– A czego życzyła sobie Flanna, braciszku? Patrick się roześmiał.

– Pragnęła jedynie, by zostawiono ją z dwójką sług w Brae, gdzie mogłaby robić, co chce. Lecz szybko przystosowuje się do życia w Glenkirk, mimo iż nie została starannie wychowana. Chętnie się uczy i nie pragnie już niczego, jak tylko zostać damą.

– I dać ci dziedziców – dodał Charlie z uśmiechem. – Sama mi powiedziała. Jest chętna w łóżku?

Patrick aż się zarumienił.

– Owszem – mruknął.

– Bardziej niż chętna, co? – stwierdził Charlie, parskając śmiechem. – Szczęściarz z ciebie, Patricku. Kobietę można nauczyć wielu rzeczy: jak być damą, doceniać sztukę i klejnoty, tańczyć i prowadzić rachunki. Jednego nauczyć jej nie sposób: namiętności. Ta musi zrodzić się sama, ale ty dobrze o tym wiesz. Może twoja Flanna z czasem stanie się akuratną, choć niekonwencjonalną księżną, drogi bracie. Jest wystarczająco ładna, z tą jasną skórą i rudymi włosami. Jakiego koloru są jej oczy?

– Szare – odparł Patrick. – Czasem przypominają burzowe chmury, a czasem srebrzyście połyskują. Zależy, w jakim jest nastroju.

Charlie parsknął śmiechem.

– Skoro to zauważyłeś, może interesują cię już nie tylko jej włości.

– To miłe dziewczę – odparł Patrick, czując, że znów się rumieni.

Charlie roześmiał się jeszcze serdeczniej.

– Czy to możliwe, Patricku, że się zakochujesz? Po raz pierwszy w życiu! Do licha, ależ się Henry uśmieje, kiedy mu o tym powiem!

– Nie kocham jej – zaprotestował książę Glenkirk. – Nie pokocham kobiety, nigdy. Miłość rodzi ból, Charlie. Matka kochała ojca, lecz on nie słuchał jej ostrzeżeń i dał się bez potrzeby zabić. Ty kochałeś Bess tak mocno, że po jej śmierci stałeś się nierozważny i prawdopodobnie wkrótce zginiesz. India i Fortune także kochały, lecz India z powodu miłości niemal straciła pierwsze dziecko, a Fortune musiała opuścić Maguire's Ford i została na zawsze rozłączona z rodziną. Nie, miłość to nie dla mnie, bracie.

– Matka przeżyła z ojcem wiele szczęśliwych lat – odparł Charlie. – India nie straciła syna i jest z Deverallem szczęśliwa. Fortune pokochała Kierana Deversa tak mocno, że była gotowa opuścić Irlandię i wyjechać z nim do Nowego Świata. Co zaś się tyczy mnie, jestem synem króla. Rodzina Stuartów uznała mnie i obdarzyła czułą troską. Nie mogę miotać się w nieskończoność, lawirując pomiędzy królem a parlamentem, Patricku. Śmierć Bess przyspieszyła jedynie decyzję, którą i tak bym podjął. Miłość to dar od Boga. Mam nadzieję, że pewnego dnia zdasz sobie z tego sprawę i otworzysz przed nią serce. Flanna wydaje się osobą serdeczną i skorą do okazywania uczuć. Nie zauważyłem, byś protestował, kiedy usiadła ci przed chwilą na kolanach.

– Lubię ją tak, jak lubię moje koty i psy – odparł książę.

– Więc jesteś głupcem, drogi bracie. Flanna weszła do sali, mówiąc:

– Dzieci zostały już ulokowane, panie, ale ucieszyłyby się niezmiernie, gdybyś zajrzał do wieży i powiedział im dobranoc. Dziewczynka zamartwia się, że wyjedziesz bez pożegnania. Musisz zapewnić ją, że zostaniesz w Glenkirk, póki nie przyjdzie czas ruszyć do Perth, na spotkanie z królem. Z pewnością ty i mój mąż macie już na dziś dość sporów.

Charles Frederick Stuart wstał, uśmiechając się leniwie.

– Tak, na dziś chyba wystarczy, prawda, Patricku? Twój mąż jest głupcem, madame, ale spodziewam się, że już zdążyłaś się o tym przekonać.

Skłonił się i wyszedł.

