– Warto było spróbować. Wyglądałaś na płochliwą osobę, którą łatwo zranić. Ale widzę, że odzyskałaś już wolę walki. W takim razie zadowolę się tylko twoim towarzystwem i rozmową. Co się jeszcze stało dzisiejszego dnia? – zapytał, przechodząc do jadalni, gdzie paliło się jedyne w całym domu światło. – Cieszę się, że byłaś na tyle rozsądna i coś zjadłaś.

Kate podążyła za Alexem. Przepełniała ją głęboka niechęć do tego mężczyzny. Chwyciła talerz po paście i kubek i wyniosła je do kuchni. Kiedy wróciła, zastała gościa na przeglądaniu rozłożonych dokumentów.

– Masz dobrego księgowego? – zapytał.

– Nie. A chcesz mi kogoś polecić? – rzuciła z sarkazmem.

– Peterson. Carl Peterson. Mam przy sobie jego numer telefonu. – Wyciągnął portfel, a z niego wizytówkę. – Jest bardzo skuteczny. Potrafi w taki sposób wykręcić kota ogonem, że zawsze wyjdzie na twoje.

– Spryciarz z niego! Czy twój adwokat jest również czarodziejem?

– Ma się rozumieć. Zatrudniam wyłącznie najlepszych specjalistów – odparł i wyciągnął kolejną wizytówkę. – Czy jest jeszcze coś, w czym mógłbym pomóc?

– Nie proszę cię o pomoc. Zapytałam tylko tak sobie. Sądzę, że chyba dość wyraźnie odrzuciłam twoje poprzednie propozycje.

Alex uśmiechnął się i spojrzał na nią kpiąco.

– Nie przeszkadza mi, że przegrałem pierwszą rundę. I drugą. To była zaledwie rozgrzewka. Czas, żeby poznać mocne strony przeciwnika. I muszę przyznać, Mary Kathleen, że urzekły mnie twoje mocne strony.

– Nie zwracaj się tak do mnie! – warknęła.

Krew zaczęła jej jeszcze mocniej pulsować ze zdenerwowania, kiedy Alex przystawił sobie krzesło i rozparł się na nim wygodnie. Zachowywał się tak swobodnie, jakby był u siebie w domu. Jego krnąbrność była nie do ujarzmienia. Sam dla siebie stanowił prawo.

– Nie stój tak, sztywna jak kobra, która szykuje się do ataku. Dzisiejszego wieczora będę twoim sprzymierzeńcem i przyjacielem. Usiądź i odpręż się. Wylej z siebie wszystkie żale.

Kate balansowała na granicy wytrzymałości nerwowej.

– Nie chcę z tobą walczyć, Alex. Nie mam ochoty być twoim przeciwnikiem na ringu. Proszę, idź sobie – rzekła twardo.

– Dlaczego? Masz coś ważnego do zrobienia? Chcesz ronić łzy z powodu śmierci tego samolubnego drania, którego poślubiłaś? Chcesz świadomie się umartwiać i dla samej zasady nie korzystać z uciech, które niesie życie? Co ci to da? Lepiej porozmawiaj ze mną.

Alex najwyraźniej nie miał zamiaru wyjść. Siedział nieporuszony jak skała. Zdesperowana Kate westchnęła i opadła na krzesło.

– Czego ty ode mnie chcesz? Nie widzisz, że nie interesuje mnie twoja gra?

– Nie zamierzam rozpoczynać żadnej gry, Mary Kathleen. Nazwałbym to raczej swego rodzaju umową – odpowiedział – z szelmowskim uśmiechem. – Tak, chcę ci zaproponować pewną umowę – powtórzył, bacznie obserwując narastającą ciekawość Kate. – Co byś powiedziała na to, żebyśmy zawarli umowę małżeńską? Nie sądzę, byś mogła doszukać się w tym jakiejś gry.

Przez dłuższą chwilę patrzyła na niego z niedowierzaniem, po czym wsparła łokcie na stole i objęła dłońmi głowę.

– Nie bawię się – bąknęła.

– Ja również nie traktuję tej propozycji jak zabawy. Zerknęła na Alexa, usiłując doszukać się w jego spojrzeniu kpiny lub chociażby żartu. Ze zdziwieniem przyznała, że jego wzrok był spokojny i poważny.

