– A o czym ty marzysz, Ashley? Czego być chciała?

Marzyła, aby Jeff był normalnym człowiekiem, pracującym w banku, czy też w fabryce. Nie chciała mieć do czynienia z kimś, kto usiłuje uporządkować świat, zwłaszcza że na ogół wchodziły tu w grę sprawy, które liczyły się bardziej niż człowiek. Pragnęła, aby Jeff potrafił odwzajemnić jej miłość.

Jej naiwność graniczyła z naiwnością dziecka, które płacze, że nie dostanie gwiazdki z nieba.

– Mam ochotę na pizzę – odparła wymijająco. – Z salami i ostrą papryką. Czy jest tu gdzieś w pobliżu pizzeria?

Nie sądziła, że uda jej się tak łatwo zagadać Jeffa, widać jednak nie miał ochoty prowadzić dyskusji na temat dzielących ich różnic, podobnie zresztą jak i ona.

– W mieście jest świetna, mała włoska knajpka. Zamówię dla nas pizzę z dostawą na miejsce.

– Doskonale – odwróciła się plecami, po czym zerknęła na niego przez ramię. – Zanim przywiozą jedzenie, możemy wziąć kąpiel… razem.

– Nigdy specjalnie nie podniecała mnie szybkość – stwierdziła Ashley następnego popołudnia.

Rzuciła okiem na zaparkowany przed nią podrasowany ciemny samochód z kierowcą odgrodzonym szybą, po czym zerknęła na trasę, rozciągającą się pętlą na przestrzeni dziesięciu mil od domku myśliwskiego.

Betonowa droga prowadziła przez jakieś ćwierć mili prosto, potem zaczynała się seria ostrych zakrętów. W pewnym momencie droga znikała za zasłoną drzew. Ashley wiedziała jednak, że na drugim końcu polewano nawierzchnię jakąś oleistą miksturą, żeby opony się ślizgały. Jeśli przeżyje ten punkt programu, czeka ją następny, w ramach którego wpadnie w pułapkę, weźmie udział w strzelaninie oraz doświadczy na własnej skórze eksplozji.

Podróż w roli pasażera wydawała jej się wystarczająco wstrząsająca.

Nadeszła jej kolej. Rozumiała, jaki jest cel tego ćwiczenia. Ludzie, którzy brali udział w treningu, byli bardzo wpływowi i mogli paść ofiarą porwania. Powinni być przygotowani na wszystko, również w czasie podróży samochodem. Dzisiejszego popołudnia mieli zapoznać się z kilkoma trickami. Ashley, dla dodania sobie otuchy, zażartowała, że ma nadzieję dzięki temu treningowi w przyszłości znajdywać bez trudu miejsce na zatłoczonym parkingu przed sklepem spożywczym. Zane poklepał ją po plecach.

– Nie licz na taryfę ulgową, dlatego że jesteś kobietą. Posiała mu piorunujące spojrzenie.

– Czyżbym o to prosiła? Wzruszył ramionami.

– Jesteś twarda jak skała. Ashley wzięła się pod boki.

– Sądzisz, że jeśli mnie zdenerwujesz, to będzie mi się lepiej jechało?

– Staram się odwrócić twoją uwagę.

Podszedł do nich spacerkiem Jeff. Zerknął na listę.

– Ashley, kolej na ciebie. Jesteś gotowa?

– Pod warunkiem, że pozwolisz mi ukatrupić Zane'a, jak wrócę.

Jeff zachichotał.

– A co, działa ci na nerwy?

– Czuję się tak, jakby ktoś skrobał paznokciem po tablicy.

– Przeszedł ci trochę strach? – wtrącił Zane. Spojrzała na olbrzymi samochód, a potem na trasę.

– Może.

– A więc pomogło. Ashley westchnęła.

– Nie znoszę, jak się wywyższacie tylko dlatego, że jesteście zawodowymi żołnierzami.

Jeff otworzył drzwi od strony kierowcy i sięgnął po kask.

– Rozluźnij się, skoncentruj i staraj się jechać szybko.

– Czy mogę zrobić tylko dwie rundy? – spytała.

