Hector ruszył z Melanie, tym razem we właściwym kierunku. Christine nagle zdała sobie sprawę, że nadal stoi przytulona do boku księcia Bewcastle'a. Ból nie ustępował. Nabrała głęboko powietrza.
Schylił się, wziął ją na ręce i przez drzwi balkonowe wyniósł na zewnątrz. Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia, ale musiała przyznać, że zgrabnie to zrobił. Chyba niewielu gości zauważyło kolizję i jej skutki, a także zniknięcie Christine w ramionach księcia Bewcastle'a. Chociaż jeśli ktoś zauważył akurat to ostatnie…
– Ojej, to już zaczyna wchodzić nam w nawyk – westchnęła. – Którą normalną kobietę przez dwa tygodnie trzeba ciągle nosić na rękach?
Oddalił się trochę od domu i posadził ją na drewnianej ławeczce pod wielkim starym dębem.
– Tym razem, pani Derrick, wina leży całkowicie po mojej stronie – odparł. – Powinienem był go wcześniej zauważyć. Czy coś się pani stało?
– Proszę mi dać jeszcze parę minut, żebym przestała krzyczeć w duchu i doliczyła do stu – powiedziała. – Potem zacznę poruszać palcami. Przypuszczam, że gdy Hector był chłopcem, przed każdą lekcją tańca chował się gdzieś z książką o filozofii greckiej, i to w oryginale. Stanowczo powinno się go trzymać z dala od sali balowej. Biedaczek, wyglądał na bardzo nieszczęśliwego, prawda? Dziewięćdziesiąt dwa… dziewięćdziesiąt trzy… Au!
Książę Bewcastle ukląkł na jedno kolano, rozwiązał wstążki i zsunął jej pantofel.
Wyglądał bardzo malowniczo, jakby zaraz miał się jej oświadczyć.
Dziwne, że można jednocześnie czuć rozbawienie i nieznośny ból. Christine zagryzła dolną wargę.
Wulfric nie był lekarzem, jednak wydawało mu się, że żadna kość nie została złamana. Stopa nawet zbytnio nie spuchła. Christine nie mogła nią jednak poruszać, a z jej urywanego oddechu wnosił, że nadal bardzo ją boli. Oparł jej stopę na swej dłoni, podparł piętę drugą ręką i ostrożnie poruszał, zginając palce.
Zacisnęła mu dłoń na ramieniu i pochyliła głowę. Z początku krzywiła się, zagryzając dolną wargę, potem jednak stopniowo się rozluźniła.
– Zdaje się, że jednak przeżyję – powiedziała po minucie czy dwóch. – Może nawet jeszcze kiedyś zatańczę.
Roześmiała się cicho, gardłowo.
Stopę miała wąską i delikatną, obciągniętą jedwabną pończochą. Oparła ją na różowym pantofelku i już sama poruszała palcami. Po chwili zdjęła dłoń z jego ramienia. Wstał, założył ręce na plecy i spojrzał na nią z góry.
– Nie mogę tylko pojąć, jak to się stało, że Hector w ogóle tu przyjechał – powiedziała. – To mól książkowy, którego nie ciągnie do towarzystwa, a zwłaszcza do towarzystwa dam.
– Chyba sądził, że to będzie spotkanie intelektualistów.
– Biedaczek – westchnęła Christine. Wsunęła stopę w pantofel, zawiązała wstążki wokół kostki i ostrożnie poruszyła parę razy palcami. – Pewnie Melanie uznała, że takie spotkanie dobrze mu zrobi. Podejrzewam, że celowo wprowadziła go w błąd, nie mówiąc całej prawdy. Hector chyba nawet nie zauważył albo zapomniał, że jego siostra niedawno się zaręczyła, w związku z czym Melanie urządzi na jej cześć jedną ze swoich słynnych imprez towarzyskich.
Wulfric się nie odezwał. Na dworze zapalono kilka lampionów z myślą o gościach, którzy zechcą wyjść z dusznej sali balowej, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Światło jednego z nich padało na twarz Christine i lśniło w jej włosach. Spojrzała na księcia roześmianymi oczami, jakby uderzona nagłą myślą.
