– Lauren, tak mi przykro, kochanie – odezwał się. – Chciałbym coś więcej powiedzieć, żebyś nie czuła się taka… samotna. Mógłbym dodać wiele nic nieznaczących rzeczy, by zapewnić cię, że w końcu to się ułoży… Ale z pewnością nie zdołam cię pocieszyć, poza tym zabrzmiałoby to może zbyt arogancko. Wiedz jednak, że nasza rodzina kocha cię, to nie tylko rodzina moja i Gwen, ale również twoja. – Pompatyczne, nic nieznaczące słowa, mimo że mówił prawdę. Nigdy w życiu nie czuł się tak beznadziejnie.

– Nic już nie będzie takie samo – krzyknęła Gwendoline. – Kiedy Vernon zmarł, a ja wróciłam do domu jako wdowa, a potem zmarł tata, myślałam, że świat się kończy. A potem ty wróciłeś i znów byliśmy we troje i wydawało mi się, że poślubisz Lauren i… Teraz wszystko się skończyło, nie można tego naprawić.

Neville przeczesał dłonią włosy. Lauren huśtała się łagodnie.

Gwendoline wyszła za mąż z miłości, kiedy Neville przebywał na Półwyspie Iberyjskim. Nigdy nie miał okazji poznać wicehrabiego Muira. Po dwóch latach zdarzył się tragiczny wypadek. Najpierw Gwen spadła z konia, poroniła, a kiedy złamana kość zrosła się, okazało się, że kuleje. Rok później jej mąż spadł przez złamaną balustradę z balkonu na znajdujący się poniżej marmurowy taras. Gwen wolała szukać ukojenia w rodzinnym gronie niż w domu męża.

– Pogardzam sobą za to samolubne myślenie – powiedziała Gwendoline, kiedy nikt nie odpowiedział na jej słowa. – Myślę o tym, jaka jestem nieszczęśliwa, a przecież to nic w porównaniu z biedną Lauren. Jestem bez serca. – Zebrała suknię i pobiegła w stronę domu, uchylając się przed wyciągniętą ku niej ręką brata.

– Biedna Gwen – odezwała się Lauren. – Tak bardzo chciała po śmierci lorda Muira cofnąć się w czasie. Chciała, by znów było jak za naszego dzieciństwa i wydawało się jej, że spełnia się jej marzenie. Nie możemy się jednak cofnąć. Możemy tylko iść do przodu. Nie możemy cofnąć się nawet do wczoraj lub do dzisiaj rano. Teraz jest Lily.

– Tak.

– Ja również zachowałam się samolubnie – ciągnęła dalej. – Pochłonęły mnie moje zawiedzione nadzieje. Musisz być szczęśliwy, Neville, nawet jeśli jest ci przykro z mojego powodu i przyszedłeś, żeby ze mną porozmawiać. Lily żyje, przyjechała do ciebie. Powinieneś się z tego cieszyć.

– Lauren – powiedział miękko. – Nie mów tak, proszę.

– Chcesz więc, bym ci powiedziała, jak bardzo jej nienawidzę? Że chciałabym, żeby umarła? Że nawet teraz życzę jej śmierci? Chcesz, bym ci powiedziała, jak czuję się obrażona, że wyjeżdżając powiedziałeś, bym na ciebie nie czekała, a potem, pod wpływem chwili, poślubiłeś córkę jakiegoś sierżanta? Chcesz, bym ci powiedziała, jak bardzo cię nienawidzę, że mi o tym wszystkim nie powiedziałeś? Że nie dbałeś o mnie na tyle, by choćby wspomnieć o tym, że to będzie twój drugi ślub?

Wypuścił wolno powietrze.

– Tak – potwierdził. – To chciałem usłyszeć, Lauren. Zasłużyłem na to. Krzycz na mnie. Ciskaj we mnie czym popadnie. Uderz mnie. Tylko nie siedź tak. – Znów przeczesał dłonią włosy. – Dobry Boże, Lauren. Tak mi okropnie przykro. Gdybym tylko mógł…

– Ale nie możesz – przerwała mu spokojnie, chociaż nareszcie w jej głosie pojawiło się jakieś uczucie. – Nie możesz, Neville. A nienawiść do niczego nie prowadzi. Tak jak wszystkie złe uczucia. Idź sobie już, proszę. Chcę zostać sama.

– Oczywiście. – Tylko to mógł dla niej zrobić. Zniknąć, zejść jej z oczu.

