Christine roześmiała się, jakby Melanie opowiedziała świetny dowcip. Przyjaciółka zawtórowała jej dopiero po chwili.
– Nie, chyba jednak nie – przyznała. – Wątpię, czy w ogóle jest zdolny do podkochiwania się, czy jakichś ludzkich odruchów. Zastanawiam się, czy sam książę Walii nie drży pod tym jego stalowym spojrzeniem.
Książę Bewcastle był jedyną osobą w życiu Christine, o której starała się nie myśleć i jak najszybciej zapomnieć. Wspomnienia o nim przynosiły tylko ból.
Po powrocie z Schofield miała mnóstwo spraw, którymi mogła się zająć z właściwym sobie entuzjazmem. Była niemal szczęśliwa. A przynajmniej zadowolona. Pod warunkiem że mocno trzymała na wodzy swoje myśli.
Po lekcji geografii Christine czuła, że jest zgrzana i zarumieniona. Dzień był bardzo ciepły, wyszła więc z dziećmi na zewnątrz. Jak zwykle bawili się w latanie na zaczarowanym dywanie do wybranego kraju. Uczniowie biegali po ogrodzie, machając rękami, żeby dywan nie opadł na ziemię. Christine razem z nimi. Nie mogła przecież zostać, gdy dywan ruszał w podróż.
Przelecieli nad wzburzonym Atlantykiem. Po drodze widzieli dwa żaglowce i wielką górę lodową. Potem skierowali się nad Zatokę Świętego Wawrzyńca i dalej do Kanady, aż wylądowali w Montrealu. Tam zwinęli dywan i ruszyli w głąb kontynentu na łódkach, wraz z wesołą kompanią francuskich podróżników handlujących futrami. Zgodnie wiosłowali, dzielnie pokonując wodospady i z trudem przenosząc łodzie i ładunek po lądzie, gdy dalsza droga wodnym szlakiem stała się niemożliwa. Śpiewali przy tym wesołą francuską piosenkę, by dodać sobie animuszu.
Kiedy dotarli do wielkiej faktorii w Fort William nad Jeziorem Górnym, skąd mieli zacząć następną lekcję geografii, padli zmęczeni na latający dywan i powlekli się z powrotem w stronę budynku szkoły na lekcję arytmetyki.
Christine poczekała, aż dzieci wejdą do środka. Teraz może wrócić do domu, przebrać się i ochłonąć w saloniku przy szklance świeżej lemoniady, przygotowanej przez panią Skinner. Z uśmiechem na twarzy odwróciła się, by ruszyć do domu.
Zauważyła mężczyznę opartego o płot, dżentelmena, jak się jej wydawało. Osłoniła oczy ręką, żeby zobaczyć, kto to.
– Pani Thompson powiedziała mi, że tutaj panią znajdę – rzekł książę Bewcastle. – Przyjechałem z panią pomówić.
Dobry Boże! Najpierw pomyślała o swoich zarumienionych policzkach, potarganych włosach pod starym słomkowym kapeluszem, zakurzonej sukni i butach, i ogólnie niedbałym wyglądzie. Potem przyszło jej do głowy, że on musiał widzieć przynajmniej część tej dziwacznej lekcji. Śmiesznej, ale i skutecznej w przekazywaniu dzieciom wiadomości, tak że przyswajały wiedzę nie wiadomo kiedy. A potem wszystkie myśli uleciały jej z głowy i zostało tylko zdumienie.
Czuła się, jakby żołądek podszedł jej do gardła. Albo jakby zakręciło się jej w głowie podczas podróży latającym dywanem.
– Co pan tu robi? – spytała. Bardzo obcesowe pytanie, ale kto w takiej chwili przejmowałby się dobrymi manierami.
– Przyjechałem z panią pomówić – powtórzył z chłodną wyniosłością człowieka, który uważa, że ma prawo mówić, z kim chce i kiedy chce.
– Doskonale. – Lot nad Atlantykiem najwyraźniej pozbawił ją też tchu. – Proszę mówić.
– Może ruszymy do Hyacinth Cottage? – zasugerował.
