– Dziękuję za pokazanie mi Rembrandta. Rzeczywiście robi wrażenie.

Hrabia mógł tylko skinąć jej głową i pozwolić wyjść.

Zastanawiała się, czy nie wpadła z deszczu pod rynnę. Oto szła pod rękę z księciem Bewcastle'em i czuła się, jakby poraził ją piorun.

– Pani Derrick, odniosłem wrażenie, że potrzebuje pani pomocy – powiedział. – Proszę wybaczyć, jeśli się pomyliłem.

– Zapewne zdołałabym wyjść cało z opresji – odparła. – Przyznaję jednak, że po raz pierwszy ucieszyłam się na pana widok.

– Pani mi pochlebia – rzucił.

Roześmiała się.

– Niestety nie było nikogo, kto mógłby obronić mnie przed panem – powiedziała.

– Mniemam, że odnosi się pani do sceny w labiryncie bądź do tej w ogrodzie u pani matki – rzekł, zerkając na nią z ukosa.

Poczuła, że się rumieni na myśl o jeszcze jednej scenie, którą mogłaby mieć na myśli.

– Tak – przyznała. – Do obu.

– I przy obu udało się pani okazać, że nie życzy sobie moich awansów. Pozwoli pani, że ją obsłużę?

Weszli do pokoju, w którym urządzono bufet z wielkim wyborem dań. Lokaje czekali w pobliżu, by pomóc gościom nakładać na talerze. Przygotowano też kilka stolików i krzeseł, jednak większość gości wyszła do salonu albo pokoju muzycznego.

– Nie jestem głodna – odmówiła Christine.

– To może coś do picia? – spytał. Ponowna odmowa byłaby grubiaństwem.

– Kieliszek wina – odparła.

Przyniósł dwa kieliszki wina i wskazał wolny stolik w rogu pokoju.

– Usiądziemy? Czy może właśnie planuje pani, jak uniknąć również mojego towarzystwa? Jeśli tak, proszę po prostu odejść i dołączyć do krewnych. Nie będę próbował pani zatrzymać wbrew jej woli.

Usiadła.

– Gdybym wiedziała, że będzie pan na ślubie, nie przyjechałabym do Londynu – oznajmiła. Patrzyła mu prosto w oczy, choć bardzo ją kusiło, by skupić wzrok na swoim kieliszku.

– Doprawdy? Czyżby świat był za mały dla nas dwojga?

– Czasem tak mi się wydaje. Nie sądzę też, by pan myślał o mnie pochlebnie. Przecież nie codziennie zdarza się, by kobieta niskiego pochodzenia odrzuciła dwie pańskie propozycje, wprawdzie bardzo różne, ale jednakowo intratne.

– Zakłada więc pani, że jednak o niej myślałem?

Pochyliła się ku niemu i roześmiała.

– Uwielbiam prowokować pana do złośliwości – przyznała się. – Choć może grzeczniejszym słowem byłoby „odprawa”. Dał mi pan wspaniałą odprawę. Czuję się przywołana do porządku.

– A ja, pani Derrick, uwielbiam rozśmieszać panią – powiedział cicho. – Nawet jeśli śmieje się pani tylko oczami.

Zabrakło jej słów. Znów miała wrażenie, że poraził ją piorun.

– Czy sugeruje pan, że z nim flirtuję? – spytała w końcu.

– Flirt. – Odstawił kieliszek i popatrzył na nią srebrzystymi oczami. – To słowo nader często pojawia się w związku z pani osobą. Choć zwykle łączy się je z zaprzeczeniem. Ja też bym go nie użył.

– Dziękuję – szepnęła.

Książę nie spuszczał z niej wzroku.

– Pani nie musi uciekać się do flirtu – ciągnął. – Tak atrakcyjna kobieta nie potrzebuje stosować żadnych sztuczek.

– Ja? – Spojrzała na niego zaskoczona. – Wasza Wysokość, czy pan mi się dobrze przyjrzał? Nie dorównuję ani urodą, ani elegancją damom obecnym na dzisiejszym wieczorku. Nawet w tej nowej sukni wyglądam jak uboga krewna z prowincji.