– Nie. Wymagane są pełne trzy.

Burknęła coś pod nosem, zapięła kask i wsunęła się na miejsce kierowcy. Dwaj mężczyźni, bankierzy z Nowego Jorku, zajęli miejsce z tyłu, za szybą. Zane uniósł w górę śrutówkę. Jeff stał na poboczu z notatnikiem w jednym ręku i stoperem w drugim.

– Jesteś gotowa? – zawołał.

Ashley skinęła głową. Wzięła głęboki oddech, próbując się nieco rozluźnić, ale nic z tego. Wytarła spocone dłonie o dżinsy, powtarzając sobie w duchu, że to tylko upozorowana sytuacja i że nie grozi im żadne niebezpieczeństwo. Wiedziała jednak, że nie można go wykluczyć do końca. Godzinę temu jeden z uczestników wpadł w poślizg i przekoziołkował. Nikomu nic się nie stało, ale samochód nadawał się na złom.

Rzuciła okiem na swoich pasażerów.

– Proszę założyć kaski, panowie – powiedziała.

Kiedy zapięto już dokładnie wszystkie klamerki, zapaliła silnik i wjechała na trasę.

W czasie ćwiczenia uczestnicy kursu mieli się przekonać na własnej skórze, na czym polega jazda samochodem ze stosowaniem uników. Obejrzeli film na ten temat i przyglądali się pokazowi instruktorów. Teraz mieli szansę zastosować w praktyce obejrzane sztuczki.

Ashley napatrzyła się wystarczająco na samochody, które co chwila zarzucały tyłami, by zdawać sobie sprawę, że jazda na torze to dla niej wyzwanie.

– Prowadzisz jak typowa baba – stwierdził beznamiętnym głosem towarzyszący jej Zane, kiedy zdjęła nogę z gazu przed pierwszym zakrętem.

Nawet nie spojrzała na niego.

– Może to metoda działająca na waszych nowicjuszy – skomentowała. – Mnie to jednak nie rusza.

Wychodząc z zakrętu, dodała gazu. Ćwiczenie wykonywało się na czas, ale traciło się punkty za wypadnięcie z trasy.

Na drodze znajdowały się po kolei trzy esowate zakręty, a potem długi prosty odcinek, który błyszczał z daleka od oleistej substancji. Powinna przejechać, unikając wpadnięcia w poślizg. Ashley zagryzła wargi i dodała gazu. Zdjęła nogę z pedału dopiero w ostatniej chwili, gdy wjechali z impetem na śliską nawierzchnię. Trzymała kierownicę niemal jednym palcem, aby nie zmienić kierunku jazdy.

Samochód przez pierwsze dziesięć metrów jechał prosto, potem jednak zaczął ześlizgiwać się na bok. Ashley widziała, że inni kierowcy mocowali się z samochodem, aby nie wypaść z trasy. Ona zaś zjechała z zimną krwią na pobocze. Zdecydowała się zrobić pewien manewr. Gdy tylko koła dotknęły skraju drogi, nacisnęła pedał gazu. Koła znalazły pewien grunt, dzięki czemu udało jej się sprytnie wyminąć pułapkę.

Kiedy znalazła się już z powrotem na drodze, zerknęła na Zane'a. Siedział z kamienną miną.

– Całkiem nieźle – bąknął pod nosem. To była jego jedyna reakcja.

Ashley pozwoliła sobie na szeroki uśmiech. Wiedziała, że poradziła sobie znacznie lepiej, niż wskazywały jego słowa. Zamierzała mu to wygarnąć, ale raptem rozległy się strzały.

– Na podłogę – krzyknęła.

Zrównał się z nią jakiś mniejszy pojazd i próbował ją zepchnąć z drogi.

Nic sobie nie robiąc z wystrzałów oraz pędzącego tuż obok samochodu, starała się skoncentrować na drodze. Dodała raptownie gazu, wystrzelając do przodu. Na prawo od niej coś wybuchło, ale zignorowała i to. Po chwili po jej prawej stronie pojawił się znowu jakiś samochód. Wykonała gwałtowny zwrot, uderzając w intruza, po czym popędziła jak szalona w stronę mety.

