A teraz szła z księciem Bewcastle'em nad jezioro. Powiedział, że jej pragnie, a ona jednym słowem potwierdziła, że czuje do niego to samo.

Nawet nie próbowała tego pojąć. Odsunęła od siebie wszelkie myśli.

Muzyka i gwar głosów za nimi stopniowo ucichły. Szli w ciszy, przerywanej tylko od czasu do czasu pohukiwaniem sowy, szumem liści nad głową i szelestem jakichś zwierząt w zaroślach. Po upalnym dniu nastała ciepła noc.

Nad jeziorem było jasno niemal jak w dzień. Blask księżyca lśnił na wodzie szeroką srebrzystą smugą.

Wspaniała romantyczna sceneria. Ich jednak nie połączyło romantyczne uczucie. Ciągle trzymając ją za rękę, książę skręcił ku porośniętemu trawą brzegowi. Miejsce było niewidoczne ze ścieżki wiodącej do domu. Wybrał je pewnie na wypadek – choć raczej mało prawdopodobny – gdyby jeszcze komuś przyszło do głowy wybrać się tu na spacer.

Nie od razu puścił jej dłoń. Odwrócił się do niej i ustami odnalazł jej wargi.

Teraz już nic ich nie powstrzymywało. Byli z dala od sali balowej, nikt nie mógł ich zobaczyć ani usłyszeć. Nie musieli niczego udawać. Powiedział, że jej pragnie, a ona odpowiedziała: tak.

Gdy wreszcie uwolnił jej dłoń, zarzuciła mu ręce na szyję. Objął ją i przyciągnął do siebie. Rozchylił jej wargi pocałunkiem i wsunął jej język do ust. Gwałtowne pożądanie przeszyło jej piersi i brzuch i spłynęło niżej między uda. Gdyby nie jego ręce podtrzymujące ją w talii, chyba upadłaby z uniesienia. Przylgnęła do niego całym ciałem. Położył dłonie na jej pośladkach i przycisnął ją mocno. Nie miała wątpliwości, że pragnie jej równie gorąco, jak ona jego.

Rozluźnił uścisk, ale nie oderwał od niej ust. Zdjął frak, odsunął się, odwrócił i rozłożył go na trawie.

– Połóż się – powiedział.

Uświadomiła sobie, że to pierwsze słowa, które wypowiedział od chwili, gdy zaproponował przechadzkę nad jezioro. Wyniosły ton jego głosu przypomniał jej, z kim się tu znalazła. Ale to tylko podsyciło jej podniecenie.

Położyła się z głową i ramionami na jego fraku, a on opadł na trawę obok niej. Dotknął jej kostek i przesunął palcami wzdłuż nóg, unosząc spódnicę sukni. Zdjął jej bieliznę i rozpiął guziki przy rozporku pantalonów. Jedną rękę włożył jej pod głowę, a drugą ujął jej podbródek. Pochylił się nad nią i znów zamknął usta namiętnym pocałunkiem.

Christine delektowała się gwałtowną zmysłowością tego, co się działo. Spodziewała się, że on wejdzie w nią niemal natychmiast i wkrótce wszystko się skończy. Cieszyła się każdą chwilą. Była tak strasznie spragniona. Nie tylko przez ostatnie dwa lata. Miała wrażenie, że od zawsze.

Od zawsze.

Przesunął usta niżej, znacząc gorący szlak w dół jej podbródka i szyi aż do piersi. Zaczepił kciukiem głęboko wycięty dekolt jej sukni i pociągnął w dół, uwalniając pierś. Otoczył ją ustami i zaczął ssać, drażniąc językiem sutek. Głaskał dłonią wnętrze jej ud, a potem dotknął ją w najintymniejszym miejscu. Zaczął je pieścić, aż odrzuciła głowę do tyłu i zaciskając mu palce we włosach, pomyślała, że zaraz oszaleje z rozkoszy.

Wsunął się między jej uda i rozłożył je szeroko na trawie. Podłożył dłonie pod jej pośladki. Bała się, że jest już zbyt wrażliwa i nabrzmiała i akt ostatecznego połączenia przyniesie jej tylko ból. Gdy poczuła jego nieustępliwą twardość na progu swego ciała, niemal zaczęła błagać, żeby się zatrzymał.

