Christine otworzyła usta, by odpowiedzieć, ale Melanie nie pozwoliła sobie przerwać.
– Zostaniemy jeszcze tydzień – oznajmiła. Odstawiła filiżankę i przykryła ręką dłoń przyjaciółki. – Będziemy zajęte od południa do późnej nocy i świetnie się zabawimy. Spędzimy w mieście cały tydzień, a właściwie dwa, jeśli liczyć ten przed weselem. Będzie cudownie. Co ty na to? Zgódź się. Powiedz „tak”.
Christine uświadomiła sobie, że nie może odmówić. Przyjechała tu powozem baronostwa Renable'ów i była gościem w ich domu. Jak mogłaby im dyktować, kiedy mają wracać na wieś? Mogłaby wprawdzie wrócić do domu dyliżansem pocztowym, wiedziała jednak, że gdyby tylko coś takiego zasugerowała, Melanie dostałaby ataku histerii i pewnie obraziłaby się nie na żarty. Może nawet Bertie zdobyłby się na to, by powiedzieć jej kilka słów do słuchu.
Ale cały tydzień w wytwornym towarzystwie? Przerażająca myśl. Choć z drugiej strony to tylko siedem dni. Już w Schofield słyszała, że książę Bewcastle unika większości imprez towarzyskich. Czy to nie lady Sarah Buchan mówiła, że nie widziała go przez całą wiosnę, a przecież musiała bywać na wszelkich liczniejszych spotkaniach, skoro dopiero co debiutowała w towarzystwie? Ona sama również nigdy go nie spotkała w ciągu siedmiu lat swojego małżeństwa.
– Jeśli naprawdę chcesz zostać, to ja też muszę – oświadczyła.
Melanie trzepnęła ją po dłoni.
– To nie jest odpowiedź – rzuciła. – Tu nie ma żadnego „muszę”. Jeśli chcesz jechać do domu, to pozbawimy Bertiego wizyt w klubach i wrócimy. Ale pojutrze ominie nas wieczorek u lady Gosselin, a to moja bliska przyjaciółka i pewnie się na mnie rozzłości, że wyjechałam przed jej wieczorkiem. I stracimy…
– Melanie. – Christine spojrzała na przyjaciółkę. – Z radością przyjmę twoją gościnę i zostanę jeszcze tydzień.
– Wiedziałam, że się zgodzisz – zawołała rozpromieniona Melanie i ścisnęła ją za ręce. – Bertie, kochanie, będziesz mógł pochodzić do klubów i na aukcje koni u Tattersalla. I pograsz w karty u lady Gosselin, bo tam stawki są na tyle wysokie, że pewnie się skusisz.
Bertie znów coś wymamrotał, przełykając kolejny kęs befsztyka.
Wpadłam jak śliwka w kompot, pomyślała posępnie Christine. Utknęła w Londynie i na dodatek będzie musiała uczestniczyć w każdej imprezie, na którą zechce się wybrać Melanie. Szybko okazało się, że tych okazji jest mnóstwo mimo wczesnej jeszcze pory roku. Herbatki, koncerty za zaproszeniami, kolacje i oczywiście wieczorek u lady Gosselin.
Christine ubrała się na wieczorek w nową suknię z granatowej koronki i aksamitu. Czuła, że bardzo dobrze w niej wygląda i że suknia jest odpowiednia do jej wieku. Uległszy namowom Melanie, pożyczyła od niej naszyjnik z pereł, ale była to jej jedyna ozdoba poza białymi wieczorowymi rękawiczkami i wachlarzem z kości słoniowej, który dostała kiedyś na urodziny od Hermione i Basila.
Gdy z promiennym uśmiechem weszła do salonu lady Gosselin, pierwszą osobą, którą zobaczyła, był oczywiście książę Bewcastle. Stał po drugiej stronie sali i rozmawiał z kruczowłosą pięknością, która siedząc, sączyła wino. To była lady Falconbridge, wdowa po markizie. Christine poznała ją parę lat temu.
Gdyby tylko mogła niepostrzeżenie wycofać się i wrócić do domu barona, a jeszcze lepiej do Hyacinth Cottage – na pewno by to zrobiła. Niestety Melanie ujęła ją pod rękę i pociągnęła do przodu.
