– Mój ojciec należał do ludzi czynu – odpowiedział. – Lubił decydować o poczynaniach swoich bliskich. Robił to, oczywiście, ponieważ nas kochał. Zaplanował nasze życie – Gwen, Lauren i moje. Buntowałem się. Chciałem postępować po swojemu. Czasami nawet zachowywałem się zbyt nieustępliwie. Ojciec nie chciał, bym zaciągnął się do wojska, ale w końcu pogodził się z tym i radził, bym wybrał kawalerię, jako bardziej zaszczytną formację, ja zaś uparłem się na piechotę, którą on uważał za coś poniżej godności syna hrabiego. Kochałem go, Lily. Dziś wiem, że w swoim czasie ustatkowałbym się i znów darzył go szacunkiem należnym ojcu. Jednak zmarł, zanim mogłem mu to wszystko powiedzieć.

– Na pewno to wiedział. – Objęła ramionami kolana. – Jeśli kochał cię tak, jak ty jego, z pewnością to rozumiał. Nie możesz się obwiniać. Nie zrobiłeś nigdy nic, co by okryło go hańbą. Jestem pewna, że był z ciebie dumny.

– A co sprawia, że w dwudziestej wiośnie życia jesteś już taka mądra? – spytał, na jego ustach pojawił się uśmiech.

– Poznałam wielu ludzi w ciągu tych dwudziestu lat – odparła. – Bardzo różnych ludzi. Nauczyłam się słuchać i wiem, że każdy człowiek ma coś ważnego do powiedzenia.

– Szkoda, że nie znałem twojej mamy – powiedział. – Była jedną z tych nieugiętych kobiet, które podążały za wojskiem nawet wtedy, kiedy miały już dzieci. Miałem oczywiście szczęście, że tak zrobiła, i że twój ojciec był do ciebie tak przywiązany, że zawsze zabierał cię ze sobą. Wychowali wyjątkową córkę.

– Ponieważ sami byli wyjątkowi – odparła. – Ja też żałuję, że nie poznałam mamy lepiej. Pamiętam ją, ale są to jakieś mgliste wspomnienia. Spokój, bezpieczeństwo i miłość. Na szczęście, miałam ją tak długo dla siebie i miałam tatę. Ty również miałeś szczęście, że miałeś takiego ojca, zależało mu na tobie tak bardzo, że pozwolił ci odejść. Uczynił to dla ciebie. Wykupił ci patent oficerski, a nawet pozwolił ci wybrać oddział, którego nie pochwalał. Cieszę się ze względu na siebie, że to zrobił.

Uśmiechnęli się do siebie.

Rozmawiali jeszcze około godziny, w tym czasie ogień zaczął dogasać, więc musieli dołożyć drew. Rozmawiali na różne tematy, z przyjemnością i łatwością, jakich nie zaznali przez ostatni tydzień. Zupełnie jak za dawnych czasów.

W końcu zapadło między nimi niezręczne milczenie. Lily czuła zmieniającą się atmosferę, ale nic nie robiła. Tej nocy postanowiła nie zważać na strach, poddać się temu, co niesie jej życie. Postanowiła, że zda się na to, co ma być.

– Lily – powiedział w końcu Neville, nadal siedząc wygodnie na krześle. – Chciałbym się z tobą kochać. Czy też tego chcesz?

– Tak – wyszeptała.

– Tutaj? – spytał. – Na łóżku w sąsiednim pokoju? W tym domku? By zetrzeć wspomnienie tego, co stało się, kiedy byliśmy tu poprzednim razem?

– Czyż nie dlatego tutaj przyszliśmy? – odparła. – By poddać się magii, by znów być sobą, być razem pomimo tego, co się stało i co się dzieje nadal. Razem, tak jak tam, w jeziorku i tutaj przy kominku. I razem… tam. – Skinęła głową w kierunku sypialni.

– Nie bój się – powiedział. – Ani przez chwilę. Bez względu na to, jak bardzo ulegnę namiętności, powstrzymam się od razu, kiedy tylko mi powiesz. Wierzysz mi?

– Tak – odparła. – Wierzę.