Więc on już tam był? Oczywiście, przecież wspomniał, że rozmawiał z jej matką. Podszedł do drzwi i sam zapukał. Nie widziała w pobliżu żadnego służącego, który mógłby za niego wykonać tak przyziemną czynność.
Wyszła ze szkolnego ogródka i ruszyła u boku księcia. Na wypadek gdyby przyszło mu do głowy podać jej ramię, splotła ręce za plecami. Musiała wyglądać jak strach na wróble.
– Myślałam, że pan wyjechał dziesięć dni temu wraz z resztą gości – powiedziała.
Wiedziała, że wyjechał. Przecież była u Melanie z wizytą.
– Istotnie – potwierdził. – Pojechałem do Lindsey Hall. I wróciłem.
– Dlaczego? – Można by pomyśleć, że nawet nie słyszała o zasadach uprzejmej konwersacji.
– Musiałem z panią pomówić.
– O czym? – Zaczynało do niej w pełni docierać, że to książę Bewcastle idzie wiejską drogą u jej boku.
– Czy były jakieś konsekwencje? – spytał.
Poczuła gorący rumieniec wypływający jej na policzki.
– Oczywiście, że nie – odparła. – Mówiłam już panu, że jestem bezpłodna. Czy po to pan przyjechał? Zawsze okazuje pan taką troskliwość kobietom, z którymi pan… – nie zdołała znaleźć odpowiedniego eufemizmu, by dokończyć zdanie.
– Gdybym chciał się upewnić tylko co do tej kwestii, mógłbym przysłać swego sekretarza albo służącego – rzucił. – Zauważyłem koło pani domu zaciszny ogród. Czy moglibyśmy tam kontynuować rozmowę?
Pomyślała z niedowierzaniem, że książę chce ponowić swoją ofertę. Jak on śmiał? Jak śmiał pojawiać się znów w jej życiu i burzyć jej spokój? Bardzo się starała o nim nie myśleć, ale nadal pojawiał się w jej snach i czasem nawet w ciągu dnia we wspomnieniach, od których nie umiała się uwolnić. A teraz jeszcze tu przyjechał.
To, że był księciem, nie oznaczało, iż wolno mu ją prześladować.
Rzecz jasna ich spacer nie pozostał niezauważony. Dzień był ciepły i przynajmniej połowa mieszkańców wsi siedziała przed domami albo stała w grupkach i plotkowała. Wszyscy pozdrawiali ją lub machali ręką, a potem uważnie przyglądali się księciu. I nawet jeśli niektórzy nie wiedzieli, kim jest ten mężczyzna, wkrótce na pewno się dowiedzą. To będzie sensacja dnia, co tam dnia, dekady!
Książę Bewcastle przeszedł przez wieś i zniknął w ogrodzie Hyacinth Cottage wraz z Christine Derrick. Wieść o tym na pewno dotrze do Melanie, która pojawi się jutro bladym świtem, by zażądać od przyjaciółki wyjaśnień.
Pomyśli, że od początku miała rację, że książę Bewcastle jednak się podkochiwał w Christine. A prawda była taka, że jej pożądał i postanowił uczynić swoją kochanką.
Nie odezwał się już, dopóki szli ulicą. Ona również milczała. Czuła, że jeśli tym razem książę nie zaakceptuje jej stanowczego „nie”, będzie musiała go spoliczkować. Nigdy nie uderzyła mężczyzny w twarz. Uważała, że posługiwanie się tą bronią jest nie fair, albowiem mężczyzna, jeśli był dżentelmenem, nie mógł przecież oddać. Ale tym razem aż ją ręka świerzbiła, żeby trzasnąć w książęcy policzek.
Eleanor stała w oknie salonu, spoglądając sponad okularów, ale znikła, gdy Christine posłała jej piorunujące spojrzenie. Już sobie wyobrażała podniecenie i spekulacje, które trwają w domu.
Przeszła przez kolorowy od kwiatów frontowy ogród i poprowadziła księcia po kamiennych schodkach pod łukowatym trejażem do ogródka z boku domu. Miejsce było zaciszne, częściowo osłonięte od ulicy wysokimi drzewami. Stanęła za drewnianą ławeczką i położyła dłoń na jej oparciu. Rzuciła księciu obojętne spojrzenie. W ciemnoszarym surducie, nieco jaśniejszych spodniach i wysokich butach wyglądał niesamowicie męsko.