– Ja nie nazwałem pani piękną czy elegancką – odparł. – Użyłem słowa atrakcyjna. A ściślej mówiąc, niesamowicie atrakcyjna. Lustro pani tego nie pokaże, bo można to dostrzec, dopiero gdy pani się ożywia. To wręcz niemożliwe, by mężczyzna nie obejrzał się za panią drugi raz. I trzeci.

W ustach innego mężczyzny te słowa mogłyby zabrzmieć żarliwie. Książę Bewcastle wypowiedział je beznamiętnie, jakby rozmawiali o obrazie Rembrandta, wiszącym w sąsiednim pokoju.

Na szczęście nie musiała odpowiadać. Przy ich stoliku ktoś się zatrzymał. Christine spojrzała w górę i zobaczyła uśmiechniętego od ucha do ucha Anthony'ego Culvera.

– Bewcastle? – zawołał. – Pani Derrick? Nadal przebywa pani w mieście? Myślałem, że wróci pani do Gloucestershire zaraz po ślubie Wisemana. Rozmawialiśmy o pani z Ronaldem zaledwie wczoraj i wspominaliśmy, jak świetnie się dzięki pani bawiliśmy. Zeszłego lata w Schofield była pani duszą towarzystwa. Ronald jest w pokoju muzycznym razem z paroma naszymi przyjaciółmi. Chodźmy do nich. Będą zachwyceni, mogąc panią poznać.

Christine podała mu rękę i uśmiechnęła się promiennie.

Książę ujął monokl w palce.

– Bewcastle, zechce pan wybaczyć – rzucił Culver z szerokim uśmiechem. – Puści ją pan czy też w czymś państwu przeszkodziłem?

– Nie roszczę sobie wyłączności do pani Derrick – oświadczył książę.

– Książę był tak miły i przyniósł mi kieliszek wina – wyjaśniła Christine, wstając. – Ale już je wypiłam. Chętnie zobaczę się znów z pana bratem i poznam pańskich przyjaciół.

Zanim odeszła pod rękę z Culverem, odwróciła się do Bewcastle'a.

– Dziękuję, Wasza Wysokość – powiedziała.

Nie chciała zostać jego kochanką ani żoną, a on nadal uważał ją za niesamowicie atrakcyjną.

Czuła się mile połechtana i nienawidziła się za to. Jak mogły jej pochlebiać słowa księcia po tym, co jej powiedział, gdy zeszłego roku proponował małżeństwo? Uważał, że jest od niego gorsza pod każdym względem. Myślał, że czyni jej niesłychaną łaskę.

Po dzisiejszym wieczorze już pewnie nigdy go nie zobaczy.

Jak zdoła znów o nim zapomnieć? Już w zeszłym roku było to bardzo trudne. A właściwie wcale o nim nie zapomniała. Tyle że jeśli chodzi o jego osobę, wolała się okłamywać.

Poza wyglądem nie było w nim nic, co mogłaby kochać czy podziwiać. Wiedziała jednak, że to nie jego uroda burzyła jej spokój przez ostatnich sześć miesięcy.

Była w nim szaleńczo zakochana.

Szaleńczo.

Choć „haniebnie” byłoby chyba lepszym określeniem.

13

Wulfric właśnie wrócił z Pickford House, gdzie zatrzymała się jego młodsza siostra Morgan z mężem. Przyjechali z Kent wraz z dziećmi, w nadziei że tym razem ich starszy synek lepiej zniesie londyńskie powietrze, a młodszy nawet nie zauważy różnicy.

Jacques, przyprowadzony z pokoju dziecinnego, by przywitał się z wujkiem, przyglądał mu się uważnie z bezpiecznej odległości. Dopiero gdy Morgan włożyła Wulfricowi w ramiona śpiącego Jules'a, malec podszedł bliżej, by obejrzeć chwosty przy wysokich butach wuja, a w końcu ośmielił się na tyle, że poklepał go po kolanie.

– Och, Wulf, gdybyś tylko mógł się teraz zobaczyć – powiedziała Morgan ze śmiechem.

Książę siedział nieruchomo, obawiając się, że upuści niemowlę i przestraszy starszego chłopca. To byli jego siostrzeńcy, synowie jego ukochanej Morgan. Macierzyństwo dodało jej dojrzałości i rozświetliło ciepłym blaskiem jej młodzieńczą twarz. Morgan nie miała jeszcze dwudziestu jeden lat.

