Rumieniec wystąpił na jej policzki. Pragnęła odwiesić słuchawkę, ale było na to za późno. Brenda wiedziała przecież, że to ona.

– Jeff będzie w domu o wpół do siódmej – oznajmiła pogodnie.

– Mhm, dziękuję.

Ashley chciała się wytłumaczyć, podejrzewała jednak, że asystentkę Jeffa niewiele to obchodzi. Odwiesiła słuchawkę i zaczęła robić listę zakupów. Upewni się, czy Jeff przypadkiem nie zrozumiał jej źle, po jego powrocie do domu.


Ciasto czekoladowe udało się wyśmienicie. Maggie upierała się, aby pomóc matce z polewą, co oznaczało, że wszędzie było pełno czekoladowych okruszków oraz więcej lepiącej się masy na rękach i twarzy dziecka niż na cieście. Ashley postanowiła zrobić na obiad klops. Było to proste i na ogół lubiane danie. Zresztą miała do dyspozycji skromną kwotę, dlatego nie stać jej było na żaden luksus.

Sprawdziła kartofle oraz parującą fasolkę szparagową i zerknęła na zegar. Jeff powinien się zjawić lada chwila.

– Zostało nam jeszcze troszkę czasu, żeby doprowadzić cię do porządku, moja panno – zwróciła się do córki. Wyjęła jej z ręki gumową szpachelkę i zaprowadziła do zlewu.

Usłyszała, że otworzyły się drzwi do garażu. Zakołatało jej serce, a żołądek podszedł do gardła.

Na drewnianej podłodze rozległy się kroki. Ashley zamarła na środku kuchni. Nie wiedziała, czy ma uciec i gdzieś się schować, czy też zostać i przywitać Jeffa jak gdyby nigdy nic. Nie mogła zrozumieć, dlaczego raptem jest taka zdenerwowana. Przecież nic się nie zmieniło.

Jeff wszedł do kuchni. Zerknął na garnki na kuchence, ciasto, spojrzał na Maggie, umazaną polewą czekoladową i uśmiechniętą od ucha do ucha.

– Zrobiłyśmy ci niespodziankę – oznajmiła uroczyście czterolatka.

– Widzę – odparł Jeff i zwrócił się do Ashley: – Jak się czujesz?

Ashley przełknęła ślinę. Naprawdę nikt nigdy nie okazywał jej tyle uwagi. Miała wrażenie, że Jeff potrafi czytać w jej duszy. Zrobiło jej się gorąco, jakby weszła do sauny.

– O wiele lepiej. Dziękuję – powiedziała. Miała nadzieje, że udało jej się zapanować nad głosem i nie zdradzić ze swoimi uczuciami. – Dużo spałam i studiowałam notatki. Zdaje się, że najgorsze mam już za sobą. – Zmusiła się do uśmiechu, po czym podeszła do kuchenki. – Zrobiłam obiad.

– Powiedziałaś Brendzie, że zamierzasz coś przyrządzić, gdy dzwoniłaś do biura.

Pochyliła głowę nad garnkiem.

– No tak, zadzwoniłam zupełnie bez zastanowienia. Przepraszam. Zachowałam się jak idiotka.

– Dlaczego tak uważasz?

Zerknęła na Jeffa spod rzęs. Uświadomiła sobie raptem, jak bardzo jest męski. Jak to możliwe, że nie rzuciły jej się wcześniej w oczy jego szerokie bary? Czy dlatego, że była chora? Widać grypa stępiła jej umysł, dlatego nie reagowała na Jeffa Rittera. Czy będzie mu się teraz w stanie oprzeć?

– Ashley?

Zamrugała. Och, przecież zadał jej jakieś pytanie. Tak. O obiedzie. Dlaczego uważa, że zachowała się jak idiotka, gotując mu obiad.

– Zmusiłam cię w ten sposób do przyjścia do domu.

W kącikach jego ust zadrgał uśmiech.

– Przecież tutaj mieszkam.

– Wiem. Chodzi mi o to, że może miałeś jakieś plany i nie zamierzałeś jeść obiadu razem z nami. Upieczenie ciasta to był pomysł Maggie.

Zerknęła na córeczkę i zobaczyła, że przysłuchuje się ich rozmowie z nieukrywanym zainteresowaniem. Jeff uśmiechnął się do małej.

