– Czy mam jakiś wybór? – spytała, nie otwierając oczu. Nagle uśmiechnęła się. – Wybieram, oczywiście, pływanie. Czy musiałeś pytać?

– Nie. – Roześmiał się i zaczął się z nią turlać, aż rozplatali swe ciała. – Nie byłabyś sobą, gdybyś przedkładała cywilizowany sen nad kąpiel w zimnej wodzie. Ostatni jest okropnym tchórzem!

Nie ryzykowała narażenia się na to obraźliwe przezwisko i nie złapała za ubrania. Wykorzystała fakt, że znajduje się bliżej drzwi. On skorzystał z tego, że ma dłuższe nogi. Zatrzymał się na chwilę, by zabrać ręczniki. A mimo to dobiegł na porośnięty paprociami brzeg jeziorka jedynie chwilę po niej. Zatrzymał się jednak, by spojrzeć. Znaleźli się w wodzie w tym samym momencie, a w każdym razie doszli do takiego wniosku, kiedy wynurzyli się na powierzchnię, wzdychając z szoku po zetknięciu się z lodowatą wodą i zadyszani zaczęli przekomarzać się ze śmiechem.

Pływali i dokazywali, pryskali się wodą i śmiali przez kwadrans, aż wreszcie bezlitosne zimno wody i nadchodzący dzień sprawiły, że z żalem wyszli na brzeg, szybko wysuszyli się i pobiegli do domku, gdzie pospiesznie się ubrali.

Lily zdała sobie sprawę, że nadszedł kres nocy, w której marzenie i rzeczywistość zetknęły się ze sobą i połączyły w jedno. I znów te przeciwności miały się rozdzielić. Noc dobiegła końca, a dzień zabierał ją i Neville'a z powrotem do Newbury Abbey, gdzie nie mogli być ze sobą jak równy z równym. Na tym właśnie polegała magia tej nocy, pomyślała Lily. Tej nocy byli sobie równi, żadne z nich nie było ważniejsze lub gorsze. Byli sobie równi jako kochankowie. Jednak dwie osoby nie mogły żyć tylko miłością i niczym więcej. A nie znaleźliby oprócz tego nic, gdzie byliby sobie równi. W Newbury Abbey była od niego gorsza pod każdym względem.

– Czy chcesz zostać tutaj i przespać się, kiedy ja wrócę do domu? – spytał Neville, gdy się ubrali. – Nie wypoczęłaś tej nocy dobrze, prawda?

Propozycja była kusząca. Wiedziała jednak, że nie przeżyje, jeśli będzie musiała patrzeć, jak marzenia ją opuszczają. Musi stąd wyjść. Tylko w ten sposób może mieć nadzieję, że zapanuje choć odrobinę nad rzeczywistością.

Potrząsnęła głową i uśmiechnęła się.

– Pora wracać do domu. – Podkreśliła specjalnie słowo dom, choć wiedziała, że Newbury Abbey długo jeszcze nie będzie jej domem.

– Tak. – Była pewna, że zobaczyła smutek w jego oczach. A więc on również to poczuł, poczuł, że jedna noc namiętności nie zdołała niczego zmienić.

Trzymał ją za rękę dopóki nie wyszli z doliny. Ale kiedy szli obok siebie trawnikiem w kierunku stajni, już się nie dotykali. Nic też nie mówili.

Wracali do domu.

14

Od dnia swego niedoszłego ślubu Lauren źle sypiała. Nie miała apetytu. Udawała cierpliwą, wesołą, uroczą i obowiązkową. Nigdy nie pomyślała, by z tym skończyć. Jednak były takie chwile, kiedy pragnęła, by jej życie już się skończyło, pragnęła zasnąć i nigdy się nie obudzić.

Częściej jeszcze zdarzały się takie chwile, kiedy pragnęła, by to Lily umarła.

Zaczęła wstawać wcześnie rano, czasami siedziała w porannym salonie, czytając przez godzinę lub dłużej, nie przewróciwszy nawet strony, czasami snuła się samotnie po dworze.

Szukała Lily.