– Szkoda, że nie może cię teraz zobaczyć towarzystwo – dodał Gervase. – Pewnie nie wierzyliby własnym oczom.

Wulfric przyjechał do Pickford House, by zaprosić ich na Wielkanoc do Lindsey Hall. Freyja i Joshua, którzy zjechali niedawno do miasta, również zgodzili się spędzić święta w rodzinnej posiadłości. Wulfric wysłał też listy z zaproszeniem do Aidana, Rannulfa i Alleyne'a. Ostatni raz spotkali się wszyscy w Lindsey Hall dwa i pół roku temu na ślubie Alleyne'a z Rachel. Wprawdzie od tamtego czasu widywał się z nimi, lecz ostatnio zapragnął zebrać całą rodzinę wokół siebie. Licząc współmałżonków i dzieci, zbierze się w sumie spora gromadka, ale dom w Lindsey Hall był bardzo obszerny.

Morgan i Gervase przyjęli zaproszenie. Wulfric odjechał zadowolony, że przynajmniej część rodziny przyjedzie do niego na Wielkanoc. Chciał zaprosić również ciotkę i wuja, markiza i markizę Rochester, ale ich postanowił odwiedzić innego dnia. Na dzisiejsze popołudnie zaplanował wizytę u Renable'a.

Pojechał konno przez Hyde Park wzdłuż rzeki. W parku było zdumiewająco wielu ludzi, bo jak na koniec lutego dzień był wyjątkowo pogodny i ciepły.

Wulfric nie miał pewności, że zastanie panie w domu, nie zapowiedział bowiem swej wizyty. Od wieczorku, na którym lady Renable powiedziała, że po weselu jej siostry zostaną w Londynie jeszcze tydzień, minęło już pięć dni i książę wreszcie podjął decyzję.

Pewien związek z tą decyzją miała lady Falconbridge. To dla niej zjawił się na wieczorku lady Gosselin. Chcąc zapomnieć o pewnej nieodpowiedniej dla niego wiejskiej nauczycielce, postanowił nawiązać romans z damą bywałą w świecie, która nie będzie od niego oczekiwać nic więcej poza zmysłową rozkoszą.

Zbyt długo zachowywał wstrzemięźliwość – ponad rok, z jednym pamiętnym wyjątkiem.

Niestety, gdy tylko lady Falconbridge skinęła do niego, poprosiła, by przyniósł jej wina i zaczęła z nim rozmowę, już wiedział, że nie jest w stanie wybrać sobie kochanki, kierując się chłodną kalkulacją. Ta dama miała wszelki walory, jakie powinna mieć idealna kochanka. Poza jednym. Nie była Christine Derrick.

Niech to diabli!

W tej samej chwili, kiedy uświadomił sobie własną niekonsekwencję, usłyszał głos lady Renable i poczuł na ramieniu dotyk jej lorgnon. Odwrócił się i zobaczył właśnie tę kobietę, która zburzyła jego spokój.

Czuł do niej głęboką niechęć, co jednak nie przeszkodziło mu uratować jej z łap Kitredge'a, potem zaś rozmawiać z nią z niezwykłą u niego szczerością.

A teraz jechał się z nią spotkać. To znaczy, jeśli była w domu. Jeśli nie… cóż, przyjedzie kiedy indziej. Chyba że nagle odzyska rozsądek.

Nad brzegiem rzeki dwóch chłopców pod czujnym okiem niani puszczało na wodzie drewniane łódki. Wulfric skinął głową kilku mijanym mężczyznom. Znajome damy witał, dotykając szpicrutą ronda kapelusza. Pani Beavis, odziana w suknię tak jaskrawą, że przypominała rajskiego ptaka, przechadzała się ze swą damą do towarzystwa tuż nad wodą. Pani Beavis było tytułem czysto grzecznościowym, jako że nikt nigdy nie słyszał o panu Beavisie, wszyscy natychmiast wiedzieli, że to sławna w Londynie kurtyzana. Na widok lorda Powella, który ponoć starał się ojej względy, zaczęła się wdzięczyć i stroszyć piórka.