– Czy ty naprawdę proponujesz mi małżeństwo? – zapytała, chcąc się upewnić, czy dobrze go zrozumiała.

– Sądzę, że byłoby nam ze sobą całkiem dobrze – odparł od niechcenia.

– Co chcesz przez to powiedzieć? Alex spoglądał na nią uważnie, choć cały czas zachowywał pozory beztroski. Machnął ręką zapraszająco. – - Powiedz mi, czego oczekujesz od życia? Kate nerwowo oddychała.

– Nie! Przecież to czyste szaleństwo.

– Powiedz…

– Czy ty sobie wyobrażasz, że możesz mi dać wszystko, czego zapragnę?

Przytaknął z pewnością charakterystyczną dla człowieka, który przywykł do sukcesów.

– W sprawach materialnych… na pewno. Nie mam co do tego wątpliwości. Nigdy już nie musiałabyś się trzymać za kieszeń. Tak więc jeden kłopot moglibyśmy uznać za rozwiązany.

– Pod warunkiem, że wyznaje się zasadę: za pieniądze można kupić wszystko – zadrwiła Kate.

– O, nie. Za pomocą pieniędzy zdobywa się pewien komfort i wolność, natomiast nie można za nie kupić dzieci.

Kate wiedziała, że Alex specjalnie trafia w jej czuły punkt Przypomniała sobie rozmowę sprzed dwóch dni, kiedy to wypytywał ją natrętnie o dzieci. Teraz świadomie wykorzystał jej frustrację, wiedząc, że jego uwaga przyniesie porażający efekt Z oczu Kate łatwo można było wyczytać ubolewanie nad pięcioma bezowocnymi latami małżeństwa, które nie dały jej potomstwa.

– Naprawdę chcesz mieć dzieci? Alex rozłożył ręce na znak, że nie ma przed nią nic do ukrycia.

– A z jakiego innego powodu proponowałbym ci małżeństwo?

– Nie wiem – westchnęła. – Nie wiem też, dlaczego poślubił mnie Scott. Przypuszczam, że chodziło mu o dopasowanie się do pewnej konwencji. Małżeństwo poniekąd jest swoistym symbolem statusu społecznego.

– Mogę cię zapewnić, że nie interesuje mnie żoną jako symbol statusu. Mam już kucharkę i sprzątaczkę, choć nie obraziłbym się, gdybyś od czasu do czasu coś dla mnie ugotowała. Ciągle wspominam te wspaniałości, które podałaś wtedy na kolację. Co poza tym? Z pewnością nie zależy mi też, żebyś przynosiła do domu pieniądze. Sama widzisz, że nie ma żadnej innej rozsądnej przyczyny, dla której mógłbym cię zechcieć pojąć za żonę. Chodzi mi tylko o dzieci. Dlatego potrzebuję żony, a ty… męża – zakończył z naciskiem.

– A jak wyobrażasz sobie nasze wzajemne stosunki, poza tym, że ty będziesz ojcem, a ja matką naszych dzieci? – zapytała sceptycznie.

Alex obdarzył ją rozbrajającym uśmiechem.

– Och! Sądzę, że przez te wszystkie kawalerskie lata dosyć już miałem przygód z najrozmaitszymi kobietami. Byłbym szczęśliwy, gdybym mógł wreszcie osiąść przy jednej partnerce, chyba że z góry zakładasz, że nie jesteś w stanie mnie zadowolić. – Uśmiechnął się kokieteryjnie. – No, co? Pójdziemy na górę, żeby sprawdzić, czy do siebie pasujemy?

Kate oblała się rumieńcem, wściekła na siebie, że dała się zwieść jego opowiastkom o dzieciach.

– Tracisz jedynie czas, Alex. Scott stwierdził, że jestem pasywna jak kłoda.

– Nie ma pasywnych kobiet. Są jedynie nieodpowiedni kochankowie. Tacy mężczyźni jak Scott skupiają całą uwagę wyłącznie na sobie i raczej rzadko myślą o sprawieniu przyjemności partnerce. A ja chciałbym sprawiać ci przyjemność, Mary Kathleen. – Alex wymownie przebiegł wzrokiem po jej ciele.

– Przestań – zażądała.

