Zdała sobie sprawę, stojąc w sypialni i spoglądając tęsknie przez okno, że nie powinna pozwolić, by rządził nią strach. To by ją ostatecznie zniszczyło. Kiedyś poddała mu się, wybierając życie i postanowiła oddać się mężczyźnie, zamiast tortur i śmierci. W pewien sposób przebaczyła sobie za ten wybór. Jak powiedział jej Neville – i jak uczył ją kiedyś ojciec – żołnierz ma obowiązek zachować życie w niewoli i uciec, kiedy tylko nadarzy się taka sposobność. Została złapana podczas wojny. Ale wojna się już skończyła. Teraz była w Anglii. W domu. Nie pozwoli, by strach zapanował nad nią.

Wyszła więc na dwór, by stawić czoło najgorszemu. Postać w płaszczu, którą spostrzegła na ścieżce rododendronowej i w lesie, nie wywoływała najgorszego strachu. Najgorszy związany był z domkiem.

Noc była spokojna, oświetlona światłem księżyca i gwiazd. Było niemal ciepło. Płaszcz, który miała na sobie, wydawał się niepotrzebny, chociaż, pomyślała, zbiegając przez trawnik do ścieżki okolonej drzewami, na pewno przyda się w dolinie. Zwłaszcza jeśli zostanie tam na noc. Pomyślała, że mogłaby zrobić tak jak tamtej pierwszej nocy, kiedy wyrzucono ją z pałacu. Mogłaby przespać się na plaży; skoro już zmusi się do odwiedzenia domku, niekoniecznie przecież musi wchodzić do środka. Teraz, kiedy wyszła z pałacu, niektóre z jej strachów ulotniły się i nie była pewna, czy potrafiłaby zmusić się do powrotu. Wolałaby nigdy tam nie wracać.

Stanęła na chwilę, kiedy doszła do doliny. Plaża oświetlona światłem księżyca i morze w czasie przypływu nęciły. Piasek w księżycowym blasku wyglądał jak jasna wstęga. Spacer boso byłby pociechą dla jej duszy, podobnie jak wspinaczka na skałę. Nie po to tu jednak przyszła. Odwróciła głowę niechętnie ku dolinie.

Ujrzała zaczarowany świat – porośnięte paprociami urwisko, ciemnozielone i tajemnicze, srebrną wstążkę wodospadu. Domek, stanowiący jakby nieodłączną część otoczenia, zdawał się wręcz stworzony przez naturę, a nie człowieka. Takiego właśnie miejsca potrzebowała, by rozprawić się z dręczącymi ją lękami.

Odwróciła się powoli w rym kierunku i powoli zbliżyła się do jeziorka. Podchodząc, wiedziała, że robi to, co powinna. Istniało coś w tej niewielkiej połaci doliny, co odróżniało ją od plaży czy innej części parku – a nawet każdego innego miejsca na ziemi. Neville miał rację, ona również miała rację – było to jedno z tych szczególnych miejsc na świecie, jedno z tych miejsc, gdzie odczuwało się tajemniczą obecność… Zawahała się, czy można nazwać to bogiem. Bóg z kościołów był taki ograniczony. Znajdowała się w miejscu, gdzie wszystko stawało się zrozumiałe, gdzie mogła czuć i ogarnąć myślą wszystko, co tylko istnieje.

A przecież nie chodziło o to, by coś zrozumieć. Chodziło o to, by zaufać tajemnicy.

Niektórzy potrzebują odwagi, by uwierzyć w miejsca takie jak to. Ona straciła swą odwagę tamtego popołudnia, po pikniku. Musiała ją teraz odzyskać.

Stanęła wśród paproci gęsto porastających brzegi jeziorka. Po kilku minutach rozplątała tasiemki płaszcza zawiązane przy szyi i odrzuciła okrycie. Po chwili krótkiego wahania zdjęła starą sukienkę i zrzuciła buty, zostając w samej koszulce. Powietrze było chłodne, ale ktoś, kto spędził większość życia na dworze, nie odczuwał tego jak dojmującego zimna. A ona chciała czuć. Stała bez ruchu. Po kilku minutach odchyliła do tyłu głowę i zamknęła oczy. Nie chciała odbierać piękna księżycowego krajobrazu tylko wzrokiem. Chciała słyszeć wodę, owady i mewy. Chciała czuć zapach paproci i świeżej wody w wodospadzie, zapach słonego morza. I czuć zimne nocne powietrze na ciele oraz paprocie i ziemię pod bosymi stopami.