Kiedy odwrócił się, nadal odpychała się stopą, wprawiając w ruch huśtawkę. Pogrążając się w szoku. Pogrążając się w przekonaniu, że jeśli zachowa spokój i rozsądek, wszystko będzie dobrze. Pogrążając się w nienawiści do córki sierżanta, która jednym czynem zniszczyła jej nadzieje i marzenia, jej życie. Pogrążając się w nienawiści do mężczyzny, którego kochała od zawsze.

Nie pomogłoby mu, gdyby dowiedział się, że darzyła go uczuciem o wiele głębszym niż to, którym on ją obdarzał.

Idąc w kierunku głównej drogi, przypomniał ją sobie nagle, jaka była zeszłej nocy – promienna, emanująca radością; pytała go, czy można w ogóle zasługiwać na takie szczęście.

Powiedział jej, że ona zasługuje. Ale w życiu nie zawsze otrzymujemy to, na co zasługujemy.

Co zrobił, by zasłużyć sobie na powrót Lily? Przyspieszył kroku, kiedy tylko pomyślał o niej, że śpi żywa, w łóżku hrabiny.

6

Jedzenie i herbata zaspokoiły głód Lily, a po gorącej kąpieli z perfumowanym mydłem uspokoiła się i usnęła. Zapadła w długi i głęboki sen, po którym zbudziła się odświeżona, choć zdezorientowana. Przez kilka chwil nie mogła sobie przypomnieć, gdzie się znajduje i jak się tu dostała. Dawno już tak dobrze nie spała.

Oczywiście, szybko wróciła jej pamięć. Przyjechała tu. Dotarła do kresu podróży, którą rozpoczęła tak dawno temu, że nie mogła przypomnieć sobie kiedy. Manuel przyszedł do niej i oznajmił jej, że może sobie iść. Tak po prostu, po siedmiu miesiącach niewoli i upodlenia. Znajdowała się gdzieś w Hiszpanii. Wiedziała tylko, że musi udać się na zachód, do Portugalii, by odszukać jego, Neville'a, majora lorda Newbury, swego męża. Nawet nie wiedziała, czy on żyje. Może padł w potyczce, w której została postrzelona i wzięta do niewoli? Mimo wszystko wyruszyła w tę podróż. Nie miała nic do stracenia. Jej ojciec przecież nie żył.

A jednak dojechałam, pomyślała, zstępując na miękki różowo – zielony dywan. Musiała unieść brzeg koszuli nocnej, by na nią nie nadepnąć. Koszula była za długa co najmniej o piętnaście centymetrów, a może to ona była za mała o piętnaście centymetrów. No cóż, raczej to drugie. Przybyła tutaj w stanowczo kłopotliwych okolicznościach, kłopotliwych i denerwujących. Neville jeszcze jej nie wyrzucił, chociaż powiedziała mu całą prawdę, a po jej wyznaniu powinien się jej pozbyć bez zbędnych ceregieli.

Oczywiście, nadal istniała taka możliwość. Potraktował ją uprzejmie, mimo że zrujnowała mu plany na przyszłość. Z pewnością da jej, lub przynajmniej pożyczy, trochę pieniędzy, by mogła wrócić do Londynu. Może pani Harris będzie tak dobra i pomoże jej znaleźć jakieś zajęcie, chociaż Lily sama nie wiedziała, co mogłaby robić.

Delikatnie nacisnęła klamkę w drzwiach prowadzących do przebieralni. Tym razem miała mniej szczęścia. Wewnątrz ktoś był.

– Och, przepraszam – powiedziała, szybko zamykając drzwi.

Otworzyły się jednak znowu niemal natychmiast i ukazała się w nich twarz zaskoczonej dziewczyny w jej wieku. Miała na sobie taki sam prześliczny czepeczek jak służąca, która poprzednio przyniosła Lily tacę z jedzeniem.

– Przepraszam, milady – odezwała się. – Właśnie skończyłam przygotowywać pani ubrania. Pani Ailsham powiedziała, żebym została i pomogła się pani ubrać i uczesać. Powiedziała, że jego lordowska mość ma przyjść za pół godziny, by zaprowadzić panią na herbatę.

Ach. – Uśmiechnęła się Lily, wyciągając do niej prawą dłoń. – Jesteś pokojówką. Co za ulga. Jak się masz? Nazywam się Lily.

Dziewczyna kątem oka spojrzała na wyciągniętą dłoń. Nie podała swojej, ukłoniła się jedynie.