– Co mam przestać? Przecież ja nic nie robię. Siedzę grzecznie i rozmawiam z tobą – odparł niewinnie. – Oczywiście, jeśli masz ochotę, żeby coś się działo, daj mi znać, proszę. Z przyjemnością dostosuję się do twojej prośby.

– Ja od ciebie niczego nie chcę. Nie potrafisz tego zrozumieć?

– To miło z twojej strony. Naprawdę odpowiadają mi kobiety, które niczego ode mnie nie chcą. Pieniądze rządzą światem, a przeważnie każdy ma ochotę być władcą. Spotkanie kogoś, komu nie zależy na pieniądzach, przywraca mi wiarę w ludzi i ogólnie działa pokrzepiająco. Sprawia też, że tym chętniej dałbym temu komuś wszystko, czego zapragnie. Dla samej przyjemności dawania. Myślę, że chciałbym zostać twoim mężem, Mary Kathleen. Dlaczego miałabyś więc odrzucić moją propozycję?

– Dlatego, że nie chcę już za nikogo wychodzić za mąż!

– krzyknęła i przyłożyła dłonie do skroni, które pulsowały jej mocno. – Ta rozmowa jest czystym szaleństwem. Nie mogę uwierzyć, że w ogóle się odbyła. Wczoraj zmarł mój mąż, a ty dziś siedzisz tu i proponujesz mi małżeństwo. To jest zupełnie irracjonalne i nie wierzę, żebyś mówił serio. To jedynie gra… głupia, niesmaczna gra i dlatego chcę, żebyś już sobie poszedł. Alex wyciągnął z kieszeni marynarki jakieś dokumenty i rzucił je na stół.

– Ja już podpisałem. Brakuje jeszcze tylko twojego podpisu. Sama się przekonaj, czy to jest gra.

Zerknęła na formularze z urzędu stanu cywilnego i pokręciła głową z niedowierzaniem.

– Chyba zwariowałeś…

– Wątpię czy znajdzie się choć jedna osoba spośród tych, co mnie znają, która to potwierdzi. W kręgach biznesmenów uchodzę za bardzo zdroworozsądkowego, wręcz wyrachowanego człowieka.

Kate spojrzała na niego z rezygnacją.

– Alex, mam za sobą nieudane i jałowe małżeństwo. Nie kocham cię. Nie znam cię na tyle, żeby ci zaufać. Dlaczego więc, u diabła, sądzisz, że mogłabym za ciebie wyjść?

– Powolutku, powolutku – odparł spokojnie. – Nie kochasz mnie. A kto tu mówi o miłości? Proponuję ci zawarcie umowy małżeńskiej, w której obie strony wyrażają chęć posiadania dzieci. Kiedyś kochałaś Scotta. Przynajmniej tak sądzę. Chyba tylko uczucie mogło cię popchnąć do małżeństwa z nim, prawda? Ale sama wiesz najlepiej, jakim niewypałem okazał się wasz związek. Miłość to, niestety, jedynie podstępne uczucie, które przyćmiewa zdrowy rozsądek.

– Wiesz aż tyle o miłości? – przerwała drwiąco Kate.

– Aż tyle – potwierdził i wskazał na nią palcem. – Wczoraj byłaś dla mnie miła i obdarzyłaś mnie odrobiną zaufania. To ci powinno wystarczyć, żeby się już mnie nie bać. A teraz jedynie śmierć Scotta sprawiła, że znowu zamknęłaś się w swojej fortecy. Niepotrzebnie.

– Wcale tak nie jest.

– A jak inaczej można nazwać twoje zachowanie? Bronisz się przede mną i zasłaniasz swoim wdowieństwem. Niespodziewanie przestałaś być mężatką. Straciłaś większy lub mniejszy przywilej bycia czyjąś żoną. I oto nagle pojawiłem się ja. Natychmiast uciekłaś i schroniłaś się w tych czterech ścianach. Musisz jednak przyznać, Mary Kathleen, że wczoraj odpowiadało ci moje towarzystwo, i to do tego stopnia, że zdobyłaś się wobec mnie na szczerość, jakiej nie okazałaś nikomu innemu. Powiedz, dlaczego nie mielibyśmy rozwijać tej otwartości, będąc małżeństwem? Żadnych kalamburów ani dąsów, po prostu mówienie sobie wszystkiego bez ogródek. Uważam; że to doskonała podstawa do wzajemnego porozumienia. Nie sądzisz?