Wszyscy zebrani zajęli miejsca. Niski, krępy mężczyzna pod sześćdziesiątkę usiadł obok Ashley. Nosił na małym palcu imponujący sygnet z diamentem – Ashley jeszcze nigdy w życiu nie widziała takiego cudeńka. Materiał, z którego uszyty miał garnitur, wydawał się bardziej miękki niż jej flanelowa piżama. Ashley mogła przysiąc, że widziała jego zdjęcie w lokalnej gazecie, w dziale finansów. O Boże, żeby tylko nie zechciał wymienić ze mną wizytówki, pomyślała, śmiejąc się w duchu.

– Otrzymacie państwo za chwilę schemat zajęć na cały weekend – kontynuował Jeff, a jeden z pracowników rozdawał wszystkim materiały szkoleniowe.

Ashley otworzyła swój notatnik.

– Zebraliśmy się tutaj, by nauczyć się podstawowych zasad bezpieczeństwa – mówił dalej Jeff. – Nie możecie się państwo spodziewać, że w ciągu dwóch i pół dnia staniecie się ekspertami. To nie jest naszym celem. Chcemy jedynie uczulić państwa na ewentualne niebezpieczeństwo i uświadomić, jak można mu zapobiec. Znając swoje potrzeby, będziecie państwo mogli wynająć odpowiednich ludzi.

Pierwszy wykład będzie dotyczył ogólnego poczucia bezpieczeństwa. Jakie niebezpieczeństwa są realne, a jakie nie. Wspomnimy o bezpieczeństwie podróżowania i zagrożeniach dotyczących całej rodziny. Omówimy również, jak powinna wyglądać prewencja oraz podstawowe reguły zachowania ostrożności.

Nieco później, jeszcze dzisiejszego popołudnia, udamy się na pierwsze ćwiczenia z bronią. Odbędą się one na strzelnicy, w terenie. Nauczymy was posługiwać się wszystkimi typami broni, począwszy od pistoletu aż po karabin maszynowy.

W sobotę rano skupimy się głównie na groźbie ataku terrorystycznego. Kto może go zorganizować, gdzie, jak i kiedy. Podamy państwu również informacje na temat bomb oraz pułapek minowych. Na sobotę po południu zaplanowaliśmy lekcję jazdy samochodem ze stosowaniem uników.

W niedzielę każdy z państwa weźmie udział w trzech różnych upozorowanych terrorystycznych akcjach. Celem tego ćwiczenia jest zdwojenie czujności oraz ostrożności. Postaramy się was solidnie przestraszyć, dla waszego własnego dobra. Zapewniam państwa, że nikomu nie spadnie włos z głowy. Czy są jakieś pytania?

Ashley musiała się bardzo pilnować, by nie słuchać Jeffa z rozwartymi ze zdziwienia ustami. Myślała wciąż o spędzonych z nim chwilach, o tym, jak się śmiali, rozmawiali, kochali do późna w nocy. Trudno jej było uwierzyć, że przemawiający w tej sali mężczyzna to ten sam człowiek.

Wykorzystała szansę i zjawiła się tu poznać z bliska jego świat. Za późno już było, żeby się wycofać.

– W razie wątpliwości, nie ufajcie nikomu – stwierdził Zane nieco później tego samego popołudnia, przemierzając salę konferencyjną. Wskazał siedzącego na przedzie mężczyznę. – John, opowiedz coś o swojej pracy.

Mężczyzna po czterdziestce, Brytyjczyk, dyrektor firmy, poprawił nerwowo kołnierzyk od koszuli khaki i odchrząknął.

– Nasze przedsiębiorstwo to międzynarodowa korporacja zajmująca się produkcją oprogramowania komputerów. Jesteśmy…

– Masz dzieci? – zapytał Zane, przerywając mu wywód.

– Tak, troje. Dwóch chłopców i dziewczynkę.

– Czy któreś z nich wyfrunęło już z domu?

– Jeden syn studiuje w Eton.

– Z pewnością jesteś z niego dumny.

– O, tak. Margaret i ja…

– Margaret to twoja żona?