– Co miał na myśli mówiąc, że jesteś głupcem? – spytała Flanna.

– Sądzi, że zgodzę się narazić rodzinę na dalsze niebezpieczeństwo, opowiadając się po stronie króla, ja zaś uważam, że neutralność lepiej się nam przysłuży. To wszystko, Flanno – skłamał.

– Podejdź do ognia – poprosiła. – Usiądę znowu przy tobie i trochę cię pouwodzę.

Uśmiechnęła się i wyciągnęła do niego rękę.

Przez chwilę czul się winny, wspominając, jak zapewniał brata, że nigdy się nie zakocha, wstał jednak i podszedł do Flanny. Jest jego żoną, nieważne: kocha ją czy nie. Usiadł, posadził sobie Flannę na kolanach i zaczął całować usta, które ochoczo mu podała. Była tak kusząca, i z każdym dniem zdawała się bardziej go pociągać. Wymruczała coś i przycisnęła się do niego. Jej usta omdlewały od pocałunków. Rozchyliła wargi, a jej język, teraz już bardzo wprawny, wdał się w miłosny pojedynek z jego językiem, burząc Patrickowi zmysły. Oczy Flanny, srebrzyste i błyszczące, spoglądały na niego spod na wpół opuszczonych powiek. Przygryzła delikatnie kciuk męża, a potem zaczęła go ssać, mrucząc niczym kot.

– Bezwstydna dziewucha – powiedział, wsuwając dłoń pod spódnice, by pogładzić udo żony. Jak przystało na prawdziwą dziewczynę z gór, nie miała na sobie majtek. Dama by je nosiła, pomyślał, uznał jednak, że nie życzy sobie, by aż tak się zmieniła. Zanurzył palce między porastające wzgórek sprężyste kędziorki. – Bezwstydnica – powtórzył, pocierając jej mały klejnot, aż zaczęła wiercić mu się na kolanach, napierając pośladkami na krocze i ssąc coraz namiętniej jego kciuk. W końcu zabrał dłoń i wsunąwszy palce w wilgotną szczelinę jej płci, poruszał nimi w przód i w tył, aż zabrakło jej tchu. Pochylił się i skubiąc zębami ucho Flanny, wyszeptał nagląco:

– Powiedz, że mnie pożądasz, dziewczyno! Powiedz, że chcesz, bym wszedł w ciebie głęboko, dając nam obojgu przyjemność, której tak pragniemy. Powiedz to!

– Nie – wykrztusiła, drocząc się z nim. – Ty mi powiedz! Ja jestem zadowolona z tego, co mam, ale ty chyba nie. Ach…eh…eh! Czuję, że twój niegrzeczny chłopczyk stara się wydostać ze spodni, panie. Chcesz mnie, Patricku Leslie? Tak czy nie? Och…eh…eh! Nie zabieraj ich!

– Och, dziewko – jęknął, szarpiąc krępującą ruchy odzież. Kiedy udało mu się rozpiąć spodnie, podniósł Flannę i wsunął w nią swą nabrzmiałą lancę. Jęknął, zanurzając się w gorącą wilgoć jej łona. Szarpnął niecierpliwie tasiemki stanika, rozchylając go i rozdzierając koszulę, aby obnażyć rozkoszne piersi żony. Spojrzał na nie i znowu jęknął.

Zaśmiała się cicho, a potem objęła go za szyję i się odchyliła, by mógł podziwiać pełnię jej wdzięków.

– Proszę, mój panie. Wszystko dla ciebie i dla żadnego innego. Och, tak! To miłe – zawołała, gdy zaczął lizać jej sutki, przeciągając po nich z wolna językiem.

– Uhm… – westchnęła, czując, jak ogarnia ją fala przyjemności tak intensywnej, iż nie dbała zupełnie o to, że ktoś mógłby wejść i ich zobaczyć.

Charles Frederick Stuart stał w cieniu wejścia do sali, czekając, aż brat i namiętna Flanna zakończą miłosne zmagania. Nie wróciłby, gdyby nie przypomniał sobie, że nie ma pojęcia, gdzie znajduje się przeznaczona dla niego komnata. Uśmiechnął się na myśl, iż Patrick może nie zdaje sobie z tego sprawy, lecz jest już w żonie zakochany, a ona w nim. Niemożliwe, by dwoje ludzi oddawało się przez kilka miesięcy namiętności i nie rozwinęło się pomiędzy nimi uczucie. Zastanawiał się, czy te niewiniątka o tym wiedzą. Cóż, w końcu jedno z nich uświadomi sobie, co się dzieje, a wtedy… Roześmiał się cichutko. To dopiero będzie odkrycie!

Patrick jęknął głośno, a Flanna krzyknęła, opadając bezwładnie na jego pierś. Objął ją ramionami i trwali tak w bezruchu, a potem Flanna nagle się wyprostowała.

– Och, Patricku! Twój brat nie wie, gdzie znajduje się jego sypialnia. Z pewnością wróci zaraz do sali!

Zaczęła zsuwać rozdarte poły koszuli, pokrzykując:

– Och, zasznuruj mi stanik, panie, nim przyłapie nas z odzieżą w nieładzie. Z pewnością poczułby się zaszokowany tak niestosownym zachowaniem.

Przygładziła włosy w bezowocnej próbie poprawienia fryzury.

Jej mąż roześmiał się cicho, sznurując z wprawą stanik.

– Charlie jest Stuartem, dziewczyno – powiedział – a Stuartowie znani są z tego, że łatwo ulegają namiętności. Gdyby nas przyłapał, zapewne tylko by sobie zażartował. No, gotowe. Może teraz ty mi pomożesz – zaproponował, spoglądając na nią pożądliwie.

Flanna zerknęła na męskość Patricka, wiotką teraz i skurczoną. Wyciągnęła rękę i popieściła ją, a potem powiedziała:

– Chyba lepiej będzie, jeśli zrobisz to sam, Patricku.

Charlie odczekał jeszcze chwilę, a kiedy kochankowie uporządkowali do końca ubrania, ruszył hałaśliwie w głąb sali, wołając:

– Dzieci czują się wspaniale i dziękuję za to wam obojgu. Musisz mi jednak powiedzieć, gdzie będę dziś spał, droga bratowo?

– Oczywiście, panie – odparła Flanna skromnie. – Proszę, pójdź za mną, a dopilnuję, by było ci wygodnie.

Nic w jej głosie nie wskazywało, że przed chwilą oddawała się namiętności.

Charlie wyciągnął rękę i chwycił lok, wymykający się z upięcia jej włosów.

– Dostanę wszystko, czego nie poskąpiłaś przed chwilą memu bratu, madame? - spytał żartobliwie, nie mogąc się powstrzymać.

Flanna, zaszokowana, poczuła, że czerwienieją jej policzki. Spojrzała jednak wprost w iskrzące się humorem, bursztynowe oczy szwagra i powiedziała spokojnie:

– Cóż, może nie aż tyle, jednak z pewnością spędzisz noc wygodnie, panie. Mamy cudowne materace z pierza i puchowe kołdry.

Charles parsknął śmiechem, po czym, mrugnąwszy do brata, powiedział:

– Gdyby księżna nie była twoją żoną, sam bym się w niej zakochał. Pamiętaj, co ci powiedziałem, i nie rób z siebie głupca zbyt długo, bo możesz stracić wszystko.

A potem dodał, zwracając się do Flanny:

– Prowadź, madame. Tęsknię za wygodnym łóżkiem, choć zapewne nie będzie mi dziś w nim tak dobrze, jak mojemu bratu.

Roześmiał się raz jeszcze i wyszedł za Flanną.

ROZDZIAŁ 7

Książę Lundy pozostał w Glenkirk do Bożego Narodzenia. Spędzając czas z Flanną, opowiadał jej o rodzinie matki – swojej i Patricka. O tym, jak teściowa, której dotąd nie poznała, i może nigdy nie pozna, urodziła się w miejscu odległym od Glenkirk o pół świata, zwanym Indie.

– Nazywała się wówczas Jasaman Kama Begum – mówił, a Flanna słuchała z otwartymi szeroko oczami. – Jasaman znaczy “jaśmin”, kama “miłość”, a begum to tytuł, przynależny księżniczce. Nasza babka, Velvet Gordon, lady BrocCairn, sądząc, że jej mąż zginął w pojedynku, wypłynęła do Indii, by spotkać się z rodzicami, przebywającymi tam w interesach. Została porwana i podarowana władcy Indii, aby została jedną z jego żon.