– Lepiej zacznijmy od włosów – powiedziała cicho do Aggie, ta zaś skinęła posłusznie głową.

– Spakujemy twoje rzeczy – zaofiarowała się Una. – Choć wątpię, czy okażą się dość dobre na Glenkirk. Umiesz jednak szyć. Z pomocą Aggie na pewno potrafisz uszyć dla siebie ładne stroje. Książę nie będzie wobec młodej żony skąpy. Proś go o wszystko teraz, zanim się tobą znudzi, Flanno. Jestem pewna, że da ci klucz do składów, gdzie znajdziesz jedwabie i inne piękne materie.

– Nie chcę od niego nic – odparła chłodno Flanna. – I tak odebrał mi jedyną rzecz, na której mi zależało: Brae.

– Nie bądź głupia – zganiła ją Una ostro.

– Stary powinien był wziąć pięćset koron – wtrąciła Ailis. – Wyobraźcie sobie: Ognista Flanna księżną, to ci dopiero! – zawołała z kpiną w głosie.

– Milcz, podła jędzo – prychnęła Una gniewnie. – Myślisz, że gdyby stary wziął złoto, zobaczylibyśmy z niego choć koronę, Ailis? Przypominam ci, że to mój Aulay jest dziedzicem. Twój Simon to tylko młodszy syn. Brae należało do Flanny, odziedziczyła je po matce. To jej dopisało szczęście, nie nam, choć dziwię się, jak wszyscy, że Lachlann Brodie odrzucił możliwość zarobienia pięciuset koron. Z drugiej strony, kochał Meg Gordon serdecznie, a i ona go kochała, mimo różnicy wieku.

W pokoju zapadła cisza. Una była matką rodu, kobietą obdarzoną dobrym sercem, choć twardą, porywczą i niemającą cierpliwości do głupców. Nikt, nawet teść, nie mógłby jej zarzucić, że bywa bez potrzeby okrutna, rządziła jednak kobietami żelazną ręką, wymagając absolutnego posłuszeństwa i stosownego zachowania. Nie wahała się też ukarać każdego, kto próbowałby podważyć jej autorytet, nawet Flanny, choć miała do dziewczyny niewątpliwą słabość.

Una Brodie straciła jedyną córkę podczas tej samej zimowej epidemii, która zabrała matkę Flanny. I choć miała poza nią czterech synów, to córkę kochała najbardziej. Zachorowała jako jedna z pierwszych i to Meg Gordon pielęgnowała ją oraz jej dziecko, po czym zaraziła się od nich i umarła. Flanna, choć nie przypominała w niczym Mary, była córką bez matki, Una zaś matką bez córki. Choć nic nie zostało w tej sprawie oficjalnie postanowione, przygarnęła małą i wychowała najlepiej jak mogła. Nie było to łatwe, gdyż Flanna miała od dziecka trudny charakter, a Meg zbytnio jej pobłażała.

Teraz Flanna, wyszorowana jak należy, wyszła z wanny i pozwoliła się wytrzeć. Kobiety zawinęły jej mokre włosy w ręcznik, a potem szczotkowały je przy ogniu, aż stały się miękkie i błyszczące. Przyniosły białą jak śnieg lnianą koszulę i ubrały w nią Flannę. Kuzynki upięły jej na głowie niewielki wianek z wrzosu i michałków. To było wszystko, w czym miała wystąpić podczas ślubu. Szła do ołtarza boso, z włosami rozpuszczonymi na znak, że jest dziewicą.

– Może i jesteś wysoka jak ojciec i bracia, masz też ich rude włosy – zauważyła Una – twarz odziedziczyłaś jednak po matce, a Meg była piękna. Masz czystą cerę, ładne oczy i usta stworzone do całowania. Książę powinien być zadowolony. A teraz mnie posłuchaj: kiedy nadejdzie czas, byście poszli do łoża, leż spokojnie i pozwól, by mąż wykonał całą robotę. Gdy po raz pierwszy w ciebie wejdzie, trochę cię zaboli, nie potrwa to jednak długo. Potem, jeśli książę okaże się dobrym kochankiem, możesz nawet czerpać ze współżycia pewną przyjemność. Lecz nawet jeśli tak nie będzie, wmawiaj mu, że jest inaczej. Wszyscy mężczyźni chcą wierzyć, że są niezrównanymi kochankami. Nie ma nic złego w tym, aby pozwolić im tak myśleć.