– Tak. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że nasze dzieci są…

John urwał w pół zdania, gdyż zorientował się, że ktoś wystukuje każde jego słowo do przenośnego komputera. Po chwili z drukarki wyjechało kilka kartek papieru.

– Co się tu dzieje? – żachnął się, wstając z miejsca.

Zane wziął wydrukowane kartki i podał je mężczyźnie.

– John oddał właśnie życie swojej żony i dzieci w ręce grupy terrorystycznej, która może chcieć zrobić z tego użytek. Podzielił się z nami kilkoma ogólnikami na temat swojej pracy, powiedział nam w jakiej pracuje korporacji, jak ma na imię jego żona i ile ma dzieci, a my tymczasem, dzięki tym informacjom, zdobyliśmy zupełnie dokładny obraz jego rodziny. Istnieje już bank danych. Zapisywane są w pamięci niekompletne obrazy i w miarę jak przybywa informacji, stają się coraz bardziej obszerne. Jeden szczegół – na przykład syn studiujący w Eton, czy też imię małżonki – może spowodować, że historia złoży się w całość.

John przebiegł wzrokiem wydrukowane kartki i zaklął pod nosem.

– Nie zdawałem sobie sprawy.

– Jak większość ludzi. Tym razem wyszedłeś z tego obronną ręką. Sprawdziliśmy wszystkich. Na nikogo nie czyha terrorysta. Następnym razem jednak możesz mieć trochę mniej szczęścia – wskazał identyfikator Johna. – Dlatego właśnie jest na nim wyłącznie imię.

Zane odwrócił się do Ashley.

– Opowiedz nam coś o sobie.

Nie mogła powstrzymać uśmiechu.

– Nie znam cię na tyle dobrze, żeby zacząć ci się raptem zwierzać, ale dziękuję ci za uwagę.

– Dokładnie tak – skomentował Zane, puszczając do niej oko. – Lepiej być wziętym za gbura niż zginąć. Pamiętajcie, jeżeli nie znacie osoby, nie podejmujcie ryzyka, bo nie warto. – Zerknął na zegarek i skinął na Jeffa. – A teraz zmienimy temat. Zajrzyjcie do kolejnego rozdziału w notatniku.

– Bezpieczeństwo – zaanonsował Jeff. – Zatrudnianie zbyt dużego personelu jest błędem, podobnie jak zbyt małego. Nie dajcie się też państwo nabrać na haczyk, jakim jest nienaganny wystrój otoczenia.

Mówił dalej, ale Ashley nie mogła się skupić na jego słowach, gdyż zbytnio fascynował ją jego wygląd. Ogarnęła wzrokiem mundur polowy, czapeczkę wojskową w stylu baseballowym oraz przytroczoną do paska broń. Robił wrażenie obcego człowieka – bardzo podniecającego, groźnie obcego człowieka…

Raptem dwie pary drzwi otwarły się z impetem i do sali wpadło blisko tuzin uzbrojonych, zamaskowanych ludzi. Ktoś krzyknął z przerażenia. Ashley myślała w pierwszej chwili, że to ona, ale było to niemożliwe, bo zaschło jej w ustach. Serce skoczyło jej do gardła. Miała wrażenie, że się za chwilę udusi.

Zanim zorientowała się, co się dzieje, napastnicy zmusili w brutalny sposób ludzi, by zebrali się w końcu sali. Wszystko działo się tak szybko. Pad! wystrzał, rozległ się krzyk. Ashley odruchowo odszukała wzrokiem Jeffa – stał pod ścianą, jakby nigdy nic, zerkając na zegarek.

Poczuła, że ktoś złapał ją za ramię i brutalnie popycha do tyłu. Za moment odezwał się donośny głos:

– Gotowe!

Jeff uniósł wzrok.

– Trzydzieści dwie sekundy. Dokładnie tyle wystarczyło moim ludziom, aby zebrać was w grupkę, z którą łatwo sobie poradzić. Dajcie im jeszcze ze dwadzieścia pięć sekund, a wszyscy będziecie martwi.

