– Cała ta historia jest wyssana z palca – szepnął jej do ucha.

– Rodzina królewska ma swoją własną ochronę.

– Tak myślałam, ale Amee pęka z dumy.

Blond seksbomba zarzuciła Zane'owi na szyję ręce z nieskazitelnym manicure.

– Zane chciał mi pokazać swoją pracę – oznajmiła rozkosznie. – Ale ja się okropnie boję.

– Chcesz powiedzieć, że zamierzał cię zabrać w teren? – zapytała Ashley z niedowierzaniem.

– Nie. Chciał mnie wziąć na szkolenie dla kadry kierowniczej, który odbędzie się za parę tygodni. – Amee westchnęła.

– Mam jednak pietra.

Zane puścił oko do Ashley.

– A może ty byś się z nami wybrała? Szkolenie trwa tylko jeden weekend. Będziesz się mogła przekonać, czym Jeff zajmuje się w pracy.

Jeff zawahał się. W pierwszym odruchu zamierzał zmienić temat. Za żadne skarby nie chciał, aby Ashley poznała jego świat, bo z pewnością by się przeraziła. Z drugiej strony, może to wcale nie byłoby takie złe. Zerwałaby pewnie z nim natychmiast, zanim popełniłby wobec niej jakieś głupstwo, czy też ją zranił. Swoją dotychczasową opinię o nim opierała wyłącznie na wyobrażeniach. Po weekendzie spędzonym z nim zmieniłaby z pewnością zdanie.

– Brzmi to intrygująco – przyznała Ashley. – Jak wygląda takie szkolenie?

Zane wzruszył ramionami.

– Ach, to nic specjalnego. Około tuzina pracowników kadry kierowniczej udaje siew góry. Mamy swoją własną bazę w miejscowości wypoczynkowej. Warunki są skromne, ale całkiem znośne. Uczymy ludzi podstawowych zasad zachowania bezpieczeństwa, jak rozpoznać groźbę terrorystycznego ataku i tego typu rzeczy.

– W takim razie, dlaczego mam wrażenie, że to nieco bardziej skomplikowana sprawa? – zapytała Ashley.

– Będziesz całkowicie bezpieczna – zapewnił ją Jeff. – Jeżeli masz ochotę wybrać się z nami, jestem przekonany, że Brenda chętnie zajmie się Maggie.

Ashley spojrzała na niego zdumiona.

– Chcesz, żebym pojechała?

Wcale nie chciał. Wiedział jednak, że powinna zobaczyć, jak wygląda jego prawdziwe życie. Zmieniał się przy niej za bardzo. Stawał się słabszy, delikatniejszy. Konfrontacja z rzeczywistością powinna ją odstraszyć.

– Myślę, że będziesz zadowolona – powiedział. – Uczestnikom nie grozi żadne niebezpieczeństwo. To nie jest obóz przetrwania.

– W porządku. Jeżeli Brenda zgodzi się zająć Maggie, jadę z wami.

– Wspaniale. – Zane uniósł w górę kciuk. – Zajmę się wszystkim.

Brenda zakomunikowała, że podano do stołu w jadalni. Jeff objął Ashley w talii i poprowadził ją do drzwi. Amee zrobiła jakąś uwagę na temat butów, zmieniając temat. Jeff nie mógł przestać myśleć o weekendowym wypadzie, za niecałe dwa tygodnie. Sytuacja zmieni się nieodwracalnie po tych czterdziestu ośmiu godzinach. Nie był pewien, czy jego przyjaciel wyświadczył mu przysługę, czy też zapewnił bilet w jedną stronę do piekła.

Rozdział 12

Teren, na którym miało odbyć się szkolenie dla kadry, z przepięknym domkiem myśliwskim w tle, znajdował się we wschodniej części Cascade Mountains. Jak zwykle panowała tu lepsza pogoda niż w Seattle. Ashley skąpała się w słońcu, gdy wysiadła z bmw Jeffa.

– Zastałam tu już coś, czego nie widziałam od dawna – zażartowała, unosząc twarz ku ciepłym promieniom.

