Nienawidziła siebie samej za to, że ogarnia ją słabość na widok jego silnych rąk i nadgarstków. Że odczuwa dziwne sensacje w dole brzucha, gdy studiuje ciemny zarost na jego brodzie. Że jego głos działa na nią hipnotyzująco, a ciemności nocy przywodzą na myśl łóżko ze skotłowaną pościelą. Wmawiała sobie, że reaguje tak przesadnie, bo odzwyczaiła się od męskiego towarzystwa, ale to chyba nie było dobre wytłumaczenie. Istniała między nimi jakaś chemia, dlatego bliskość tego mężczyzny paraliżowała ją.

Zacznij rozmowę, pomyślała, czując, że jej oddech gwałtownie przyspiesza. Najlepiej na jakiś neutralny temat, żeby rozładować napięcie.

– Dlaczego, że wstąpiłeś do wojska?

– Żeby się wykręcić od pójścia do college'u. Lubiłem sport, ale nauka nie sprawiała mi specjalnej przyjemności. Chciałem zobaczyć świat.

– I udało ci się?

– Wziął z talerza ciasteczko.

– Widziałem mnóstwo miejsc, o których wolałbym nie wiedzieć.

– Czy w którymś z nich poznałeś swoją żonę?

Schrupał ciasteczko.

– Nie. Chodziliśmy ze sobą jeszcze w szkole średniej. Pobraliśmy się, zanim poszedłem do wojska.

Brzmiało to całkiem normalnie – chłopak żeni się ze swoją sympatią ze szkoły średniej. Ashley spojrzała na Jeffa i zmarszczyła brwi. Jakoś nie mogła sobie tego wyobrazić.

– Byliście oboje bardzo młodzi – stwierdziła.

– Zgadza się. Zbyt młodzi. Zaciągnąłem się do wojska na cztery lata. Od pierwszego dnia wiedziałem, że tam jest moje miejsce. Niemal natychmiast zostałem wysłany na misję specjalną. Sądziliśmy z Nicole, że będziemy mogli być razem, kiedy tylko skończy się obóz dla rekrutów, lecz nic z tego nie wyszło. Skierowano mnie w miejsce, gdzie nie wolno było wziąć ze sobą żony. Dlatego prawie się nie widywaliśmy. Było nam obojgu bardzo ciężko.

– Małżeństwo jest trudne nawet w najbardziej sprzyjających warunkach – zauważyła Ashley.

Wisząca lampa oświetlała stół, poza tym w kuchni panował półmrok. Na dworze zaś panowała głęboka cisza. Nawet nie przejeżdżały samochody.

– Potem wiele się zmieniło – powiedział Jeff. – Powierzano mi zadania, które stanowiły… – zawahał się, jakby szukał słów. – Wyzwanie. Nie wolno mi było mówić o akcjach, w których brałem udział, a inne tematy nie interesowały Nicole. Po jakimś czasie w ogóle przestaliśmy ze sobą rozmawiać.

Ashley wiedziała, że Jeff przeżył rzeczy, których nie potrafiła sobie wyobrazić. Na świecie działy się różne koszmary, o których zdrowy na umyśle człowiek woli nie wiedzieć. Co mieli jednak począć ludzie nie mający wyboru, skazani na to, by czegoś takiego doświadczyć?

– Pewnie to ty się zmieniłeś – powiedziała Ashley. Zabrzmiało to raczej jak stwierdzenie.

Jego wzrok spochmurniał.

– Do tego samego wniosku doszła Nicole.

– Czy nie miała przypadkiem racji? Przecież to niemożliwe, żebyś się nie zmienił w tych okolicznościach.

– To prawda – Jeff zapatrzył się w dal. – Pod koniec małżeństwa Nicole uznała, że lepiej się rozwieść niż próbować na siłę ratować nasz związek.

– Żałujesz tego?

– Nie.

Ashley zastanawiała się, czy Jeff mówi prawdę.

– Trudno pogodzić się z faktem, że małżeństwo się rozpadło – stwierdziła, skubiąc ciasteczko. – To ja zadecydowałam o rozwodzie z Damianem. Dopóki byliśmy we dwoje, jego brak odpowiedzialności nie ciążył mi aż tak bardzo, ale po urodzeniu się Maggie nie mogłam się z tym pogodzić.

