– Poznałem cię na tyle dobrze, żeby powierzyć twojej opiece dom – oświadczył w końcu. – A poza tym bardzo lubię twoją córeczkę.

Ashley ledwie trzymała nerwy na wodzy.

– To dlaczego sam nie masz dzieci? – wymknęło jej się. Zwrócił ku niej szare, chmurne oczy.

– Bo nie mogę.

Spodziewała się pół tuzina wykrętów, ale nie takiej odpowiedzi.

– Nie rozumiem.

– Mam zbyt małą koncentrację plemników w spermie, przez co prawdopodobieństwo zapłodnienia jest bliskie zeru.

Ashley zamrugała. Nie była przygotowana na tak brutalnie szczerą odpowiedź. Aż jej huczało w głowie od natłoku myśli, pytań, które cisnęły jej się na usta. Skąd Jeff o tym wie? Takie badanie nie należało do rutynowych. A więc poddał się specjalnym testom na płodność. Co to miało znaczyć? Że jakaś kobieta usiłowała zajść z nim w ciążę? To znaczy, że kiedyś…

– Byłeś żonaty?

W kącikach ust pojawił się blady uśmiech.

– Wiem, że trudno w to uwierzyć.

– Nie, wcale nie.

Nie chciała przyznać, że tak. Wizerunek Jeffa proszącego jakąś kobietę o rękę wydał jej się abstrakcją. Jeff był żonaty? Mieszkał wspólnie z kobietą? Nosił dżinsy albo snuł się w szlafroku nieogolony? Wprost nie do wiary!

– Byłem żonaty przez kilka lat. Chcieliśmy mieć dziecko. Ponieważ moja żona nie zachodziła w ciążę, zrobiliśmy testy. Okazało się, że to moja wina.

Czy dlatego nie ożenił się ponownie? Czy to był faktyczny powód? Ashley uprzytomniła sobie raptem, że to nie jej sprawa.

– Przepraszam – mruknęła. – Nie pomyśl sobie, broń Boże, że jestem wścibska.

– Rozumiem twoje obawy, ale nie przejmuj się. Bardzo lubię Maggie, nie stanowi dla mnie jednak substytutu córki. – Wziął do ręki pióro i zaczął je pilnie oglądać, jakby chciał zyskać na czasie. W końcu odłożył je. – Nie mam zwyczaju zgrywać miłego faceta, dlatego zachowuję się trochę niezręcznie – powiedział. – Pracujesz dla mnie. A ja nie zamierzam cię zwalniać. Jeżeli chcesz pożyczyć pieniądze na przeprowadzkę do innego mieszkania oraz pracować dalej jako sprzątaczka w biurze, nie mam nic przeciwko temu. Może jednak zdecydowałabyś się – podjąć u mnie pracę jako gospodyni na okres próbny. Nie oczekuję niczego w zamian ani od ciebie, ani od twej córki – przerwał na moment. Jego twarz zachmurzyła się. – Jeżeli koniecznie szukasz wytłumaczenia dla mojego postępowania, pomyśl sobie, że to próba odkupienia win.

– Za co?

Wzruszył ramionami.

– Jestem cholernie dobry w swoim fachu, ale byłem jeszcze lepszy jako żołnierz. Przyszło mi za to zapłacić wysoką cenę.

Ashley nie dopytywała się, bo nie chciała wiedzieć, co on takiego zrobił. Przypomniała sobie artykuł w prasie o jego udziale w operacjach specjalnych, pełen niejasnych aluzji i napomknięć o owianych tajemnicą bitwach.

Jeff był niebezpiecznym człowiekiem. Tak mówił jej rozum, ale co innego czuło jej serce. Jakby nie dopuszczała do świadomości, że ludzie są bezlitośni dla swoich wrogów.

– Mam małe dziecko – powiedziała. – Biorąc pod uwagę charakter twojej pracy, zakładam, że masz w domu broń. Czy moja córka będzie tu bezpieczna?

Jeff nie odpowiedział, tylko wstał z miejsca. W drugim końcu gabinetu wyjął książkę z półki i raptem cała szafa na książki otworzyła się. Ashley wstała z fotela i podeszła do Jeffa. Pokazał jej olbrzymi sejf wbudowany w ścianę.

