– To niezupełnie tak.

Wyczytał z jej oczu, że to jednak kwestia zaufania. Chciała mu wierzyć, targały nią jednak wątpliwości. Nie powinien mieć do niej o to pretensji.

Pragnę cię, pomyślał, ale nie wypowiedział słów, które go paliły w środku. Pragnął jej do szaleństwa. Pragnął wdychać zapach jej ciała, dotykać wszędzie. Marzył o tym, aby poczuć pod palcami jej jedwabiste, czarne włosy i zasmakować jej ust. Przeżywać wspólnie z nią gorące chwile, zatracić się w rozkoszy, zapominając o Bożym świecie.

Westchnął tęsknie.

– Moja propozycja jest nadal aktualna. Mam nadzieję, że tym razem ją przyjmiesz.

– Nie mogę.

Dlaczego? Czyżby tak szybko go rozszyfrowała? Skąd wiedziała, że ucieczka to dla niej najbezpieczniejsze wyjście? Chciał zaoponować, powiedzieć, że sienie zgadza z jej decyzją. Wyznać, że od lat nikomu nie udało się dotrzeć do niego tak blisko jak jej. Że przy niej i przy Maggie chwilami zapomina, że jest inny niż reszta ludzi.

Powiedział jedynie:

– Daj mi znać, jeżeli zmienisz zdanie.

I odszedł, bo czuł, że jeżeli zostanie, powie coś, czego będzie potem żałował. Że jest gotów wyjawić jej prawdę.


Następnego ranka Ashley odłożyła ostrożnie słuchawkę na widełki, choć rozpierała ją ochota, aby cisnąć nią przez pokój i podeptać. Nie sądziła, że jej życie może się skomplikować jeszcze bardziej. Jedno zwięzłe zdanie wywróciło jej świat do góry nogami: „Budynek, w którym znajduje się pani mieszkanie, został zakwalifikowany do rozbiórki".

Oznaczało to, że straciła dach nad głową. Urzędnik miasta był wobec niej bardzo uprzejmy i zaproponował pomoc w znalezieniu nowego lokum. Nie przewidziano jednak zwrotu kosztów przeprowadzki, a znalezienie mieszkania o tak niskim czynszu graniczyło z cudem. Została kompletnie na lodzie.

Trudno sobie wyobrazić gorszy moment. Wczoraj wieczorem oznajmiła Jeffowi, że się rano wyprowadza, spodziewała się bowiem, że jej mieszkanie będzie się już nadawało do zamieszkania.

Najchętniej położyłaby się z powrotem do łóżka, nakryła na głowę kołdrą i zapomniała o całym świecie. Nie mogła sobie jednak na to pozwolić. Musiała zająć się dzieckiem, iść na zajęcia, nie mówiąc już o szukaniu nowego lokum.

Wyszła z sypialni i skierowała się ku schodom.

Uśmiechnij się, napomniała się, idąc korytarzem. Nie chciała, aby Jeff zorientował się, że znów ma kłopoty, nie chciała również niepokoić córeczki.

W kuchni Maggie i Jeff jedli wspólnie śniadanie. Żadne z nich nie podniosło oczu, chociaż Ashley była przekonana, że Jeff zauważył jej przyjście. Zignorowała siedzącego przy stole mężczyznę i spojrzała na córkę.

Ubrała Maggie w jej ulubione ogrodniczki z różowego sztruksu oraz dopasowany do całości różowo-biały podkoszulek z wizerunkiem kotka. Umyła córeczce twarz i pomogła założyć skarpetki i buty, ale nie zdążyła jej uczesać. Ale Maggie miała włosy podpięte z boku małymi, plastikowymi, różowymi zapinkami. Krzywo, bo krzywo, ale zawsze.

Wykluczone, aby Maggie poradziła sobie sama, pozostawała więc tylko jedna możliwość. Ashley przeniosła wzrok na swojego gospodarza. Jeff ubrany był jak zwykle w garnitur. Nie przypomina sobie, aby widziała go w jakimś innym ubraniu. Jego nieskazitelnie biała koszula była wykrochmalona na sztywno, a krawat idealnie dobrany do stroju. Wykąpany, ogolony, gotów był rozpocząć swój dzień.

Szerokie bary zdradzały jego siłę. Jego zacięte usta nieskore były do śmiechu. A mimo to znalazł czas, by przygotować małej śniadanie. Zdarzyło mu się to już wcześniej. Maggie nie czuła przed nim strachu. Uwielbiała Jeffa. Ufała mu od pierwszej chwili, kiedy się spotkali. Kierowała się intuicją, czy też. jak wiele dziewczynek wychowujących się bez ojca, lgnęła do niego, spragniona męskiego towarzystwa? Ashley wiedziała o nim tylko tyle, że był kiedyś żołnierzem, wyróżniającym się w zadaniach obarczonych ryzykiem śmierci. Ale kim był jako człowiek? Jaka była historia jego życia?

– Mamusia? – Maggie podniosła wzrok i zobaczyła stojącą w drzwiach Ashley. – Zjadłam wszystkie płatki na mleku.

– To bardzo dobrze – Ashley uniosła nieco brodę. – Jeff, czy możemy zamienić parę słów?

– Skinął głową, podniósł się z miejsca i wyszedł za nią na korytarz.

– Masz jakiś kłopot? – zapytał.

Utkwiła wzrok w szarych oczach. Nie potrafiła z nich wyczytać wiele więcej, niż gdy zjawiła się tu po raz pierwszy.

– Przed chwilą rozmawiałam z kimś z urzędu miasta. Wiedziałeś, że dom, w którym mieszkam, został zakwalifikowany do rozbiórki?

Jego spojrzenie było nieprzeniknione.

– Nie, ale wcale nie jestem tym zaskoczony. Sam widziałem, że woda wyrządziła poważne szkody.

– Muszę poszukać nowego mieszkania. Jeff skrzyżował ramiona na piersi.

– Masz na to pieniądze?

– Nie.

Czekała, aż chwyci ją w swoje szpony – zaproponuje jej ponownie pracę, a ona mu tym razem nie odmówi. O co ci tak naprawdę chodzi, Ashley Churchill, strofowała samą siebie – W porządku. Wypiszę ci czek, który pokryje wydatki. Spłacisz mi dług, jak zrobisz dyplom.

Spodziewała się innej propozycji. Oparła się o framugę.

– Kim ty jesteś, Jeff?

– Czy to ma jakiekolwiek znaczenie?

Pragnie, by w niego uwierzyła, a ona nauczyła się wierzyć jedynie samej sobie. Do tego daje jej jasno do zrozumienia, że nie interesują go ani odrobinę jej chuderlawe wdzięki.

Rozmowę przerwało pukanie do drzwi. Maggie rzuciła się na powitanie Brendzie. Ashley odwróciła się, pozostawiając Jeffa bez odpowiedzi, i pospieszyła za córką.

Brenda weszła do środka i uścisnęła Maggie.

– Na dworze pada deszcz – powiedziała. – Musisz założyć kurtkę.

– Wiem, gdzie jest! – oznajmiła Maggie, zakręciła się na pięcie i popędziła na schody. – Przyniosę ją, mamusiu.

– Dziękuję ci, kochanie – zawołała Ashley za małą i podeszła do asystentki Jeffa.

Brenda uśmiechnęła się do niej serdecznie.

– Wiem, że czujesz się lepiej, dlatego jestem ci wdzięczna, że mogę odwieźć małą do przedszkola. Uwielbiam ją – westchnęła. – Wnuki są najwspanialsze pod słońcem, a Maggie jest taka słodka, jak moja rodzona wnuczka.

– Miło mi, że pani lubi małą. – Ashley zerknęła przez ramię, aby się upewnić, że są same, po czym zaprosiła Brendę do salonu. – Muszę zadać pani pewne pytanie – powiedziała. – Pewnie zabrzmi to trochę dziwnie, za co z góry przepraszam.

Brenda rozsiadła się na beżowej kanapie i zachichotała.

– Mów, bo płonę z ciekawości.

Ashley upewniła się jeszcze raz, czy nikt nie przyczaił się w przedpokoju i przysiadła obok gościa na kanapie.

– Zapytam bez owijania w bawełnę. Czy mogę ufać Jeffowi? Znalazłam się w dosyć trudnej sytuacji. Jeff zaproponował mi pracę gospodyni. Oznaczałoby to, że zamieszkałybyśmy tutaj z Maggie. Z jednej strony to wspaniała okazja. Dobrze płatna praca, przepiękny dom. Nie znam jednak dobrze Jeffa, a mam małe dziecko, za które jestem odpowiedzialna.

– Nie masz się czego obawiać, moja droga – stwierdziła Brenda. – Przyznaję, że Jeff budzi nieco obaw, a do tego nie lubi mówić o sobie, ale to wspaniały facet. Znam go blisko pięć lat i nie zawahałabym się mu zaufać, gdyby w grę wchodziło moje życie. Mało tego, nawet gdyby chodziło o życie moich wnuków.

To było dokładnie to, co Ashley chciała wiedzieć.

– Dziękuję pani za informacje.

Brenda uniosła nieco głowę i wsunęła pasmo blond włosów za ucho.

– Może uznasz mnie za przemądrzałą, ale muszę powiedzieć coś jeszcze.

– Co takiego?

– Jeff nie jest specjalnie towarzyski, dlatego nie spodziewaj się, że będzie cię zabawiał. Jest zdecydowanie typem samotnika. O ile mi wiadomo, nie miał żadnego poważnego związku w ciągu ostatnich pięciu lat. Dlatego pilnuj się, żeby nie złamał ci serca.

Ashley uśmiechnęła się.

– Nie ma sprawy. Nie zamierzam się angażować uczuciowo w żadnym wypadku.

Mogła uważać faceta za seksownego i pociągającego fizycznie, ale dobrze wiedziała, że nie powinna ryzykować i angażować się znowu emocjonalnie. Jeżeli już, to z kimś, kto będzie w stanie pokochać ją ponad wszystko.

– W takim razie nie masz się czego obawiać.

Maggie wpadła do salonu jak burza. W jednym ręku trzymała kurtkę, w drugim mały plecak.

– Jestem gotowa – oznajmiła. Ashley roześmiała się.

– Niezupełnie, młoda damo. Chodź tutaj.

W niecałe pięć minut Maggie była wyszykowana do przedszkola. Ashley pocałowała ją na do widzenia i obiecała, że przyjedzie po nią punktualnie o drugiej. Brenda zamachała jej na pożegnanie, uniosła w górę kciuk i wyszła. Ashley została sam na sam z Jeffem. Najwyższy czas podjąć decyzję.

Znalazła go w jego gabinecie. Pakował dyplomatkę. Czyżby pracował do późna w nocy? – zdziwiła się. Sama prawie nie zmrużyła oka, gdyż nie dawała jej spokoju myśl o złożonej propozycji oraz o tym, jak beznadziejnie zareagowała. Ciekawe, z jakiego powodu Jeff czuwał w ciągu długich nocnych godzin?

Zapukała w uchylone drzwi, po czym weszła do pokoju.

– Czy znajdziesz dla mnie chwilę?

– Oczywiście.

Wskazał fotele stojące przy biurku. Wybrała ten, w którym nie siedziała wczorajszego wieczoru. Jeff rozparł się wygodnie w swoim.

Ashley oblizała wargi.

– Chciałam zapytać, czy twoja wczorajsza propozycja jest nadal aktualna.

– Masz na myśli pożyczkę?

– Nie. Pracę.

Uniósł brwi i skinął głową, nie odzywając się słowem. W porządku. Pomimo jej idiotycznego zachowania, nie zmienił zdania.

– Jestem nią zainteresowana – powiedziała. – Muszę jednak wiedzieć, dlaczego się tak nami przejmujesz. Przecież możesz zatrudnić kogoś na przychodne, kto będzie ci gotował obiady i sprzątał. Dlaczego zdecydowałeś się na stałą pomoc z mieszkaniem i dlaczego na mnie?

Jeff nie odpowiedział od razu. Zastanawiał się przez chwilę. Ashley aż skręcało w fotelu. Czyżby jej pytanie było niestosowne? Czyżby rozzłościła tym Jeffa? Jeśli rzeczywiście jest aż taki zapalczywy, to czy powinna się u niego zatrudnić?