– A moi bracia? Są dobrymi kochankami? – spytała Flanna śmiało, spoglądając na sześć swoich szwagierek. Widząc, że się zarumieniły, roześmiała się złośliwie. Una spojrzała na nią, niezadowolona. Flanna widziała, że ma ochotę ją uderzyć, nie chciała jednak dopuścić, by inne zauważyły, że nie potrafi nad sobą zapanować. Ailis, Peggie, Eileen, Mona i Sorcha z zażenowaniem spuściły wzrok.

– Zachowuj się jak należy, dziewko – zganiła ostro Flannę. – To, że zostaniesz wkrótce księżną, nie oznacza, iż możesz być wobec nas nieuprzejma. Aulay nigdy mnie nie rozczarował, jestem też pewna, że jego bracia sprawili się podobnie – powiedziała, broniąc pozostałych. – A teraz, dziewczęta, uspokójcie się i uklęknijcie. Pomodlimy się za szczęście Flanny i za to, by za dziewięć miesięcy dała mężowi pięknego syna.

– Daj spokój, Uno – zaprotestowała Flanna śmiało. – Jeszcze nie oswoiłam się z tym, że będę miała męża, a ty już mówisz o dzieciach.

– Dziedzic ugruntowałby twoją pozycję, dziewczyno – stwierdziła rozsądnie Una. – Jeśli będziesz mądra, Flanno Brodie, urodzisz księciu dziedzica najszybciej, jak tylko się da.

ROZDZIAŁ 3

Una posłała jedną z młodszych kobiet z powrotem do wielkiej sali, polecając sprawdzić, czy z wioski przybył już pastor. Okazało się, że duchowny zdążył dotrzeć do zamku, Flannę wprowadzono więc bez zbędnej zwłoki do sali i postawiono przed obliczem wielebnego pana Forbesa, miejscowego kapłana obrządku prezbiteriańskiego. Patrick Leslie podszedł i stanął obok Flanny. Jej skromny strój nieco go zdziwił, przypomniał sobie jednak, że stary wiejski obyczaj nakazywał, by panna młoda szła do ołtarza bosa i w samej koszuli. Symbolizowało to nie tylko niewinność, ale i posłuszeństwo. Niemal się roześmiał, podejrzewając, iż cnota posłuszeństwa okaże się jego żonie zupełnie obca, uznał jednak, że jeśli Flanna sprawdzi się jako pani domu, nie będzie mu to przeszkadzało.

Kapłan chrząknął, a potem odprawił pośpiesznie krótką ceremonię. Głos Patricka Leslie brzmiał czysto i głośno, gdy zgadzał się wziąć Flannę Brodie za żonę. Lecz kiedy pan Forbes zapytał Flannę, czy bierze sobie księcia za małżonka, by kochać go, szanować i być mu posłuszną, zawahała się i powiedziała:

– Nie kocham go, ponieważ go nie znam. Co się tyczy szacunku, będzie musiał na niego zasłużyć. Będę szanowała go jako mego pana i małżonka, nie mogę jednak stanąć przed Bogiem i obiecać, że będę mu posłuszna, gdyż wcale nie jestem tego pewna.

Biedny pastor zamilkł, zaskoczony taką deklaracją ze strony panny młodej. Lachlann Brodie poczerwieniał na twarzy i wyglądał, jakby miał się udusić.

– Przyjmuję warunki damy – powiedział szybko Patrick, przełamując impas. – Ma prawo je stawiać zważywszy, iż poznaliśmy się zaledwie przed kilkoma godzinami. Doceniam zarówno odwagę, jak szczerość żony, gdyż dobrze świadczą o jej charakterze.

– Skoro tak, doskonale – powiedział wielebny z wyraźną ulgą. – Ogłaszam zatem, że ten mężczyzna i ta kobieta są odtąd mężem i żoną.

– Gdybym nadal był za ciebie odpowiedzialny, dziewczyno, chwyciłbym teraz za rózgę – powiedział ojciec Flanny – i radzę twemu mężowi, by właśnie to uczynił.

