– Drogi książę – powiedział głębokim, pełnym, łagodnym głosem – twa lojalność nie pozostanie niezauważona, choć nie mieliśmy okazji dotąd się spotkać. Od wielu lat nie pojawiałeś się na dworze, jednak twój kuzyn, książę Lundy, wspomina o tobie i twojej matce często i z miłością. Przekaż, proszę, wyrazy uszanowania księżnej.

– Przykro mi z powodu twego ojca, Wasza Wysokość – odparł James Leslie – znałem go od urodzenia i modlę się za jego dobrą duszę.

– W sposób zalecany przez prezbiterian, mam nadzieję – zauważył król, unosząc w ledwie dostrzegalnym uśmiechu kąciki warg.

– Oczywiście, Wasza Wysokość – odparł książę, kłaniając się. W jego zielonych oczach zabłysły iskierki rozbawienia.

Przez cały sierpień Anglicy na próżno starali się przełamać obronę Szkotów. David Leslie pilnował, by jego oddziały zajmowały najlepsze do obrony pozycje i ostatecznie zmusił Anglików, by wycofali się na wybrzeże, gdyż kończyły się im zapasy. Angielską armię prześladował głód i choroby. Liczba żołnierzy spadła do jedenastu tysięcy, podczas gdy Szkotów wciąż przybywało. Wkrótce było ich już dwadzieścia trzy tysiące. Cromwell wycofał się do Dunbar, by poszukać tam zaopatrzenia. Szkoci podążyli za nim, starając się zamknąć przeciwnika w pułapce.

Drugiego września opuścili wygodne pozycje na wzgórzach otaczających Dunbar i rozbili bezczelnie obóz na równinie, tuż pod bokiem Anglików. Zamierzali zaatakować rankiem, lecz Anglicy uderzyli pierwsi. Armia szkockich prezbiterian Karola II została osaczona na niemożliwym do obrony, płaskim terenie i sromotnie pobita. Czternaście tysięcy ludzi straciło tego dnia życie, a wśród nich James Leslie, pierwszy książę i piąty lord Glenkirk.

Jasmine Leslie witała powracających z kamienną twarzą. Pochowała męża nie uroniwszy łzy, choć osobiście dopilnowała, by jego ciało zostało troskliwie obmyte i ubrane w najlepszy strój. Złożono je w trumnie, otoczonej płonącymi świecami. Z wioski przybył prezbiteriański kapłan, wielebny pan Edie, by odprawić nad trumną długie, choć zaimprowizowane modły.

Gdy odszedł, Jasmine sprowadziła anglikańskiego pastora, który wiódł kiedyś w Glenkirk wygodne życie. Kiedy rodzinie narzucono Kowenant, został zmuszony do przejścia na emeryturę – dla bezpieczeństwa własnego i Lesliech. Teraz złożył Jamesa Leslie w elegancki, anglikański sposób do grobu, żegnając pięknymi słowami z modlitewnika króla Jakuba.

Jasmine zamknęła się na kilka dni w odosobnieniu.

– Chcę opłakiwać męża w samotności – powiedziała do syna. Pewnego dnia wybrała się jednak do BrocCairn, na spotkanie z siedemdziesięciosiedmioletnią matką.

– Teraz obie jesteśmy wdowami – powiedziała Velvet Gordon.

– Przyszłam się pożegnać – wyjaśniła Jasmine spokojnie. – Nie mogę mieszkać dłużej w Glenkirk. Może powrócę tu pewnego dnia, lecz teraz muszę wyjechać.

– Opuścisz swego syna? – spytała jej matka.

– Patrick będzie cię potrzebował. Powinien znaleźć sobie szybko żonę, poślubić ją i się ustatkować. Ciągłość rodu powinna zostać zabezpieczona. Twoim obowiązkiem jest pozostać przy jego boku.

– Patrick ma już trzydzieści cztery lata, mamo, i jest w stanie sam znaleźć sobie żonę. Nie potrzebuje mnie ani mojej opinii, ja zaś muszę wyjechać z Glenkirk, inaczej umrę tam z żalu. Każdy pokój, każdy zakątek przypomina mi o Jemmiem. Nie mogę tego znieść! Muszę wyjechać! Gdy pięć lat temu umarł Alex, miałaś koło siebie pięciu synów i liczne wnuki. Pomogli ci uporać się z rozpaczą. Ja mam tylko Patricka, pozostałe dzieci rozproszyły się po świecie. Patrick mnie nie potrzebuje. Trzeba mu żony i dziedzica, ale nie znajdzie ich, jeśli pozostanę i będę nadal zapewniała mu wygody. Zamierzam zabrać z sobą Adalego, Rohanę i Toramalli.

