Smarowała kanapkę masłem orzechowym, usiłując dostrzec w ubranym jak spod igły, konserwatywnym mężczyźnie faceta, który minionej nocy obcałował całe jej ciało. Który obudził ją nad ranem, aby kochać się z nią jeszcze raz.
Sięgnęła po słoik z dżemem. Choć ostatniej nocy było im ze sobą cudownie, uznała, że powinno się skończyć na tym jednym razie. Jeff nie należał do mężczyzn, którzy związaliby się z kobietą jej pokroju, ona natomiast nie miała najmniejszej ochoty na przelotny związek, jedynie dla seksu. Dla niej życie intymne wiązało się nieodłącznie z miłością. Nie kochała Jeffa, nie chciała go kochać. Na wszelki wypadek postanowiła trzymać się od niego z daleka.
Przy najbliższej sposobności powie mu, co postanowiła w tej kwestii.
Skończyła szykować kanapkę dla córki i włożyła ją do małego, plastikowego pudełeczka z wizerunkiem kotka na przykrywce.
– Niedługo Wielkanoc – oznajmiła Maggie.
Jeff uśmiechnął się do małej dziewczynki sponad parującego kubka z kawą.
– I co w związku z tym?
Maggie spojrzała na niego, zdumiona jego niewiedzą.
– Pójdziemy z mamusią do kościoła, gdzie będzie pełno pięknych kwiatów i posłuchamy ksi… ksi… – zerknęła na matkę, szukając wsparcia.
– Księdza – podpowiedziała jej Ashley.
Maggie rozpromieniła się.
– A jak wrócimy do domu, znajdziemy przyniesione przez wielkanocnego króliczka prezenty. W zeszłym roku był bardzo miły i przyniósł mi całe mnóstwo czekolady. – Nachyliła się do Jeffa i zniżyła głos. – Mam nadzieję, że w tym roku też będzie dla mnie miły.
Odwróciła się do matki.
– Mamuniu, czy mogę "wziąć ze sobą swoją nową książeczkę, żeby pokazać pani w przedszkolu?
Ashley skinęła głową.
Maggie zerwała się z miejsca i popędziła w stronę schodów. Co oznaczało, niestety, że Ashley została sam na sam z Jeffem.
– Jak się czujesz? – zagadnął ją.
Zdawało jej się, czy też jego głos brzmiał tego ranka inaczej niż zwykle? Opanowała się w ostatniej chwili, by nie klepnąć się w czoło. Oczywiście, że tak. Przecież oni byli inni. Intymność ostatniej nocy zmieniła między nimi wszystko.
– Czuję się całkiem dobrze – odparła, unikając jego wzroku.
Poczuła, że na policzki występują jej rumieńce. Co on myśli?
Czy również rozpamiętuje spędzoną wspólnie noc? Powinna mu powiedzieć teraz, że choć było im ze sobą wspaniale, więcej się to nie powtórzy?
– Jeff, ja…
– Znalazłam ją! Znalazłam! – wyskandowała Maggie, która wpadła do kuchni jak bomba, przyciskając do piersi książeczkę.
Podbiegła do Jeffa i rzuciła mu się w ramiona.
– Dziękuję za książkę. I kotki. To najpiękniejsze prezenty w życiu.
Ashley przyglądała się z rozczuleniem małej, która z ufnością objęła Jeffa za szyję. Poczuła, że serce wali jej jak młotem, a kuchnia rozpływa się jakby we mgle.
Zaniepokoiła się nie na żarty o swoje serce. Nie chciała, by zaczęło je trawić beznadziejne pragnienie mężczyzny, który nie potrafi odwzajemnić jej miłości. Do tej pory nawet przez moment nie przyszło jej do głowy, że jeszcze komuś grozi niebezpieczeństwo.
Przyglądała się wysokiemu, groźnemu facetowi oraz ufnej małej dziewczynce, świadoma, że Maggie już dawno oddała mu swoje serce. Przywiązała się do Jeffa, widząc w nim ojca, którego nigdy nie miała. Wiązała z jego osobą marzenia i oczekiwania, a Ashley nie umiała jej ostrzec, że powinna zachować ostrożność.