Zdjął kapelusz i trzymał w przepisowy sposób przy boku. Słońce zalśniło w jego ciemnych włosach.
– Pani Derrick, czy uczyni mi pani zaszczyt i wyjdzie za mnie? – odezwał się.
Christine patrzyła na niego kompletnie oszołomiona.
– Co?
– Nie mogę przestać o pani myśleć – powiedział. – Zastanawiałem się, dlaczego zaproponowałem, by została pani moją kochanką, a nie żoną, i nie znalazłem zadowalającej odpowiedzi. Nie ma prawa, które nakazywałoby mężczyźnie o mojej pozycji żenić się z dziewicą albo damą, która nie była jeszcze mężatką. Żadne prawo nie wymaga też ode mnie, bym ożenił się z kobietą, która stoi w hierarchii towarzyskiej na równi ze mną. A jeśli pani bez – dzietność po kilku latach małżeństwa jest oznaką pani bezpłodności, to również nie stanowi przeszkody nie do pokonania. Mam trzech młodszych braci, którzy po mnie dziedziczą, a jeden z nich ma już syna. Postanowiłem pojąć panią za żonę i proszę, by mnie pani przyjęła.
Patrzyła na niego oniemiała, zacisnąwszy dłonie na oparciu ławeczki. Przez głowę przelatywały jej najbardziej niedorzeczne myśli.
Mogła zostać księżną Bewcastle. Nosić gronostaje i diadem. A przynajmniej tak to sobie wyobrażała. Nigdy nie interesowała się, jakie przywileje łączą się z tytułem księżnej, jako że nie spodziewała się, by ktokolwiek miał jej zaproponować zajęcie tej pozycji.
A potem odzyskała rozsądek, gdy jego słowa wróciły do niej jak odbite echem.
„…z dziewicą… stoi w hierarchii towarzyskiej na równi ze mną… pani bezdzietność… oznaką bezpłodności. Postanowiłem pojąć panią za żonę”.
Mocniej zacisnęła palce na oparciu, czując, jak narasta w niej złość. Zdołała nad nią zapanować.
– Wasza Wysokość, jestem zaszczycona pańską propozycją – powiedziała, siląc się na spokój. – Mimo to odmawiam.
Wydawał się zdumiony. Uniósł brwi. Spodziewała się, że lada moment w jego dłoni pojawi się ten piekielny monokl, co ostatecznie doprowadziłoby ją do pasji, ale wyglądało na to, że nie miał go dzisiaj przy sobie.
– Hm, zdaje się, że panią obraziłem, gdy zaproponowałem jej coś innego niż małżeństwo – rzucił.
– Tak – odparła.
– Także wtedy, gdy po naszym zbliżeniu pozwoliłem pani myśleć, że mam zamiar powtórzyć ofertę – ciągnął.
Zmarszczyła brwi. A nie zamierzał? Chciał jej wtedy zaproponować małżeństwo? Nie wierzyła mu. Mężczyzna nie proponuje małżeństwa kobiecie, która właśnie pozwoliła mu zrobić z nią, co chciał. Dlaczego jednak przyjechał teraz, by się jej oświadczyć?
– Tak, pan mnie obraził – powiedziała.
Spojrzał na nią z, jak się zdawało, chłodną pogardą.
– I nie wystarczą przeprosiny, by załagodzić pani zranioną dumę, madame? – spytał. – Postanowiła pani odrzucić moją propozycję małżeństwa, bo nie może mi wybaczyć tej poprzedniej? Przepraszam. Nie chciałem pani obrazić.
– Nie – potwierdziła. Obeszła ławeczkę i usiadła, by nie upaść, gdy nogi odmówią jej posłuszeństwa, bo wtedy znów musiałaby przyjąć jego pomoc. – Chyba rzeczywiście pan nie chciał. Oferta zostania kochanką księcia Bewcastle'a to zapewne wielkie wyróżnienie.
"Niebezpieczny Krok" отзывы
Отзывы читателей о книге "Niebezpieczny Krok". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Niebezpieczny Krok" друзьям в соцсетях.