Wilma nie chciała iść blisko brzegu, bojąc się, że sól z morza zniszczy jej cerę i włosy. Musieli też iść bardzo powoli przez piasek, by nie nasypał się im do butów. Kiedy dotarli do osłoniętego, idealnego na piknik miejsca i nadeszła służba z kocami i koszykami, panowie, pod przewodnictwem Wilmy, zbudowali coś, co przypominało namiot mający chronić ich przed wiatrem i okropnym powietrzem znad morza. W rezultacie, kiedy usiedli, nie widzieli ani morza, ani nawet piasku.
Lily pomyślała, że równie dobrze mogli nie wychodzić z domu.
Panowie bawili się o wiele lepiej. Zdążyli odbyć szybki spacer do końca plaży i wrócić, by w połowie powrotnej drogi spotkać panie. Mogli również podchodzić blisko brzegu, gdzie fruwały mewy i wiał najsilniejszy wiatr. W ich grupie wciąż rozlegał się radosny śmiech. Lily wolałaby przechadzać się w ich towarzystwie.
Wszyscy zasiedli do herbaty, kiedy jednak zaspokojono apetyt, niektórzy młodzi kuzyni, Hal i jego bracia, Richard i William, znów ruszyli na przechadzkę. William mrugnął do Mirandy, która była mniej więcej w jego wieku, i zaprosił ją skinieniem głowy. Dziewczyna zerknęła niespokojnie na matkę, która trzymała w dłoniach dwie szklanki, czekając aż jej syn Ralph, wicehrabia Sterne, napełni je winem. Następnie Miranda niepewnie spojrzała na Lily.
– Ja też chciałabym uciec – wyszeptała Lily, zapominając o dobrych intencjach, które kazały jej pozostać w domu przez całe półtora dnia. Neville w towarzystwie Elizabeth i księcia Portfrey, słuchał uprzejmie monologu ciotki Mary, którym raczyła ich od co najmniej pięciu minut.
Nie minęło kilka minut, gdy ruszyły razem z młodymi dżentelmenami na plażę, zatrzymując się nad samym brzegiem.
– Mogę się założyć, że o tej porze roku woda jest tak zimna, że można dostać ataku serca – powiedział Richard.
– Nie – stwierdziła Lily, która wielokrotnie, z wyjątkiem mroźnej zimy, kąpała się w górskich strumieniach. – Jest odświeżająca. Och, jaki cudowny wiatr. – Uniosła głowę w kierunku słońca i wiatru.
– Kąpiele morskie to ostatni krzyk mody – powiedział Hal. – W zeszłym roku kąpałem się w Brighton z Porterami.
– Umarłabym, gdybym miała zamoczyć choćby czubek stopy – oznajmiła Miranda. – Woda morska strasznie wysusza skórę.
Lily roześmiała się.
– Przecież to tylko woda, chociaż, oczywiście nie powinno się jej pić, bo jest słona. – I nie namyślając się długo, zdjęła buty, zsunęła pończochy, wzięła je w rękę, w drugą zebrała suknię, i weszła do wody aż po kolana.
Miranda zachichotała, a młodzi panowie zagwizdali z radością.
– Ale zimna. – Lily zaśmiała się jeszcze radośniej. – Jest cudownie. Spróbujcie.
W jej ślady poszedł Richard, a następnie Hal i William. W końcu dała się namówić Miranda. Zdjęła buty i pończochy i weszła ostrożnie do wody, zanurzając się po kostki. Roześmiała się ze strachu i podniecenia.
– Och, Lily – zawołała. – Z tobą nie można się nudzić.
– Wilma to straszna zrzęda – zauważył Richard, wykazując całkowity brak szacunku dla starszych. – A Lauren i Gwen nigdy nie zapominają, że są damami.
Zaczęli brodzić w wodzie, trzymając w dłoniach buty i pończochy, aż doszli do wysokiej skały, a Lily stwierdziła, że skała znajduje się w takim miejscu i ma taki kształt, że konieczne trzeba się na nią wspiąć. Wgramoliła się na szczyt i usiadła tam, otoczywszy ramionami kolana. Odchyliła do tyłu głowę. Czuła, że suknia jest ciężka i wilgotna od morskiej wody, szybko jednak wyschnie. Doszła do wniosku, że nie można pozostać długo w złym humorze, kiedy czuje się słońce i wiatr na twarzy, słyszy fale uderzające o brzeg i mewy krzyczące nad głową. Zdjęła kapelusz i położyła obok, razem z butami i pończochami. Poczuła się jeszcze lepiej.