– Proszę – wyszeptała gardłowym głosem, który nawet w jej uszach zabrzmiał obco. – Proszę.

Wszedł w nią, długi i twardy. Była tak wilgotna i gotowa, że poczuła tylko zmysłową rozkosz, napiętą do granic bólu, który lada moment mógł rozerwać ją na strzępy.

Rozkosz, jakiej nigdy nie doznała.

O jakiej nawet nie śniła.

Wspięła się na jej szczyt, gdy tylko zaczął poruszać się w jej wnętrzu długimi, mocnymi pchnięciami. Zadygotała w ekstazie. Potem leżała zachwycona i rozluźniona, podczas gdy on poruszał się nad nią sekundy czy minuty, nie wiedziała jak długo. Wsłuchiwała się w wilgotny rytm ich zespolenia, czując w sobie każde jego pchnięcie. Wkrótce na nowo ogarnęła ją namiętna gorączka i bolesne napięcie. Osiągnęła szczyt po raz drugi na chwilę przed nim. Znieruchomiał w niej nagle, wsunął się bardzo głęboko i westchnął. Poczuła w sobie gorący strumień jego spełnienia.

Na kilka chwil opadł na nią całym ciężarem. Potem przetoczył się na bok, usiadł i wstał. Stojąc plecami do niej, poprawił ubranie, odszedł parę metrów i zatrzymał się na brzegu jeziora, zapatrzony w wodę. Wysoki, pięknie zbudowany mężczyzna w ciemnych pantalonach, haftowanej kamizelce i białej koszuli z koronką przy szyi i mankietach.

Książę Bewcastle.

Christine usiadła i doprowadziła swój strój do porządku. Potem podciągnęła kolana pod brodę i objęła je rękami. Uświadomiła sobie, że nogi lekko jej drżą. Piersi miała wrażliwe, wnętrze ciała jeszcze rozpalone. Czuła się po prostu cudownie.

Przeżyła objawienie.

Kochała Oscara, najbardziej przez kilka pierwszych lat. Ale później też nie przestała go kochać. Ich współżycie nigdy nie budziło w niej odrazy. W końcu to zupełnie naturalna rzecz między mężem i żoną. Jeśli czasem czuła rozczarowanie, pocieszała się rozsądnie, że rzeczywistość nigdy nie dorównuje marzeniom.

Teraz zrozumiała, że rzeczywistość może nie tylko dorównać marzeniom, lecz nawet je przerosnąć.

Równocześnie zdawała sobie sprawę, że w tym akcie cielesnym nie było nawet odrobiny romantyzmu czy miłości i żadnej nadziei na przyszłość. Połączyła ich czysta namiętność.

A jednak sprawiła jej rozkosz.

Podobno tylko mężczyźni przeżywają to czysto fizycznie, dla kobiet zaś jest to przede wszystkim doświadczenie uczuciowe. A przecież w tej chwili ona nic do księcia nie czuła. Nic, nawet niechęci. A już na pewno nie wyobrażała sobie, że jest w nim zakochana. O nie.

To szokujące!

Oczywiście czuła pewien niepokój. Wiedziała, że nie ucieknie przed poczuciem winy, gdy znów zostanie sama z własnym życiem i myślami.

Odwrócił się i spojrzał na nią. Tak przynajmniej przypuszczała, bo księżyc miał za plecami, więc nie widziała jego twarzy. Milczał jakiś czas.

– Pani Derrick – odezwał się wreszcie. – Chyba zgodzi się pani ze mną, że powinna rozważyć…

– Nie – przerwała mu w pół zdania. – Nie zgadzam się i nie rozważę ponownie. To, co się tu wydarzyło, to nie początek, tylko koniec. Z jakiegoś powodu, niezrozumiałego dla nas obojga, coś nas do siebie pociągnęło. Ulegliśmy temu pragnieniu i zaspokoiliśmy je. Teraz możemy się pożegnać, ruszyć jutro każde w swoją stronę i zapomnieć o sobie nawzajem.

