– Myślałem, że będziesz na niego patrzeć jak na rycerza w lśniącej zbroi – odparł z rozbawioną miną.

– Nigdy dotąd nie przeżyłam takiego upokorzenia – wyznała. – Gdyby tylko został w domu i nie był świadkiem tego okropnego widowiska, wszystko nie wydałoby się takie straszne. Justinie, on ani razu się nie uśmiechnął, nie odezwał jednym współczującym słowem. Nie mam nic przeciwko temu, żeby się ze mnie śmiać, zresztą potrafię się śmiać z samej siebie. On zachował się, jak na dżentelmena przystało, i jestem mu bardzo wdzięczna, że tak szybko zareagował. A jednak przez cały czas miał tak ponurą minę, że czułam się mała jak robaczek. Szkoda, że nie mogłam się skurczyć do tej wielkości, wtedy mogłabym się spokojnie owinąć podartą suknią i przemknąć na plebanię. Nie ucierpiałaby moja godność.

– Chrissie, gdybyś tylko mogła się zobaczyć – roześmiał się Justin.

– Dziękuję, mam aż nadto bujną wyobraźnię – odparła i też wybuchnęła śmiechem.

Ale w duchu westchnęła. Dobry Boże! Gdy stanął przy niej i patrząc prosto w oczy, osłaniał jej półnagie ciało przed wścibski – mi spojrzeniami reszty towarzystwa, cała aż drżała z pożądania. Na szczęście mogła złożyć tę reakcję na karb skrępowania swoim wyglądem i próżnym wysiłkiem, by się osłonić. Czuła jego zapach; używał wody kolońskiej z nutą piżma, niewątpliwie bardzo drogiej. I czuła żar bijący od niego niczym z wielkiego paleniska.

To dobrze, że Justin nie domyślał się tych jej odczuć. Niektóre rzeczy trzeba zachować w sekrecie nawet przed najlepszymi przyjaciółmi. To było niedorzeczne i właściwie naganne, że pałała pożądaniem do mężczyzny, którego z całego serca nie znosiła.

Kiedy dotarli do domu, miała ochotę uciec do swojego pokoiku. Ba, z radością zapadłaby się w czarną otchłań, gdyby w jej pokoju były takie udogodnienia. Lecz młode damy, które były świadkami jej upokorzenia, nie zamierzały pozwolić jej tak łatwo umknąć. Lady Sarah poprosiła Christine i resztę pań, by zebrały się w żółtym salonie.

– Choćby nie wiem, jaki był zakład, nie zrobiłabym z siebie takiego widowiska – rzuciła pogardliwie.

– A jeśli pani, pani Derrick, myśli, że wygrała, to ja jestem innego zdania – dodała urażonym tonem Miriam Dunstan – Lutt. – Od naszego wejścia do gospody do chwili, gdy pani pojawiła się tam z księciem Bewcastle'em, upłynęło tylko pięćdziesiąt minut, specjalnie patrzyłam na zegar nad drzwiami. Zresztą przez większość czasu książę i pani przebywaliście w towarzystwie pastora i jego rodziny, czyli wcale nie sam na sam. Znów ten przeklęty zakład!

– Kuzynko Christine, cieszę się, że nie muszę ci wręczać dzisiaj nagrody – odezwała się z przekąsem Audrey. – Jeszcze nikt nie wpłacił ustalonej jednej gwinei.

– Należy współczuć pani Derrick – oznajmiła Harriet King, bynajmniej nie współczującym tonem. – Mam wrażenie, że żona pastora wyciągnęła tę suknię z worka na szmaty.

– Ale łatka na spódnicy została przyszyta bardzo zgrabnie – zauważyła lady Sarah ze sztuczną słodyczą. – Prawie jej nie widać.

– Trzeba przyznać, że ta scena na dziedzińcu kościoła była pyszna – wtrąciła się Rowena Siddings. – Nigdy się tak nie uśmiałam. Pani Derrick, gdyby pani mogła zobaczyć swoją twarz, gdy zeskoczyła na ziemię – wybuchnęła śmiechem, a pozostałe damy, z wyjątkiem panny King i lady Sarah, zawtórowały jej.

