Lily usiadła.

– Nie mam pojęcia, co można z nimi zrobić – odezwała się z powątpiewaniem w głosie. – Kręcą się okropnie, istny gąszcz. Dzisiaj zachowują się wyjątkowo niesfornie, ponieważ je umyłam. Och, co za nowość, nikt nigdy mnie nie czesał.

Dolly roześmiała się.

– Opowiada pani śmieszne rzeczy – odparła. – Znam kogoś, kto zabiłby, żeby mieć takie włosy. Niech pani spojrzy, jak się ładnie układają na czubku głowy i nie opadają jak ciasto, kiedy za szybko otworzy się drzwi od pieca. Proszę, jak pięknie się kręcą bez lokówek czy papilotów. Zrobiłabym wszystko, by mieć takie włosy.

Lily spoglądała w lustro na powstającą fryzurę, jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia.

– Masz zręczne ręce, Dolly. Jesteś bardzo zdolna. Nie wiedziałam, że moje włosy w ogóle można poskromić.

Pokojówka zarumieniła się z radości i wsunęła na miejsce ostatnią szpilkę. Wzięła małe lusterko z toaletki i ustawiała je pod różnymi kątami, by Lily mogła zobaczyć, jak fryzura wygląda z boków i z tyłu.

– Taka fryzura pasuje na herbatę, milady – orzekła dziewczyna. – Jednak dzisiaj wieczorem potrzebujemy czegoś specjalnego. Pomyślę nad tym. Mam nadzieję, że pani pokojówka nie przyjedzie zbyt szybko, nie powinnam jednak tego mówić, prawda? – ciągnęła, roztrzepując krótkie rękawy sukni Lily i oceniając efekt swych wysiłków w lustrze. – Skończyłam, milady. Jest już pani gotowa na przyjście jego lordowskiej mości.

Wcale to nie pocieszyło Lily. Neville miał zamiar zabrać ją na herbatę. Cóż to miało oznaczać? Nie było jednak czasu na zastanowienie. Niemal natychmiast rozległo się pukanie do drzwi przebieralni i Dolly pospieszyła, by je otworzyć. Lily skoczyła na równe nogi.

Neville zdjął wreszcie jasny weselny strój. Wyglądał bardziej znajomo w ciemnozielonym surducie, chociaż lepiej uszytym i bardziej dopasowanym niż kurtka wojskowa, którą nosił kiedyś. Zmierzył ją wzrokiem od głowy po czubki palców.

– Wyglądasz dużo lepiej – stwierdził. – Mam nadzieję, że spałaś dobrze.

– Tak, dziękuję, milordzie – odparła i skrzywiła się nieznacznie. Musi pamiętać, by się tak do niego nie zwracać.

– Spałaś już, kiedy zaszedłem tu nieco później – dodał. – Wyglądasz bardzo ładnie.

– To zasługa Dolly – powiedziała, uśmiechając się do pokojówki. – Wyprasowała mi suknię i uczesała włosy. Czy to nie miłe z jej strony?

– Tak, doprawdy. – Uniósł brew. – Możesz nas zostawić… Dolly.

– Tak, milordzie. – Pokojówka skłoniła się głęboko, nie podnosząc wzroku, i pospiesznie opuściła pokój.

Cóż, Lily rozumiała jej zachowanie. Widywała żołnierzy, którzy pod jego spojrzeniem wycofywali się w ten sam sposób, chociaż, oczywiście, nie składali ukłonu. Jego podkomendni uwielbiali go i bali się jego gniewu. Lily nigdy nie odczuwała przed nim strachu.

– Mam na imię Neville, Lily – rzekł. – Możesz się tak do mnie zwracać, bardzo cię proszę. Chcę cię teraz zaprowadzić na dół na herbatę. Nie bój się. Większość gości już wyjechała, pozostało tylko kilka osób. To w większości moi krewni. Będę cały czas przy tobie. Zachowuj się po prostu naturalnie.