Pozostała czwórka dołączyła do niej. Usiedli razem nieco niżej, rozmawiając ze sobą i śmiejąc się. Dziewczyna zapomniała o nich, ciesząc się znajomym uczuciem zespolenia z naturą. Zawsze miała taki dar zamykania się pośród tłumu, niezbędny, kiedy miała w życiu tak mało okazji do prywatności.
– Miranda!
Głos, donośny i zszokowany, sprawił, że Lily podskoczyła na równe nogi i szybko powróciła do rzeczywistości. U podstawy skały pojawiła się ciotka Teodora w towarzystwie Elizabeth i ciotki Mary.
– Włóż pończochy, buty, kapelusz i rękawiczki, i to natychmiast. I w tej chwili schodź na dół. Wielkie nieba, masz zamoczoną sukienkę. Czyś ty wchodziła do wody? Cóż za ekstrawagancje! Toż to nie przystoi damie… – Spojrzawszy jednak w górę, zobaczyła Lily, której suknia była jeszcze bardziej wymięta niż jej córki.
Elizabeth roześmiała się.
– Lily i Miranda zachowały się wyjątkowo sprytnie – powiedziała. – Zrobiły to, o czym wszyscy w tajemnicy marzyliśmy, i mogły cieszyć się słońcem i powietrzem morskim, a nawet samym morzem.
Jednak jej wysiłki, by załagodzić kłopotliwą sytuację, spełzły na niczym. Pojawiła się reszta towarzystwa, ciotka Teodora zrobiła się cała czerwona na twarzy, a Miranda zalała się łzami. Ciotka Mary zaczęła wszystkich zapewniać, że to wyłącznie wina jej chłopców. Są tacy samowolni! Hal zaprotestował z oburzeniem, że w wieku dwudziestu jeden lat nie jest się już chłopcem.
Lily w milczeniu założyła pończochy i buty, zawiązała wstążki nowego kapelusza i odwróciła się, by zejść na plażę. Wilma głośno się na coś użalała, a Gwendoline tłumaczyła jej, by nie była taka dokuczliwa. Markiz pytał specjalnie ospałym tonem, czy ktokolwiek słyszał o burzy w filiżance herbaty, a Pauline zaczęła się krztusić ze śmiechu. Para silnych ramion nagle uniosła Lily.
Neville odwrócił ją ku sobie i uśmiechnął się, nie przestając jej obejmować w talii.
– Przypomniało mi się coś, kiedy cię tam ujrzałem – powiedział. – Pamiętam, jak siedziałaś na wzniesieniu skalnym, spoglądając na wzgórza w Portugalii. – Jednak jego uśmiech zbladł, zanim skończył mówić. – Tak mi przykro. To było tuż przed śmiercią twojego ojca.
I kilka godzin przed ich ślubem. Jak musiał żałować, że doszło do obydwu tych zdarzeń. Jak ona tego żałowała!
Wszyscy ruszyli w drogę powrotną w kierunku doliny, a potem ścieżką prowadzącą ku domowi, pogrążeni w atmosferze niezadowolenia i zakłopotania. Lily i Neville szli na samym końcu.
– Przepraszam – powiedziała dziewczyna.
– Nie – odparł stanowczo. – Nie masz za co przepraszać, Lily. Przestań ciągle się usprawiedliwiać. Masz żyć tak, jak ci się podoba.
– Przeze mnie Miranda ma teraz kłopoty. Zachowałam się bezmyślnie.
– Porozmawiam z ciotką Teodorą. – Zaczaj się krztusić ze śmiechu. – Nie stało się nic strasznego.
– Nie – odparła. – Ja z nią porozmawiam. Nie musisz mnie ciągle osłaniać. Nie jestem dzieckiem.
– Lily – powiedział miękko. – Wszystko idzie nie tak, prawda? Może powinniśmy spędzić trochę czasu sam na sam? Chodź, pokażę ci domek.