Mężczyzna, którego na niby zastrzelono, podniósł się z podłogi. Należał do grupy ochroniarzy. Klepnął się w pierś, uśmiechając szeroko.

– Ślepe naboje i kuloodporna kamizelka. Zupełnie nic nie czułem.

– Zrobimy teraz piętnaście minut przerwy, żeby wrócił wam do normy puls – zdecydował Jeff, odkładając swój notatnik.

Ashley przyłożyła dłoń do piersi, jakby to mogło pomóc. Zdążyła się już trochę opanować. Podeszła do stołu, na którym stały napoje gazowane i woda. Otworzyła puszkę z niskokalorycznym napojem i wypiła łyk. Kilku uczestników treningu ucięło sobie pogawędkę, ale większość włączyła telefony komórkowe i zaczęła dzwonić.

Podszedł do niej Zane, szczerząc zęby w uśmiechu.

– Niezła akcja, co? Czy kiedykolwiek czułaś bardziej, że żyjesz?

– Owszem – odparła. – Dopóki nie pomyślałam, że umieram. Nie powiem, żeby mnie to ubawiło.

Zane roześmiał się i odszedł, ale Ashley wcale nie było do śmiechu. Jej uwagę przyciągnął Jeff, którego ludzie zasypywali pytaniami. Po raz pierwszy dotarło do niej, jaki on naprawdę jest. Miał duszę wojownika.

Przypomniała sobie to, co o nim powiedziała Nicole: nie jest już człowiekiem. Ashley nie zgadzała się z jej opinią. Według niej Jeff, w przeciwieństwie do większości ludzi, gardził śmiercią. Po prostu. To czyniło go jeszcze bardziej wyjątkowym. Ilu mężczyznom jego pokroju starczyłoby cierpliwości, by zapleść małej dziewczynce włosy w warkocze albo przeczytać jej bajeczkę? Ilu zawracałoby sobie głowę takimi rzeczami jak szukanie jajek na Wielkanoc, czy też pamiętało o tym, aby pochwalić jej nowy kapelusz?

Tak, Jeff miał duszę wojownika, a ona go kochała.

Ashley przymknęła oczy, gdyż poczuła pod powiekami piekące łzy. Nie chciała się rozpłakać, ale poniosły ją emocje. Kochała Jeffa. Była to z jej strony czysta głupota, nie mogła jednak na to nic poradzić.

Poczuła na ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciła się i zobaczyła, że stoi obok niej.

– Wszystko w porządku? – zapytał Jeff. W jego głosie słychać było zatroskanie.

Zmusiła się do uśmiechu.

– Jeśli ty też chcesz mi powiedzieć, że dzięki tej akcji miałam uświadomić sobie, że żyję, to dziękuję, byłam tego w pełni świadoma już przedtem. Jeśli chodzi o mnie, to akcja ta kosztowała mnie co najmniej trzy lata życia, tak bardzo się przeraziłam.

– Skoczyła ci adrenalina, ale za chwilę ci przejdzie. – Musnął palcami jej policzek. – No jak, da się tu wytrzymać? Nie narzekasz?

– Znalazłoby się mnóstwo powodów do narzekania, ale jak na razie dobrze się bawię. Ten świat tak bardzo różni się od mojej codzienności.

– Zaskoczyło cię to?

– Nie – wzruszyła ramionami. – Wiedziałam, czym się zajmujesz, ale nie bardzo rozumiałam, na czym to polega. Na przykład nie miałam pojęcia, że na życie człowieka czyha tyle niebezpieczeństw.

– Moim zadaniem jest zapobiegać, aby ludziom nie przydarzyło się nic złego.

– To prawda. Zastanawiam się, co jest istotniejsze: czym się zajmujesz, czy też jaki jesteś?

Pragnęła usłyszeć od niego określoną odpowiedź, niestety zdawała sobie sprawę, co powie.

– To, jaki jestem – oświadczył. – Człowiek tak łatwo się nie zmienia.

– Wiem – stwierdziła beztrosko. – Ale pomarzyć dobra rzecz, prawda?

Jeff wziął się pod boki. Spojrzał na nią badawczym wzrokiem.