– Nie ma do niego klucza ani zamka cyfrowego. Ma wbudowany specjalny czytnik. Ten mechanizm ma własne źródło zasilania, dlatego nie może się rozprogramować w razie przerwy w dopływie prądu. Trzymam tu wszystkie niebezpieczne rzeczy.

Ashley chciała zapytać, co znajduje się w sejfie, jednak doszła do wniosku, że woli nie wiedzieć.

– Maggie jest całkowicie bezpieczna – stwierdził Jeff. – Inaczej nie pozwoliłbym jej tu zostać.

Ashley zadrżała. Pragnęła zapewnienia, że i ona może się czuć bezpieczna.

– Chciałabym pracować jako gospodyni – powiedziała, wsuwając ręce do kieszeni dżinsów. Cofnęła się o krok. – Tylko przez kilka miesięcy, do czasu aż poczuję grunt pod nogami.

– Dobre i to – Jeff zamknął szafę na książki. – Jesteś również zainteresowana pracami zleconymi?

Słowo się rzekło, kobyłka u płotu.

– Tak.

– W porządku.

Wbił w nią wzrok. Dostrzegła w jego źrenicach jakiś błysk. Przysięgłaby, że przez sekundę widziała w nich ogień – taki, jaki rozpala się gwałtownie, gdy w człowieku budzi się namiętne pożądanie. Gdyby to był inny mężczyzna, sądziłaby, że jest nią zainteresowany. Ale nie Jeff.

Rozdział 7

Niecałe czterdzieści osiem godzin zajęło Ashley wtargnięcie w jego świat. Jeff korzystał dotychczas z usług firmy, która raz na dwa tygodnie sprzątała dom oraz prała pościel i ręczniki, ale teraz miał przecież gospodynię.

Ashley podchodziła do swojej pracy bardzo poważnie. Meble, z których dotychczas jedynie ścierano kurz, wypolerowane były do połysku. Wszystkie powierzchnie błyszczały, a w powietrzu unosił się zapach cytryny. Na stołach stały wazony z bukietami kwiatów, a promienie światła wpadały do środka przez wypucowane okna. Pościel i ręczniki były bardziej delikatne, szafki kuchenne zapełnione zapasami żywności, posiłki zaś urozmaicone i pożywne. Kiedy Jeff przynosił jej prace zlecone, wykonywała je szybko i dokładnie – zwracała mu wyliczone rachunki następnego dnia.

Jeff miał świadomość tego, jak bardzo starała się trzymać na uboczu, będąc gościem w jego domu. Teraz była wszechobecna. W korytarzu unosił się zapach jej perfum. Kilka zabawek Maggie zawędrowało do bawialni. Na stole leżały rozłożone książki i notatki. Wyglądało to tak, jakby mieszkała tu rodzina.

Rodzina. Raczej obce mu pojęcie. Z racjonalnego punktu widzenia nie miał wątpliwości, że kiedyś był członkiem normalnej rodziny. Jego rodzice mieszkali na przedmieściach, jak wielu przeciętnych ludzi. Jeff zdawał sobie sprawę, że kiedyś należał do tamtego świata – uprawiał sport w szkole średniej, przebywał w towarzystwie przyjaciół. Wspomnienia te wydawały mu się dziś nierealne. A przecież to była jego własna przeszłość. Jednocześnie tak odległa i nierzeczywista, że teraz nie wiedział, jak się zachować, ponieważ przyzwyczaił się do samotności.

Zerknął na zegarek. Zbliżała się północ. Maggie już dawno spała, ale Ashley była wciąż na nogach – uczyła się w kuchni. Skierował się w stronę palącego się światła, świadom, że nie ma prawa szukać jej towarzystwa, nawet jeżeli chodzi mu jedynie o chwilę rozmowy.

Ashley nie dawała mu spokoju. Podobnie jak duchy z przeszłości, była nieustająco obecna w jego umyśle. W przeciwieństwie do wspomnień o umarłych, myśl o niej napawała go radością. Od lat nie doznawał tego uczucia. Dzięki niej obudziło się w nim pożądanie, przez co czuł, że żyje. Nie wiedział jednak, czy to dobrze czy źle.