– Ojej, przecież to Hector pana tu zaprosił – powiedziała. – Czy pan też myślał, że to będzie spotkanie intelektualistów? Zastanawiałam się, dlaczego pan przyjechał, skoro Melanie twierdziła, że nie bywa pan nigdzie poza Londynem i swoimi majątkami. Jakże musiał pan być przerażony, gdy zorientował się, że wprowadzono go w błąd.
– Zakładam, że pani pytania są czysto retoryczne – rzucił, sięgając po monokl.
Nie przywykł, by ktoś się z niego naśmiewał. I nie przypominał sobie, by ktoś kiedykolwiek mu współczuł.
– Panu jednak nie brakuje obycia w towarzystwie – powiedziała. Splotła ręce na kolanach i lekko przechyliła głowę na bok. – Doskonale tańczy pan walca.
– Można być, jak pani to nazwała, molem książkowym, a jednocześnie umieć się obracać w towarzystwie – odparł. – Ja nie unikałem lekcji tańca. Nauka tańca to istotna część edukacji dżentelmena.
No i wcale nie był molem książkowym. Uważał się za oczytanego, ale nie zwykł tkwić z nosem w książce. Było tyle ważniejszych spraw, które wypełniały mu czas. Jako chłopiec wręcz nie lubił czytać.
– Zawsze uwielbiałam walca, choć nieczęsto go tańczyłam, gdy mieszkałam w Londynie – westchnęła z żalem. – A teraz Hec – tor pozbawił mnie możliwości tańca na resztę wieczoru.
– Tura jeszcze się nie skończyła – zauważył. – Jeśli pani jest w stanie, możemy tańczyć dalej.
– Noga już prawie mnie nie boli – powiedziała, poruszywszy jeszcze raz palcami. – Dzięki Bogu, Hector waży tylko sto kilo, a nie całą tonę.
– Zatem dokończmy walca. – Wyciągnął do niej rękę.
Podała mu dłoń i wstała.
– Pewnie pan żałuje, że poprosił mnie do tańca – powiedziała. – Ściągam na siebie nieszczęścia, nawet jeśli niczym nie zawinię.
– Nie żałuję – odparł.
Lampion zakołysał się na wietrze, rzucając na nią raz smugi światła, raz cienia.
Nagle powietrze między nimi niemal zaczęło iskrzyć.
– Tańczmy tutaj – zasugerował.
– Tutaj? – Uniosła brwi i się roześmiała. – W świetle lampionów, pod gwiazdami? Jak rom… Jak cudownie! Tak, zatańczmy.
Miała zamiar powiedzieć: romantycznie. Skrzywił się w duchu. Nigdy nie był romantyczny. Nie wierzył w te sentymentalne bzdury.
Objął ją w talii, ujął jej dłoń i poprowadził do walca. Po chwili jednak uznał, że jego pomysł nie był rozsądny. Trawnik, zwłaszcza tak nierówny jak ten, okazał się nie najlepszym parkietem, a tańczenie tylko we dwoje na osobności było sprzeczne z zasadami etykiety. Znajdowali się wprawdzie w pobliżu domu, a otwarte drzwi sali balowej i zapalone lampiony zachęcały gości do wyjścia na zewnątrz, nie powinien jednak być z nią sam na sam.
Niemal natychmiast zrozumiał absurdalność swoich obiekcji. Przecież pani Derrick jest wdową i dobiega trzydziestki. W tym, co robili, nie było nic niestosownego.
Tyle że przebywanie z nią sam na sam wcale nie było bezpieczne.
Wirowali w rytm muzyki dobiegającej z sali. Po kilku minutach uderzyło go, że trawa pod stopami i rozgwieżdżone niebo nad głową to idealna sceneria do tańca. Zapach trawy i drzew był piękniejszy niż mieszanka perfum w sali balowej.
Trzymał w ramionach idealną partnerkę. Rozluźniła się w jego uścisku, pozwoliła się prowadzić i razem z nim poddała urokowi tańca.
Przyciągnął ją bliżej, żeby móc ją lepiej prowadzić po nierównym gruncie. Potem oparł jej dłoń na swoim sercu i przykrył swoją ręką. Nie wiadomo kiedy wtuliła twarz w fałdy jego halsztuka. Jej włosy łaskotały go pod brodą. Ciepła, delikatna i kobieca, przytulona do niego całym ciałem, udami dotykała jego nóg. Poruszali się w idealnej harmonii.