Niech to diabli, pomyślała Christine. Mimochodem zauważyła kunsztowną fryzurę lady Falconbridge i piękne pióra, którymi ją ozdobiono.
Poczuła się jak uboga krewna z prowincji.
W salonie było przynajmniej z tuzin osób, które znała Melanie, a jednak rozpromieniła się akurat na widok księcia i z zadartym podbródkiem ruszyła przez salę, ciągnąc za sobą Christine. Gdyby Eleanor mogła być świadkiem tej sceny, na pewno umarłaby ze śmiechu. Bertie już zdążył zniknąć, zapewne w pokoju do gry w karty.
– Bewcastle! – zawołała Melanie i postukała go lorgnon w ramię. – Nieczęsto się pana widuje na tego typu spotkaniach.
Odwrócił się i uniósł brwi. Spojrzał na Christine, a potem na Melanie.
– Lady Renable. Pani Derrick – powiedział, kłaniając się sztywno.
Christine zapomniała, jak zimne są jego srebrzyste oczy. I jak potrafią przenikać na wskroś.
– Wasza Wysokość – wyszeptała.
Książę nie raczył wytłumaczyć Melanie przyczyn swej obecności na tym akurat wieczorku. Dotknął tylko palcami monokla. Lady Falconbridge zniecierpliwiona stukała obcasem o podłogę.
– Zostaliśmy w mieście jeszcze na tydzień – oznajmiła Melanie. – Prawie całe towarzystwo zjechało do Londynu, choć sezon jeszcze się nie zaczął. A wieczorki Lilian są zawsze warte uwagi.
Książę znów skłonił głowę.
– Widzę Justina, Melanie – powiedziała Christine. – Może podejdziemy do niego?
Książę spojrzał na nią i uniósł monokl na wysokość piersi. Christine w duchu prowokowała go, by podniósł go aż do oka.
– Nie będę więc pań zatrzymywał – rzekł i odwrócił się z powrotem do lady Falconbridge.
W następnej sali urządzono pokój muzyczny. Lady Sarah Buchan grała na fortepianie. Christine uśmiechnęła się do Justina, gdy ten podszedł do niej i ujął ją pod rękę. Melanie przeszła parę kroków dalej do grupki wytwornych dam.
– Zauważyłem, że złożyłyście hołd Bewcastle'owi – powiedział Justin.
– Gdybym wiedziała, że on tu będzie, nigdy bym nie przyszła – zapewniła go Christine.
– A to czemu? – spytał ze śmiechem. – Wszak przed paroma miesiącami zapewniałaś mnie, że książę zachował się wobec ciebie bardzo uprzejmie i szarmancko. – Spojrzał na nią. – Ale teraz z jego strony nic ci nie grozi. Postanowił zabiegać o względy lady Falconbridge, a że jest zdecydowana go przyjąć, wkrótce dojdą do dyskretnego, satysfakcjonującego obie strony porozumienia. W niektórych klubach robi się nawet zakłady co do dokładnej daty.
– Drogi Justinie, zawsze bez oporów opowiadasz mi rzeczy raczej nieprzeznaczone dla uszu dam – odparła z promiennym uśmiechem i pomyślała, że akurat tego nie chciała wiedzieć.
– Przecież wiem, że nie będziesz się wstydzić jak pensjonarka. – Roześmiał się i pociągnął ją bliżej fortepianu.
Nie cieszyła się swobodą zbyt długo. Wkrótce dołączył do nich hrabia Kitredge. Razem wysłuchali popisów córki hrabiego i podziękowali jej za grę oklaskami. Hrabia upewniwszy się, że Christine nigdy nie widziała słynnego obrazu Rembrandta, który wisiał w salonie obok pokoju, gdzie urządzono bufet, podał jej ramię i zaofiarował się, że z przyjemnością jej go pokaże.