Upiła łyk mleka.

– Przez jakiś czas nie chciałam się przyznać sama przed sobą, że popełniłam błąd, wychodząc za Damiana. Byłam taka pewna, że jest mężczyzną mojego życia. Po kilku miesiącach jednak poczułam się rozczarowana. Próbowałam go zmienić. Przekonać, żeby znalazł sobie jakąś przyzwoitą pracę i porzucił marzenia o łatwym wzbogaceniu się. Chciałam ratować nasze małżeństwo.

– Dobre chęci nie zawsze wystarczą.

Ashley westchnęła.

– Przekonałam się o tym na własnej skórze. W końcu doszłam do wniosku, że powinnam ratować samą siebie. Damian wplątał się w jakieś mętne sprawy. Musiałam kierować się dobrem dziecka. Dlatego odeszłam od niego. Miałam nadzieję, że jakoś sobie poradzi.

Zatopiła wzrok w leżących na stole okruszkach ciasteczka i zaczęła się nimi bawić.

– Jesteś bardzo silna – stwierdził Jeff. – Wiele osób w twojej sytuacji załamałoby się, a ty przetrwałaś. To godne podziwu. Zachowałaś przy tym trzeźwość umysłu i dobry humor.

Ashley zarumieniła się, słysząc komplement.

– No tak, chwilami jedynie to trzymało mnie na nogach. Przynajmniej dopóki nie urodziła się Maggie. Teraz dzięki niej skupiam uwagę na tym, co istotne. Dopóki jesteśmy razem, wszystko jest w porządku.

– Twoja córka ma szczęście. Bardzo cię szanuję, Ashley. Wiem, że miałaś ciężkie życie. Zrobię wszystko, aby nie zawieść twojego zaufania.

Ashley podniosła oczy i napotkała jego skupiony wzrok. Atmosfera w kuchni naelektryzowała się tak, że Ashley poczuła odrętwienie – nie była w stanie zebrać myśli.

Jeff wstał. Bezwiednie zrobiła to samo. Zaczęły jej drżeć palce. Gdy Jeff obszedł stół, ogarnęła ją niewytłumaczalna pewność, że zamierzają pocałować. Tu, na środku kuchni. Serce jej waliło jak szalone, z trudem łapała oddech. Oczekiwała go w napięciu. Teraz, pomyślała zdesperowana, kiedy znalazł się tuż obok. Świat wokół niej przestał istnieć. Pozostała jedynie noc oraz mężczyzna.

Stali pół kroku od siebie. Ashley powstrzymywała się, aby nie wyciągnąć do niego ramion, ponieważ pragnęła ponad wszystko, by Jeff dotknął jej pierwszy. Wiedziała, co się wtedy stanie. Dojdzie do eksplozji. Nie będą wobec siebie subtelni i delikatni, co zupełnie jej nie przeszkadzało.

– Dobranoc, Ashley – mruknął Jeff i wyszedł z kuchni.

Rozchyliła wargi – z jej piersi wyrwał się jęk protestu, lecz było za późno. Gwałtowne pożądanie, które wezbrało w niej gwałtownie, równie szybko opadło, pozostawiając uczucie chłodu i osamotnienia.

Czyżby się pomyliła? Czyżby Jeff wcale nie zamierzał jej pocałować? Gotowa była przysiąc, że pragnął pocałunku równie mocno jak i ona. Mimo to oparł się pokusie.

Chciała pobiec za nim i błagać, aby wrócił i rozładował to napięcie. Przecież jest dorosła i samodzielna, niepotrzebne są jej żadne obietnice, nie pragnie z nim związku. Wystarczy jej chwila zapomnienia – nie oczekuje od niego niczego więcej.

Osunęła się na krzesło i zamknęła oczy. Po chwili oprzytomniała.

Jesteś samotną matką, strofowała się w myślach, nie wolno ci działać pod wpływem chwili. Musisz zachowywać się odpowiedzialnie. Chyba postradałaś zmysły, skoro roją ci się w głowie takie myśli o Jeffie. Czy naprawdę zamierzałaś pójść do łóżka ze swoim chlebodawcą?

Zupełnie jej odbiło! Przecież mieszka w domu tego człowieka! Jak mogła się tak zapomnieć?