Pomyślał, że walc to niesamowicie zmysłowy taniec.
Poczuł wyraźny przypływ pożądania.
Minęło już tyle czasu…
Muzyka jeszcze brzmiała, ale oni się zatrzymali. Przez nieskończenie długą chwilę stali bez ruchu, aż w końcu ona uniosła głowę i spojrzała na niego.
Tym razem zobaczył jej twarz w świetle księżyca. Pomyślał, że jest wręcz nieziemsko piękna. Ujął jej twarz w dłonie i wsunął palce w jej miękkie włosy. Obrysował kciukami jej brwi, kości policzkowe i podbródek. Przesunął palcem wzdłuż ust, odchylił dolną wargę i dotknął jej wilgotnego wnętrza. Musnęła językiem koniuszek jego kciuka, possała lekko i zaprosiła go głębiej. Gorąca, miękka i wilgotna.
Cofnął palec i zastąpił go ustami.
Ale tylko na chwilę.
Odchylił głowę i spojrzał w jej pełne księżycowego blasku oczy.
– Pragnę cię – szepnął.
Mówiąc to, zdał sobie sprawę, że mogła jednym słowem przerwać czar tej nocy. Drobną cząstką siebie chciał, by tak się stało.
– Tak – odparła szeptem.
Patrzyła na niego pięknymi oczami spod wpółprzymkniętych powiek.
– Chodź ze mną nad jezioro.
– Dobrze.
Melodia walca rozbrzmiewała nadal. Z sali balowej dobiegał śmiech i gwar rozmów. Lampiony kołysały się na wietrze. Księżyc był niemal w pełni. W jego świetle i blasku tysięcy gwiazd na niebie książę ujął Christine Derrick za rękę i poprowadził ku linii drzew na porośnięty trawą brzeg jeziora.
9
Christine świadomie nie dopuszczała do siebie głosu rozsądku. To była czarowna noc. Ostatnia. Jutro jej życie znów zacznie się toczyć zwykłym, raczej monotonnym trybem. Nie lubiła księcia Bewcastle'a i wszystkiego, co sobą reprezentował. Obraził ją arogancką sugestią, że pieniądze, klejnoty i własny powóz wydadzą się jej bardziej kuszące niż szlachetne ubóstwo i życie, jakie dotąd wiodła. Był ucieleśnieniem wszystkiego, czego nie cierpiała w mężczyznach.
Tak mówił rozsądek. Nie chciała słuchać jego oschłego, ponurego głosu.
Czuła do księcia niezaprzeczalny pociąg, najwyraźniej odwzajemniony. Miała niemal pewność, że dla obojga to wszystko działo się wbrew ich woli. Ale przecież było coś między nimi. Został im tylko dzisiejszy wieczór, by przekonać się, co to jest, zanim jutro ich drogi rozejdą się na zawsze.
Nie miała złudzeń, do czego to zmierza. Nie szli nad jezioro, by patrzeć na księżyc i kilka razy niewinnie się pocałować.
„Pragnę cię”.
„Tak”.
Mocno trzymał ją za rękę. W tym uścisku nie było cienia czułości ani romantyzmu. Ale to jej nie przeszkadzało. Łączyło ich przecież tylko zmysłowe pożądanie i obietnica czegoś więcej, gdy dotrą nad jezioro.
Nie miała pojęcia, dlaczego się na to zgodziła. Nie miała pojęcia. Rozwiązłość ani swoboda obyczajów nie leżała w jej naturze. Przed ślubem wymienili z Oscarem zaledwie kilka pocałunków, a w trakcie małżeństwa – mimo oskarżeń, które pojawiły się pod koniec – nigdy nawet nie pomyślała, by zdradzić męża. Przez ostatnie dwa lata prowadziła cnotliwe życie wdowy i nie czuła pokusy, aby zejść z tej drogi, choć w okolicy było dość dżentelmenów, którzy chętnie wdaliby się z nią w romans albo nawet starali o nią ze szlachetnych pobudek.
"Niebezpieczny Krok" отзывы
Отзывы читателей о книге "Niebezpieczny Krok". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Niebezpieczny Krok" друзьям в соцсетях.