W ciągu ostatnich kilku tygodni w Seattle panowała typowa dla tego rejonu wiosenna pogoda. Dni były dość chłodne i ciągle padało. Meteorolodzy napomykali wciąż o słońcu w swoich prognozach, które się niestety nie sprawdzały.

Czekając, aż Jeff otworzy bagażnik, Ashley zerknęła na zaparkowane wokół wozy.

– Lexusy, jaguary, mercedesy i… – policzyła pojazdy. – Trzy limuzyny. Całkiem nieźle. Powiedz mi Jeff, kim są właściwie twoi klienci?

Wyjął z przepastnego bagażnika jej sfatygowaną walizkę. Sam miał torbę z miękkiej, czarnej skóry, tak delikatnej w dotyku, że Ashley uznała, iż nadawałaby się fantastycznie na płaszcz.

– Przecież mówiłem ci, że to szkolenie dla kadry kierowniczej – oznajmił.

– Tak, ale myślałam, że biorą w nim udział ludzie w rodzaju – kierownika lokalnej filii banku. Zdaje się jednak, że to jakieś grube ryby.

Jeff uśmiechnął się szeroko.

– Wcale bym się nie zdziwił, gdyby jednym z uczestników okazał się właściciel banku.

– Wspaniale. Moglibyśmy go zapytać, dlaczego bankomaty wysiadają regularnie w piątek o piątej.

Spojrzała na domek myśliwski i dopiero teraz spostrzegła, że jest o wiele bardziej elegancki, niż się spodziewała. Uprzytomniła sobie, że Jeff ubrany jest w nieskazitelnie skrojony garnitur. Poczuła się nieswojo.

– Jeff, może ja nie pasuję do tego towarzystwa.

Postawił torbę na ziemi i objął ją ramieniem.

– Nie denerwuj się. Masz takie samo prawo przebywać tu jak każdy inny uczestnik szkolenia. Wszyscy czują się skrępowani w tym obcym dla nich miejscu. To jest teren ćwiczeń, a nie sala konferencyjna. Wspólnie z moim personelem upewnimy się, czy dla wszystkich jest to jasne.

Wsparła się o jego ramię, wdychając znajomy zapach jego ciała.

– Od razu poczułam się lepiej. – Jego wargi musnęły czubek jej głowy. Ashley rozluźniła się nieco. – Dlaczego włożyłeś garnitur? – zapytała. – Powiedziałeś mi, że powinnam się ubrać swobodnie.

Nalegał wręcz, by włożyła dżinsy, bluzę oraz wygodne buty albo adidasy. Po tej stronie gór niebo było może o wiele bardziej przejrzyste, ale temperatura niewiele wyższa.

– Muszę zrobić wrażenie na klientach w trakcie wstępnej rozmowy. Kiedy przebiorę się w sportowe ciuchy, odetchną z ulgą.

– Zaprezentujesz się później w wojskowych ubraniach?

– Obiecuję ci to.

Uśmiechnęła się.

– Pewnie zemdleję z wrażenia.

– Kłamczucha – mruknął czule. Pocałował ją przelotnie, wypuścił z objęć i podniósł z ziemi walizkę i torbę.

Ashley poszła za nim do domku myśliwskiego.

Znaleźli się w olbrzymim pomieszczeniu, wznoszącym się w górę na wysokość trzech pięter. Przed kominkiem, na przeciwległej ścianie, mógł zebrać się na obradach cały komitet. Obok piętrzyła się sterta polan. Na ścianach wisiały trofea łowieckie – poroża, czaszki i skóry zwierząt. Recepcja ciągnęła się przez dobre dwadzieścia pięć metrów.

Był piątek po południu, Ashley spodziewała się więc sporej ilości ludzi. Dostrzegła jednak tylko jednego gościa. Jeff mówił, że wynajęli cały teren, chociaż na liście uczestników figurowało niecałe dwadzieścia pięć osób. Ashley nie potrafiła sobie wyobrazić, ile kosztuje taki trzydniowy kurs. Ale jeśli zdobyte informacje mają zapewnić klientom bezpieczeństwo i uratować im życie, czy warto dyskutować o cenie?

Znajdowała się w świecie Jeffa i zamierzała przyjrzeć mu się z bliska, a potem zdecydować, co o tym myśli.

