałabym… tak, chciałabym, by nigdy nie pojawiła się w naszym życiu. Jednak przyjechała tu, a ja, mimo wszystko, polubiłam ją. Teraz bardzo mi jej żal. Miejmy nadzieję, że nie ucieknie tak po prostu, Nev?

– Obiecała, że tego nie zrobi – zapewnił siostrę.

– Neville – powiedziała Elizabeth. – Może ja jej pomogę. Mam powiązania w Londynie i bardzo ją polubiłam, chociaż jej przyjazd zniszczył szczęście mojej biednej Lauren. Czy mogę do niej pójść?

– Chciałbym, żebyś to zrobiła – odparł. – Może uda ci się ją nakłonić, by zmieniła zdanie. By mnie mimo wszystko poślubiła?

– Nie działaj zbyt pochopnie, Neville – poradził książę. – Masz teraz drugą szansę, by wybrać sobie mądrze żonę. Dobrze byłoby, gdybyś podjął decyzję po głębokim zastanowieniu, a nie pod wpływem emocji.

Elizabeth wstała.

– Gdzie ona jest? – spytała. – U siebie?

– Tak mi się wydaje – odparł. Z Lily nic nie mogło być pewne, ale kiedy schodził na obiad była w swoim pokoju. Siedziała zwinięta w kłębek na krześle przy oknie, wpatrzona przed siebie. Nie odwróciła nawet głowy, by spojrzeć na niego, ani nie odpowiedziała na żadne z jego pytań, jedynie wzruszyła ramionami, choć w geście tym było więcej bezbronności niż beztroski. Zauważył, że przebrała się w starą, bawełnianą suknię.

– W takim razie pójdę do niej – powiedziała Elizabeth. – Pozwolicie, że was opuszczę.

Neville zdał sobie dopiero poniewczasie sprawę, że Forbes stał cicho przy kredensie. Trudno. Prawda o tym, że on i Lily nie są małżeństwem, nie utrzyma się i tak w tajemnicy przed służbą. Lepiej, żeby dowiedzieli się wszystkiego od lokaja, niż gdyby miało to do nich dotrzeć we fragmentach, jako mieszanka prawdy i plotek, w ciągu nadchodzących dni.

– Może przejdziemy wszyscy do salonu – zaproponował, wstając i przysuwając nogą krzesło do stołu. – Na razie nie mam ochoty na porto.

Derek i jego brat, William, młodzieńcy siedemnastoletni, spojrzeli niemal komicznie zawiedzeni. Neville'a, kiedy to zauważył, opanował humor zupełnie nie pasujący do innych ogarniających go uczuć. Przypomniało mu to jednak, że życie toczy się dalej, mimo najgorszych wstrząsów, jakich doznajemy.

Nagle postanowił, że jeśli tylko okaże się to możliwe, odnajdzie plecak sierżanta Doyla. Prawdopodobnie rzeczy przeznaczone dla niej zniknęły, zwłaszcza jeśli były wśród nich pieniądze, może jednak uda mu się coś odzyskać. Zdał sobie sprawę, że Lily nie ma żadnej pamiątki po ojcu. Pamiętał, co mu powiedziała, kiedy pokazywał jej galerię z portretami przodków. Strasznie jest stracić swoich bliskich, nie znać nikogo z pozostałych członków rodziny, zostać bez jakiejkolwiek pamiątki związanej z rodzicami.

To właśnie dla niej zrobi. Jeśli plecak gdzieś się znajdował, odszuka go – nawet gdyby miało mu to zabrać resztę życia. Odzyska dla Lily rzecz należącą do jej ojca.

Pocieszające było, że istniało cokolwiek, choćby drobnostka, co mógł dla niej uczynić.

– Nev. – Joseph, markiz Attingsborough, położył mu rękę na ramieniu, kiedy opuszczali jadalnię. – Nie musisz iść z nami do salonu, stary druhu. Lepiej ci zrobi, jak urżniesz się w sztok. Może przyda ci się ktoś współczujący do towarzystwa?

16

Lily siedziała wciąż z nogami podwiniętymi na krześle przysuniętym blisko okna. Od kiedy przybiegła tu z biblioteki i zdjęła w szaleńczym pośpiechu piękną suknię, którą niedawno otrzymała, i naciągnęła na siebie starą, wstała tylko raz. Po to, by zdjąć z łóżka nakrycie i otulić się nim. Wieczór zrobił się chłodny, lecz nie zamykała okien. Cały czas wpatrywała się w mrok.