Kiedy się zatrzymała, serce waliło jej jak młotem. Udało jej się! Ukończyła trasę.

– Jaki mam czas? – zapytała Zane'a.

– Trzy sekundy gorszy od Henryka.

– Trzy sekundy? – Wyskoczyła z samochodu i tanecznym krokiem zbliżyła się do Jeffa, stojącego z notatnikiem w ręku. – Jestem tuż za Henrykiem. Na drugim miejscu.

– Wiem – powiedział, nie patrząc na nią.

Klepnęła go w ramię.

– No co ty – przytuliła się do niego. – Przyznaj szczerze. Uważasz, że jestem całkiem niezła.

Uniósł wzrok. Zobaczyła w jego oczach dumę oraz czułość.

– Nie masz pojęcia, jak bardzo jestem pod wrażeniem.

Rozdział 13

Przejmujący krzyk rozdarł nocną ciszę. Ashley pomyślała w pierwszej chwili, że to kolejny podstęp ludzi Jeffa. Kiedy otworzyła jednak oczy, zorientowała się, że jest w sypialni Jeffa, w jego ogromnym domu w Queen Annę Hill. A więc nie było to żadne ćwiczenie.

Zamrugała, usiłując dostrzec coś w ciemności i zorientować się, co się stało. Czyżby Maggie przyśnił się jakiś koszmar?

Rozległ się znowu krzyk, ale nie od strony korytarza. Przeraźliwy okrzyk boleści wyrwał się z piersi mężczyzny leżącego obok niej. Ashley odwróciła się do Jeffa. Zerknęła na zegarek i zobaczyła, że dochodzi druga w nocy. Na ogół wracała na noc do swojego łóżka, ale dzisiaj coś ją powstrzymało. Przyglądała się Jeffowi, jak walczy z kołdrą, wykrzykując ochrypłym głosem niezrozumiałe zdania, zadowolona w duchu, że została u niego.

Wyciągnęła rękę, by dotknąć jego ramienia. Chciała go obudzić, ale trochę się obawiała, że zanim się ocknie z dręczącego koszmaru, może jej niechcący zrobić krzywdę.

Zapaliła lampę na nocnym stoliku i wyszeptała czule jego imię.

Jeff ocknął się natychmiast. Otworzył oczy i rozejrzał się badawczo po pokoju. Gdy jego wzrok spoczął na Ashley, znieruchomiał.

– Śniło mi się coś – oznajmił.

Skinęła głową.

– Krzyczałeś przez sen. Wszystko w porządku?

Dopiero teraz spostrzegła, że Jeff jest spocony i blady jak trup. Jego chrapliwy oddech rozlegał się w całym pokoju.

– Jeff? Co się stało?

– Nic.

Z pewnością tak nie było. Przygryzła dolną wargę, niepewna, jak się wobec niego zachować. Nie mogła go zmusić, by jej się zwierzył, czy choćby trochę rozluźnił. Zdezorientowana, zostawiła palące się światło, wślizgnęła się pod przykrycie i przytuliła do niego. Leżała z głową na poduszce, ale obejmowała ramieniem jego pierś. Przywarła udami do jego ud i czekała.

Jeff powoli się uspokajał. Oddychał regularnie, a jego ciało nie było już takie rozpalone. Ashley włożyła nocną koszulę, gdy przestali się kochać, ale Jeff był wciąż nagi. Przeczesała palcami włosy na jego piersi. Wyczuła pod palcami długą, cienką bliznę, biegnącą wzdłuż klatki piersiowej.

– Po czym ta blizna?

– Pamiątka po walce na noże.

– Gdzie ci się to przydarzyło?

– W Afganistanie. Zmarszczyła brwi.

– Nie przypominam sobie, żeby nasze wojsko walczyło w…

– głos uwiązł jej w gardle. – Och, zdaje się, że nie powinnam o tym wiedzieć.

– Rzeczywiście.

Westchnęła.

– Czy przeżyłeś tam rzeczy, które teraz śnią ci się po nocy? Wspominałeś mi o palącej się wsi i uciekających przed tobą ludziach.