– Patrick powinien był dawno się ożenić – stwierdziła hrabina BrocCairn, zirytowana. – Zepsuliście go, pozwalając mu robić, co chce. Nie wiem, co stanie się, kiedy wyjedziesz, uważam jednak, że nie powinnaś uciekać.

Jasmine pożegnała się z matką, przyrodnimi braćmi i ich rodzinami. Wróciła do Glenkirk utwierdzona w postanowieniu. Zebrała służących, którzy byli z nią przez całe życie i oznajmiła im o zamiarze opuszczenia Glenkirk.

– Chcę, byście pojechali ze mną.

– A dokąd moglibyśmy się udać, jeśli nie tam, gdzie ty, księżniczko – powiedział Adali, rządca.

Choć bardzo wiekowy, zachował siły i zarządzał gospodarstwem równie sprawnie, jak tuż po tym, gdy przybył do Glenkirk. – Byliśmy z tobą, odkąd się urodziłaś. Pozostaniemy przy tobie, póki nie rozdzieli nas Bóg.

Jasmine zamrugała, powstrzymując łzy wzruszenia. Było to pierwsze uczucie, jakie pozwoliła sobie okazać od śmierci męża.

– Dziękuję, Adali – powiedziała cicho, a potem dodała, zwracając się do równie wiekowych pokojówek:

– A wy, moje drogie?

– Pojedziemy z tobą, pani. Tak jak Adali, jesteśmy twoje do śmierci – odparły bliźniaczki.

Rohana pozostała panną, lecz Toramalli poślubiła jednego ze zbrojnych Lesliech. Nie mieli własnych dzieci, wychowali jednak bratanicę.

– Jesteś pewna, Toramalli? – dopytywała się Jasmine. – Fergus wolałby zapewne pozostać. Przez całe życie prawie nie oddalał się od Glenkirk. Musisz się z nim naradzić, zanim dasz mi odpowiedź.

– Fergus pojedzie – odparła stanowczo Toramalli. – Nie mamy dzieci ani wnuków, a Lily jest już w Anglii, w służbie lady Autumn. Mamy tylko tę małą rodzinę, złożoną z mojej siostry i Adalego. Byliśmy razem zbyt długo, by teraz się rozstawać.

– Jestem wam wdzięczna – powiedziała księżna z uczuciem. – Jutro zaczniemy się pakować.

Po południu wspięła się na szczyt zachodniej wieży, skąd roztaczał się widok na okolicę. Zdyszana, weszła na dach. Za nią niebo zaczynało już ciemnieć. Na wschodzie widać było gwiazdę wieczorną: wielką, jasną i zimną. Przed sobą miała zachodzące w glorii słońce. Intensywne barwy czerwieni i złota, przetykane smugami fioletu, tworzyły wspaniały spektakl. Niebo powyżej było jeszcze błękitne, pełne obramowanych złotem, różowych obłoków, płynących majestatycznie ku odległemu horyzontowi.

Jasmine westchnęła i spojrzała w dal, ponad otaczające Glenkirk wzgórza. Była tu bardzo szczęśliwa. Mieszkała w zamku dłużej, niż gdziekolwiek indziej, lecz był z nią Jemmie.

Teraz, gdy umarł, Glenkirk zaczęło wydawać się jej obce. Czuła, że musi stąd wyjechać. Wbrew temu, co wmawiała innym, nie była wcale pewna, czy kiedykolwiek powróci. Glenkirk bez Jamesa nie było już takie samo. Westchnęła ponownie i skierowała się ku prowadzącej w dół drabinie. Jeśli pozostanie na wieży zbyt długo, biedny Adali gotów poczuć się w obowiązku po nią przyjść. Rzuciła po raz ostatni wzrokiem na otaczającą zamek, majestatyczną scenerię i zaczęła schodzić. Nadszedł czas, by porozmawiać z Patrickiem.

Znalazła syna w wielkiej sali, siedzącego przy jednym z dwóch kominków. Był przystojnym mężczyzną o ciemnych włosach i zielonych oczach swego ojca.