Już gdy mówiła te słowa, miała świadomość, że wygaduje kompletne bzdury.

– Doprawdy? – spytał cicho.

– Nie zostanę pańską kochanką – rzuciła. – Zrobiłam to dla siebie, dla własnej przyjemności. To było naprawdę rozkoszne. Zaspokoiłam swoją ciekawość i na tym koniec.

Mocniej objęła kolana. Odwrócił twarz nieco w lewo, tak że widziała jego profil, dumny, arystokratyczny i piękny. Nawet teraz, już po fakcie, ledwo mogła uwierzyć, że obcowała z tym mężczyzną, że to wszystko, czym jeszcze pulsowało jej ciało, stało się za sprawą księcia Bewcastle'a. Przypomniała sobie, jak wyglądał w holu tamtego pierwszego popołudnia, gdy przyglądała mu się ze schodów. Wydał się jej groźny.

Chyba się wtedy nie myliła, prawda?

– Czy przyszło pani do głowy, że może pani zajść w ciążę? – spytał.

Dobrze, że siedziała, bo gdy usłyszała te obcesowe słowa, zrobiło się jej słabo. Stanowczo nie uciekał się do eufemizmów.

– Byłam bezpłodna przez siedem lat małżeństwa – odparła nie mniej bezpośrednio. – Myślę więc, że pozostanę bezpłodna jeszcze przez jedną noc.

Zapadła długa cisza. Nie przychodziły jej do głowy żadne zdawkowe słowa, a nie chciała się z nim dzielić prawdziwymi myślami. Zaczynała rozumieć, że przed chwilą oszukiwała samą siebie. Nie potrafiła potraktować beznamiętnie tego, co się wydarzyło dzisiejszego wieczoru, nawet jeśli jej uczucia nie miały nic wspólnego z miłością. Wiedziała, że następne dni, a może nawet i tygodnie będą bardzo trudne. Kobiecie wcale nie jest łatwo oddać się mężczyźnie w przypadkowym zbliżeniu, a potem wzruszyć ramionami i stwierdzić, że to tylko przelotna rozkosz bez żadnych konsekwencji.

Teraz jednak było już za późno na refleksję, że powinna była poprosić o dziesięć minut do namysłu, zanim przyjmie propozycję pójścia nad jezioro.

– Więc nic, co powiem, nie zdoła pani skłonić do zmiany zdania? – odezwał się w końcu.

– Nic – zapewniła.

To przynajmniej było prawdą. Nie wyobrażała sobie gorszego losu niż być kochanką tego mężczyzny, podporządkowaną jego władzy i arogancji. Służącą na każde jego skinienie. Ciałem, w którym będzie szukał zaspokojenia, ilekroć przyjdzie mu na to ochota. Przez cały czas gardziłaby nim, czułaby niechęć, zrażona jego chłodem, posępnością i brakiem ludzkich odruchów. I gardziłaby sobą.

Ruszył w jej kierunku. Zerwała się pospiesznie na nogi. Nie chciała poczuć nawet dotyku jego ręki, gdy będzie jej pomagał wstać. Jemu jednak chodziło o frak. Schylił się, by go podnieść, otrzepał z trawy i włożył. Znów wyglądał tak elegancko jak w sali balowej.

Splotła ręce za plecami. Zrozumiał jej gest i ruszył do ścieżki, nie podając jej ramienia. Dziwne, że dwoje ludzi, którzy przeżyli najbardziej intymne zbliżenie, krótko potem unika jakiegokolwiek wzajemnego kontaktu.

Ona jutro wróci do Hyacinth Cottage.

On jutro wyjedzie.

Nigdy więcej go nie zobaczy.

A przecież czuła jeszcze wrażliwość piersi, drżenie ud i gdzieś głęboko w sobie przyjemny ból, będące skutkiem tego, że się kochali. Choć akurat to słowo było absolutnie niewłaściwe.

W milczeniu dotarli do domu. Zatrzymał się parę metrów od drzwi sali balowej.

– Lepiej będzie, jeśli wrócimy osobno – rzucił. – Zostanę tu jakiś czas.

Zanim zrobiła choćby krok, odezwał się ponownie.