Z pewnością w salonie będzie wiele znakomitych osobistości, które widziała zeszłej nocy i dzisiaj rano. Co powinna mówić? I co robić? Co oni o niej pomyślą? Nic dobrego, z pewnością. Większość swego życia spędziła z armią, dobrze wiedziała, jaka przepaść dzieliła żołnierzy, na przykład jej ojca, od oficerów. I oto ona, żona hrabiego, ma się pojawić po raz pierwszy w jego domu, tego samego dnia, w którym on miał poślubić inną – zapewne damę z wyższych sfer. Doprawdy, trudno sobie wyobrazić mniej pożądaną sytuację.

Jednak przez całe swe życie Lily przywykła do przeciwności. Dorastała w armii, na wojnie. Potrafiła dostosować się do wszystkich miejsc, okoliczności i ludzi. Udało jej się nawet przetrwać siedem miesięcy w sytuacji, którą wiele kobiet uważałoby za gorszą od śmierci.

Podeszła więc do niego i podała mu dłoń, nie okazując trapiącego ją niepokoju, i wyszli na szeroki korytarz, który widziała już wcześniej. Zaczęli schodzić szerokimi schodami. Spojrzała ponad poręczą na znajdujący się niżej wyłożony marmurami hol, a potem w górę, na złoconą kopułę z szybkami. Znów poczuła się nieważna, przytłoczona.

– Spodziewałam się, że to będzie dom – powiedziała.

– Słucham?

– Twój dom – powiedziała. – Wydawało mi się, że to będzie po prostu duży dom w dużym ogrodzie.

– Naprawdę, Lily? – Spojrzał na nią z poważną miną. – I zobaczyłaś… to? Przykro mi.

– Wydawało mi się, że tylko królowie żyją w takich pałacach. – Poczuła się głupio, zwłaszcza gdy zauważyła, że lekko zmrużył oczy, jakby czymś go rozśmieszyła.

Doszli do wielkich podwójnych drzwi, przed którymi stali dwaj lokale w liberii. Lily ujrzała, że jednym z nich jest służący, z którym miała utarczkę poprzedniego wieczoru. Przypomniała sobie nawet, jak zwrócił się do niego przełożony. Życie w armii nauczyło ją zapamiętywać twarze i nazwiska osób, z którymi się zetknęła. Uśmiechnęła się ciepło.

– Jak się pan miewa, panie Jones? – spytała.

Lokaj spojrzał zaskoczony, zaczerwienił się mocno pod białą peruką, skinął głową i otworzył drzwi. Lily znów ujrzała, że Neville zmrużył oczy. Zacisnął też usta, by nie wybuchnąć śmiechem.

Nie miała jednak czasu zastanawiać się nad tym dłużej, ponieważ oto znaleźli się w salonie, a ją przepełniło tyle wrażeń naraz, że straciła mowę i oddech. Przestraszyły ją przede wszystkim ogrom i wspaniałość pomieszczenia – cztery wyobrażone przez nią domy z pewnością zmieściłyby się tu bez trudu. Co gorsza, salon był pełen ludzi. Goście ubrani byli nie tak wspaniale jak poprzedniego wieczoru i dzisiaj rano, jednak nawet Lily zdała sobie nagle sprawę, że jej muślinowa suknia prezentuje się przy tych strojach mizernie, a fryzura sprawia wrażenie zbyt skromnej.

Neville poprowadził ją, pośród szeptów, które rozległy się zaraz po ich wejściu, w kierunku starszej kobiety o królewskiej postawie i pięknych siwych włosach. Dama siedziała wyprostowana, trzymając w jednej dłoni spodek, a w drugiej filiżankę. Sprawiała wrażenie, jakby zamarła w tej pozycji. Uniosła w końcu brwi.

– Mamo. – Neville skłonił się jej. – Pozwól, że ci przedstawię Lily, moją żonę. Lily, to moja mama, hrabina Kilbourne. – Odetchnął głośno i odezwał się głośniej. – Przepraszam, owdowiała hrabina Kilbourne.

Lily zdała sobie sprawę, że to właśnie ta kobieta stała dzisiaj w kościele i zwróciła się do niego po imieniu. Jego matka. Hrabina, odstawiwszy spodek i filiżankę, wstała. Górowała nad nią wzrostem.