Wzięła głęboki oddech i usiłowała się skupić na notatkach. Czekało ją jeszcze mnóstwo pracy, a jutro budzik wydzwoni ją z łóżka wcześnie rano. Zamiast liczb i tekstu zobaczyła szare oczy Jeffa. Przypomniała sobie płonący w nich ogień i nadziwić się nie mogła, jakim cudem jeszcze nie tak dawno uważała, że jego oczy są zimne.


Ashley krążyła wokół gabinetu Jeffa. Trudno powiedzieć, że go unikała. Od kilku dni nie szukała jednak jego obecności, głównie ze względu na niesmak, jaki pozostawił jej niedoszły pocałunek. Myślała o Jeffie ciepło i z rozrzewnieniem, a on w ogóle sobie nie zaprzątał nią głowy.

Dlatego, aby uniknąć zrobienia z siebie kompletnej idiotki, co mogłoby kosztować ją utratę doskonałej pracy, starała się trzymać od niego z daleka. Przynajmniej do dzisiaj. Teraz krążyła wokół jego gabinetu, próbując zebrać się na odwagę, by wejść do środka i zadać mu pytanie.

W końcu wzięła głęboki oddech i wkroczyła do gabinetu. Było wcześnie rano – zaledwie parę minut po siódmej – ale Jeff zdążył już wziąć prysznic i ubrać się. Szykował się do wyjścia do biura. Pakował dokumenty do dyplomatki. Ashley zastanawiała się, do której pracował ostatniej nocy i czy człowiek ten w ogóle sypia.

Podniósł wzrok i posłał jej blady uśmiech.

– Dzień dobry. Czym mogę ci służyć?

Ashley przyszło na myśl tuzin rzeczy, w większości nie mających nic wspólnego z faktycznym powodem, dla którego zawitała w jego gabinecie, lecz kojarzących się z ogromnym łóżkiem w jego sypialni oraz nagim ciałem w delikatnej pościeli.

Odchrząknęła i zaczęła mówić:

– Chodzi mi… o… – głos jej się załamał. Co ona tu robi? Z pewnością Jeff i tak się nie zgodzi.

– Ashley?

Westchnęła ciężko. To z pewnością idiotyczne, ale musi go zapytać.

– Rozmawiałam z Cathy, wychowawczynią Maggie z przedszkola. Wybierają. się dzisiaj na wycieczkę do zoo i potrzebują jeszcze kilku rodziców do pomocy. Ja oczywiście jadę. Cathy spytała, czy może znam kogoś, kto zechciałby towarzyszyć dzieciom. Pomyślałam sobie, że może… – zacisnęła wargi i zapatrzyła się w dywan. – Wiem, że lubisz Maggie, ale to był głupi pomysł.

– Czy mam to rozumieć jako zaproszenie?

Skinęła głową i zmusiła się, aby spojrzeć mu w oczy. Błagam cię, Boże, myślała gorączkowo, nie pozwól, aby Jeff dostrzegł, jak bardzo czuję się skrępowana i że coraz bardziej mnie pociąga. Nie zniosłabym tego.

– Cathy chciałaby, żeby na paru przedszkolaków przypadała jedna dorosła osoba. Jeśli zdecydowałbyś się pojechać, bylibyśmy odpowiedzialni za czworo dzieci. Jednym z nich byłaby oczywiście Maggie.

– Będziesz cały czas ze mną? – spytał Jeff. – Nie zostawisz mnie samego z dziećmi?

Ashley nie mogła powstrzymać się od śmiechu.

– Jeff, one nie gryzą.

– Czasami owszem – zamknął dyplomatkę. – Chętnie z wami pojadę. Daj mi dziesięć minut. Muszę zadzwonić do biura i zostawić wiadomość Brendzie, a potem przebrać się.

– Oczywiście. Wspaniale, że z nami jedziesz.

Ashley wyszła z gabinetu, aby ukryć, jak bardzo jest podniecona. Jeff wybiera się razem z nią na wycieczkę! Spędzą wspólnie cały dzień! Co prawda będą mieli pod opieką cztery urwisy, ale to może bardziej przeszkadzać Maggie niż jej. Przeszedł ją raptem dreszcz radości.