Pamiętała, jak następnego dnia rano po ślubie dziewczyna wybrała się na plażę, a następnie minąwszy skały, poszła do wsi i wróciła do domu drogą, spotykając ją i Gwen. Lauren wiedziała, że Lily często wymyka się z domu, szukając samotności. Obserwowanie jej, przyglądanie się, jak bardzo tu nie pasuje, stało się wręcz jej obsesją.

Nigdy nie pomyślała o sobie jako o próżnej kobiecie. Nie mogła jednak zrozumieć, dlaczego Neville zostawił ją, a potem poślubił Lily? Czy było w niej coś takiego, co sprawiało, że wszyscy ją opuszczali lub się jej wyrzekali? Co takiego miała w sobie Lily, co przyciągało innych? Wszyscy mężczyźni w domu byli wręcz w niej zakochani. Nawet kobiety stawały się dla niej coraz bardziej łagodne. Nawet Gwen…

Owego dnia wędrówka przywiodła ją, jak wiele razy przedtem, w kierunku plaży, znów bez powodzenia. Plaża nigdy nie należała do jej ulubionych miejsc. Zawsze najbardziej lubiła piękno pielęgnowanych trawników, ogrodów kwiatowych i ścieżki rododendronowej. Dzikość plaży i morza wydawała jej się zbyt żywiołowa, zbyt straszna. Przypominała jej zawsze o tym, jak niepewny jest jej własny los. Przecież miejsce w Newbury Abbey nie należało jej się z racji urodzenia. Mogli ją w każdej chwili odesłać. Jeśli nie byłaby dobra…

Szła wzgórzem, kiedy usłyszała głosy i śmiechy. Początkowo nie wiedziała, skąd dokładnie dochodzą. Kiedy jednak podeszła bliżej, wolniej i ostrożniej niż wcześniej, zdała sobie sprawę, że rozlegają się znad jeziorka znajdującego się koło wodospadu. W końcu ujrzała ich – Neville'a i Lily – w wodzie. Jeśli jej zaszokowane oczy nie kłamały, obydwoje pływali nago. Śmiali się razem jak rozdokazywane dzieci lub… kochankowie. Zaczęła biec pod górę, lecz ciągle ich słyszała. Nadal widziała w myślach otwarte drzwi do domku, świadczące o tym, że spędzili tam noc.

Przecież są małżeństwem, mówiła sobie, kiedy spanikowane kroki unosiły ją szybko alejką do głównej bramy i wdowiego domku. Oczywiście, że są kochankami, oczywiście, że mają prawo…

Nagle zdała sobie sprawę z czegoś, co zmroziło jej serce i umysł. Ona nigdy nie byłaby zdolna do czegoś takiego. Nie mogłaby pozostać z nim… naga. I dokazywać tak bez żadnego wstydu. Nie potrafiłaby nawet śmiać się razem z nim z taką niefrasobliwością. Owszem, śmiali się, kiedy byli dziećmi, ona, Gwen i Neville. Z pewnością się wtedy śmiali. Ale nie w ten sposób.

Nie umiałaby go zaspokoić tak, jak najwyraźniej potrafiła to uczynić Lily.

To spostrzeżenie napełniło ją grozą. Przecież ona i Neville należeli do siebie, byli dla siebie stworzeni, kochali się. Lauren zawsze tak myślała i nie potrafiła porzucić tego przekonania.

Kochała go. Bardziej niż Lily. Być może Lily była zdolna obdarzyć go fizyczną miłością, nie potrafiła jednak czytać i pisać czy rozmawiać na tematy, które go interesowały. Nie potrafiła prowadzić mu domu, zabawiać jego przyjaciół lub wykonywać setek obowiązków należących do hrabiny. Nie sprawiłaby, że byłby z niej dumny. Nie znała go tak dobrze, jak ktoś, kto z nim dorastał, nie wiedziałaby, co zrobić, by uczynić jego życie wygodnym i szczęśliwym.

Lily nie potrafiłaby być jego przyjaciółką od serca.

Ale przecież to Lily była żoną Nevilla.

Lauren zatrzymała się nagle na ścieżce i szczelniej otuliła się ciemnym płaszczem dla ochrony przed zimnem. Drżała mimo długiego spaceru.

To nie było sprawiedliwe.

