– Nie, zaczekaj! – zawołała.

Hermione stanęła w drzwiach i spojrzała przez ramię.

– Kiedyś uwielbiałaś, gdy raz po raz wpadałam w tarapaty – powiedziała Christine. – Mówiłaś, że towarzystwo jest mną zachwycone, a śmiech dobrze wszystkim robi. Że mam rzadki dar przyciągania do siebie ludzi, że damy za mną przepadają, a dżentelmeni lubią mnie i czują się ze mną bezpiecznie, bo jestem mężatką. Oscar mnie kochał, ja kochałam jego i byliśmy naprawdę szczęśliwą rodziną. Powiedziałaś mi, że jestem siostrą, której nigdy nie miałaś, a zawsze pragnęłaś mieć. Byłaś dla mnie siostrą. Co się zmieniło? Nigdy nie mogłam tego pojąć. Nagle moje towarzyskie gafy stały się dla was wszystkich krępujące i upokarzające, a każdego dżentelmena, z którym rozmawiałam, tańczyłam czy wymieniałam uśmiechy, uważaliście za mojego kochanka. Co się stało? Co się zmieniło?

Hermione nadal patrzyła na szwagierkę przez ramię.

– Ty mi to powiedz, Christine – odezwała się w końcu. – Zapewne znudziłaś się Oscarem. Zorientowałaś się, że możesz zwabić grubszą rybę i on przestał cię obchodzić. My też.

Christine zamrugała, by powstrzymać łzy.

– Zawsze kochałam Oscara – odparła. – Nawet pod koniec, gdy zaczął bez opamiętania grać i stracił całą fortunę. Nigdy nie przestało mi na nim zależeć. Byłam jego żoną i nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby go zdradzić.

– Cóż – westchnęła Hermione – chciałabym ci wierzyć. Obie jednak wiemy, że to kłamstwo. Gdyby tak nie było, Oscar nadal by żył.

– Chyba nie sądzisz, że byłam odpowiedzialna za jego śmierć? – zawołała Christine. – Błagałam cię wtedy, byś spytała Justina. Dlaczego tego nie zrobiłaś? On potwierdziłby moją niewinność.

– Zapytaliśmy Justina – odparła Hermione. – Przysięgał, że jesteś niewinna, wielce oburzony, że mogliśmy choćby przez moment wątpić w twoje słowa. Ale on zawsze cię bronił. Bez względu na wszystko zawsze cię bronił i zaprzeczał wszelkim oskarżeniom pod twoim adresem. Justin od dawna się w tobie kocha. Prędzej by fałszywie przysięgał, niż pozwolił, by ktokolwiek źle o tobie mówił czy myślał.

– Rozumiem – powiedziała Christine. – I dlatego jestem winna. To, że mnie bronił, przesądza o mojej winie. Biedny Justin. Jego wystąpienia w mojej sprawie zawsze przynosiły efekt odwrotny do zamierzonego. Możesz zatem myśleć, co ci się podoba. Pod jednym względem cię uspokoję. Nie jestem tutaj z powodu ambicji, by zostać księżną Bewcastle. Już raz odrzuciłam oświadczyny księcia i zrobię to ponownie, jeśli powtórzy propozycję. Być może jestem jeszcze bardziej niż ty i Basil świadoma faktu, że to małżeństwo byłoby nie do zniesienia. Dla nas obojga. Z utęsknieniem czekam na dzień, gdy będę mogła wrócić do domu i zacząć znów wieść normalne życie, tak jak przez ostatnie trzy lata, choć pierwszy rok upłynął mi pod znakiem głębokiej żałoby po Oscarze.

– Christine – niespodziewanie oczy Hermione również napełniły się łzami. – Bardzo chciałabym myśleć o tobie jak najlepiej. I Basil, i ja tego pragniemy. Jesteś przecież wdową po Oscarze.

Christine skinęła głową. Nic już nie zostało do powiedzenia. Chyba znów zapanował między nimi kruchy pokój.

Hermione wyszła bez słowa. Christine położyła się do łóżka i próbowała zasnąć, ale rozmowa z Hermione i kłótnia z księciem nie dawały jej spokoju.