Znów otworzyła oczy, kiedy jej zmysły dostosowały się do otoczenia. Spojrzała w ciemne, bezdenne wody jeziorka. Wpadał doń z urwiska połyskujący, jasny wodospad. Ciemność i światło stawały się jednym.

– O czym myślisz?

Głos, jego głos, rozległ się zza jej pleców, z bliskiej odległości. Słowa wypowiedziane były miękko. Nie widziała ani nie słyszała, kiedy do niej podszedł, a mimo to, o dziwo, nie przestraszyło jej to ani nawet nie zaskoczyło. Nie ogarnął jej strach, to okropne uczucie, że coś groźnego skrada się ku niej, które rano pojawiło się na ścieżce rododendronowej, a potem w lesie. To dobrze, że przyszedł. Tak właśnie powinno być. Nie odwróciła się.

– Myślę o tym, że nie tylko przyglądam się temu, co mnie otacza – odpowiedziała – ale że jestem częścią tego wszystkiego. Ludzie często mówią o obserwowaniu przyrody. Mówiąc tak, kreślą dystans pomiędzy sobą i tym, co tak naprawdę jest częścią nich samych. Zatracają cząstkę swego istnienia. Ja nie tylko się temu przyglądam, ja po prostu jestem.

Nie obmyślała wcześniej swych słów, nie planowała, co powie, formułując własną filozofię życia. Słowa płynęły prosto z jej serca do jego serca. Nigdy i z nikim nie dzieliła się tak głęboko i szczerze swymi przemyśleniami. Z nim wydawało się to takie naturalne. On z pewnością potrafi to zrozumieć.

Nie odpowiedział. Odpowiedziała za niego cisza. Nagle doznała uczucia absolutnego spokoju, idealnej wspólnoty duchowej.

Podszedł do niej, wierzchem dłoni dotykając jej włosów na skroniach.

– W takim razie powinnaś się jeszcze pozbyć reszty ubrania, mała wodna nimfo – powiedział.

Słowa wcale nie zabrzmiały dwuznacznie. Wyrażały tylko zrozumienie i akceptację, których się spodziewała. Kiedy podniosła ramiona i zdjęła przez głowę koszulkę, on zaczął ściągać płaszcz, kurtkę i koszulę.

– Miałaś zamiar popływać, prawda? – zapytał.

Tak. Nie myślała o tym wprawdzie, ale tak, to byłby kolejny krok, nawet jeśli on nie wypowiedziałby tego za nią. Musiała zanurzyć się w wody jeziorka, by stać się nieodłączną częścią tego piękna i spokoju, które odzyskała, tego cudownego daru.

Skinęła głową. On również stanowił część tego wszystkiego, wspaniały w swej nagości, kiedy pozbył się ostatniej części ubrania. Spojrzeli na siebie ze szczerym uznaniem i… tak, to było pożądanie, głód, potrzeba. I jeszcze więcej. Pragnienie duszy, ważniejsze w tej chwili niż tęsknota ciała.

Poza tym mieli przed sobą całą noc…

Podszedł do jeziorka i zanurkował, wynurzył się z wody, chwytając powietrze i potrząsając głową jak zmoknięty psiak. Jego zęby zabłysnęły bielą w świetle księżyca. Zanim jednak odezwał się, Lily podążyła jego śladem.

Woda była zimna. Paraliżująco, wstrząsająco zimna. Czysta, słodka i oczyszczająca. Lily czuła, jakby woda przenikała ją na wskroś, uspokajała, oczyszczała i odświeżała. Kiedy wreszcie zanurzyła się w niej, a potem wypłynęła, ujrzała, że woda wcale nie jest ciemna, lecz błyszczy w świetle księżyca. Zrozumiała, że ciemność była tylko pozorem. Ciemność i jasność dopełniały się nawzajem.