Choć raz Flannie udało się powstrzymać cisnącą się na usta, ostrą odpowiedź.

– Posiłek gotowy – oznajmiła Una i wszyscy zasiedli do stołu.

Rozmaitość potraw zdziwiła księcia. Zważywszy, iż Lachlann uważany był powszechnie za skąpca, nie spodziewałby się, że na stole może znaleźć się tyle dobrych rzeczy: ryby – pstrąg i łosoś na podłożu z rukwi, pół wołu, upieczonego i ociekającego sosem, wielki półmisek kaczek z chrupiącą skórką, nadziewanych chlebem i jabłkami, potrawka z królika w pachnącym ciemnobrązowym sosie z marchewką oraz porami, świeży chleb, masło, mały krąg sera i najlepsze październikowe piwo, jakie Patrickowi zdarzyło się kiedykolwiek pić. Nie podano wina, ale osoby o wrażliwszym podniebieniu mogły raczyć się do woli świeżym cydrem.

Flanna, której apetyt zazwyczaj dopisywał, ledwie skubnęła jedzenie. Uświadomiła sobie bowiem z całą mocą, że wkrótce będzie musiała pójść do łóżka z mężczyzną, którego zupełnie nie zna. Nie wiedziała absolutnie nic o tym, co dzieje się pomiędzy żoną a mężem, gdyż nigdy się tym szczególnie nie interesowała. A zważywszy, iż nie miała przyjaciółek, z którymi mogłaby swobodnie plotkować, cala jej skąpa wiedza pochodziła od Uny, która niechętnie poruszała tego rodzaju tematy w rozmowie z dziewicą. To zaś, co powiedziała wcześniej w sypialni, tylko wprawiło Flannę w jeszcze większe pomieszanie. Zrobię z siebie kompletną idiotkę, pomyślała, nieco przestraszona.

Patrick obserwował żonę dyskretnie i zauważył, że prawie nie je. Czy aby na pewno jest dziewicą? Zastanawiał się. Stary zapewniał, że nikt jej nie tknął, lecz z tymi góralkami nigdy nie wiadomo. I czy powodem tak pośpiesznego małżeństwa była aby na pewno chęć zdobycia dla córki księcia? A może dziewczyna nosi pod sercem dziecko innego mężczyzny?

Spojrzał na Flannę i natychmiast odrzucił podejrzenia. Nic nie wskazywało na to, by dotąd źle się prowadziła. Sprytny stary Brodie dostrzegł po prostu okazję, by wydać córkę za księcia i natychmiast z tego skorzystał. Trzeba będzie przespać się z Flanną jeszcze tej nocy, w domu teścia. Gdyby okazało się, że nie jest dziewicą, unieważniłby natychmiast małżeństwo, zachowując Brae jako zadośćuczynienie za oszustwo.

Posiłek dobiegł wreszcie końca. Sprzątnięto ze stołów i w sali pojawił się kobziarz. Mężczyźni z rodziny wstali i ustawiwszy się w szereg, zaczęli tańczyć. W powietrzu unosił się delikatny, białoniebieski dym. Widać kominek nie funkcjonował jak należy. Patrick uświadomił sobie, że nie odezwał się do Flanny, odkąd złożyli małżeńską przysięgę, a i ona nie okazała się szczególnie rozmowna. Wyciągnął zatem do żony rękę, wstał i zmusił ją, by też się podniosła.

– Chodźmy, pani. Zatańczymy dla uczczenia naszego związku.

Poprowadził ją na środek sali, a kobziarz zaczął grać spokojny, weselny taniec. Patrick z zaskoczeniem przekonał się, że mimo wysokiego wzrostu Flanna porusza się z niezwykłą gracją. Unosząc rąbek skromnej koszuli, pochylała się i stąpała pewnym, choć drobnym kroczkiem. Obrócił ją, obejmując ramieniem, a wtedy odchyliła głowę i szybko na niego spojrzała. Oczy ma srebrzystoszare, zauważył. Uśmiechnął się leciutko, z aprobatą.

– Tańczysz doskonale, pani – powiedział miękko.