– Byłeś dla nas bardzo dobry – odezwała się, kiedy zorientowała się, że Jeff nie zamierza zaczynać rozmowy. Trudno się dziwić, w końcu to ona go o nią poprosiła. – Udzieliłeś nam gościny, zorganizowałeś Maggie dojazd do przedszkola i opiekę. Jestem ci za to oczywiście ogromnie wdzięczna. Są jednak pewne rzeczy, które wolałabym załatwić sama.

Jeff wstał.

– Czy zażywasz jakieś lekarstwa? Ashley uniosła brwi ze zdziwienia.

– Co takiego?

– Czy bierzesz coś na grypę? Bo chciałem ci zaproponować brandy.

– Ach, nie. Czuję się dużo lepiej. Chętnie napiję się kieliszek.

Przynajmniej będzie wiedziała, co zrobić z rękami.

Jeff otworzył drzwiczki barku, znajdującego się w jednej z szaf na książki, i wyjął butelkę brandy oraz dwa kieliszki.

– Mów dalej. A więc chcesz załatwić jakieś swoje sprawy. Czy możesz wyrażać się trochę jaśniej?

Napił się łyk brandy i podał Ashley kieliszek. Wzięła go ostrożnie, tak aby ich palce się nie dotknęły.

– Dziękuję. Chodzi mi o opiekunkę do dziecka. Kiedy Cathy przywiozła Maggie z przedszkola, nie chciała ode mnie przyjąć zapłaty. To nie jest w porządku.

Jeff pociągnął drinka i przysiadł na rogu biurka, co oznaczało, że znalazł się teraz bliżej Ashley. Serce skoczyło jej do gardła i zaparło jej oddech, tak że nie była w stanie przełknąć śliny.

– Masz rację – zgodził się z nią Jeff.

Ashley starała się za wszelką cenę zachować spokój. Poczuła, że znowu oddycha. Udało jej się nawet upić mały łyczek brandy. Palący napój spłynął w dół, do żołądka.

– Nie zamierzałem wtrącać się w twoje życie – oświadczył. – Wystawię ci rachunek za opiekunkę do dnia dzisiejszego, wtedy będziesz mi mogła zwrócić poniesione koszty.

– Aha… Dziękuję – odparła Ashley, zaskoczona, że tak łatwo przyjął jej argumenty. Zastanawiała się też, ile to już razy dziękowała Jeffowi, od kiedy go spotkała.

– Coś jeszcze?

Rzeczywiście chciała poruszyć jeszcze jedną sprawę. Przyglądała mu się badawczo, dochodząc do wniosku, że pomimo wspaniałego domu oraz doskonale prosperującej firmy jest nieprawdopodobnie samotny. Kiedy zjawiła się tu z Maggie, nie miał w domu nawet jedzenia. Żył wyłącznie pracą. Ashley zachodziła w głowę, dlaczego.

Niewykluczone, że w jego życiu są jakieś kobiety. Może tylko jej się wydaje, że Jeff spędza czas samotnie. Być może ma tysiące przyjaciółek. Tyle tylko, że nie zaprasza ich do siebie. W tym domu panowała kamienna cisza. Nie słyszało się tu echa dawnych głosów ani śmiechów.

– Ashley?

– Mhm? Och, przepraszam. Zamyśliłam się.

– A o czym tak intensywnie dumałaś?

– O niczym specjalnym – posłała mu fałszywy uśmiech i powiedziała pierwszą rzecz, jaka wpadła jej do głowy: – Ja wcale nie jestem wdową.

Jeff uniósł w górę brew. To była jego jedyna reakcja. Ashley przymknęła oczy i zastanawiała się, czy to faktycznie zabrzmiało tak głupio, jak sądziła.

– Mam na myśli, że na podstawie tego, co ci mówiłam wcześniej, mogłeś odnieść wrażenie, że jestem wdową. A nie jestem. To znaczy, Damian nie żyje, ale zmarł pięć miesięcy po naszym rozwodzie.

– Rozumiem.

Widać było, że Jeff zastanawia się, jaki to może mieć związek z jego osobą.

