– Ty zapewne jesteś Lily – odezwała się. Och, była piękna, mimo bladej twarzy i ciemnych cieni pod fiołkowymi oczami.

– Tak – odparła Lily. Zauważyła, że ta druga zesztywniała z wyraźną wrogością. – A ty jesteś Lauren. Narzeczona majora Newbury.

– Majora? – Lauren kiwnęła ze zrozumieniem głową. – Ach, tak, Neville'a. Miło mi cię poznać, Lily. To jest lady Gwendoline Muir, siostra Neville'a.

Jego siostra. Jej szwagierka. Lady Gwendoline zmierzyła ją wzrokiem pełnym nieskrywanej niechęci i nic nie powiedziała. Nawet nie ruszyła się z miejsca.

Twarz Lauren nie wyrażała wrogości. Nie wyrażała w ogóle nic. Wyglądała jak blada maska.

– Tak mi przykro z powodu tego, co stało się wczoraj – powiedziała Lily, czując niestosowność swych słów. – Naprawdę niezmiernie mi przykro.

– No, cóż… – Dziewczyna zauważyła, że Lauren starała się unikać jej wzroku. – Spójrzmy na to z innej strony. Lepiej, że to się zdarzyło wczoraj, a nie dzisiaj. Ależ ty wyszłaś bez przyzwoitki czy nawet pokojówki! Nie powinnaś. Czy Neville wie o tym?

Lily ogarnęła nagła ochota, by nie zważając na okropne skrępowanie, powiedzieć coś, co spowodowałoby, że z twarzy tej kobiety zniknąłby ten beznamiętny wyraz. Musiała znajdować się w strasznym szoku.

– Och, spędziłam taki wspaniały poranek – wyjaśniła. – Poszłam na plażę, by obejrzeć wschód słońca, a potem z ciekawości minęłam skały, aż doszłam do leżącej poniżej wioski. Niektórzy rybacy przygotowywali się do wypłynięcia w morze, żony pomagały im, a dzieci biegały wokół i bawiły się. Rozmawiałam z niektórymi osobami, wszyscy byli bardzo mili dla mnie. Zjadłam śniadanie z panią Fundy, czy znacie ją, panie, i zabawiałam jej dzieci, kiedy karmiła najmłodsze. Zaprzyjaźniłam się z nimi i obiecałam, że zajrzę do nich, kiedy tylko będę mogła. – Roześmiała się. – Wszyscy zachowywali się na początku śmiesznie, próbowali kłaniać mi się i zwracali się do mnie „milady”. Możecie to sobie wyobrazić?

Milczenie lady Gwendoline stało się bardzo wymowne.

Na twarzy Lauren przez moment pojawił się drżący uśmiech.

– Ach, zatrzymuję was. – Lily poczuła, jak znika jej ożywienie. – Tak mi przykro. Jesteś bardzo uprzejma, Lauren. On… major Newbury, powiedział mi wczoraj wieczorem, że bardzo cię lubi. Nie dziwi mnie to. Ja… no cóż, jest mi bardzo przykro. – Czuła, że mówi same głupstwa. Czy można było jednak powiedzieć coś mądrego w takiej sytuacji? – Czy mieszkasz w Newbury Abbey?

– We wdowim domku. – Lauren skinęła głową w kierunku drzew, przez które Lily, odwróciwszy się, dostrzegła budynek. – Razem z Gwen i hrabiną, jej matką. Może odwiedzę cię niedługo. Jutro?

– Tak. – Lily uśmiechnęła się. – Bardzo bym chciała. Czy przyjdziesz również… Gwendoline? – Spojrzała niepewnie na szwagierkę, która wprawdzie nie odpowiedziała, jednak jej nozdrza zadrgały w pohamowanym gniewie.

Lily pomyślała, że Gwendoline kocha kuzynkę. Rozumiała targający nią gniew. Uśmiechnęła się krótko do nich i ruszyła dalej. Czuła się bardzo zmieszana. Lauren była piękna i miała więcej wdzięku, niż Lily się spodziewała. Dlaczego Neville jej nie kochał?

Niektóre z przygnębiających myśli poprzedniego dnia znów zaczęły jej ciążyć.


*

Lauren i Gwendoline stały, patrząc jak Lily odchodzi.

– No cóż! – Gwendoline odetchnęła głośno i stanęła przed kuzynką, kiedy dziewczyna odeszła tak daleko, że nie mogła już ich słyszeć. – Nigdy nie czułam się tak obrażona. Jak ona śmiała stanąć i rozmawiać z nami, zwłaszcza z tobą?