Poczuła w piersi dotkliwy ból. Pragnęła chronić córkę, ale nie wiedziała jak. Może lepiej się stąd wyprowadzić? Może…
Jeff szepnął coś Maggie na ucho, mała roześmiała się. Ashley zrozumiała, że jest za późno, aby zerwać kontakty z Jeffem. Gdyby pozbawiła córeczkę jego towarzystwa, zanim wyprowadzą się od niego, byłoby to z jej strony okrucieństwem. Uznała, że najlepiej będzie pozwolić malej cieszyć się towarzystwem Jeffa, dopóki mieszkają u niego w domu. Później obie będą sobie jakoś musiały poradzić z niemożliwym zadaniem zapomnienia o Jeffie Ritterze.
Rozdział 10
Jeff wyszedł z gabinetu z dossier Kirkmana pod pachą. Mógł co prawda poprosić Brendę, by zbadała sytuację w małym miasteczku, w którego sąsiedztwie leżała posiadłość nad Morzem Śródziemnym, ale potrzebował jakiegoś zajęcia dla odwrócenia swoich myśli od Ashley.
Nie rozmawiali ze sobą dzisiejszego ranka. Maggie była idealnym buforem, on z kolei nie widział powodu, aby próbować porozmawiać przez chwilę sam na sam z Ashley. Co za ironia losu! Bez zmrużenia oka stawał twarzą w twarz z niezliczonymi terrorystami, wrogimi żołnierzami i zadaniami grożącymi śmiercią, a teraz nerwy odmawiały mu posłuszeństwa w obliczu kobiety. Trudno powiedzieć, że nie panował nad nerwami. Po prostu Ashley napawała go trochę przerażeniem.
Nie rozumiał, dlaczego zgodziła się kochać z nim ostatniej nocy. Opowiedział jej swój sen, obnażył przed nią niemal całą prawdę na swój temat. A ona się nie zraziła. Może nie zorientowała się, co oznacza jego sen? Może sens dręczącego go koszmaru dotrze do niej dopiero po jakimś czasie?
Wolał o tym nie myśleć. Nie chciał widzieć jej twarzy zmienionej obrzydzeniem, czy też strachem. Nie chciał, aby wzdrygała się na jego widok, gdy tylko zjawi się w pokoju.
Mimo wszystko nie żałował niczego, gdyż było im ze sobą cudownie ostatniej nocy.
Wystukiwał dane na klawiaturze, ale myślami nadal był przy Ashley. Myślał o tym jak wygląda, jaka jest gładka i jak smakuje. Wciąż brzmiały mu w uszach jej westchnienia. Wspominał, jak przywarła do niego, zatracając się w momencie spełnienia.
Nie żałował ani przez chwilę, że się z nią kochał. Nawet jeżeli przez to miałby nie zmrużyć już więcej oka.
Zmarszczył nieco brwi. W jego podświadomości czaiły się sny – jego odwieczny wróg. Wiedział, że wychyną z zakamarków, by wziąć odwet za to, że przez chwilę poczuł się jak każdy inny człowiek.
– Gdzie jest Brenda? – odezwał się głos z tyłu. Jeff odwrócił się i zobaczył w drzwiach swego wspólnika, który wsunął nos do pokoju. Zane uniósł w górę brwi. – Czyżby dzwoniła, że jest chora?
– Nie. Gdzieś tu jest.
Zane podszedł do krzesła, stojącego obok Jeffa, i usiadł.
– Co ty tu robisz?
Jeff wzruszył ramionami.
– Miałem trochę wolnego czasu.
Argument ten nie bardzo trafił Zane'owi do przekonania.
– Dobrze się czujesz? Od kilku dni nie jesteś sobą, ale dzisiaj to już szczyt wszystkiego.
– O czym ty mówisz? Co za „szczyt wszystkiego"?
– Nie jestem pewien. – Zane przyjrzał się badawczo Jeffowi. – Czy to ma jakiś związek z kobietą, która mieszka u ciebie?
Jeff uważał, że zachowuje się zupełnie normalnie, ale widać się mylił. Zane był naprawdę spostrzegawczy i nic nigdy nie uszło jego uwagi.
– Wszystko jest po staremu – zapewnił Jeff, łgając jak z nut. Jego życie zmieniło się bowiem diametralnie z chwilą, gdy Ashley i Maggie zamieszkały u niego.