Christine nie zamierzała wdawać się w wymianę uszczypliwości, nie miała więc innego wyjścia niż też się roześmiać. Śmiech z samej siebie zaczynał ją już jednak męczyć.

Rozmowa przerodziła się w ożywioną dyskusję na temat tego, jak wygrać zakład.

Potem starsze damy, z których żadna nie uczestniczyła w wycieczce do wsi, usłyszały o nieszczęsnym incydencie podczas wyprawy. Oczywiście tylko cud mógłby Christine przed tym uchronić. Lady Mowbury była bardzo miła. Zaprosiła Christine, by usiadła koło niej w salonie i opowiedziała jej swoją wersję wydarzeń, co ta uczyniła, znacznie ubarwiając całą historię.

Lady Chisholm i pani King trzymały się od Christine z dala, jakby się bały, że jej przypadłość jest zaraźliwa i zanim się obejrzą, one również będą skakać z drzew, rozdzierając sobie suknie.

Gdy lady Mowbury w końcu zaczęła rozmawiać z kimś innym, do Christine przysiadła się Hermione, a obok niej stanął Basil. Po raz pierwszy od przyjazdu do Schofield zwrócili się bezpośrednio do niej.

– Zapewne nie należało oczekiwać, że będziesz się odpowiednio zachowywać przez całe dwa tygodnie – powiedziała Hermione tonem pełnym goryczy.

– A nawet pierwszy tydzień jeszcze nie dobiegł końca – zauważył sucho Basil.

– Nie masz względu na pamięć mego szwagra? – spytała Hermione drżącym głosem. – Ani na nas?

– I ze wszystkich obecnych to właśnie Bewcastle'a zmusiłaś, by pospieszył ci z pomocą – rzucił Basil. – Sam nie wiem, dlaczego poczułem zaskoczenie, gdy usłyszałem o tym incydencie.

– Co on sobie o nas pomyśli? – Hermione uniosła chusteczkę do ust. Wyglądała na szczerze zmartwioną.

– Myślę, że jego zdanie o was jest takie samo jak wczoraj i przedwczoraj – odparła Christine, czując, jak gorący rumieniec oblewa jej policzki. – Z kolei ja w jego oczach upadłam jeszcze niżej. Skoro jednak od początku nie miał o mnie najlepszego zdania, nie sądzę, bym mogła pogrążyć się dużo bardziej. Nie zamierzam więc z tego powodu spędzać bezsennych nocy.

Dawno nie zdarzyło się jej powiedzieć czegoś równie niedorzecznego. Była naprawdę do głębi wstrząśnięta. Incydent, o którym mówili, był straszny, lecz nie na tyle, by odebrać jej apetyt czy sen. Bardziej martwiła się ich niesłabnącą wrogością. Kiedyś byli dla niej mili. Lubili ją. Hermione chyba nawet ją kochała. Christine przepadała za obojgiem. Ze względu na nich bardzo się starała odnaleźć w eleganckim świecie i przez pierwszych kilka lat nawet jej się to udawało. Próbowała być dobrą żoną dla Oscara. Kochała go. A potem wszystko się popsuło. Teraz byli pełnymi pretensji, zajadłymi wrogami. Po śmierci Oscara nie chcieli jej słuchać. A właściwie słuchali, ale nie chcieli jej wierzyć.

– Pewnie flirtowałaś z księciem Bewcastle'em – powiedziała Hermione. – Właściwie nic w tym dziwnego. Ze wszystkimi tu flirtujesz.

Christine wstała i odeszła bez słowa. Znów to stare oskarżenie! I zabolało tak samo jak dawniej. Dlaczego inne damy mogły rozmawiać, śmiać się i tańczyć z dżentelmenami i tylko podziwiano ich towarzyską ogładę, podczas gdy jej zawsze zarzucano flirtowanie? Przecież nawet nie umiała flirtować, a co więcej, nigdy nie zamierzała tego robić. Ani gdy była mężatką, uważała bowiem, że żona jest mężowi winna absolutną wierność, ani potem, kiedy była znów wolna. Po co miałaby flirtować? Gdyby chciała ponownie wyjść za mąż, miała kilku kandydatów wśród znanych jej mężczyzn. Ale nie chciała wychodzić za mąż.