Jeziorko nie było ani duże, ani głębokie. Pływali przez kilka minut pomiędzy jego brzegami, nie mówiąc nic, słowa były zbędne. Potem podpłynęli blisko wodospadu i wyciągnęli ręce, by czuć ostre igiełki wody spadającej między ich palcami.

– Poczekaj – odezwał się w końcu Neville. Opierając dłonie o brzeg, wspiął się nań jednym zręcznym ruchem.

Lily unosiła się leniwie na plecach, aż wrócił z domku okręcony na biodrach ręcznikiem, z drugim na ramieniu. Podał jej rękę i pomógł wyjść z wody, a potem otulił jej drżące ciało. Wycisnął wodę z jej włosów i podał następny ręcznik, by zawiązała go na nich jak turban.

– Możemy napalić w kominku, jeśli chcesz wejść do domku, Lily – zaproponował. Nic ci nie grozi z mojej strony. Nie dotknę cię bez twojej zgody. Nie chciałabyś się ogrzać?

O tak, propozycja była kusząca. Jeszcze bardziej kusząca była myśl, by przedłużyć tę noc magii, tę noc, kiedy mogła się upewnić, że wszystkie smutki i obawy rozwieją się na zawsze. Zdawała sobie oczywiście sprawę, że życie wcale nie jest takie proste, wiedziała jednak, że takie chwile jak ta, są bezcenne, są balsamem na ukojenie duszy.

Nocą taką jak ta miłość może stać się wszystkim.

Uśmiechnęła się.

– Tak. Nie boję się. Czy mogłabym po tym wszystkim? – Wskazała za siebie. Wiedziała, że Neville zrozumie, o co jej chodzi. Razem z nią stał się częścią tego. – Chcę wejść do środka. Z tobą.


*

Lily pomyślała, że Neville zna domek bardzo dobrze. W ciemnościach znalazł ręczniki, a teraz tylko kilka sekund zajęło mu odszukanie świec i hubki z krzesiwem, by w domku pojawiło się przytulne światło. Kiedy ubierała się w koszulkę i sukienkę, przyklęknął przy kominku i zapalił przygotowane tam polana. Pojawiło się więcej światła i przyjemny zapach palącego się drewna. Niemal natychmiast zrobiło się ciepło.

Resztki strachu zginęły.

Ubrawszy się, usiadł na krześle stojącym przy kominku – nie założył jedynie płaszcza – a Lily kucnęła z podwiniętymi nogami na podłodze przy ogniu, próbując wysuszyć włosy w cieple dochodzącym z kominka. Przypomniało mu się spokojne, swobodne życie w obozie, chociaż Lily nigdy z nim tak nie siedziała – jej ojca i majora Newbury dzieliła przecież duża różnica społeczna.

– Czy po śmierci taty żałowałaś, że nie zrobiłaś lub nie powiedziałaś mu tych wszystkich rzeczy, które pragnęłabyś zrobić lub powiedzieć, gdybyś tylko wiedziała, że wtedy umrze? – spytał, najwyraźniej wyczuwając o czym myśli. – A może miałaś zawsze świadomość, że żołnierz może zginąć w każdej chwili, że istnieje możliwość, że nie zdąży się czegoś powiedzieć lub zrobić?

– Chyba to drugie – odparła po krótkim namyśle. – Na szczęście mogłam być z nim zawsze aż do tamtego dnia. Na szczęście miałam ojca, który kochał mnie bardzo i którego ja niezmiernie kochałam. Chciałabym dowiedzieć się, co przechowywał dla mnie z taką troską. Tyle razy powtarzał, że w jego plecaku jest coś dla mnie, coś cennego. Niestety, nie miałam okazji, by to sprawdzić – zostawił plecak w głównym obozie. Najważniejsze jest jednak to, że wiem, że mnie kochał i chciał zabezpieczyć moją przyszłość. – Spojrzała na Nevilla. – Ty nie miałeś tyle szczęścia?