17

Następnego ranka wszyscy wybrali się do kościoła na nabożeństwo Wielkiego Piątku. Kilkoro starszych gości pojechało powozem, jednak większość poszła pieszo, jako że pogoda się poprawiła.

Christine szła w towarzystwie Justina, a lord Aidan z żoną tuż koło księcia, który prowadził pod rękę pannę Hutchinson. Markiza Rochester rzeczywiście chciała skojarzyć tę parę. Christine serdecznie współczuła Amy Hutchinson. Była ładną i miłą młodą damą, ale zupełnie nie pasowała do księcia.

Justin jakby czytał jej w myślach.

– Biedna dziewczyna – odezwał się, wskazując głową w kierunku panny Hutchinson. – Zastanawiam się, czy wie, że za bycie księżną przyjdzie jej zapłacić wysoką cenę. Mam nadzieję, że ciotka wyjaśni jej wszystko przed ślubem. Oczywiście jeśli Bewcastle zdecyduje się na to małżeństwo.

Christie milczała. Nie chciała rozmawiać o księciu nawet z najbliższym przyjacielem. Zwłaszcza po ostatnim wieczorze. On jednak niezrażony ciągnął dalej.

– Lady Falconbridge na pewno zrozumie. Chyba i tak nie spodziewała się, że książę zaproponuje jej małżeństwo. Kochanka Bewcastle'a też pewnie wykaże zrozumienie. Zresztą nie będzie miała specjalnego wyboru, chyba że zrezygnuje z jego opieki, która zdaje się przynosi niezłe apanaże.

– Justinie! – przerwała mu ostro. – Czy z innymi damami również rozmawiasz na takie tematy?

Spojrzał na nią skruszony.

– Wybacz mi – powiedział. – Ale przecież wiesz o lady Falconbridge. A kochankę książę ma już od lat, więc uznałem, że wszyscy o niej wiedzą. To nierozsądne z mojej strony. Jesteś przecież damą.

– Poklepał jej dłoń. – Ty miałaś dość rozsądku i nie chciałaś mieć z nim do czynienia. Nie sądzę, by mu się to spodobało.

– W tej chwili zmieńmy temat – rzuciła stanowczo. – Hector opowiadał mi, że znów wybiera się w podróż i być może ty pojedziesz z nim. To prawda?

Justin się skrzywił.

– Tylko jeśli uda się w jakieś cywilizowane miejsce – odparł. – Na przykład do Włoch.

Christine słuchała tylko jednym uchem. Naprawdę nie chciała nic wiedzieć o kobietach księcia Bewcastle'a. I irytowało ją, że Justin traktował ją jak swego kompana, a nie jak damę. Nie obchodzi jej, co książę wyprawia, może nawet utrzymywać cały harem kobiet. Ale mimo woli przypomniała sobie, jak powiedział, że jeśli kiedykolwiek się ożeni, jego żona będzie jedyną kobietą, z którą będzie dzielił łoże do końca życia. Uwierzyła mu, co zresztą nie miało znaczenia, bo przecież nigdy nie zostanie jego żoną. Była tego całkowicie pewna, nawet jeśli zaprosił ją tu, by się o nią starać.

Czy właśnie po to ją zaprosił? To się wydawało nieprawdopodobne.

Unikała księcia przez cały ranek, lecz po południu znalazła się niespodziewanie w jego towarzystwie. Lord Aidan z żoną postanowili wyjść z dziećmi na spacer. Dołączył do nich lord Rannulf ze swoją rodziną, a wkrótce prawie wszyscy zdecydowali się wyjść. Ustaliwszy, że zbiorą się w holu, rozbiegli się na chwilę, by zabrać okrycia i zawołać dzieci. Christine była zachwycona perspektywą spędzenia czasu na świeżym powietrzu.

Czekając w holu z Audrey i sir Lewisem, patrzyła z uśmiechem na biegające dookoła dzieci, które najwyraźniej już nie mogły się doczekać, kiedy wyjdą na zewnątrz. Uściskała Pamelę i Pauline, które na chwilę zjawiły się przy niej, a potem znów pobiegły do reszty maluchów. Justin zajęty rozmową z Bertiem pomachał, że zaraz do niej dołączy. Markiza Rochester, która zostawała w domu, zeszła na dół, by ich pożegnać i wykonać kilka strategicznych posunięć.