Jak ktokolwiek, nawet Hermione, mógł pomyśleć, że flirtowała z księciem Bewcastle'em?

Zanim zdążyła wybiec z salonu, Melanie ujęła ją pod rękę i uśmiechnęła się serdecznie.

– Christine, ja wiem, że jeśli gdzieś jest jakieś dziecko, to musisz się z nim pobawić, a jeśli trzeba komuś pospieszyć z pomocą, zrobisz to, nawet jeśli oznacza to wspinanie się na drzewo – powiedziała. – Muszę przyznać, że gdy usłyszałam, co się wydarzyło, obawiałam się, że dopadnie mnie migrena, Kiedy jednak Justin opowiedział nam całą historię, Bertie zaczął najpierw chichotać, a potem wybuchnął głośnym śmiechem. Nawet Hectorowi wydała się ona śmieszna. Ja też nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. Błagam, nie patrz na mnie, bo znów zacznę chichotać. Tylko Hermione i Basil nie widzieli niczego zabawnego w całej sytuacji, choć Justin zapewniał ich, że zrobiłaś to z dobrego serca, a nie po to, by zwrócić na siebie uwagę, a już zwłaszcza uwagę Bewcastle'a. Szkoda, że tego nie widziałam.

– Jeśli chcesz, usunę się na bok i nie wyjdę z domu przez resztę tych dwóch tygodni – zaofiarowała się Christine. – Naprawdę bardzo cię przepraszam, Melanie.

Melanie tylko uścisnęła jej rękę i odparła:

– Nie przejmuj się, moja droga, i po prostu zacznij się dobrze bawić. Zaprosiłam cię właśnie po to, żebyś trochę odpoczęła przez dwa tygodnie. Fatalnie, że akurat książę Bewcastle był zmuszony pospieszyć ci z pomocą, ale nie wolno nam się tym zamartwiać. On o wszystkim zapomni, nim minie dzień, i prawdopodobnie nie odezwie się do ciebie ani słowem do końca pobytu.

– Bardzo bym się z tego cieszyła – powiedziała Christine.

– Tymczasem wielu dżentelmenów, między innymi hrabia, jest tobą najwyraźniej zauroczonych – ciągnęła Melanie.

– Hrabia Kitredge? – zdumiała się Christine.

– Nie kto inny – potwierdziła Melanie. – Jego dzieci są już dorosłe i hrabia rozgląda się za nową żoną. Gdybyś tylko zechciała, mogłabyś po raz kolejny doskonale wyjść za mąż. Tylko obiecaj mi, że przed wyjazdem gości nie wdrapiesz się już na żadne drzewo. – Poklepała ją po dłoni i ruszyła dopilnować obowiązków gospodyni.

Po raz kolejny doskonale wyjść za mąż. Na samą myśl o tym Christine robiło się gorąco.

Co do jednego Melanie miała jednak rację. Przez resztę dnia i kilka następnych Bewcastle unikał wszelkich z nią kontaktów. Nie, żeby szukała jego towarzystwa. Sama myśl, że książę lub ktoś inny z towarzystwa mógłby pomyśleć, iż ona z nim flirtuje…

Ilekroć na niego spojrzała – a ku jej irytacji, gdy byli w tym samym pokoju, nie mogła oderwać od niego wzroku na dłużej niż pięć minut – wydawał się zimny i wyniosły. Ilekroć skrzyżowali wzrok, co zdarzało się aż nazbyt często, unosił brwi i chwytał za monokl, jakby chciał się upewnić, czy rzeczywiście osoba tak niskiego stanu odważyła się podnieść na niego oczy.

Zaczynała nienawidzić tego monokla. Zabawiała się wymyślaniem, co by z nim zrobiła, gdyby miała okazję. Raz wyobraziła sobie, że wcisnęłaby go księciu do gardła i patrzyła, jak rozpycha mu szyję. Siedziała wtedy w kącie salonu, próbując na nowo wcielić się w rolę zdystansowanego obserwatora, i w chwili, gdy jej wizja nabrała rumieńców, nagle zorientowała się, że znów jest obserwowana przez monokl.