– Ten w dolinie?
Skinął głową.
– To moje schronienie. Moje miejsce spokoju i ciszy. Zabiorę cię tam.
Wziął ją za rękę, splatając jej palce ze swoimi. Nie zważał na to, że ktoś przed nimi mógłby się odwrócić. Przecież byli małżeństwem.
– Domek należy do ciebie? – spytała. – Jest bardzo ładny.
– Moja babka była malarką – wyjaśnił. – Kiedy malowała, lubiła być sama. Dziadek wybudował dla niej ten domek w najpiękniejszym miejscu posiadłości. Jest umeblowany, a raz w miesiącu sprząta się tam i wietrzy. Wszyscy mogą z niego korzystać, chociaż, jak mi się wydaje, uważa się go za moje specjalne miejsce. Lubię pobyć sam w spokoju raz na jakiś czas.
Uśmiechnęła się do niego ze zrozumieniem. Ona także potrzebowała nieraz chwili samotności.
– To właśnie było najgorsze w wojsku – ciągnął. – Brak prywatności. Ty z pewnością też to czułaś, Lily. A przecież ty… zauważyłem, że często wypuszczałaś się gdzieś sama, chociaż zawsze pozostawałaś w zasięgu wzroku ojca. Siadałaś sobie lub stawałaś gdzieś i nic nie robiłaś, tylko rozglądałaś się wokół. Często wyobrażałem sobie, że odkryłaś jakiś sobie tylko znany świat, zamknięty dla mnie i niemal dla nas wszystkich. Miałem rację?
– Są takie miejsca, które zdają się być wyjątkowo wyróżnione – powiedziała. – Miejsca, w których czuje się… Boga, jak mi się wydaje. Nigdy nie odczuwałam jego istnienia w kościele. Wręcz przeciwnie, czułam się tam zamknięta, przygnieciona, jak zresztą w wielu budynkach. Są jednak miejsca niezwykłego piękna, spokoju i… świętości. Tyle że zdarzają się rzadko. Kiedy dorastałam, nie miałam takiej doliny jak ty tutaj, ani wodospadu, ani jeziorka, ani domku. I nie spotkałam wielu takich miejsc, kiedy podróżowaliśmy z oddziałem, może kilka. Nauczyłam się…
– Tak? – Pochylił ku niej bliżej głowę. Często kiedyś z nią rozmawiał, czasami przez godzinę lub dłużej. Zawsze były to interesujące rozmowy, mimo różnicy płci i pochodzenia. Zdawało mu się, że zna ją dobrze. Nigdy jednak nie pytał o jej wewnętrzny świat, tylko obserwował ją. Istniały głębie w jej duszy, które nadal pozostawały dla niego tajemnicą. Przypuszczał, że znalazłby tam i piękno, i mądrość. Jego Lily, mimo młodego wieku i braku wykształcenia, nie była powierzchowną kobietą.
– Nie wiem, jak to powiedzieć. Nauczyłam się być cicho i powstrzymywać od wszelkiego działania, a nawet nie myśleć w takich chwilach. Nauczyłam się po prostu być. Uczyłam się, że niemal każde miejsce może być jednym z tych niezwykłych miejsc, jeśli tylko tego zechcemy. Może nauczyłam się odszukiwać to miejsce we mnie.
Spojrzał na nią – piękną, filigranową Lily w nowej pierwiosnkowej sukni i słomianym kapeluszu. W takim razie ten spokój, który w niej zauważył, miał swoje wyjaśnienie. W swym krótkim, trudnym życiu odkryła to, czego, jak podejrzewał, ludzie nie odkrywają nigdy. On sam nie doszedł jeszcze do tego, chociaż doceniał wartość samotności i ciszy. Zastanawiał się, czy umiejętność Lily do odkrywania wewnętrznego miejsca, do po prostu bycia, jak to wyraziła, pomogła jej przetrwać trudne chwile w Hiszpanii. Nie zapyta jej o to. Nie potrafił nawet o tym myśleć.
"Noc Miłości" отзывы
Отзывы читателей о книге "Noc Miłości". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Noc Miłości" друзьям в соцсетях.