– Jak śmiała, Gwen? – Lauren spoglądała na niknącą w oddali sylwetkę. – Jest żoną Neville'a. Twoją szwagierką. Jest hrabiną Kilbourne. Poza tym, to ja pierwsza przemówiłam. – Roześmiała się, chociaż nie zabrzmiało to wesoło. – Jest piękna.

– Piękna? – Gwendoline powtórzyła to z największą pogardą. – Zawstydziłaby nawet żebraka. Ciekawe, czy celowo próbuje zniesławić Neville'a, czy też po prostu robi to nieświadomie? Pojawiła się w obu wioskach, by wszyscy ją zobaczyli, tak… bez kapelusza, boso, bez… – Prychnęła z irytacją. – Czy ona w ogóle nie wie, jak się zachować?

– Ależ, Gwen – odezwała się Lauren tak spokojnie, że kuzynka z ledwością słyszała jej słowa. – Czy nie widzisz, jaka jest pełna życia i niepowtarzalna? Nie widzisz, że nie jest pospolitą osobą? Że jest niezwykłą kobietą, która przyciąga wzrok mężczyzn i wzbudza ich pożądanie? Na przykład Neville'a?

Gwendoline spojrzała z niedowierzaniem na kuzynkę.

– Czyś ty oszalała? – spytała, nie spodziewając się nawet odpowiedzi. – Jest okropna. Niemożliwa. A ty masz najwięcej powodów ze wszystkich osób, by ją znienawidzić. Chyba jej nie będziesz bronić?

Lauren znów roześmiała się cicho, kiedy zawróciły i skierowały się do wdowiego domu.

– Po prostu próbuj ę patrzeć na nią oczami Neville' a – odparła. – Próbuję zrozumieć, dlaczego wyjeżdżając, powiedział, bym na niego nie czekała, a następnie spotkał ją i to z nią się ożenił. Och, Gwen, oczywiście, że jej nienawidzę. – Po raz pierwszy w jej tonie pojawiło się jakieś uczucie, chociaż nie podniosła głosu. – Nienawidzę jej strasznie. Chciałabym, żeby umarła. Nie powinnam tak myśleć. Boję się tych uczuć. Jednak chciałabym, żeby umarła. A muszę próbować… rozumiesz, naprawdę muszę próbować zrozumieć. Poza tym, to przecież nie jej wina, nie sądzisz? Neville nie powiedział jej o mnie. A zresztą, co miałby powiedzieć? Wyjaśnił mi, żebym na niego nie czekała. Nie miał wobec mnie żadnych zobowiązań. Nie byliśmy zaręczeni. Muszę spróbować ją polubić. Spróbuję ją polubić.

Gwendoline szła obok, utykając, i miała trudności z dotrzymaniem jej kroku.

– Ja nie mam zamiaru nawet próbować – oznajmiła. – Będę ją nienawidzić za nas obie. Zrujnowała życie tobie i Neville'owi – chociaż to jedynie jego wina – a jesteście dla mnie obydwoje najukochańszymi ludźmi na świecie. I nie mów mi, że Lily jest niewinna. Oczywiście że nie jest, a ja z pewnością nie jestem wobec niej sprawiedliwa. Mimo wszystko jest jednak okropną osobą. Jak miałabym ją lubić, skoro wiem, że przez nią jesteś tak bardzo nieszczęśliwa?

Doszły do domu. Lauren zatrzymała się jednak przed wejściem do środka.

– Musimy ją wiele nauczyć – rzekła takim samym apatycznym głosem jak dzień wcześniej. – Jak ma się ubierać, jak zachowywać, jak być damą. Odwiedzę ją jutro. Spróbuję… być dla niej uprzejma.

– Będziemy jeszcze musiały nauczyć się grać na harfie i nosić aureolę – powiedziała uszczypliwie Gwendoline. – Po śmierci z pewnością zostaniemy aniołami lub świętymi.

Obydwoje roześmiały się.

– Proszę, Gwen. – Lauren ścisnęła mocno kuzynkę. – Pomóż mi jej nie nienawidzić… Och, jak Neville mógł poślubić taką… taką dziką istotę, z innego świata? Co jest ze mną nie tak?

Kuzynka nic nie odparła. Nie było na to żadnej rozsądnej odpowiedzi.