Jeff zatrzymał się tuż przed recepcją i odwrócił do niej.

– Jaki chcesz mieć pokój? – zapytał.

Ashley zamrugała zdziwiona.

– Pokój? Wszystko mi jedno jaki, byle był. Nigdy nie przepadałam za spaniem w samochodzie.

– Chcesz pokój jednoosobowy?

Dopiero po chwili dotarło do niej, o co mu chodzi.

– Nie jesteśmy w domu – ciągnął Jeff, unikając jej wzroku, co było do niego niepodobne. – Myślałem, że może chciałabyś mieć trochę odosobnienia.

Uprzytomniła sobie, że Jeff jest podenerwowany. Przestępował z zażenowaniem z nogi na nogę. Sądziła, że potrafi lepiej panować nad emocjami.

– Czy nie będzie ci bardzo przeszkadzać, jeżeli weźmiemy wspólny pokój?

Zatopił szare oczy w jej twarzy. Wpatrywał się w nią tak intensywnie, że zmiękła jak wosk.

– Wolałbym, żebyśmy byli razem – odparł. – Ale to ty decydujesz jako gość.

Ashley wspięła się na palce.

– Myślisz, że mają tutaj pokój z lustrem na suficie? Jeff uśmiechnął się szeroko.

– Zaraz zapytam.

Podszedł do recepcji, żeby ich zarejestrować, co przyprawiło Ashley o mocniejsze bicie serca. Zalała ją fala czułości. Ostatnio zdarzało jej się to coraz częściej w obecności Jeffa. Wiedziała, co to znaczy i czym jej to grozi. Zwłaszcza że nie potrafiła rozpoznać, co Jeff do niej czuje. Pragnęła wierzyć, że jest dla niego ważna, że ich związek to coś więcej niż przelotna przygoda, nie była jednak tego zupełnie pewna.

– Jesteś gotowa? – zapytał.

– Co takiego? – spytała wyrwana z zadumy.

Rozejrzała się wokoło i spostrzegła, że błyskawicznie zajęto się ich bagażem. Jeff podał jej klucz do pokoju. Położył rękę na jej biodrze, wskazując drogę. Przeszli długim korytarzem, prowadzącym do sali konferencyjnej. Podwójne drzwi były otwarte na oścież. Młoda kobieta uśmiechnęła się do nich i podała Jeffowi podkładkę z uchwytem na kartkę, a Ashley identyfikator, na którym drukowanymi literami wypisano wyłącznie jej imię.

– Chodźmy – powiedział Jeff, zapraszając ją do środka. Ashley zmówiła w duchu pacierz, po czym weszła do sali.

W ogromnym pomieszczeniu – ze dwadzieścia metrów długości i dwadzieścia metrów szerokości – znajdowało się kilka stołów ustawionych w podkowę. Ze dwa tuziny ludzi stało na środku, rozmawiając w małych grupkach. Wśród zebranych były się tylko dwie kobiety, i to starsze od Ashley o co najmniej dziesięć lat.

Na wszystkich identyfikatorach widniały jedynie imiona. Żadnych innych informacji o tym, kto jest kim i skąd pochodzi. Ashley spostrzegła kilku pracowników Jeffa, stojących z dala od reszty, wśród nich Zane'a, który rozmawiał z kimś z personelu. Gdy zobaczył Jeffa, uścisnął dłoń pracownikowi i podszedł do kolegi. Ashley zajęła miejsce na końcu jednego ze stołów. Choć nie wiadomo było, skąd pochodzą i gdzie pracują uczestnicy szkolenia, było oczywiste na pierwszy rzut oka, że to majętne i wpływowe osoby, prawdopodobnie wydające na napiwki więcej niż jej roczne dochody. Dlaczego dała się namówić, żeby tutaj przyjechać?

– Witam państwa w imieniu Firmy Ochroniarskiej Ritter/Rankin – zaczął Jeff, występując na środek. – Jest nam ogromnie miło, że zjawiliście się państwo na tym odludziu, by wziąć udział w szkoleniu dla kadry kierowniczej. Nazywam się Jeff Ritter, a to jest mój partner, Zane Rankin.