Brzmiało to bardziej jak rozkaz niż prośba, ale można go było zignorować. Tylko po co? Jeśli nie pójdzie teraz, żeby dowiedzieć się, o co im chodzi, będzie musiała wysłuchać tego później.

– Oczywiście – uśmiechnęła się i weszła do dużej, wygodnej sypialni. – Jak się udała pani przejażdżka?

W pokoju Harriet zebrały się wszystkie młode damy – lady Sarah, Rowena Siddings, Audrey, Miriam Dunstan – Lutt, Beryl i Penelope Chisholm.

– Należą się pani gratulacje – oznajmiła Harriet ostrym tonem.

– Mogę ci przekazać pięć gwinei z nagrody – dodała Audrey. – Reszta jeszcze nie została wpłacona. Gratuluję, kuzynko Christine. Postawiłam na ciebie, choć przyznam, że nie spodziewałam się, że wygrasz. Zresztą nie sądziłam, że którejkolwiek z was się to uda.

– Cieszę się, że ktoś wreszcie wygrał ten zakład – oświadczyła Rowena. – Przez następny tydzień będę mogła dobrze się bawić. Bardzo lubię wygrywać, ale muszę przyznać, że perspektywa spędzenia całej godziny w towarzystwie księcia Bewcastle'a odbierała mi sen. Gratuluję, pani Derrick.

– Widziałyśmy panią – wyjaśniła Beryl. – Weszłyśmy z Penelope do ogrodu różanego, akurat gdy książę wkroczył w aleję szczodrzeńców. Zastanawiałyśmy się, która z nas ruszy jego śladem, kiedy zauważyłyśmy, jak się przy pani zatrzymał i zaczął rozmowę. A potem oboje poszliście aleją. Zostałyśmy na miejscu i rozmawiały z panem Magnusem, który wkrótce zjawił się w ogrodzie. A pani nie wróciła aż do tej chwili, myśmy specjalnie wypatrywały. Nie było pani przez półtorej godziny. Świetnie pani poszło. Bardzo chciałyśmy wygrać, prawda Pen? Ale tak jak Rowena nie byłyśmy zachwycone tym, przez co musiałybyśmy przejść, żeby zwyciężyć.

– Ja za żadne skarby świata nie chciałabym spędzić półtorej godziny sam na sam z mężczyzną – powiedziała lady Sarah, co było trochę dziwne, wziąwszy pod uwagę warunki zakładu. – W ten sposób można stracić reputację.

– Pod warunkiem że ma się co tracić – rzuciła Harriet znacząco.

Reszta dziewcząt zaczęła mówić jedna przez drugą, z czego Christine w sumie się ucieszyła. Miała chwilę czasu, by dojść do siebie po przeżytym wstrząsie. Czy był ktoś, kto nie widział jej, jak spacerowała z księciem? I dlaczego, gdy była z nim, ani przez chwilę nie pomyślała o tym idiotycznym zakładzie?

– Audrey, musisz zatrzymać nagrodę – oświadczyła. – Postawiłaś na mnie i wyłożyłaś własne pieniądze. Przeto cała wygrana należy się tobie. Doprawdy, to był zwariowany konkurs. Gdy książę Bewcastle mijał mnie dzisiaj, gdy czytałam list w alei, dostrzegłam szansę, by wygrać ten zakład, i wykorzystałam ją. Szczebiotałam przez całą godzinę, podczas gdy książę wyglądał, jakby miał za chwilę umrzeć z nudów. Muszę przyznać, że gdybym kiedykolwiek miała to zrobić jeszcze raz, chyba sama umarłabym z nudów. A zatem, drogie panie, rzeczywiście wygrałam.

Roześmiała się i powiodła rozpromienionym wzrokiem po całym towarzystwie. Większość dziewcząt wydawała się zadowolona i pogodzona ze stratą gwinei. Oczywiście lady Sarah i Harriet King były wściekłe i rozczarowane, ale takie zepsute pannice nie zasługiwały na współczucie. Przecież nawet się nie starała wygrać tego zakładu. Jak na ironię, tym razem ją dostrzeżono, podczas kiedy poprzednio, gdy rzeczywiście z rozmysłem robiła wszystko, by spędzić godzinę w towarzystwie księcia, nie znalazł się ani jeden świadek jej triumfu.