Dotarł do kuchni i zatrzymał się w drzwiach. Jej ciemne włosy lśniły w świetle lampy. Miała na sobie dżinsy i sweter. Była boso i siedziała na krześle wyprostowana jak struna, podwinąwszy jedną nogę po siebie. Na stole leżało kilka otwartych książek. Zerknęła do jednej z nich, po czym pochyliła się znowu nad rozłożonymi przed nią rachunkami.

Niesforny kosmyk muskał jej policzek. Na ten widok Jeff ścisnął pięści. Pragnął dotknąć pasma włosów… oraz jej policzka. Pragnął poczuć jedwab jej skóry oraz ciepło jej ciała. Pragnął…

– Zamierzasz tak stać jak słup soli czy dotrzymasz mi towarzystwa? – zapytała, nie podnosząc wzroku.

Jeff zmarszczył brwi. Był pewien, że zachowywał się bezszelestnie.

– Skąd wiesz, że tu jestem?

Ashley zerknęła na niego, uśmiechając się.

– To typowe dla matek. Mają w sobie radar. Ten sam mechanizm daje mi znać, kiedy Maggie coś zbroiła. – Popchnęła stopą w jego kierunku krzesło stojące obok niej, zachęcając go, aby usiadł. – Przyda mi się mała przerwa. – Wskazała na otwartą książkę. – Uczę się wyliczać koszty, a więc uczynisz mi przysługę, jeżeli pomożesz mi na chwilę oderwać się od rachunków. Upiekłam ciasteczka. Chcesz spróbować?

Jeff powiódł wzrokiem za jej palcem i zobaczył na blacie kuchennym talerz ze stertą ciasteczek.

– Ciągle mnie dokarmiasz.

Ashley uśmiechnęła się.

– Ponieważ mało jadasz. A ja przywiązuję ogromną uwagę do prawidłowego żywienia.

– Czy to kolejna cecha matki?

– Pewnie tak. Matki zwykle lubią troszczyć się o cały świat.

Jeff podszedł do stołu, omijając krzesło obok Ashley. Usiadł naprzeciwko niej, żeby ją lepiej widzieć oraz na tyle daleko, by nie móc jej dotknąć. W głębi duszy zadawał sobie pytanie, czy postępuje słusznie, szukając późną porą jej towarzystwa. Miał wrażenie, że z każdym ryknięciem zegara rośnie w nim pożądanie.

– Nie wszystkie matki cechuje nadmierna troskliwość – stwierdził. – Według mnie to kwestia natury ludzkiej, a nie instynktu macierzyńskiego. Po prostu niektóre osoby wolą dawać niż brać.

– Może i tak – Ashley wstała z krzesła i podeszła do talerza z ciastkami. Odsunęła na bok kilka książek, postawiła talerz na środku stołu i zajrzała do lodówki. – A jaka była twoja matka?

– Moja matka zajmowała się domem – powiedział. Ashley nalała dla każdego z nich szklankę mleka. – Lubiła szyć i wypiekać ciasta. Mój ojciec pracował u Forda. Przy taśmie montażowej.

Postawiła przed nim pełną szklankę i usiadła.

– Spróbuję zgadnąć, co ty robiłeś. Grałeś w piłkę nożną i flirtowałeś.

– Co do piłki nożnej, to się zgadza.

Ashley tylko żartowała. Nie mogła sobie wyobrazić Jeffa w młodości. Nie widziała go ubranego inaczej niż w garnitur. Nawet teraz, pomimo późnej pory, miał na sobie białą koszulę i spodnie od garnituru. Poluzował krawat i podwinął rękawy, nie przyszło mu jednak do głowy, aby przebrać się w coś bardziej swobodnego. Czy ten człowiek miał w ogóle dżinsy?

Nie miało to co prawda znaczenia. Ashley cieszyła się, że ciasteczka i mleko pozwalają jej odwrócić uwagę od Jeffa. Być może inaczej nie udałoby jej się zapanować nad sobą – tak bardzo go pragnęła. Jeszcze nigdy w życiu nie życzyła sobie choroby, ale teraz wiele dałaby za to, aby mieć nawrót grypy, która znieczuliłaby ją na męskie wdzięki Jeffa.