– Rozmawialiśmy wcześniej na ten temat. To znaczy, Maggie wspomniała coś o tym. Ujęła to tak, że mogło zabrzmieć… jak… – Ashley odchrząknęła i upiła łyk brandy. – No… Na mnie już pora – powiedziała, podnosząc się z miejsca. – Masz mnóstwo pracy, a ja…

– Nie przeszkadzasz mi – stwierdził Jeff. – Jeżeli masz ochotę pogadać, to bardzo proszę.

– Tak… chętnie – opadła z powrotem na fotel i uśmiechnęła się. Jeff ją peszył, ale przy odrobinie wysiłku z jej strony powinno jej się udać zachowywać całkiem normalnie.

– Opowiedz mi o swoich studiach – powiedział. Obszedł biurko i zatopił się w skórzanym fotelu. – Dlaczego wybrałaś rachunkowość?

– Bo to do mnie pasuje – odparła, świadomie rozluźniając się w fotelu. – Zawsze lubiłam matematykę i jestem raczej skrupulatna. Chciałam wybrać zawód, który daje swobodę dysponowania własnym czasem oraz nie wiąże z dużym miastem.

– Chcesz wyjechać z Seattle?

– Nie, ale chcę mieć w razie czego tę możliwość.

– Całkiem niegłupie.

– Zaczęłam studia zaraz po skończeniu college'u, ale ponieważ wyszłam za mąż i zaszłam w ciążę, nie byłam w stanie ukończyć ich w terminie.

– Jednak się nie poddałaś.

To nie było pytanie. Jego szare oczy potrafiły przeniknąć maskę spokoju i pewności siebie, za którą usiłowała się skryć.

– Nie należę do ludzi, którzy się łatwo poddają – przyznała i upiła kolejny łyk brandy.

Wokół nich panowała nocna cisza. Nie padało i nie wiał wiatr. Gdzieś w oddali słychać było przejeżdżający samochód i to wszystko. Choć nie byli jedynymi ludźmi na kuli ziemskiej, w gabinecie panowała atmosfera odosobnienia. Jak gdyby siedzieli tu, odcięci od cywilizowanego świata. O dziwo, wcale nie wydawało się to takie złe.

– Komu zawdzięczasz, że wytrwałaś? – spytał Jeff.

Ashley zastanowiła się nad jego pytaniem.

– Nie miałam innego wyjścia. Nie mogłam zrezygnować ze studiów.

– Dlaczego?

Ashley wahała się, czy opowiedzieć historię swojego życia praktycznie obcemu człowiekowi. Pomimo dzielącego ich dystansu, Jeff był wdzięcznym rozmówcą. Może dlatego, że niełatwo go było czymkolwiek zaskoczyć. Niejedno widział i niejednego doświadczył w życiu. W porównaniu z nim, jej doświadczenie życiowe było bardzo ubogie.

– Miałam o cztery lata starszą siostrę. Na imię miała Margaret… Maggie. Uwielbiałam ją. Mój ojciec uciekł z domu, zanim ja się urodziłam, a więc zostałyśmy we trzy. Przynajmniej taka była wersja mojej matki. – Uśmiechnęła się smutno na to przykre wspomnienie. – Mama była kelnerką. Próbowała podjąć naukę, ale nie dała rady. Była zawsze taka zmęczona. Powtarzała wciąż, że powinna skończyć szkołę jak była młoda i że my powinnyśmy uczyć się na jej błędach. Zdobyć za wszelką cenę dyplom, bez względu na okoliczności.

– Widzę, że wzięłaś sobie do serca jej słowa. Ashley skinęła głową.

– Bo są bardzo rozsądne.

Jeff przyglądał się jej intensywnie. Czyżby zorientował się, że go pragnie? Światło lampy muskało jego włosy, rozświetlając jasnoblond pasma. Mięśnie drgały mu na policzkach.

– Mówiłaś, że nie masz żadnej rodziny – powiedział. – Co się z nimi stało?

Ashley odwróciła mimowolnie wzrok, spuściła głowę i przygryzła dolną wargę.

– Nie żyją – odparła cicho. – Maggie potrącił pijany kierowca. Miała zaledwie szesnaście lat. Wracała z dwiema przyjaciółkami z biblioteki. Przygotowywały się do sesji egzaminacyjnej. Dochodziła dziewiąta wieczorem. Wszystkie trzy zginęły na miejscu. – Ashley zawahała się. – To był ciężki czas.