– Wulfricu, opowiadałam Amy o tej ładnej ścieżce, która łączy lasek z jeziorem – oznajmiła głosem nieznoszącym sprzeciwu. – Po prostu musisz jej ją pokazać.

Książę ukłonił się sztywno, a biedna panna Hutchinson aż się skuliła na myśl o spędzeniu w jego towarzystwie całego popołudnia.

– Ciociu, obawiam się, że to będzie musiało poczekać do jutra – zaprotestowała hrabina Rosthorn, ujmując przy tym pannę Hutchinson pod rękę i uśmiechając się do markizy i księcia. – Obiecałam Amy, że porozmawiamy o przedstawieniu jej królowej, które odbędzie się za kilka tygodni. Opowiem jej o swoich doświadczeniach i udzielę stosownych rad, o ile są coś warte.

Mąż hrabiny, dżentelmen z rozkosznym francuskim akcentem, niósł na ramionach swego synka Jacques'a.

– Och, Wulf! Biedaku! – zawołała żona lorda Alleyne'a. – Zostałeś bez towarzyszki. Może pani Derrick się nad tobą zlituje?

Justin, który właśnie przedzierał się przez tłum w jej kierunku, zatrzymał się nagle. Książę odwrócił się do niej i ukłonił.

– Pozwoli pani, madame? – spytał, podając jej ramię. – Wygląda jednak na to, że nie pozostawiono pani wielkiego wyboru.

Jemu też nie, pomyślała w duchu, rzucając Justinowi rozżalone spojrzenie. Ujęła księcia pod ramię i ruszyła z nim na czele całej grupy. Bardzo się starała nie patrzeć w stronę Basila i Hermione.

– Zdaje się, że kobiety w mojej rodzinie zawiązały spisek przeciw markizie – dodał. – Ciekawe, czy to ze względu na mnie, czy na pannę Hutchinson.

– Niewątpliwie chodzi o pannę Hutchinson – odrzekła. – Najwyraźniej się pana boi.

Spojrzał na nią z ukosa, ale nie zareagowała.

– Zgodziłem się uczestniczyć w tym spacerze z pani powodu – powiedział. – Nie chcę jednak, by przez całą drogę plątały mi się pod nogami dzieci i żeby uszy mi spuchły od ich krzyków. Niech idą z rodzicami na trawę, między drzewa, a my poprowadzimy gości nieobarczonych dziećmi do lasu.

– Jak mniemam, nie pozwala pan, by coś zakłócało mu spokój – rzuciła.

– Nie, jeśli mam w tej kwestii coś do powiedzenia – odparł. – A na ogół mam. Chciałbym pokazać pani park. Oczywiście latem jest o wiele piękniejszy, lecz wiosną też ma swój urok. A dzisiaj pogoda nam dopisała.

– Ja lubię nawet zimowy krajobraz – wyznała. – Sprawia wrażenie królestwa śmierci, ale wiadomo, że drzemie w nim nadzieja odrodzenia. Dopiero zimą można w pełni zrozumieć tajemnicę i moc odwiecznego cyklu życia i śmierci. A potem przychodzi wiosna. Uwielbiam wiosnę. Nie potrafię sobie wyobrazić tego parku piękniejszego niż teraz.

Przy zachodnim skrzydle domu minęli kwitnące drzewa owocowe, zeszli z trawnika i ruszyli pod górę ścieżką, która wiodła do lasu. Hałaśliwa gromadka dzieci i ich rodziców poszła dalej trawnikiem.

– Jest pani niepoprawną optymistką – powiedział książę. – Widzi pani nadzieję nawet w śmierci.

– Życie byłoby tragedią, gdybyśmy nie rozumieli, że jest ono w istocie niezniszczalne – odparła.

Weszli między drzewa pokryte młodymi liśćmi i ciemnozielone choinki, a potem skręcili na ścieżkę wijącą się wśród rododendronów i wysokich topoli. Na polanach kwitły dzikie żonkile i pierwiosnki, w prześwitach między drzewami pojawiał się od czasu do czasu widok na dom, park albo okolicę. Na wschód od domu znajdowało się otoczone lasem jezioro z wysepką pośrodku.