– Ciasto wygląda fantastycznie. Dziękuję ci.

Maggie rozpromieniła się.

– Jest naprawdę smaczne. Mamusia nie pozwoliła mi spróbować surowego ciasta, bo jest niezdrowe, ale polewa czekoladowa jest pyszna.

– Cieszę się – spojrzał znowu na Ashley. – Co na obiad?

– Klops, tłuczone ziemniaki z sosem oraz fasolka szparagowa.

– Wspaniale. Pójdę się odświeżyć i zaraz wracam.

– A więc zjesz z nami?

– Chyba, że nie chcesz.

Ashley zmusiła się, by wziąć głęboki oddech.

– Będzie nam bardzo miło, jeśli dotrzymasz nam towarzystwa. Naprawdę.

Jeff skinął głową i wyszedł z kuchni. Ashley jęknęła cicho. Od kiedy zaczęła robić z siebie idiotkę? Jeszcze dzisiejszego ranka rozmawiała z nim zupełnie normalnie. A teraz zachowuje się jak studentka pierwszego roku, która zadurzyła się w asystencie. Straciła głowę i jeśli chce zachowywać się jak przystało dorosłej osobie, musi się wziąć w garść. I to szybko!


Jeff usiłował skupić się na leżącym przed nim raporcie, ale słowa zupełnie do niego nie docierały. Gotów był przysiąc, że słyszy śmiech, który rozchodzi się z góry i dobiega do gabinetu. Wcześniej słyszał lejącą się wodę, kiedy Ashley przygotowywała kąpiel córeczce. Ten wieczorny rytuał był mu obcy, jakby dotyczył życia na innej planecie – choć śledził go z daleka, tęsknota ściskała mu serce.

Pragnął czegoś tak gorąco, że odczuwał niemal fizyczny ból, jednak nigdy w życiu nie przyznałby się do tego głośno. Związki nigdy nie były jego mocną stroną. Nicole powtarzała mu to tysiące razy, zanim odeszła. Rzucała mu oskarżenia niemal przy każdej sprzeczce. Mówiła, że się zmienił, że nie był już mężczyzną, za którego wyszła za mąż, że stał się jej obcy.

Ale i ona stała się mu obca. Pod koniec wręcz obojętna. Jego życie stało się takie proste, kiedy od niego odeszła. I tak było do dziś wieczorem. Dopóki śmiech dziecka i jego matki nie wzbudził w nim ciekawości, jak by to było. gdyby sprawy miały się inaczej. Gdyby on był inny.

Poczuł ból, mroczny i zapierający dech, przyprawiający go o uczucie pustki, jakby za chwilę miał się zapaść w otchłań. Chwycił się krawędzi biurka tak mocno, jakby za chwilę miał wyrwać kawałek twardego drewna albo połamać sobie palce.

– Wujku Jeffie?

Podniósł wzrok na dźwięk delikatnego głosiku. W drzwiach do gabinetu stała Maggie. Miała na sobie różową koszulę nocną i purpurowy płaszcz kąpielowy. Ściskała w dłoniach swoją ukochaną przytulankę, Śnieżynkę. Widać było, że przed chwilą wzięła kąpiel – świeżowymyte loczki wiły się wokół twarzy.

Mała nazywała go wujkiem Jeffem, co sam jej zaproponował. Teraz zadawał sobie jednak pytanie, czy to z jego strony rozsądne posunięcie, bo tytułowanie go wujkiem sugerowało nieistniejące powinowactwo. Mała mogła wyciągnąć fałszywe wnioski. Co prawda powinien się bardziej martwić o siebie samego. Przypuszczalnie to jemu groziło poddanie się nadmiernym emocjom. A przecież nie wolno mu zapominać, kim i czym jest.

– Jesteś gotowa do spania? – spytał, zmuszając się do uśmiechu.

W drzwiach pojawiła się Ashley. Objęła córeczkę ramieniem.

– Przepraszam, że ci przeszkadzamy, ale Maggie chciała ci powiedzieć dobranoc.

– Wcale mi nie przeszkadzacie. Spij smacznie, Maggie.

Mała wyrwała się matce i popędziła do biurka. Zanim Jeff się zorientował, o co jej chodzi, wdrapała mu się na kolana, objęła go za szyję i przytuliła mocno.

