Teraz, gdy wrócił jej mąż, uznała, że musi dowiedzieć się o rodzinie czegoś więcej. Zauważyła pełen aprobaty wyraz twarzy Patricka, gdy wszedłszy do wielkiej sali ogarnął spojrzeniem wypolerowane meble i wolną od kurzu podłogę. Kominy zostały oczyszczone i ogień płonął równo, nie wydzielając dymu. Okna błyszczały czystością, a na stołach rozstawiono miseczki z potpourri.

– Witaj w domu, panie. Mam nadzieję, że dopisało ci szczęście i będziemy mieli dość mięsa na zimę – powiedziała. Dygnęła i podała mężowi kielich z winem.

– Cztery jelenie, madame - odparł, popijając wino. – Pogoda znowu się zmienia, zostaniemy więc w domu, zamierzam jednak wyruszyć, gdy tylko stanie się to możliwe. Tym razem będzie padać, potem przyjdzie jednak znowu śnieg i zima na dobre się rozgości. Mam nadzieję upolować przynajmniej jednego jelenia więcej, i może dzika.

– Na pewno miałbyś ochotę na kąpiel – powiedziała Flanna. – Przygotowałam ją dla ciebie.

Ku zaskoczeniu Patricka wzięła go za rękę i zaprowadziła do apartamentów.

– Weź ubrania jego lordowskiej mości, Donalu – poleciła. – Koszula, kalesony i pończochy mają iść do praczki. Sama wykąpię męża. Powiedz Angusowi, że zjemy dziś wieczór w naszym saloniku.

Uśmiechnęła się, a odprawiony Donal wyszedł, zabierając ubranie swego pana.

Patrick uśmiechnął się z rozbawieniem. Woda była gorąca i dopiero gdy się zanurzył, uświadomił sobie, jak obolałe ma mięśnie. Wielogodzinna jazda wierzchem podczas zimnej i wilgotnej pogody raczej się im nie przysłużyła.

– Madame - powiedział, przymykając z zadowoleniem zielonozłote oczy – okazujesz się doskonałą żoną. Na wielką salę aż przyjemnie popatrzeć, a teraz jeszcze kąpiel.

– Cieszę się, że jesteś zadowolony, panie – odparła Flanna skromnie.

Patrick roześmiał się.

– Stałaś się nadspodziewanie potulna i uległa, dziewczyno – stwierdził żartobliwie.

– Trudno mi spierać się z tobą, gdy mówisz, że jesteś ze mnie zadowolony, mężu – odparła cierpko. Wzięła do rąk szczotkę ze szczeciny dzika i klęknąwszy na drewnianych schodkach wanny, zaczęła przesuwać nią po plecach i barkach Patricka. Poruszała się szybko i sprawnie, szorując szeroką połać skóry, pachy, a potem stopy i nogi.

Gdy wyszedł Donal, zdjęła spódnicę, pozostając w halkach i koszuli. Była to ta sama spódnica, którą miała na sobie w dzień po ślubie. Widząc to, Patrick uświadomił sobie, że Flanna nie ma zbyt wielu ubrań, a żadne nie odpowiada jej nowemu statusowi. Tak bardzo skupił się na tym, by zaopatrzyć na zimę spiżarnie, że nie poświęcił jednej myśli młodej kobiecie, która została właśnie jego żoną. Naprawi swój błąd tak szybko, jak tylko będzie to możliwe, postanowił. Lecz gdy tak klęczała, pochyliwszy rudą głowę, skupiona na swym zadaniu, nagle wydała mu się bardzo pociągająca. Troczki koszuli rozwiązały się, ukazując krągły, kremowy biust. Uśmiechnął się szelmowsko. Pokusa była zbyt silna, by się jej długo opierać.

Krzyknęła, zaskoczona, gdy wciągnął ją do wanny.

– Oszalałeś, Patricku Leslie? Myślisz, że mam za dużo ubrań, by tak nieopatrznie sobie z nimi poczynać?

Próbowała się uwolnić, lecz wyrwał jej szczotkę z ręki i pocałował w usta. Nie przestała walczyć nawet, gdy wsunął jej rękę za dekolt i objął dłonią pierś.

– Nie możesz pokazywać mi swoich towarów i oczekiwać, że nie zechcę ich kupić, madame - wymruczał jej wprost do ucha, a potem przesunął po nim językiem.

– Och, niecnota z ciebie – zaprotestowała słabo, lecz zaraz pochyliła głowę i musnęła jego wargi swoimi. – Czy to właśnie nazywają grą miłosną, mój panie?

Jej srebrzystoszare oczy, ukryte częściowo za zasłoną powiek, zabłysły, gdy sadowiła się naprzeciw niego.

– W rzeczy samej – odparł, muskając językiem jej wargi. Cofnął dłoń, obejmującą gibką talię żony i wsunął ją pod halki.

– Jesteś zepsuty – wyszeptała, zmieniając jednocześnie pozycję, aby ułatwić mu do siebie dostęp.

– Ty zaś jesteś bezwstydnym dziewczyniskiem – powiedział. – Wiedziałem o tym już wtedy, gdy mnie zaatakowałaś, ale ja lubię bezwstydne dziewczyniska, Flanno.

Popieścił palcami jej dolne wargi, zanurzając palce pomiędzy bujne kędziory, zdobiące wzgórek Wenery.

Westchnęła, a potem wtuliła twarz w zagłębienie pomiędzy szyją a barkiem męża. Lubiła się z nim kochać, a dziś, gdy przyjdzie znów do jej łoża, nie będzie tak jak w noc poślubną. Dziś nie będzie się bala i zrobi wszystko, by jak najpełniej go zadowolić.

– Och…eh…eh! – westchnęła, zaskoczona, gdy uniósł ją, by wsunąć na sztywną z pożądania lancę.

– Od razu lepiej, prawda, dziewczyno? – wymruczał, przyciągając ją do siebie. Zdarł z niej mokrą koszulę i odrzucił na podłogę. Twarde teraz niczym węzełki sutki Flanny przesunęły się po delikatnie owłosionej klatce piersiowej Patricka.

Czuła, jak płoną jej policzki, a w głowie potęguje się zamęt.

– Och…eh…eh! – jęknęła, gdy objął dłońmi jej pośladki, a potem zaczął poruszać rytmicznie biodrami. Wrażenia, jakich dostarczały jej zmysłom ich złączone w miłosnym uścisku ciała, były absolutnie rozkoszne.

– Och, tak! – krzyknęła, naśladując ruchy Patricka. Do licha, jeśli okaże się utalentowana w sztuce miłości, stanie się wręcz niebezpieczna, pomyślał Patrick, zaskoczony entuzjazmem żony.

– Pocałuj mnie jeszcze raz – polecił, poddając się dotykowi jej warg.

Cudownie! Jak cudownie! Przemknęło Flannie przez myśl, gdy rozkoszowała się przyjemnością, jaką dawała jej nabrzmiała, poruszająca się męskość. Pomyślała, że mogłaby dostarczyć mu więcej przyjemności, gdyby była w środku ciaśniejsza, zacisnęła więc na próbę mięśnie. Patrick jęknął głośno, uznała więc eksperyment za udany i czym prędzej go powtórzyła.

– Sprawiłam ci przyjemność, panie? Mam to znów zrobić? – spytała, odsuwając na moment głowę.

– Tak, wiedźmo, niewiarygodną przyjemność. Wsunął się w nią jeszcze gwałtowniej, a woda w wannie zachlupotała niebezpiecznie.

Flanna wzdrygnęła się, szybując na wyżyny, na których nie była nigdy wcześniej, a potem opadła bezwładnie na pierś męża, czując, jak jego soki zalewają ją od środka.

– Och, panie, jakże to było rozkoszne – szepnęła. – Uwielbiam kochać się z tobą.

Patrick roześmiał się z cicha.

– A ja z tobą, dziewczyno – przyznał.

Woda zaczęła gwałtownie stygnąć. Wstał więc i pociągnął żonę za sobą. Oblała się rumieńcem i stała nieruchomo w ociekających wodą halkach, nie wiedząc, co zrobić. Rozwiązał ten problem, poluzowując tasiemki i zdejmując z niej ubranie. Teraz stała przed nim zupełnie naga.

– Jesteś śliczna, Flanno i nie masz powodu się wstydzić. Jako twój mąż mam prawo patrzeć na ciebie i podziwiać twoją urodę – powiedział.

Zarumieniła się znowu, a potem powiedziała:

– Wyjdź z wanny, panie, to cię osuszę. Powiesiłam przy ogniu ręczniki, by się ogrzały.

