Wulfric przyglądał się obojętnie, jak pani Beavis zdejmuje rękawiczkę, uśmiecha się zachęcająco do nadchodzącego i wyciągnąwszy rękę nad wodą, upuszcza rękawiczkę w wyraźnym zaproszeniu. Skórzany drobiazg zatrzepotał w powietrzu i spadł do wody tuż przy brzegu.
Lord Powell już miał wyłowić rękawiczkę końcem laski, gdy nagle ktoś zrujnował misterną gierkę jego potencjalnej kochanki.
Ten ktoś podbiegł do pani Beavis, zawołał, że coś upuściła, i schylił się, by to podnieść. Nie wiadomo, dlaczego trawa na brzegu była śliska, jako że nie padało od wielu dni. Tak czy inaczej, osoba spiesząca z pomocą pośliznęła się. Machając rękami, spróbowała odzyskać równowagę, niestety bezskutecznie. Krzyknęła głośno, zwracając uwagę wszystkich znajdujących się w pobliżu, którzy jeszcze na nią nie patrzyli, i z głośnym pluskiem wpadła do wody.
Wulfric wstrzymał konia i z bolesną rezygnacją patrzył, jak lady Renable i lady Mowbury krzyczą z przerażenia, a Powell, choć niewątpliwie kipiał gniewem, wyciąga panią Derrick z rzeki.
Piękna kurtyzana poszła dalej, jakby nieświadoma rozgrywającej się za nią sceny oraz tego, że ma teraz tylko jedną rękawiczkę.
Pani Derrick stała na brzegu rzeki, szczękając zębami. Nowy kapelusz z różowymi i lawendowymi piórami zwisał jej smętnie z głowy, a różowa suknia i spencerek przylgnęły do ciała niczym przezroczysta draperia na posągu greckiej bogini. Ociekała wodą. Lord Powell wyjął z kieszeni chusteczkę i bezskutecznie usiłował ją osuszyć.
Lady Renable i lady Mowbury robiły coraz większe zamieszanie.
Liczni przechodnie gapili się i wykrzykiwali rady.
– Kk… ktoś powinien oddać rękawiczkę tej dd… damie – wyjąkała pani Derrick, unosząc rękę.
Wulfrica kusiło, by pojechać dalej. Zsiadł jednak z konia i ruszył ku zbiegowisku, po drodze rozpinając płaszcz.
– Lord Powell na pewno chętnie to zrobi – powiedział.
Wziął od niej rękawiczkę i podał Powellowi, który ochoczo skorzystał z okazji, by pobiec za oddalającą się panią Beavis, zamiast pomóc przemoczonej damie.
– Ależ oczywiście, Bewcastle. Oczywiście – zawołał i już go nie było.
– Pani pozwoli, madame. – Wulfric otulił panią Derrick płaszczem i spojrzał na nią posępnie. Nie znał innej damy, nawet włączając Freyję, która miałaby taki talent do pakowania się w najgorsze tarapaty na oczach towarzystwa.
Nawet jeśli dożyje setki, nigdy nie zrozumie, dlaczego w niej się zakochał.
– Ttt… to okropnie ppp… poniżające! – wyjąkała, ciaśniej owijając się płaszczem i patrząc na niego spod mokrego kapelusza ze zwisającymi smętnie piórami. – To się już chyba staje zasadą, że pan zawsze jest w pobliżu, by być świadkiem mego upokorzenia.
– Powinna pani dziękować za to losowi – odparł szorstko. – Chusteczka lorda Powella nie na wiele by się zdała.
Odwrócił się do lady Renable, która wciąż nie odzyskała panowania nad sobą.
– Madame, posadzę panią Derrick przed sobą na koniu i jak najszybciej zawiozę do domu – oświadczył.
Nie czekał, by usłyszeć podziękowania lady Renable czy odpowiedź pani Derrick. Z ponurą miną podszedł do konia, który pasł się na trawniku, nieświadom sceny przykuwającej uwagę wszystkich ludzi dookoła. Dosiadł go, podjechał bliżej brzegu i wyciągnął rękę.
– Proszę podać mi dłoń i oprzeć stopę na moim bucie – polecił.