– Miło mi panią poznać, milady – powiedziała. – Jestem Dolly. Moja mama i tata dali mi na chrzcie Dorothy, ale wszyscy nazywają mnie Dolly. Pani Ailsham powiedziała, że mam pani usługiwać, dopóki nie przyjedzie pokojówka.

– Pani Ailsham? – Lily weszła do przebieralni i rozejrzała się wokół. Zauważyła, że ktoś wyniósł wannę.

– Gospodyni, milady.

Wtem Lily zauważyła swoją torbę na krześle stojącym przed toaletką. Podskoczyła do niej i pospiesznie przeszukała z niepokojem. Wszystko w porządku. Na dnie torby wymacała dłonią medalionik. Wyjęła go i zacisnęła w dłoni. Gdyby go zgubiła, to jakby straciła część siebie. Jednak brakowało kilku innych rzeczy. Rozejrzała się po pokoju.

– Pozwoliłam sobie wziąć pani suknię i koszulę z torby. Wyprasowałam je. Bardzo się wygniotły.

Rzeczywiście leżały starannie ułożone na oparciu krzesła – bawełniana koszula i kosztowna, śliczna muślinowa suknia koloru jasnozielonego, które pani Harris kupiła jej w Lizbonie.

– Wyprasowałaś je? – Uśmiechnęła się ciepło do pokojówki. – To miło z twojej strony. Mogłam to zrobić sama. Cieszę się jednak, że nie musiałam. Jak zdołałabym trafić do kuchni? – Roześmiała się.

Dolly odpowiedziała śmiechem, choć nieco mniej pewnym.

– Jest pani bardzo zabawna, milady – powiedziała. – Trudno sobie wyobrazić, by mogła pani pójść do kuchni z sukienką przewieszoną przez ramię i pytać o żelazko. – Myśl o tym wyraźnie ją ubawiła.

– Zwłaszcza tak ubrana jak teraz – dodała Lily, unosząc koszulę, aż wreszcie odsłoniła nagie palce stóp. – Całą drogę nadeptywałabym na brzeg.

Roześmiały się obydwie, jak para małych dzieci.

– Pomogę się pani ubrać – powiedziała w końcu Dolly.

– Pomożesz mi? Po co?

Pokojówka nie odpowiedziała. Wskazała na zniszczone pantofelki, jedyną parę, jaką posiadała Lily. Buciki również kupiła pani Harris, zapewniając ją, że zapłaciła za nie armia. Wojsko, według pani Harris, było coś Lily winne. Wojsko zapłaciło również za torbę i opłaciło podróż statkiem do Anglii.

– Wypastowałam je, proszę pani – oświadczyła Dolly. – Przydałyby się jednak nowe buty, jeśli chce pani znać moje zdanie.

– Nie muszę cię nawet o to pytać – odparła Lily, ubierając się pospiesznie. Czuła się zadziwiająco lekko. – Pewnego dnia zrobię jeden krok, a moje buty zdecydują się pozostać w miejscu i to będzie ich koniec.

Już od bardzo, bardzo dawna nie śmiała się tak wesoło.

– Ma pani piękną figurę, milady – powiedziała Dolly, mierząc ją wzrokiem. – Drobną i filigranową, nie tak jak ja – tylko ręce, nogi i łokcie. Z pewnością będzie pani pięknie ubrana, kiedy przybędą pani bagaże.

– Ja z kolei chciałabym być tak wysoka jak ty – westchnęła Lily. – Czy znalazłaby się tu jakaś wstążka, którą mogłabym przewiązać włosy? Zgubiłam wszystkie szpilki.

– Och, sama wstążka nie wystarczy, proszę pani. – W głosie pokojówki słychać było zdumienie. – Nie na popołudniową herbatę. Proszę usiąść tutaj, na krześle, zdejmę tylko z niego tę torbę i uczeszę panią. Nie musi się pani martwić, umiem układać włosy. Czesałam czasami lady Gwendoline, zanim przeniosła się do wdowiego domku, a nawet poprzedniego wieczoru układałam włosy lady Elizabeth, kiedy jej fryzura została nieco zburzona, a ona nie mogła znaleźć swej pokojówki. Powiedziała, że dobrze się sprawiłam. Chciałabym zostać osobistą pokojówką, zamiast sprzątać pokoje. To moje wielkie marzenie, milady. Ma pani piękne włosy.