Jakże ona nienawidziła Lily. I jak bała się gwałtowności swych uczuć. Jako dama przez całe życie uczyła się być powściągliwa, uprzejma i dobrze wychowana. Jeśli będzie dobra, myślała w dzieciństwie, wszyscy ją pokochają. Jeśli będzie idealną damą, myślała, kiedy dorosła, wszyscy będą ją szanować, ufać jej i kochać ją.

Neville będzie jej ufał i kochał ją. W końcu będzie do kogoś należała.

On jednak wyjechał i poślubił Lily. Dokładne przeciwieństwo kobiety, która według niej powinna go w końcu zdobyć.

Pragnęła śmierci Lily. Pragnęła własnej śmierci.

Chciałaby umrzeć.

Długo stała na ścieżce, skulona w płaszczu, drżąc od nagłej gwałtowności ogarniającej ją nienawiści.


*

Lily powróciła do domu ogarnięta nową nadzieją. Nie była tak naiwna, by wyobrażać sobie, że wszystkie jej kłopoty znikną w czarodziejski sposób, czuła jednak siłę, i czuła, że Neville ma cierpliwość, by, kiedy przyjdzie czas, stawić czoło przeciwnościom i pokonać je.

Kiedy weszła do pokoju, Doiły czekała już na nią w przebieralni. Przyjrzała się swej pani badawczo.

– Zaziębi się pani na śmierć, milady – zaczęła narzekać. – Ma pani mokre włosy. I bose stopy. Nie wiem, co powiem jego lordowskiej mości, kiedy się pani rozchoruje.

Lily roześmiała się.

– To z nim byłam.

– Ach, tak – odparła nagle zażenowana Dolly. – Pani pozwoli, że jej pomogę.

Dziewczynę zawsze szokowało, kiedy widziała, jak Lily robiła coś, co należało do obowiązków pokojówki – na przykład sama się ubierała lub rozbierała.

Lily znów zachichotała.

– On również ma mokre włosy, Dolly. Chociaż wydaje mi się, że jego pokojowiec nie będzie miał takich kłopotów jak ty z moimi potarganymi kędziorami. Pływaliśmy.

– Pływaliście? – Oczy Dolly rozszerzyły się z przerażenia. – O tej porze? W maju? Pani i jego lordowską mość? Zawsze mi się wydawało, że hrabia jest… – Przypomniało jej się z kim rozmawia i odwróciła się, by wybrać suknię, którą przygotowała dla swojej pani.

– Rozsądny? – Lily roześmiała się znowu. – Prawdopodobnie taki był, dopóki nie przyjechałam, by go… sprowadzić na złą drogę. Pływaliśmy razem w jeziorku, najpierw w nocy, a potem dzisiaj rano. Było cudownie. – Pozwoliła, by Dolly pomogła jej wsunąć suknię przez głowę i posłusznie odwróciła się, kiedy służąca zapinała guziki na plecach. – Będę od dzisiaj pływała codziennie. Jak myślisz, co na to powie hrabina wdowa?

Dolly spojrzała w jej oczy w odbiciu w lustrze, kiedy Lily usiadła do czesania i roześmiały się obydwie.

Pokojówka pomyślała o czymś jeszcze, kiedy zebrała zmierzwione włosy swojej pani i zastanawiała się, od czego zacząć ich poskramianie.

– A dlaczego bielizna pani w ogóle nie jest mokra? – spytała.

Jeszcze zanim skończyła mówić, domyśliła się odpowiedzi i spłonęła rumieńcem. Znów roześmiały się radośnie.

– Mogę tylko powiedzieć, że mieliście szczęście, że nikt was nie widział – stwierdziła, szczotkując energicznie włosy Lily.

Obydwie prychnęły wesoło.

Lily postanowiła, że nie zrezygnuje z beztroski, z jaką rozpoczęła nowy dzień. Po śniadaniu, wiedząc, że panie jak zwykle przejdą do porannego salonu, by pisać listy, konwersować i siedzieć przy robótkach, zeszła do kuchni i pomogła zamiesić ciasto na chleb i pokroić warzywa, radośnie przyłączając się do rozmowy. Służba, co z radością zauważyła, przyzwyczaiła się do jej wizyt i przestała się krępować jej obecnością. W pewnym momencie kucharka odezwała się do niej ostro: