– Nie. Wolę gry natury psychologicznej, a pani dostarcza mi ku temu niezwykle cennego materiału. Czy moglibyśmy posługiwać się mniej skomplikowanym scenariuszem?

Kate ściągnęła brwi, niepewna, jak interpretować te słowa.

– Czy istnieje jakikolwiek optymalny scenariusz? – zapytała przezornie.

– Moja droga, zawsze się jakiś znajdzie, jeśli w grę wchodzą pieniądze – odparł drwiąco. – Obydwoje doskonale zdajemy sobie z tego sprawę. Kwestia polega tylko na tym, żeby ustalić reguły gry.

Kate nie była w stanie stłumić burzącego się w niej sprzeciwu.

– Myślę, że pogoń za pieniądzem przynosi więcej nieszczęść niż szczęścia. Przepraszam pana na chwilę. Muszę zobaczyć, czy nie przypaliło się mięso.

Niestety, sos bearnaise zwarzył się. Przeklinając swoje roztargnienie, Kate popędziła do lodówki po schłodzoną wodę. Szybko rozcieńczyła zawiesinę kilkoma kroplami wody. Mimo to grudki pozostały. Poczuła wszechogarniającą bezradność. Po policzku zaczęły jej płynąć łzy złości i upokorzenia. W końcu, zdesperowana, przekroiła cytrynę, wkropiła sok do sosu i z tłukącym sercem czekała na efekt. Sos był uratowany. Kate poczuła bezgraniczną ulgę. Przelała ciecz do sosjerki i odstawiła naczynie na bok.

W prawnym ruchem wyciągnęła mięso z pieca, ułożyła je na ozdobnej tacy i przystroiła warzywami. Dla uspokojenia wciągnęła kilka głębokich oddechów i pomaszerowała do jadalni. Tacę postawiła przed Scottem, który jął dziarsko wymachiwać nożem do krojenia mięsa. Tymczasem Kate rozdała gościom podgrzane wcześniej talerze. Wszystko wyglądało tak apetycznie i dymiło zachęcająco, że wróciła do równowagi.

– Mięso jest odrobinę za bardzo wypieczone, Kate – zauważył krytycznie Scott.

– Łykowate – bąknęła pod nosem.

– Mam nadzieję, że nie. Kate posłała niepewne spojrzenie Alexowi Daltonowi. On zaś odwzajemnił się jej uśmiechem.

– Wygląda wspaniale. Jest różowe i kruche. A ten aromat sosu… Aż ślinka cieknie.

– Zwarzył się – odparła tępo, nie obłaskawiona pochwałą.

– Dodała pani do niego czegoś kwaśnego?

Kate nie mogła ukryć rozbawienia. Cichy chichot po chwili przerodził się w krztuszący śmiech. Upiła łyk wina i spojrzała surowo na Alexa Daltona.

– Soku z cytryny.

– No więc chwała cytrynom. – Dalton sięgnął po talerz Kate i swój, nałożył warzywa i wylał potężny kleks sosu.

– Jedzenie najwyraźniej sprawia panu przyjemność. Alex uniósł znacząco brew i poprawił:

– Między innymi jedzenie.

– Dlaczego dotąd pan się nie ożenił?

– Poleca mi pani małżeństwo? Natychmiast spoważniała i odstąpiła od ataku.

– Ależ tak. Miałem ochotę się ożenić. – W głosie Daltona brzmiała odarta ze złudzeń kpina. Szybko jednak wynurzył się z chmury posępności i dodał ze swadą: – Może byłem zbyt zajęty zarabianiem tych przeklętych pieniędzy, które przynoszą materialne korzyści, ale nie szczęście? A może nie znalazłem odpowiedniej partnerki, z którą chciałbym dzielić resztę życia? Albo po prostu trudno mi dogodzić? Co pani na to?

– A może odpowiada panu życie wolnego ptaka? – Kate rzuciła niedbale, po czym odwróciła uwagę od Daltona i zajęła się jedzeniem. To zbyt osobiste pytanie wprowadziło ją w zakłopotanie. Nie była w stanie znaleźć odpowiedniej riposty. A poza tym nie miała najmniejszego zamiaru przyznać się temu mężczyźnie, jak bardzo ją rozczarowało własne małżeństwo.

– A może małżeństwo stwarza okazję do wyrwania się raz na jakiś czas z domowych pieleszy? Ale chyba mąż nie pilnuje pani zbyt nachalnie, prawda?

Prowokacyjny ton i niedwuznaczna sugestia oburzyły Kate.

– Powinien pan być bardziej ostrożny w wydawaniu podobnych sądów, panie Dalton – ucięła krótko.

Na twarzy Alexa pojawił się błysk irytacji.

– Dyplomatyczna szermierka łatwo może popsuć zabawę.

Mam na imię Alex. Spotykamy się jako partnerzy na gruncie towarzyskim i możemy zwracać się do siebie po imieniu.

– Czy ta kwestia była zapisana w pańskim scenariuszu, panie Dalton? Wcześniej dał mi pan do zrozumienia, że odgrywam rolę proszącego o łaskę.

Chytrze zmrużył oczy. Kate wiedziała, że słowa zaczynają wymykać się jej spod kontroli, ale przestała się już przejmować tym, co Dalton może sobie o niej pomyśleć. Sięgnęła po kieliszek z winem. Był pusty, a Scott jak zwykle był zbyt zajęty, żeby zadbać o żonę.

– Scott, mógłbyś podać karafkę? Twoja żona nie ma wina. Scott uniósł brwi w zażenowaniu.

– Kochanie! Ależ nieładnie z mojej strony, że tego nie zauważyłem.

Natychmiast podniósł się i demonstracyjnie podszedł do Kate z karafką. Chciał pokazać, jak bardzo się o nią troszczy. Dolał wina Daltonowi, podziękował mu za uwagę, a następnie napełnił kieliszki pozostałym gościom, ze śmiechem ignorując sprzeciwy. Scott zachłystywał się swoją wyszukaną gościnnością. Zapomniał jednak, że znaczną część przyjęcia finansowała ze swojej kieszeni Kate. Sączyła wino i marzyła już tylko o tym, żeby ta kolacja wreszcie dobiegła końca.

– No więc widzę, że chce pani postawić na swoim – kontynuował Dalton.

– Tak jak wszyscy – odparła beznamiętnie.

– To zależy, czy działa się z pozycji tego, kto ma siłę. – Dalton uśmiechnął się złośliwie. – Ile ma pani lat?

– Czy zawsze zadaje pan tak niedyskretne pytania? Czyżby nie wiedział pan, że kobiet nie pyta się o wiek?

– Pani nie powinna się jeszcze przejmować wiekiem. Niech zgadnę… Ma pani dwadzieścia pięć lat.

– Dwadzieścia siedem, a właściwie prawie osiem – poprawiła z nutą przygnębienia w głosie. – Czas tak szybko płynie.

– Od jak dawna jest pani mężatką?

– Od pięciu lat – odpowiedziała, a w myślach dodała: od pięciu długich, jałowych lat.

– Nie chce pani mieć dzieci? W jednej chwili wszystkie atomy frustracji wezbrały w Kate jak wzburzone morze. Przybrała teatralną maskę obojętności.

– Gdybym była bezpłodna, bardzo obraziłby mnie pan tym pytaniem. Proszę jednak przyjąć do wiadomości, że niektórzy nie chcą sobie komplikować życia dziećmi. I pan zapewne też należy do takich osób. W przeciwnym razie ożeniłby się pan.

– Ale pani ma męża – Dalton sparował cios Kate.

– Owszem. – Spojrzała na Scotta, który zabawiał Fionę Chardway zmysłową opowiastką. Kate już ją kiedyś słyszała. Scott umiał opowiadać podobne historyjki. Zawsze zawieszał głos tuż przed finałem. Fiona wybuchnęła śmiechem i w dowód uznania dla jego błyskotliwości poklepała go po ramieniu. Oto cały mój mąż, pomyślała gorzko Kate.

Potem przeniosła wzrok na Boba Chardwaya, partnera jej męża w interesach. Chciała sprawdzić, czy dostrzegł swobodne zachowanie swojej żony. Nie. Bob wdał się w ożywioną dyskusję z Jan Lister i Terrym Jessellem. Kate zapragnęła, żeby ktoś odwrócił od niej uwagę Alexa Daltona. Nie miała nastroju na kąśliwe rozmowy.

Scott podniósł wzrok i pochwycił spojrzenie żony. Odwrócił głowę w kierunku kuchni. Nadszedł czas, żeby sprzątnąć ze stołu. Kate zrozumiała niemą sugestię męża. Przeprosiła towarzystwo i zabrała się do pracy. Nie miała nic przeciwko temu, żeby to zrobić. Wreszcie będzie mogła zostać sama w kuchni.

Bez pośpiechu sprawdziła temperaturę w piecu przed włożeniem doń sufletu z pomarańcz. Potem przybrała tacę z serami najokazalszymi truskawkami i przesunęła na bok stos brudnych talerzy. Powróciła myślami do rozmowy z Daltonem.

Nawet gdyby Scott zgodził się na dziecko, Kate nie była pewna, czy chciałaby nosić w łonie jego potomka. Zaczęła się zastanawiać, kiedy tak naprawdę wygasła jej miłość do męża. Ale nie mogła sobie przypomnieć ani dnia, ani godziny. To uczucie zamierało w niej powoli, po wszystkich kłamstwach, dowodach niewierności, aroganckich odzywkach i lekceważeniu jej potrzeb. Tępa pasywność, w którą popadła Kate, była jak śmierć. Wiedziała jednak, że któregoś dnia będzie się musiała otrząsnąć z marazmu i zacząć życie od nowa. Zanim nie będzie za późno. Zanim nie stanie się robotem.

Wróciła do jadalni z tacą serów. Towarzystwo upajało się dyskusją o jachcie zakotwiczonym przy Sydney Harbour. Kate postanowiła milczeć i jedynie słuchać rzucanych od niechcenia uwag. Zauważyła, że wszyscy w wyjątkowy sposób liczą się ze zdaniem Alexa Daltona. Z tego, co słyszała od Scotta, ten człowiek mógłby sobie pozwolić na kupno niejednego luksusowego jachtu.

– Naturalnie, przyjdzie pani? – zapytał Dalton.

– Moja skóra nie toleruje ostrego słońca – na poczekaniu wymyśliła usprawiedliwienie.

– Część tarasu jest zadaszona. Proszę się nie martwić. Zadbam o panią – zapewnił.

Scott wtrącił się do rozmowy i odpowiedział za nią:

– Żona kocha wodę. Na pewno przyjdzie, Alex. Kate zamarła. Jej oczy przypominały teraz dwa sople lodu, gotowe przeszyć Scotta na wylot.

– No więc umowa stoi – Dalton rzekł z cieniem satysfakcji. Nie wszczęła sporu. Nie nadszedł jeszcze odpowiedni czas.

– Pewnie jako dziecko musiała pani cierpieć z powodu kłopotów ze skórą – niespodziewanie zagadnął Alex.

– Tak. Zawsze musiałam ją ochraniać. Któregoś razu nie dopilnowałam i w rezultacie miałam poparzenie drugiego stopnia. To była dla mnie nauczka do końca życia.

Dalton zerknął na nagie ramiona Kate. Biała suknia na ramiączkach kusząco odsłaniała ciało.

– Nie widzę blizn.

– Zniknęły. Jasna karnacja zawsze była dla mnie przekleństwem. Nie mogłam chodzić na plażę, ani nawet wykonywać pewnych prac poza domem.

– Ośmielam się zauważyć, że posłużyło to pani, bowiem rozwinęła pani inne sprawności domowe – stwierdził ironicznie. – Nie nazwałbym tego przekleństwem. Pani skóra błyszczy jak najprzedniejsza porcelana… A może nawet lepiej. Cały wieczór tłumię w sobie chęć dotknięcia pani ramion.

– Cieszę się, że się pan przed tym powstrzymał – roześmiała się. – Nie jestem figurką z porcelany, panie Dalton, ale też nie lubię się bawić w obmacywanie.

Dalton na chwilę zawiesił na Kate przenikliwe spojrzenie, po czym rzekł szeptem: