Ashley zastanawiała się, czy Jeff zacznie się dopytywać o szczegóły. Nie miała ochoty opowiadać o obcym człowieku, który zjawił się w ich domu w środku nocy, czy też o broni znalezionej w kieszeni marynarki męża.

Jeff nie zadał jej pytania, tylko stwierdził:

– Ponieważ twój mąż nie ustatkował się, zostawiłaś go.

– Nie miałam innego wyjścia. Wystąpiłam o rozwód. Sześć miesięcy po orzeczeniu rozwodu Damian zginął w wypadku samochodowym.

– I od tego czasu jesteś sama.

To znowu nie było pytanie.

Ashley skinęła głową.

Jeff wychylił się do przodu i odstawił drinka na biurko.

– Jesteś niesłychanie silna, Ashley. Nie dość, że przetrwałaś wszelkie przeciwności losu, to jeszcze wyszłaś z tego zwycięsko. Niewiele osób może się pochwalić czymś takim.

Te ciepłe słowa speszyły ją.

– Nie miałam innego wyjścia. Jest przecież Maggie.

– Nazwałaś ją tak od imienia swojej siostry.

– Bardzo je obie kocham. – Ashley odchrząknęła. – W moim życiu wszystko zaczyna iść ku lepszemu. Za osiemnaście miesięcy zdobędę dyplom i wtedy poszukam dobrze płatnej pracy, zgodnie z moimi kwalifikacjami. Maggie pójdzie do szkoły. Za kilka lat będzie mnie stać na kupno domku z ogródkiem. Nareszcie staniemy się normalną rodziną.

Nie mogła się tego doczekać. Miała już dosyć liczenia się z każdym groszem i wiązania z trudem końca z końcem. Chciała mieć dosyć pieniędzy, aby móc kupić swojej córce ładne ubrania, zabrać ją do restauracji na obiad. Chciała chodzić z nią do kina, a nawet może pojechać do Disneylandu.

Przyjdą takie czasy, że będzie to możliwe, powtarzała sobie w kółko. Najgorsze ma już za sobą.

– Nie chcę, żebyś wróciła do pracy w naszej firmie – oznajmił Jeff.

Jej świat legł w gruzach. W jednej sekundzie wszystko się zmieniło. Gardło jej się ścisnęło, ręce zadrżały.

– Ponieważ wzięłam ze sobą do pracy Maggie? – Ledwie wykrztusiła z siebie pytanie, gdyż zabrakło jej tchu. – Jeff, postaraj się mnie zrozumieć.

– Doskonale cię rozumiem. Twój rozkład zajęć jest imponujący. Ale prawie nie śpisz. Każdą wolną chwilę poświęcasz na naukę i zajmowanie się córką. Nie masz chwili dla siebie, żadnych przyjemności. Aż dziw, że to się nie odbiło na twoim zdrowiu.

To dlaczego postanowił ją zwolnić? Potrzebowała przecież pieniędzy. Gdzie znajdzie teraz coś w tak korzystnych godzinach i z ubezpieczeniem na zdrowie obejmującym dziecko? Łzy paliły jej oczy, powstrzymywała się jednak od płaczu. Odstawiła kieliszek na biurko i wstała z fotela.

– Nie możesz mnie wyrzucić z pracy. – Nie dawała za wygraną. – Do diabła, Jeff, jestem dobrym pracownikiem. Jeżeli odbierzesz mi środki do życia, będę zmuszona zrezygnować ze studiów, by utrzymać dziecko. Ja… – załamał jej się głos.

To była niesprawiedliwość!

– Źle mnie zrozumiałaś – pospiesznie wyjaśnił Jeff. – Nie zamierzam pogarszać twojej sytuacji. Proponuję ci inne zajęcie – w roli mojej gospodyni. Będziesz prowadzić dom – gotować, sprzątać i zajmować się różnymi innymi niezbędnymi rzeczami. Możesz tu mieszkać za darmo. Rozmawiałem z dyrektorem finansowym firmy. Ma całe mnóstwo pracy zleconej w dziale rachunkowości. Jeżeli jesteś zainteresowana, możesz dostać pracę do domu i w ten sposób trochę dorobić. Wszystko razem powinno ci dać mniej więcej dwa razy tyle, ile zarabiasz obecnie.

Jak zwykle nie sposób było nic wyczytać z jego twarzy, ale Ashley domyślała się jego intencji. Z pewnością był zachwycony swoją wielkodusznością.

– Postanowiłeś zostać moim dobroczyńcą w ciągu najbliższych miesięcy, tak? – spytała. – To całkiem interesujące zajęcie, zgarniać ludzi z ulicy i pomagać im. Kto będzie kolejnym twoim celem, sieroty?

– Przesadzasz.

– Czyżby miało tu jakieś znaczenie, że jestem kobietą? – zacisnęła wargi, aby powstrzymać wściekłość.

Jeff bawił się nią. Nie bardzo rozumiała, dlaczego. Wyczuwała jednak bezbłędnie, gdy ktoś usiłował nią manipulować.

– Twoja propozycja jest naprawdę wspaniałomyślna – stwierdziła. – Ale nie jestem nią zainteresowana. Maggie i ja poradzimy sobie bez ciebie. Jutro rano wyprowadzamy się stąd.

Rozdział 6

Ashley pospieszyła do swojego pokoju. Była rozgorączkowana i szumiało jej w głowie, jakby miała nawrót grypy, wiedziała jednak, że objawów tych nie da się tak łatwo wytłumaczyć. Piekły ją oczy. Zacisnęła pięści. Ogarnęła ją złość i zakłopotanie – ale przede wszystkim czuła się zawiedziona.

Jak mógł zaproponować jej coś takiego? To nie było z jego strony w porządku. Była gościem w jego domu, a on potraktował ją jak… jak… Zatrzymała się na środku korytarza na piętrze i oparła się o ścianę. Nie potrafiła znaleźć słów, ale czuła się podle. Jakby prawie się sprzedała. Jakby… Cholera jasna!

Osunęła się na podłogę i przyciągnęła kolana do piersi. Ogarnęła ją fala wstydu, gdyż uświadomiła sobie raptem, że zachowała się przed chwilą jak ostatnia kretynka!

Jeff Ritter zjawił się znikąd i uratował ją. Jak można inaczej określić to, że się nią zaopiekował i wybawił z kłopotu. Przywiózł ją do swojego wspaniałego domu, był uprzejmy dla niej i dla jej córki. W momencie, kiedy jej organizm zwalczył chorobę, odkryła, że ten facet cholernie na nią działa. Doszła do wniosku, że jest przystojny i szalenie seksowny. Od lat nie czuła takiej słabości do mężczyzny. W gruncie rzeczy zrobiła się do tego stopnia odporna na męskie wdzięki, że sądziła, iż jakaś część niej obumarła.

Zdumiało ją, że poczuła się znowu kobietą i nawet się nie spostrzegła, jak się w nim zaczęła podkochiwać. Kiedy zaproponował jej pracę gospodyni oraz zlecenia ze swojej firmy, w jednej sekundzie spadła z obłoków. Pozostało jej uczucie, że zrobiła z siebie idiotkę.

Jest po prostu zbyt zestresowana. Za dużo ma zajęć, a za mało czasu i pieniędzy. Przez całe lata ledwo sobie radziła i to ją wykończyło. Wystarczył drobiazg, aby puściły jej nerwy. Jeff był dla niej, samotnej matki, zbawieniem. On z kolei widział w niej płatną pomoc domową. Dlaczego się tak oburzyła? Przecież nie może go winić za to, że pozbawił ją złudzeń.

Oparła głowę o ścianę, pragnąc, aby można było cofnąć czas i przeżyć jeszcze raz ostatnie piętnaście minut. Tym razem odebrałaby jego propozycję tak, jak należy – jako uprzejmy gest obcego człowieka, a nie odtrącenie przez wyimaginowanego kochanka. Co za idiotka!


Jeff wpatrywał się w fotel, na którym przed chwilą siedziała Ashley, dumając, co się takiego,. do diabła, stało. Zupełnie nieświadomie dotknął ją, czy też wręcz obraził, a może jedno i drugie. Postanowiła wyprowadzić się następnego ranka, a on nie był w stanie jej powstrzymać. Zresztą nawet nie zamierzał.

Wysączył ostatni łyk brandy, w nadziei, że palący płyn przyniesie ulgę jego znękanemu żołądkowi. Już niemal zapomniał czasy, kiedy przychodziło mu bez trudu prowadzenie błahych rozmów. Kiedyś lubił przebywać w towarzystwie innych osób i czerpał z tego przyjemność. Pamięta, jak śmiał się z Nicole. Pieścił ją i całował. Pamięta, jak rzucał lekko słowa, w ogóle się nad tym nie zastanawiając. Ale to dawne czasy. Dzisiaj już mu się to nie zdarza. Obecnie ważył każde słowo, zastanawiając się, czy mówi wystarczająco jasno. Całkowicie zatracił spontaniczność.

Zamknął się w sobie. Ashley otworzyła się przed nim, opowiadając mu o swojej przeszłości. Miał dosyć życiowego doświadczenia, aby wyczytać między wierszami rzeczy, które wolała przemilczeć. Wyobrażał sobie przerażoną, dwunastoletnią dziewczynkę, która w ciągu kilku miesięcy straciła matkę oraz siostrę. Nastolatkę szukającą miłości u chłopaków, którzy okazywali się lekkoduchami.

Jednak jakoś przetrwała, ratując z opresji siebie i córkę. A przy tym pozostała człowiekiem o żywym sercu – co jemu się nie udało.

Przypomniało mu się, jak światło grało na jej twarzy, rozświetlając jej idealnie gładką skórę, przydając jej oczom blasku. Jej uśmiech zdawał się płynąć prosto z serca. Była tak chuda, że zastanawiał się, ile razy odejmowała sobie od ust, byle niczego nie zabrakło jej córce.

Dzisiejszego popołudnia wymyślił plan, jak ją wyratować z beznadziejnej sytuacji. Przemyślał sobie dokładnie wszystkie szczegóły, po czym podzielił się z nią bez zastanowienia swoim pomysłem i w rezultacie ją obraził. Wszystko przez to, że koniecznie musiał się wtrącić w nie swoje sprawy. Poczuł się odpowiedzialny za nią, co go mocno zaniepokoiło. Miał bowiem inne, ważne sprawy na głowie i wcale nie zamierzał angażować się uczuciowo. Jego dusza była martwa, dlatego nie dopuszczał do żadnych kontaktów z kobietami, oprócz fizycznych.

Poszedł na górę, do pokoi gościnnych. Stanął jak wryty, zobaczywszy siedzącą na podłodze Ashley, opartą plecami o ścianę. Słabe światło z sypialni wpadało na korytarz, oświetlając lewą część jej twarzy.

Ogarnęło go raptem tak gwałtowne pożądanie, że aż zaparło mu oddech. Ashley była taka delikatna i taka słodka. Wzruszała go jej kruchość. Gotów był się na moment zapomnieć. Nie myśleć o tym, że uciekłaby przerażona, gdyby dowiedziała się o nim prawdy – że w głębi duszy, w najciemniejszym jej zakamarku, przestał być człowiekiem.

Podniosła wzrok i uśmiechnęła się do niego blado.

– Siedziałam tu i starałam się przekonać siebie, że powinnam pójść na dół i cię przeprosić. Oszczędziłeś mi drogi.

– Nie masz powodu mnie przepraszać.

– Przecież zachowałam się jak idiotka. Starałeś się być dla mnie uprzejmy, a ja to źle odebrałam.

Uprzejmy? On?

– Chciałem pogodzić nasze interesy. Mnie potrzebny jest ktoś do poprowadzenia domu, a tobie przydałaby się nowa praca.

Ashley zmarszczyła nos.

– Masz skłonności przywódcze. Czy to typowa cecha żołnierza, czy też mężczyzny?

– Obu.

– Coś w tym jest – westchnęła. – Nie zrozum mnie źle, Jeff. Naprawdę doceniam twoją propozycję.

– Ale mi nie ufasz.

Jej wzrok spochmurniał.