Oczywiście nie poszło łatwo. Potrzebowała obu rąk, aby trzymać poły płaszcza, jako że nie była na tyle przytomna, by wsunąć ręce w rękawy. Jednak z pomocą lady Renable, przytrzymującej płaszcz, i lady Mowbury, która niezgrabnie popychała panią Derrick od dołu, zdołał ją wciągnąć na konia i posadzić na siodle przed sobą.
– Sugeruję, żeby zdjęła pani kapelusz – powiedział, gdy woda z mokrych piór zaczęła mu kapać za kołnierz.
– Och, oczywiście. – Wysunęła rękę spod płaszcza i rozwiązała mokre wstążki. Zdjęła kapelusz i spojrzała na niego z żalem. – Ojej, chyba jest zupełnie zniszczony.
– To pewne. – Wziął od niej kapelusz i rozejrzał się dookoła. Zauważywszy nieopodal patrzącą na niego z nadzieją służącą, podał jej mokre nakrycie głowy. – Wyrzuć to.
Dał jej też gwineę, ale po minie dziewczyny zorientował się, że przemoczony kapelusz uznała za cenniejszą nagrodę. Dygnęła kilkakrotnie i obsypała go podziękowaniami. Tak przynajmniej przypuszczał, jako że mówiła z jakimś okropnym, niezrozumiałym akcentem.
Pani Derrick wybrała sobie akurat ten moment, by zacząć się śmiać. Najpierw tylko się trzęsła, co mogło być skutkiem przemoczenia, potem jednak wybuchnęła głośnym śmiechem. Widział wesołe iskierki w jej oczach. Zanim zdążył ruszyć z miejsca, przyłączyli się do niej niemal wszyscy gapie. Wystawiła dłoń spod płaszcza i pomachała do nich.
Do diabła! Nawet owinięta jego obszernym płaszczem, z mokrymi i potarganymi włosami wyglądała olśniewająco.
Wulfric czuł się trochę nieswojo, gdyż w przeciwieństwie do pani Derrick nie zwykł znajdować się w kłopotliwych sytuacjach, które potem stawały się tematem rozmów w każdym salonie. A zdarzenie sprzed kilku minut na pewno będzie szeroko komentowane, choćby dlatego, że uczestniczyła w nim pani Beavis. No i on.
Ale czy mógł zostawić panią Derrick drżącą z zimna na brzegu rzeki, kiedy zorientował się, że nikt z obecnych nie jest w stanie udzielić jej odpowiedniej pomocy? Chyba nie byłoby jej wówczas do śmiechu. Chociaż może mylił się w tym względzie.
– Czy nadal dziwi się pan, że Oscar uważał mnie za kulę u nogi? – spytała.
– Niczemu się nie dziwię – odparł.
Dziwne, ale jego gniew zaczął ustępować miejsca zupełnie innemu uczuciu. Ogarnęła go ochota, by się roześmiać tak jak ona i tłum gapiów przed chwilą. Odrzucić głowę do tyłu i ryknąć śmiechem. Nawet incydent z wdrapywaniem się na drzewo w zeszłym roku nie mógł konkurować z tą sceną. Nigdy w życiu nie widział czegoś równie zabawnego.
Nie roześmiał się jednak. Po drodze do domu lady Renable mijali licznych przechodniów i ściągnęli na siebie mnóstwo zaciekawionych spojrzeń. Plotki były nieuniknione, ale nie chciał ich podsycać niespotykanym widokiem roześmianego księcia Bewcastle'a. A poza tym pani Derrick, choć się śmiała, na pewno była zmarznięta i nieszczęśliwa. Grzeczność nakazywała nie stwarzać wrażenia, że z niej szydzi, a jego śmiech mógł być odczytany właśnie w ten sposób.
– Przypuszczam, że gdy wpadłam do wody, nie wyglądałam zbyt dystyngowanie – rzuciła.
– Nie istnieje dystyngowany sposób wpadania do wody – odparł bez ogródek.
Westchnęła.
– I zapewne zwróciłam na siebie powszechną uwagę.
– Niewątpliwie – przyznał bezlitośnie.
– Ale przynajmniej uratowałam rękawiczkę tej biednej damy – stwierdziła. – Ona nawet nie zdawała sobie sprawy, że ją upuściła.