Wiedziała, że będzie tego chciała. Że będzie chciała go powstrzymać, zanim zacznie się z nią kochać. Ponieważ kiedy się połączą, będzie już wiedziała. Dowie się, czy marzenia o miłości muszą umrzeć na zawsze. A potem będzie już wiedziała, czy Neville potrafi znieść świadomość, że inny mężczyzna miał ją od czasu ich nocy poślubnej. Ale nie będzie go powstrzymywać. Niech to się stanie właśnie tej nocy, bez względu na to, jak się ona skończy.

– W takim razie chodźmy, Lily.

Wstał i wyciągnął do niej rękę. Stanęła obok niego i zaczekała, aż zgasi ogień w kominku, a potem znów wzięła jego dłoń i poszli do sypialni.

13

Rozebrali się, nie odczuwając skrępowania lub zakłopotania, przecież ponad godzinę temu pływali razem nago. Położył dłonie na jej ramionach, przytrzymał ją przed sobą, a potem przyciągnął bliżej. Była drobna, ale wspaniale zbudowana. Spostrzegł czerwoną, pofałdowaną szramę biegnącą powyżej jej lewej piersi. Przesunął po niej delikatnie palcami, a następnie, pochyliwszy głowę, musnął ustami.

– Więc tak mało brakowało, bym cię stracił, Lily? – powiedział, kiedy dotknęła ręką blizny niemal okrążającej jego lewe ramię, pozostałej po ciosie szablą, który niemal pozbawił go ręki pod Talaverą.

– Tak – odparła, a kiedy podniósł głowę, przeciągnęła palcem po szramie na jego twarzy. – Wojna jest okrutna. A jednak oboje ją przeżyliśmy.

Pocałował ją, leciutko dotykając jej ustami, jednocześnie opierając dłonie na jej wąskiej talii, tak by nie stykali się ciałami. Pomyślał, że wygląda tak słodko i niewinnie. Sprawiała wrażenie, jakby to był jej pierwszy raz, a przecież ciągle miał w pamięci ich noc poślubną. Potem pomyślał o Hiszpanie, partyzancie bez nazwiska, bez imienia, którego nie chciał znać, chociaż zapewne Lily w przyszłości będzie chciała o nim opowiedzieć, a on będzie musiał jej wysłuchać. Pomyślał o tamtym mężczyźnie, który poniżał Lily przez siedem miesięcy. Nie chciał zapomnieć, że zmuszona była zostać jego kochanką.

– To jednak ma znaczenie, prawda? – Spojrzała mu prosto w oczy. – Że był jeszcze ktoś inny?

– Ma – przyznał. – Ponieważ to się zdarzyło tobie, Lily. Ponieważ musiałaś przez to przejść, kiedy ja powracałem do zdrowia w szpitalu, a potem tutaj rozpoczynałem nowe życie, a raczej powracałem do starego. Ma znaczenie, ponieważ ty nic nie zawiniłaś, a ja tak. Nie czuję się ciebie godzien.

Podniosła dłoń do jego ust.

– Cóż, była wojna – powiedziała.

Och, Lily. Ta piękna, mądra, niewinna Lily, która potrafiła patrzeć na życie z taką niesamowitą prostotą, z taką głębią. Odsunął jej dłoń od swych warg, a potem pocałował ją w usta. Pragnął przywrócić jej uroczą niewinność. Chciał odzyskać swój honor.

– Nie chcę cię skrzywdzić – wyjaśnił. – Nie chcę cię wykorzystać dla własnej przyjemności i nie dać nic w zamian. Chcę się z tobą kochać.

– Tak – odparła. – Nie bój się. Wiem o tym. Będzie tak jak wtedy.

Przyciągnął ją do siebie, otaczając jedną ręką jej ramiona, a drugą talię, rozchylił jej usta swymi wargami i wycisnął na nich jeszcze głębszy pocałunek. Z trudem się hamował. Nagle ożyło w nim wspomnienie nieposkromionej namiętności nocy poślubnej – od tamtej pory nie miał żadnej kobiety. Lily objęła go ramionami, przycisnęła swe ciało do niego tak jak wtedy i rozchyliła usta. Wsunął do nich język.