– Harriet i Sarah, jesteście mi winne po gwinei – powiedziała Audrey.

Chwilę potem Christine wyszła i wreszcie schroniła się w swoim pokoju. Jeszcze nigdy nie czuła się tak wytrącona z równowagi.

„Mogłaby pani zostać moją kochanką”.

Mocno zacisnęła powieki i pokręciła głową.

Pocałował ją, a ona odwzajemniła pocałunek. Przez kilka sekund czy minut – nie wiedziała jak długo – czuła ogarniającą ją tak silną namiętność, jakiej nie doświadczyła nigdy dotąd.

A potem on jej zaproponował, żeby została jego kochanką.

Jakie to upokarzające!

– Christine wcale nie jest kokietką – powiedział Justin Magnus do księcia.

Od incydentu w labiryncie minęły dwa dni. Przez ten czas Wulfric i Christie starannie się nawzajem unikali. Choć książę raczej nie odniósł wrażenia, że to, co się wydarzyło, popsuło humor pani Derrick. Wręcz przeciwnie. Zdobyła sympatię większości młodych dam i uwielbienie dżentelmenów. Kitredge był w niej wyraźnie zadurzony. Mimo że nigdy nie starała się wysuwać na pierwszy plan i skupiać na sobie uwagi reszty gości, niezaprzeczalnie stała się duszą towarzystwa. Tam, gdzie rozmowa była najżywsza, a śmiech najweselszy, z pewnością znajdowała się pani Derrick.

Niektórzy pewnie uznaliby ją za kokietkę.

Dla Wulfrica było całkiem jasne, że nią nie jest. Miała naprawdę nieodparty urok. I naprawdę lubiła ludzi.

– Istotnie – odparł lodowatym tonem. Szedł z całym towarzystwem na wzgórze nad jeziorem na – jak to określiła lady Renable – naprędce zaimprowizowany piknik, choć, jak podejrzewał Wulfric, nie było tu żadnej improwizacji. Magnus nie odstępował jego boku.

– Nie jest konwencjonalnie piękna ani utalentowana czy elegancka, ale wydaje się bardzo atrakcyjna – ciągnął. – Sama nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo, lecz każdy mężczyzna, który ją spotka, ulega jej czarowi. Rozumie więc pan, że to nie jest kokieteria. To nadzwyczajny urok jej osobowości. Mój kuzyn Oscar zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia i postanowił się z nią ożenić, choć mógł mieć każdą kobietę, którą chciał. Wyglądał przecież jak młody bóg.

– Szczęściarz z niego.

Dotarli do ścieżki nad jeziorem, gdzie pani Derrick wpadła na Wulfrica pierwszego popołudnia, i skręcili w stronę wzgórza. Książę zwolnił kroku, mając nadzieję, że Justin go wyprzedzi, on jednak najwyraźniej miał jakąś misję do spełnienia. No tak, Magnus był przyjacielem pani Derrick. Czyżby został posłany z wiadomością? A może chciał mu coś przekazać od siebie? Wulfric irytował się, że postawił się w idiotycznej sytuacji, w której musiał znosić reprymendę ze strony jakiegoś smarkacza.

– Zatem podziw Kitredge'a, podobnie jak tych wszystkich Culverów, Hillierów i Snape'ów wcale nie oznacza, że ona z rozmysłem zrobiła cokolwiek, by zwrócić na siebie ich uwagę – ciągnął Justin.

– Sądzę, że zamierza mi pan wyjaśnić, jaki te komentarze mają związek ze mną – rzucił Wulfric.

– Pan też ją podziwia – odparł Magnus. – I być może uważa, że z panem flirtowała. Albo że flirtowała z innymi mężczyznami, a panem jest poważnie zainteresowana. Myliłby się pan pod każdym względem. To tylko jej przyjazne usposobienie. Zachowuje się tak samo wobec wszystkich. Gdyby Oscar to sobie uświadomił, byłby o wiele szczęśliwszy. On jednak chciał mieć jej uśmiechy i całą uwagę tylko dla siebie.