Jak na kobietę, która kilka lat była zamężna i dobiegała trzydziestki, pani Derrick wydawała się zdumiewająco naiwna. Mógłby pozostawić ją w nieświadomości, ale znów ogarnęła go irytacja. Jak to możliwe, że wpadła do wody? Przecież rękawiczka pływała przy samym brzegu.
– Ta dama upuściła ją celowo – powiedział. – Lord Powell miał ją dla niej wyłowić. I oczywiście nie wpaść przy tym do wody.
– Ale po co? – spytała szczerze zdumiona.
– To kobieta… lekkich obyczajów – odparł. – Powell stara się zdobyć jej względy, a ona wodzi go za nos.
Patrzyła na niego bez słowa, a jej szczere spojrzenie wytrącało go z równowagi. Zapomniał, jak niebieskie są jej oczy. I że potrafi się nimi śmiać. Tak jak w tej chwili.
– Ojej, zepsułam mu taką piękną, pełną galanterii scenę – westchnęła. – Biedaczek.
Znów miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Na szczęście musiał się skupić na ominięciu zamiatacza ulic, który przebiegł tuż przed koniem.
– I sprawiłam panu okropny kłopot – dodała. – Widzi więc pan, jakie to szczęście, że zeszłego lata odrzuciłam pańską nierozsądną propozycję.
– Widzę to wyraźnie – przyznał szorstko.
Odwróciła głowę i spojrzała przed siebie.
– Bardzo się z tego cieszę – powiedziała po chwili. – I choć czuję się głęboko upokorzona, że był pan świadkiem tego, co się stało, jestem też wdzięczna, że pan się tam znalazł. Jestem tak przemoczona, że pewnie strasznie bym zmarzła podczas długiej drogi do domu.
A w dodatku wszyscy by się na nią gapili. Co pewnie uświadomi sobie, jak tylko zerknie w lustro, gdy będzie się przebierać. Na litość boską, suknia przylgnęła jej do ciała niczym druga skóra!
Zbliżali się do domu Renable'a.
– Bardzo dziękuję za pomoc – powiedziała. – Proszę się nie obawiać, że znów wprawię pana w zakłopotanie. Pojutrze wracamy do Gloucestershire.
Zsiadł z konia, a potem zdjął ją z siodła i postawił na ziemi. Chciała od razu oddać mu płaszcz, ale przytrzymał go na jej ramionach.
– Wejdę z panią do środka – oznajmił. – Proszę zdjąć płaszcz dopiero w swoim pokoju i odesłać go przez pokojówkę.
– To bardzo uprzejme z pana strony – stwierdziła.
– Tylko rozsądne, madame.
– Ma pan rację – zgodziła się po krótkim namyśle. – Rozumiem.
I chyba rzeczywiście zrozumiała. Gdy odwrócił się, by na nią spojrzeć, jej policzki płonęły rumieńcem.
– Do widzenia – powiedziała, kiedy znaleźli się w holu. Dwaj obecni tam lokaje przyglądali się jej z obojętnymi minami. – Pan z pewnością bardzo się ucieszy, uwalniając się wreszcie ode mnie. – Tym razem nie patrzyła mu w oczy, a w jej spojrzeniu nie było już śmiechu.
– Czyżby? – ukłonił się, gdy ruszyła niezgrabnie w stronę schodów. Jedną ręką przytrzymywała poły płaszcza, a drugą unosiła jego rąbek z podłogi.
Okropna kobieta. Nic dziwnego, że zmarły mąż uważał ją za kulę u nogi. Nic dziwnego, że Elrickowie byli do niej wrogo nastawieni i nawet próbowali go przed nią ostrzec. Miała niestosowne poczucie humoru. Zamiast wstydliwie zwiesić głowę, jeszcze pomachała do tłumu. Przyciągała kłopoty niczym magnes żelazo.
Jakie to szczęście, że pojutrze wyjedzie z miasta. Mało prawdopodobne, by jeszcze kiedyś ją zobaczył. Dzięki Bogu, że wyszła z domu, akurat gdy zamierzał ją odwiedzić.
"Niebezpieczny Krok" отзывы
Отзывы читателей о книге "Niebezpieczny Krok". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Niebezpieczny Krok" друзьям в соцсетях.