9

Lily czuła się niemal tak, jakby wracała do więzienia. Kiedy ujrzała dom, zwolniła kroku. Znów jednak przyspieszyła. Zobaczyła na tarasie Neville' a w towarzystwie trzech innych mężczyzn. Tak długo nie przestawała myśleć i marzyć o nim. Teraz był znów prawdziwy. I z zaciśniętymi ustami, uśmiechając się lekko, patrzył, jak zbliża się do nich. Wszyscy na nią patrzyli. Pomyślała, że wcześniej czuła się o wiele lepiej. Mimo wszystko dzisiaj rano patrzyła na świat z większym optymizmem.

Neville skłonił się jej, kiedy podeszła bliżej, wziął jej dłonie i ucałował.

– Witaj, Lily – powiedział.

– Poszłam na plażę – oznajmiła. – Chciałam popatrzeć na wschód słońca. A potem wspięłam się na skały i znalazłam się we wsi. – To wszystko tłumaczyło jej wygląd.

– Wiem. – Uśmiechnął się do niej. – Widziałem przez okno, jak idziesz.

Markiz o długim nazwisku skłonił się jej.

– Jestem tak przejęty, że aż brak mi słów – stwierdził, ale ciągnął dalej. – Żadna ze znanych mi dam nigdy nie wstaje na tyle wcześnie, by wiedzieć, że słońce wykonuje tak osobliwą czynność jak wschodzenie.

– W takim razie tracą jedną z największych przyjemności życia – zapewniła go Lily. – Czy mógłby mi pan powtórzyć jeszcze raz swoje imię i nazwisko? Zapamiętałam tylko, że jest bardzo długie.

– Mam na imię Joseph. – Kiedy roześmiał się, był bardzo przystojny. – Jesteśmy teraz kuzynami, Lily. Nie musisz łamać sobie języka na nazwisku Attingsborough.

– Joseph – powtórzyła. – Teraz chyba zapamiętam.

– Jamesa również – powiedział następny z panów, skłaniając się jej. Jestem twoim kolejnym kuzynem, Lily. Moja żona ma na imię Sylvia, a synek Patrick. Moja matka to ciotka Neville'a, Julia, siostra jego ojca. Mój ojciec…

– Do licha z tym, James. – Czwarty dżentelmen uniósł w górę oczy. – Zanudzisz Lily na śmierć. Może jeszcze dodasz do swojego wykładu, że innymi siostrami ojca Neville'a są ciotki Mary i Elizabeth, a jego wuj jest osławioną czarną owcą w rodzinie, straconą owieczką, która wyruszyła w podróż poślubną ponad dwadzieścia lat temu i nigdy nie wróciła? Mam na imię Ralph, Lily. Tak, kolejny kuzyn. Jeśli nie będziesz pamiętać mojego imienia następnym razem, kiedy się spotkamy, zwracaj się do mnie na ty.

– Dziękuję. – Roześmiała się. Dzisiaj rano z całą pewnością było o wiele łatwiej. Może wszystko okaże się łatwiejsze. Jednak ona zawsze lepiej czuła się w towarzystwie mężczyzn, może dlatego, że dorastała wśród żołnierzy.

– Ten spacer sprawił, że na twych policzkach zakwitły róże, Lily – odezwał się markiz. – Jak udało ci się dojść tak daleko bez butów? – Spojrzał przez monokl na jej bose stopy.

– Och. – Popatrzyła również. – To o wiele wygodniejsze niż chodzenie w butach. Jeśli zdjąłbyś buty i przespacerował się po trawie, Josephie, wiedziałbyś, że mam rację.

– Doprawdy?

– Wiem jednak, że tego nie zrobisz – powiedziała, uśmiechając się pogodnie. – Jestem tego pewna. Na Półwyspie Iberyjskim spotykałam mężczyzn, którzy nigdy nie zdejmowali butów, nigdy, ale to nigdy. Mogę się założyć, że do łóżka również kładli się w butach. Czasami zastanawiałam się, czy w ogóle mają stopy, czy może ich nogi kończą się poniżej kolan. Oczywiście, nie chcieli przyznać się do takiej deformacji. Wyobraźcie sobie, o ile byliby niżsi, przecież mężczyźni są bardzo dumni ze swego wzrostu. Nie cierpią patrzeć w górę na innych mężczyzn i wstydzą się, jeśli muszą z dołu spoglądać na kobiety.