Pachniała szamponem dla dzieci i miodowym mydłem. Była ciepła, taka malutka i tak cholernie ufna. Jeff pogłaskał ją po plecach trochę nieporadnie, bo bał się ją przestraszyć. Maggie puściła go i uśmiechnęła się promiennie. Po chwili wybiegła z pokoju.

Ashley zwlekała z odejściem.

– Czy moglibyśmy chwilkę porozmawiać? – spytała. – Jak położę małą do łóżka.

– Kiedy tylko zechcesz.

Jeff spostrzegł, że twarz Ashley rozgrzana jest od kąpieli i że dopasowany sweterek podkreśla jej kobiece kształty. Nie sądził, aby odzyskała już całkowicie siły, nie wyglądała jednak na chorą.

– Dzięki. Potrzebuję góra piętnaście minut – odwróciła się na pięcie i wyszła.

Jeff poczuł gwałtowny przypływ pożądania.

Prawie zawsze w tego typu kłopotliwych sytuacjach udawało mu się odwrócić uwagę dzięki pracy. Ale nie w przypadku Ashley. Myśl o niej nie dawała mu spokoju ani w biurze, ani w domu. Nie potrafił o niej zapomnieć, gdy słyszał, jak się krząta po domu, czul jej zapach, natykał się na porzucony gdzieś sweter, czy też otwarty notatnik. Nie było takiego miejsca, w które mógłby się bezpiecznie schronić.

Co prawda lata doświadczenia nauczyły go, że nad potrzebami fizycznymi można łatwo zapanować. Potrafił obyć się bez snu, jedzenia czy wody, umiał sobie radzić z bólem, stresem oraz fizycznym niedomaganiem. Z pewnością znajdzie sposób, aby przeżyć obecność kobiety w swoim domu – bez względu na to, jak bardzo na niego działa. Jeśli wszystkie znane mu chwyty okażą się nieskuteczne, wyobrazi sobie przerażenie Ashley w momencie, gdy odkryje gorzką prawdę o nim i ten obraz z pewnością pomoże mu zapanować nad myślami i czynami.


Ashley wzięła głęboki oddech, zanim weszła do gabinetu Jeffa. Uczucie niespokojnego oczekiwania i ekscytacji nie opuszczało jej od obiadu. Musiała być naprawdę bardzo chora, gdy spotkali się po raz pierwszy, dlatego nie dotarło do niej, jak przystojnym facetem jest Jeff. Teraz, gdy zwalczyła już w sobie wirusa, stało się to dla niej jasne. To teoretyczne odkrycie na nic jej się nie zdało w obecnej chwili. Nie wiedziała, jak przebrnąć przez rozmowę z nim bez zrobienia z siebie idiotki.

W niektórych sprawach nie ma co teoretyzować, trzeba działać, pomyślała zdesperowana. Doszedłszy do tego wniosku, zapukała w otwarte drzwi gabinetu Jeffa i weszła do środka w nadziei, że się nie myli.

Pokój był ogromny. Przepiękne szafy na książki zajmowały dwie ściany. Na trzeciej znajdował się wykusz z oknem, które wychodziło na ogród. Drewniane biurko było wielkie jak dwuosobowe łóżko, a dwa imponujące, skórzane fotele klubowe, stojące naprzeciwko, tworzyły monumentalną fasadę.

Jeff podniósł wzrok, gdy Ashley weszła do gabinetu. Wciąż miał na sobie garnitur, tyle że zdjął marynarkę i poluzował krawat. Kilka kosmyków spadło mu na czoło. Jego twarz nabrała przez to nieco łagodniejszego wyrazu, ale nadal budziła niepokój.

– Usiądź, proszę – powiedział, wskazując na jeden z foteli.

Ashley zatopiła się w poduszkach z ciemnobrązowej skóry i starała się rozluźnić. Miała w głowie plan rozmowy. Powinna starać się skupić na nim, a nie myśleć o tym, że jego szare oczy kojarzą jej się z morzem w czasie sztormu albo o jego długich, silnych palcach, muskających delikatnie włosy jej córki. Nie była przekonana, czy Jeff jest uprzejmym człowiekiem, ale miewał uprzejme gesty. Nie oznaczało to jednak, że może się poczuć przy nim bardziej bezpieczna.