– Lily – odezwała się z uśmiechem. – Witaj w Newbury Abbey, moje dziecko. Witaj w naszej rodzinie.

Ujęła dłoń Lily i pochyliła się, by pocałować ją w policzek.

Dziewczyna poczuła zapach jakichś drogich i subtelnych perfum.

– Miło mi, że mogę panią poznać. – Nie była pewna, czy w ich słowach kryła się choć odrobina szczerości.

– Lily, pozwól, że przedstawię cię reszcie gości – odezwał się Neville. – A zresztą, może nie. To zbyt dużo jak dla ciebie. Może wystarczy na razie ogólna prezentacja? – Rozejrzał się wokół i uśmiechnął.

Jednak hrabina wdowa miała inne zdanie na ten temat i nie miała zamiaru tego ukrywać.

– Ależ oczywiście, że Lily powinna zostać wszystkim przedstawiona, Neville – powiedziała, biorąc ją pod rękę. – Jest przecież twoją żoną. Chodź, Lily, poznaj naszą rodzinę i przyjaciół.

Oszołomionej dziewczynie, wydawało się, że prezentacja trwa całymi godzinami, chociaż bez wątpienia upłynęło może pół kwadransa. Została przedstawiona siwemu dżentelmenowi i upierścienionej damie, których widziała poprzedniego wieczoru, aktorzy okazali się księciem i księżną Anburey, bratem hrabiny i jej szwagierką. Poznała ich syna, markiza o bardzo długim nazwisku. A potem widziała już tylko twarze należące do osób o jakichś imionach i nazwiskach i – zbyt często – tytułach. Niektórzy byli ciotkami i wujkami. Niektórzy kuzynami, bliskimi lub dalszymi. Niektórzy należeli do przyjaciół rodziny lub przyjaciół przyjaciół. Część kiwała jej głowami. Część, zwłaszcza ci młodsi, skłaniali głowy lub składali ukłon. Część zebranych, choć nie wszyscy, uśmiechała się do niej. Zbyt wiele osób mówiło do niej, a ona nie potrafiła nic innego wymyślić w odpowiedzi, oprócz tego, że jest jej bardzo miło ich poznać.

– Biedna Lily. Wyglądasz na zupełnie oszołomioną – powiedziała dama siedząca za stolikiem z zastawą do herbaty, kiedy Lily i hrabina w końcu podeszły do niej. – Wystarczy już, Klaro. Chodź, Lily, usiądź na tym wolnym krześle, napij się herbaty i zjedz kanapkę. Nazywam się Elizabeth. Pewnie nie usłyszałaś na początku, nie szkodzi, jeśli zapomnisz, kiedy następnym razem się zobaczymy. My mamy do zapamiętania tylko jedno imię, natomiast ty musisz zapamiętać ich wiele. W końcu zaczniesz odróżniać nas wszystkich. Siadaj, moja droga.

Tak przemawiając, nalała do filiżanki trochę herbaty i podała ją Lily, a potem podsunęła tacę pełną maleńkich kanapeczek z odkrojoną skórką. Dziewczyna nie czuła głodu, ale nie chciała odmawiać. Wzięła kanapkę, odkryła jednak, że jeśli ma się napić, a miała na to ochotę, musi najpierw zjeść kanapkę, a wtedy wolną ręką będzie mogła podnieść filiżankę. Porcelana była tak delikatna i piękna, że przestraszyła się nagłe, że ją upuści i potłucze.

Poczuła dotyk ręki Neville'a na swym ramieniu.

Wreszcie zauważyła z ulgą, że w pokoju nie panuje już cisza i wszyscy przestali się nią interesować. Pewnie tak nakazywała uprzejmość. Przysłuchiwała się rozlegającym się wokół rozmowom, jedząc kanapkę i popijając herbatę, czego udało jej się dokonać bez przykrych skutków. Nie zapomniano jednak o niej całkowicie. Ludzie, których nazwisk nie mogła zapamiętać – tym razem jej dobra pamięć zawiodła w najmniej oczekiwanej chwili – próbowali wciągnąć ją do rozmowy. Kilka pań prowadziło ożywioną dyskusję o różnych zaletach dwóch rodzajów kapeluszy.