Ciche pukanie do drzwi sypialni nie zaniepokoiło jej. Po prostuje zignorowała. To mógł być Neville, a nie chciała patrzeć na niego ani rozmawiać z nim. Mogłaby zachwiać się w swym postanowieniu, a wtedy nie odeszłaby od niego nigdy. Nie mogła pozwolić, by tak się stało. Miłość to nie wszystko. Kochała go – uwielbiała – całym sercem, ale to po prostu nie wystarczało. Nie należała do jego życia. On nie należał do niej – chociaż akurat ta myśl przerażała ją. Nie miała przecież żadnego życia. Nie chciała jednak myśleć o ziejącej pustce, która czekała ją, kiedy skończy się ta ostatnia noc w Newbury Abbey.

– Lily? – Usłyszała głos Elizabeth. – Czy mogę wejść, moja droga? Mogę z tobą posiedzieć?

Dziewczyna podniosła wzrok. Ciotka Neville'a, jak zwykle nienagannie elegancka, miała na sobie ciemnozieloną suknię z wysoką talią, a jej blond włosy były gładko uczesane. Stanowiła przykład wzorowej arystokratki – była córką hrabiego, kobietą wykształconą, z ogładą, o nieskazitelnych manierach, choć łatwą w pożyciu. I właśnie ta Elizabeth pytała, czy może usiąść koło córki sierżanta, koło Lily Doyle. No cóż. Lily zawsze była dumna z ojca, pielęgnowała czułe wspomnienia o matce, miała poczucie własnej godności. Jej szacunek do siebie osłabł w ciągu tych siedmiu miesięcy, kiedy wybrała przetrwanie zamiast oporu, ale odzyskała go. Nie było w niej, w jej życiu i pochodzeniu nic, czego mogłaby się wstydzić.

Skinęła głową i znów spojrzała w ciemność.

Elizabeth przystawiła obok krzesło i usiadła. Wzięła dłoń Lily w swoje ciepłe ręce. Po raz pierwszy dziewczyna zdała sobie sprawę, że chociaż jest okryta, a powietrze wieczorne nie jest aż tak bardzo chłodne, nadal jej zimno.

– Bardzo cię szanuję, Lily – odezwała się Elizabeth.

Dziewczyna spojrzała na nią z zaskoczeniem.

– Zrobiłaś to, co jest dobre zarówno dla Neville'a, jak i dla ciebie. Nie było ci jednak łatwo. Zrezygnowałaś z tylu rzeczy.

– Nie. – Lily potrząsnęła głową. – Nie było trudno zrezygnować z Newbury Abbey i tego wszystkiego. – Wskazała wolną ręką wokół siebie. – Nic nie rozumiesz. To rodzaj życia, do którego ty zostałaś wychowana. Ja dorastałam w taborach wojskowych.

– Miałam na myśli to, że zrezygnowałaś z Neville'a – wyjaśniła delikatnie Elizabeth. – Kochasz go.

To nie było pytanie.

– To nie wystarcza – odparła Lily.

– Nie, kochanie, nie wystarcza – zgodziła się Elizabeth. Siedziały przez chwilę w milczeniu. – Neville powiedział, że chciałabyś znaleźć jakieś zatrudnienie.

– Tak. Nie wiem, czy mam po temu odpowiednie kwalifikacje, ale potrafię ciężko pracować. Może pani Harris, z którą przyjechałam do Anglii z Lizbony, pomoże mi znaleźć jakąś posadę, jeśli ją poproszę.

– Ja mogę cię zatrudnić.

– Ty? – Lily spojrzała na nią.

Elizabeth uśmiechnęła się.

– Mam trzydzieści sześć lat, Lily, i już od dawna nie muszę chodzić w towarzystwie przyzwoitki. Mieszkam jednak sama i powinnam przestrzegać konwenansów. Oczekuj e się ode mnie, by w moim domu przebywała osoba towarzysząca i wybierała się ze mną na miasto jeśli jestem bez męskiej eskorty. Przez pięć lat mieszkała ze mną kuzynka Harriet, ale jakieś cztery miesiące temu udało ją się szczęśliwie wydać za proboszcza i zostałam bez przyzwoitki. Oczywiście cieszę się z jej szczęścia, jest starsza ode mnie, a ja zawsze wierzyłam, że kobieta nie będzie spełniona, jeśli nie wyjdzie za mąż. A poza tym, Lily, miałam jej już serdecznie dosyć. Trudno byłoby znaleźć dwie kobiety o tak różnym usposobieniu i charakterze. Muszę poszukać kogoś na jej miejsce. Czy chciałabyś ją zastąpić? Oczywiście, będę ci za to płacić.