– Wszystko będzie dobrze – wymruczał po chwili. Z trudem oderwał się od jej warg i zaczął muskać pocałunkami jej skronie, brodę i podbródek. – Będzie dobrze.

– Tak – wyszeptała. – Tak. Jest dobrze.

Był równie przerażony jak ona, jeśli istotnie odczuwała strach. Pragnął, by była szczęśliwa. Uczyni wszystko, by tak się stało. Z popołudniową pocztą otrzymał wiadomość od kapitana Harrisa, a niedługo z pewnością dostanie resztę listów. Harris odpowiedział mu bardzo dokładnie na pytania. Papiery wielebnego Parkera – Rowe'a zostały na przełęczy w Portugalii.

Neville wiedział, jakie będą inne odpowiedzi, jakie powinny być.

– Chodźmy do łóżka – wyszeptał do Lily.

Położył się obok niej na boku, opierając głowę na ramieniu. Spojrzała na niego bez strachu. W jej oczach ujrzał tęsknotę i namiętność.

Ułożyła się na plecach i uniosła rękę.

– Chodź do mnie – rzekła. – Nie boję się. Nigdy się ciebie nie bałam, jeśli już, to siebie. Powinnam była ci to wyjaśnić, powiedzieć. Zawsze ci ufałam.

Ukląkł pomiędzy jej udami, nie położył się jednak od razu na niej. Otoczył się jej nogami i pieścił ją powoli dłońmi i ustami, pochylając się nad nią, ale jeszcze jej nie dotykając ciałem. Żyje, pomyślał, jakby dopiero teraz to do niego dotarło. Była ciepła, miękka i żywa, leżała z nim w łóżku, w domku, tak jak on pogrążony w żałobie leżał wiele nocy ostatniego roku, marząc o niej.

Była jego żoną, jego miłością. Żyła.

I była gotowa do miłości. Wsunął dłoń pomiędzy jej uda. Palcami wyczuł jej wnętrze i zaczął pieścić ją, aż poczuł ciepło i wilgoć jej namiętności.

– Spójrz na mnie, Lily. – Nawet teraz nie dowierzał jej uległości, nie śmiał. Leżała tak nieruchomo.

– Spójrz na mnie – powtórzył. – Jestem twoim mężem. Chcę teraz wejść w ciebie, chcę byśmy się kochali. Nie chcę cię wykorzystać, skrzywdzić czy poniżyć.

– Tak – wymruczała. – Tak kochany.

Kiedy położył się na niej ostrożnie i wszedł w nią, patrzyła na niego spokojnie. Poczuł jak napina się wokół niego odruchowo – miękka, gorąca i wilgotna. Spojrzała mu w oczy, ale szybko uciekła wzrokiem, głowa opadła jej na poduszki, usta rozchyliły się. Z ulgą poznał, że Lily zbliża się do początków rozkoszy.

Trudno mężczyźnie zapomnieć o swych potrzebach, kiedy pożądanie burzy się w żyłach, pulsuje w skroniach i przyprawia o ból w lędźwiach.

Zaczął się wreszcie w niej poruszać, pobudzony jej uległością i oddaniem. Nie mógł się nacieszyć jej drobnym, pięknym ciałem, odgłosami rozkoszy, które wydobywały się z jej ust wraz z rytmem jego ruchów, kiedy powstrzymywał się jak mógł przed ostatecznym spełnieniem.

Lily, pomyślał, kiedy wszystkie doznania, cała świadomość skupiła się na ostrym bólu pożądania.

– Lily – wymruczał. – Moja kochana. Och, moja kochana.

Przestała głośno wzdychać. Jej ciało rozluźniło się, poznał, że przed nim wstąpiła w świat spełnienia, ogarnięta bardziej spokojną radością niż nagłym wybuchem namiętności. Nie mógł marzyć o większej nagrodzie za swą cierpliwość.

– Kochany. – Usłyszał nieledwie szept. Tak właśnie zwracała się do niego w noc poślubną.

Szybko owładnęła nim rozkosz. Naparł na nią całym ciężarem, zagłębiając się w niej aż wreszcie doznał błogosławionego wyzwolenia wszystkich tęsknot, bólu, całej swej miłości do niej.