– Dokąd się udasz? – zapytał. – Nie chcę, byś wyjeżdżała, matko. Wiem, że jestem od dawna dorosły, ale dopiero co straciliśmy ojca. Nie chcę stracić i ciebie.

Ujął jej dłoń i serdecznie ucałował. Księżna Glenkirk przełknęła łzy. Musi być silna, ze względu na syna i na siebie.

– Wdowi domek w Cadby jest moją własnością – powiedziała. – Mam zamiar w nim zamieszkać. Jestem przecież nie tylko księżną wdową Glenkirk, ale i owdowiałą markizą Westleigh. Lubię Anglię, a Bóg mi świadkiem, że klimat w Cadby bardziej odpowiada starym kościom niż chłód i wilgoć Glenkirk.

– Lecz toczy się wojna, mamo! Nie chcę, byś pakowała się na oślep w niebezpieczeństwo dlatego, że opłakujesz męża – powiedział.

– Twój brat, markiz Westleigh, był na tyle mądry, iż nie zaangażował się po żadnej ze stron. Pozostaje lojalny wobec aktualnej władzy. Poza tym, jak reszta z nas, od dawna trzyma się z dala od dworu, Cadby zaś położone jest, podobnie jak Glenkirk oraz Queen's Malvern, na uboczu. No i kto chciałby zakłócać spokój opłakującej męża starej kobiety?

– Nie jesteś stara! – zawołał, a potem się uśmiechnął. – Zaczynasz mówić jak moja prababka, cudowna, choć przerażająca madame Skye.

Roześmiała się i uścisnęła lekko jego dłoń.

– Mam sześćdziesiąt lat – powiedziała – i z pewnością nie jestem już pierwszej młodości. Ze wszystkich moich dzieci jedynie ty pozostałeś w Szkocji, Patricku. Spośród twoich braci dwaj są Anglikami, a pozostali dwaj zamieszkali w Irlandii i są praktycznie dla mnie straceni. India i Autumn osiedliły się w Anglii, a Fortune w koloniach. Najwyższy czas, byś i ty się ustatkował. Odpowiedzialność za Glenkirk spadła nagle, choć trudno powiedzieć, że nieoczekiwanie, na twe szerokie ramiona. Powinieneś był się ożenić dawno temu. Potrzebujesz żony, a przede wszystkim dziedzica.

– Potrzebuję matki – odparł.

Jasmine zmarszczyła brwi i puściła dłoń syna.

– Nic podobnego, Patricku. Jesteś księciem Glenkirk i musisz traktować swe obowiązki poważnie. Spróbuj zrozumieć. Muszę wyjechać do Anglii, i to z kilku powodów. Po pierwsze, Szkocja to dla mnie teraz zbyt smutne miejsce. Po drugie, muszę dopilnować, by Henry, Deverall Indii i moi wnukowie nie zaangażowali się w to religijne szaleństwo. Charlie, mój niezupełnie królewski Stuart, zastanawia się, czy byłoby rozsądnie wesprzeć króla. Spróbuję wyperswadować mu ten pomysł, to zaś prowadzi do jeszcze jednej sprawy, którą muszę z tobą omówić. Nie wolno ci nigdy, przenigdy zaangażować się w intrygi królewskich Stuartów, Patricku. Niebezpiecznie jest już choćby ich znać. Nie muszę powtarzać ci, jak układały się dotąd nasze stosunki, gdyż znasz historię obu rodów nadto dobrze. Twój ojciec nie posłuchał mego ostrzeżenia ani nie wyciągnął wniosków z tego, co opisano w rodowych kronikach, i na rodzinę spadła kolejna klęska. Z rozmysłem trzymaliśmy się dotąd z dala od dworu, aby ochronić ciebie i Glenkirk. Nie znasz królewskich Stuartów. Są czarujący, ale nie można im ufać. Oby Bóg sprawił, że nigdy nie będzie ci dane ich poznać! Winien jesteś lojalność przede wszystkim Bogu, a zaraz po nim klanowi i Glenkirk. Rób tylko to, co może okazać się korzystne dla nich i dla rodziny. Stuartowie posiadają charyzmę, ale nie dbają o nic poza zaspokajaniem własnych pragnień. Zostań w Glenkirk, gdzie będziesz bezpieczny.