Wulfric pomyślał, że Magnus powinien się powstrzymać od występowania w obronie swojej przyjaciółki. Niechcący wywoływał wrażenie, że pani Derrick nie była zdolna do głębszego uczucia czy przywiązania nawet dla własnego męża. Ze zachowuje się po przyjacielsku wobec każdego mężczyzny i w gruncie rzeczy jest kokietką.

– Pan wybaczy, ale szczęście czy nieszczęście nieżyjącego już człowieka interesuje mnie tylko marginalnie – powiedział, bawiąc się monoklem. – Pozwoli pan, że go opuszczę?

Dotarli do wzgórza i natychmiast stało się jasne, że piknik był od dawna planowany. Na zboczu od strony jeziora rozłożono koce, było nawet kilka krzeseł dla starszych osób. Stały tu też kosze z jedzeniem i napojami. Kilkoro służby dyskretnie ukrytej wśród pobliskich drzew czekało, by obsłużyć gości.

Wulfric wdał się w rozmowę z baronem Renable'em. Zauważył, że pani Derrick stoi na szczycie wzgórza, a wstążki przy jej kapeluszu unoszą się na wietrze. Pokazywała lordowi Kitredge'owi okolicę, tak jak jemu tamtego pierwszego popołudnia. Śmiała się z czegoś, co powiedział jej towarzysz.

Rozdrażniło go, że poskarżyła się Magnusowi. Męczyło go też poczucie winy. Dopóki jej nie pocałował, żadnym słowem czy gestem nie sugerowała, że życzy sobie jego awansów i oferty, jaką jej złożył. Był winien pani Derrick przeprosiny.

Zwykle nie zachowywał się impulsywnie czy nietaktownie. Rzadko popełniał błędy lub wystawiał się na krytykę.

A teraz był zły na Christine Derrick. Pewnie dlatego, że w głębi duszy zdawał sobie sprawę, iż cała wina leży po jego stronie.

Po żałosnej scenie w labiryncie Christine nie mogła zasnąć przez prawie całą noc i nad ranem była bliska decyzji, że następnego dnia wróci do domu. Lecz duma i determinacja przyszły jej z pomocą. Czyż ma uciec tylko dlatego, że książę Bewcastle zaproponował jej, by została jego kochanką? Co z tego, że nie ośmieliłby się złożyć podobnej propozycji żadnej innej przebywającej tu damie. To nie miało znaczenia.

Dlaczego miałoby mieć? Nie cierpiała księcia i gardziła nim jeszcze bardziej niż dotąd. Z trudem znosiła jego obecność w tym samym pokoju. A jednak w końcu postanowiła zostać. Choćby po to, by swoją obecnością wprawiać go w zakłopotanie.

Z nową energią rzuciła się w wir życia towarzyskiego. Z satysfakcją zauważyła, że zyskała przyjaźń jeszcze kilkorga spośród gości. Miło spędzała czas i trzymała jak najdalej od księcia Bewcastle'a. Ten z podobną determinacją unikał jej towarzystwa.

Wszystko się dobrze układało.

Doskonale bawiła się na pikniku. Z wierzchołka wzgórza pokazała hrabiemu Kitredge'owi okolicę i spędziła z nim trochę czasu, odpowiadając na jego pytania. Potem, po podwieczorku, pobiegła nad jezioro, by na prośbę paru dżentelmenów zaprezentować sztukę puszczania kaczek. Zainteresowało się tym nawet kilka dam. Mieli mnóstwo uciechy, choć Christine zamoczyła rąbek sukni, gdy zbierała idealnie płaskie kamyki leżące na dnie. Ale że zawczasu zdjęła pantofle i pończochy, nic właściwie się nie stało.

Czasami udawało się jej przekonać samą siebie, że przeszłość jest już zamknięta, że odzyskała młodość i pogodę ducha. Jednak cienie przeszłości zawsze czyhały w pobliżu, nawet, a może zwłaszcza, w chwilach największego szczęścia.