– Osuszymy się nawzajem – powiedział. Sięgnął po ręcznik i zaczął energicznie ją wycierać. – Zgłodniałaś, madame? Bo ja tak. Ciekawe, co Angus przyniósł nam do jedzenia.

– Do licha! – zaklęła Flanna. – Myślisz, że słyszał, co robimy?

– Możliwe, podejrzewam jednak, że Angus to człowiek światowy, a jako taki nie poczuł się zaszokowany tym, że małżonkowie się kochają.

Gdy był już suchy, założył lamowany futrem szlafrok z zielonego aksamitu, Flanna zaś czystą lnianą koszulę. Przeszli na bosaka do saloniku, gdzie czekał już na nich zastawiony stół. Były tam świeże ostrygi, krewetki w białym winie, pieczony kapłon, półmisek jagnięcych sznycelków, sałata, świeży chleb, masło, trójkątny kawałek twardego sera i, na deser, jabłkowa tarta. Do picia mieli październikowe piwo oraz wino.

– Pozwól, że ci usłużę – powiedziała.

– Podaj mi wpierw ostrygi – polecił. – Skoro tak bardzo polubiłaś kochanie się, muszę zjeść coś, co szybko przywróci mi siły.

Usiadł u szczytu stołu i spoglądał na nią wyczekująco.

– Chcesz powiedzieć, że będziemy mogli zrobić to znów dziś wieczorem? – spytała zaskoczona.

Patrick Leslie uśmiechnął się, rozbawiony jej ignorancją.

– Tak, prawdopodobnie więcej niż raz, jeśli pozwolisz mi odpocząć między miłosnymi potyczkami. Zadowolona?

– Tak – odparła szczerze. – Lubię, gdy sprawiasz, że szybuję jak ptak w przestworzach. Una uprzedziła mnie, że mogę zaznać przyjemności, i z pewnością tak jest, chciałabym jednak, byś i ty doznał rozkoszy takiej, jaką dajesz mnie. Powiesz mi, jak to zrobić?

Przyglądała się szeroko otwartymi oczami, jak Patrick połyka jedną ostrygę po drugiej. Pochłonął ich chyba z tuzin.

– Usiądź, Flanno – powiedział, wskazując krzesło na prawo od siebie. Zignorował na moment jej prośbę. Będzie jeszcze czas, by wszystko wyjaśnić. Sięgając po półmisek z krewetkami, powiedział:

– Podzielmy się nimi.

Wybrał wielkiego skorupiaka, chwycił go za ogon i zaczął łapczywie pożerać.

Flanna przyglądała się temu, zafascynowana apetytem męża. Kiedy krewetki stały się już tylko wspomnieniem, nałożyła mu wielką porcję kurczęcia, kilka sznycelków i trochę sałaty. Chwyciła bochenek chleba, oderwała dla siebie spory kawałek i posmarowała obficie masłem. Jej apetyt okazał się nie mniejszy. Była głodna jak wilk i jadła z zadowoleniem, dopóki na stole nie została już tylko jabłkowa tarta. Podzielili ją między siebie, zapijając resztką piwa. Po chwili dzbanek był już pusty.

– Wino zostawimy na potem – powiedział Patrick z uśmiechem.

– Czy to stosowne – zapytała – by żona czerpała z zalotów męża aż taką przyjemność? Bez tej miłości, o której wszyscy tyle gadają? Znamy się ledwie tydzień, z czego przez pięć dni nie było cię w domu. Czy to w porządku, że aż tak cię lubię? Będę dobrą księżną i nie przyniosę wstydu Lesliem ani Glenkirk.

Ujął brodę Flanny między palec wskazujący i kciuk i spojrzał wprost w jej srebrzystoszare oczy. Jest całkiem ładna, pomyślał, z tym małym, prostym noskiem, owalnymi oczami, otoczonymi gęstymi ciemnoblond rzęsami, ponad którymi wznosiły się brwi tego samego koloru. Pogładził delikatnie policzek kciukiem. Skórę Flanny, gładką i kremową, cechowała przejrzystość, charakterystyczna dla prawdziwych rudzielców. Na grzbiecie jej nosa widniała smużka ledwie widocznych piegów. Pochylił się i ucałował czubek tego nosa.