Tak jakby jednym zdaniem można było oddać to, co przeżyła: szok, cierpienie i straszliwą rozpacz po utracie siostry, a zarazem najbliższej przyjaciółki.

Chwyciła obiema rękami kieliszek brandy.

– Po śmierci siostry mama bardzo się zmieniła. Zamknęła się w sobie. Fizycznie była obecna w pokoju, ale myślami błądziła gdzie indziej. Błagałam ją, żeby się nie poddawała, próbowała jakoś dojść do siebie, nie byłam jednak w stanie jej pomóc, ani jej uratować. W kilka miesięcy po śmierci Maggie opieka socjalna umieściła mnie w rodzinie zastępczej, a mamę zabrano do szpitala psychiatrycznego. Co jakiś czas dostawała przepustkę na weekend, żeby mnie odwiedzić, ale pewnego razu podczas przepustki popełniła samobójstwo.

Poczuła znajomy ucisk w gardle. Od dawna udawało jej się nie dopuszczać do siebie myśli o przeszłości – zwłaszcza o czasach, kiedy straciła siostrę i matkę.

Jeff nie zareagował. Ashley wcale to nie zdziwiło, bo cóż mogły tu pomóc słowa. Podzieliła się z nim tragedią. Na ogół potrafiła sobie jakoś z tym poradzić, chwilami jednak była bliska załamania.

– Co się stało potem? – spytał Jeff.

Wzruszyła ramionami.

– Wychowywałam się w różnych rodzinach zastępczych. Większość z nich była całkiem w porządku. Ludzie starali się być dla mnie mili i pomagali pogodzić się z losem. Znajdowałam się też pod opieką psychologa. Udało mi się nawiązać przyjaźnie i zdać maturę. Niestety miałam kiepski gust, jeżeli chodzi o mężczyzn. Miałam kilku chłopaków, samych nieudaczników. To nie byli źli ludzie, ale po prostu nic im się nie udawało. Nie wiem, dlaczego trafiłam właśnie na takich.

– Łącznie z Damianem?

Ashley nie pamięta, kiedy ostatni raz rozmawiała o swojej przeszłości. Na ogół nie lubiła mówić na ten temat, bo jej życie przypominało szmirowatą operę mydlaną. A teraz zwierzała się Jeffowi, nie bardzo rozumiejąc dlaczego. Nie miała pewności, czy go to w ogóle interesuje.

– Damian starał się – powiedziała. – Nie potrafił jednak sprostać moim oczekiwaniom. Poznaliśmy się pod koniec szkoły średniej. Byłam pewna, że to mężczyzna mojego życia. Wierzyłam, że będzie mnie kochał bezwarunkowo i na zawsze.

– Czy to jest twój ideał miłości? Pytanie to zaskoczyło ją.

– Oczywiście. Tak jak każdego innego człowieka.

– Nieprawda – nie zgodził się Jeff.

Ashley spojrzała na niego zdumiona. Przecież wszyscy marzą o wielkiej miłości. Zastanowiła się raptem nad Jeffem. Wygląda na to, że prowadził samotniczy tryb życia z wyboru. Ale dlaczego?

Nurtowało ją to pytanie, nie miała jednak odwagi go zadać.

– Damian starał się – ciągnęła swoją opowieść. – Zależało mu na mnie, ale był za młody i za bardzo bujał w obłokach. Snuł nieustająco plany, zamiast wziąć się do roboty. Ciągle dumał o znalezieniu złota, gdzieś na końcu tęczy. Niestety jego marzenia były nierealne i gdy zaczęło nam brakować na jedzenie, poszedł na łatwiznę. Nie wiem dokładnie, w co był zamieszany, ale podejrzewałam, że to jakiś lewy interes. Odkryłam to dopiero po ślubie, będąc już w ciąży. Kiedy urodziła się Maggie, powiedziałam Damianowi, że musi się zmienić, bo inaczej od niego odejdę. Byłam odpowiedzialna nie tylko za siebie, ale również za dziecko. – Potrząsnęła głową. – Nie mogłam tego dłużej tolerować. To chyba oczywiste.