W słabo oświetlonym salonie nie było żywej duszy. Christine przez pięć minut uprzejmie patrzyła na obraz i już chciała wracać do reszty gości, gdy hrabia ujął ją mocno pod rękę i poprowadził do kanapki na drugim końcu pokoju. Usiadła, a hrabia stanął przed nią i założył ręce na plecy. Podejrzewała, że nie mógł usiąść ze względu na gorset, i dziękowała za to losowi.
Hrabia odchrząknął.
– Pani Derrick – zaczął – zapewne już zeszłego lata domyślała się pani, jak głęboki żywię dla niej podziw.
– Jestem zaszczycona – odparła, nagle zaniepokojona. – Ale…
– A w tym roku czuję się zmuszony wyznać pani, jak gwałtownym zapałałem do niej uczuciem – ciągnął.
Christine zastanawiała się, czy to skutek tego, że z nim flirtowała. I czy rzeczywiście flirtowała? Oscar w końcu uwierzył, że tak. Basil i Hermione też byli o tym przekonani. Jeśli tak, robiła to zupełnie nieświadomie. Nigdy nie powiedziała i nie zrobiła niczego, by wzbudzić w mężczyźnie gwałtowne, łagodne czy jakiekolwiek inne uczucie. Nigdy nie starała się zwrócić na siebie uwagi… Z wyjątkiem Oscara, niemal dziesięć lat temu.
– Milordzie, to, co pan mówi, jest bardzo miłe – odparła – muszę jednak…
Chwycił jej rękę obiema dłońmi. Jeden z jego pierścieni boleśnie wpił się w jej palec.
– Błagam panią, madame, by przestała ze mną igrać – powiedział. – Świat powie, że jestem dla pani za stary. Ale moje dzieci są już dorosłe, jestem wolny i mogę pójść za głosem serca. A to właśnie pani pragnie moje serce. Pochlebiam sobie, że…
– Milordzie – próbowała uwolnić rękę, lecz bezskutecznie.
– …pani także darzy pewnymi względami moją osobę – ciągnął hrabia. – Madame, składam siebie, mój tytuł i fortunę u pani stóp.
– W każdej chwili ktoś może tu wejść – rzuciła. – Proszę puścić…
– Proszę powiedzieć, że uczyni mnie pani najszczęśliwszym z…
– Milordzie – przerwała mu, czując, jak skrępowanie ustępuje miejsca złości. – Pański upór, bym go wysłuchała, wydaje mi się niestosowny, wręcz obraźliwy Proszę…
– …mężczyzn – nie ustępował hrabia. – Proszę pozwolić, bym mógł uczynić panią najszczęśliwszą z…
– Zastanawiam się, czy ten obraz w świetle dziennym nie prezentuje się lepiej niż przy świecach – odezwał się wyniosły, nieco znudzony głos. Nie wiadomo, do kogo mówił jego właściciel, bo nie było przy nim nikogo. – Płótna Rembrandta są zwykle bardzo ciemne i powinno sieje odpowiednio eksponować. Co pan o tym sądzi, Kitredge?
Więc książę Bewcastle nie mówił do siebie.
Christine oswobodziła dłoń z uścisku hrabiego i wygładziła suknię na kolanach. Gdyby mogła paść trupem z upokorzenia, uznałaby się za najszczęśliwszą z kobiet.
– Nigdy mi się nie podobał – powiedział Kitredge. Spojrzał z żalem na Christine i odwrócił się do księcia. – Wolę Turnera. Albo Gainsborough.
– Doprawdy? – Książę trzymał monokl przy oku i studiował przez niego obraz. – Niemniej chciałbym go obejrzeć przy odpowiednim świetle.
Opuścił monokl i zwrócił się do Christine.
– Tak tu pusto, większość gości jest gdzie indziej. Pozwoli pani, że zaprowadzę ją do bufetu?
– Właśnie miałem… – zaczął hrabia Kitredge.
– Chętnie. – Christine zerwała się na nogi. – Dziękuję, Wasza Wysokość.
Ukłonił się sztywno i podał jej ramię. Oparłszy na nim dłoń, odwróciła się do hrabiego i powiedziała:
"Niebezpieczny Krok" отзывы
Отзывы читателей о книге "Niebezpieczny Krok". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Niebezpieczny Krok" друзьям в соцсетях.