– Nie zrozum mnie źle – powiedział Zane. – Uważam, że – dobrze ci zrobi towarzystwo kobiety. Jestem przekonany co do tego w stu procentach.
Jeff nie zgadzał się z nim, nie zamierzał się jednak sprzeczać. Ashley stanowiła dla niego niebezpieczeństwo, ponieważ go rozpraszała. Zważywszy charakter jego pracy, łączyło się to ze zbyt dużym ryzykiem.
Zane odwrócił niecierpliwie głowę w stronę otwartych drzwi.
– Czy jesteś gotów na spotkanie?
Jeff zerknął na zegarek i skinął głową. Umówieni byli na wstępną rozmowę z czterema kandydatami do pracy – spokojną, kompetentną kobietą tuż po trzydziestce oraz trzema byłymi wojskowymi.
– Co o nich sądzisz? – zapytał swego kompana.
Zamknął program w komputerze i podążył w ślad za Zane'em, który był już przy drzwiach.
– Według mnie są w porządku. Najmłodszy z trójki, Sander, jest jak na mój gust nieco nadgorliwy. Wydaje mu się, że praca ochroniarza to fascynujące zajęcie.
Jeff skrzywił się.
– Dokładnie ktoś taki jest nam potrzebny. Prawdziwy zapaleniec. Ciekawe skąd się tu wziął?
– Cała czwórka ma doskonałe referencje oraz nienaganną opinię. A do tego wszyscy wydają się odpowiednimi kandydatami – dodał Zane, gdy znaleźli się na korytarzu: – Sprawdziłem ich osobiście.
W takim razie możemy mieć pewność, że ich papiery nie są sfałszowane, pomyślał Jeff. Zane bowiem nigdy nie popełniał tego typu pomyłek.
Jeff wkroczył do sali konferencyjnej. Zane podążył w jego ślady. Jack Delaney, były agent służb specjalnych oraz ekspert w sprawach broni, skinął głową na widok swoich szefów. Czterech kandydatów usiadło za stołem konferencyjnym, naprzeciwko mównicy. Jeff przyjrzał się im uważnie. Spostrzegł, że cała czwórka spogląda na niego śmiałym wzrokiem. Kobieta siedziała nieco na uboczu. Miała długie, rude włosy oraz ponętne ciało. Przemknęło mu przez myśl pytanie, co skłoniło dziewczynę o tak fantastycznej aparycji do zainteresowania się tego typu zawodem? Po chwili przestał sobie tym zaprzątać głowę. W końcu nie wygląd się liczy, lecz jej umiejętności.
Zerknął na trzech mężczyzn. Nietrudno było zorientować się, który z nich jest najmłodszy. Siedział zadowolony z siebie, uśmiechając się od ucha do ucha.
– Oto mężczyźni, których podpisy figurują na waszych czekach z wypłatą – oznajmił Jack, siląc się na swobodę. – Jeff Ritter oraz Zane Rankin.
Skinął głową i zszedł z podium.
Jeff zajął miejsce. Zmierzył wzrokiem po kolei całą czwórkę, próbując ich ocenić. Potrzebowali jedynie dwóch ludzi, a na podjęcie decyzji mieli co najmniej miesiąc. Zarówno on, jak i Zane byli bardzo drobiazgowi jeżeli chodzi o współpracowników. W końcu cały zespół narażał swoje życie. Wszyscy musieli darzyć się bezgranicznym zaufaniem i być naprawdę zgrani.
– Nie ma mowy o popełnieniu jakiegokolwiek błędu – oznajmił na wstępie. – Trzeba zapomnieć o swoim, ja", o własnym usposobieniu, czy też jakichkolwiek uprzedzeniach wobec wykonywanych zadań. Zanim zostaniecie przyjęci do zespołu, postaramy się odkryć wszystkie wasze słabości, wady oraz rozgryźć, co wywołuje u was gęsią skórkę, ponieważ zatrudniający nas klienci stawiają wobec nas najwyższe wymagania. Czy wyrażam się jasno?
"Nie jesteś sam, kochanie" отзывы
Отзывы читателей о книге "Nie jesteś sam, kochanie". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Nie jesteś sam, kochanie" друзьям в соцсетях.