Kołysząc zmysłowo biodrami, Holly ruszyła w kierunku sceny. Witały ją oklaski, ale ona ich nie słyszała, oraz przyjazne uśmiechy, których nie widziała. Szła przed siebie, zapatrzona w saksofonistę·
W Parkera.
Serce waliło jej jak oszalałe, ale nie zwracała na nie uwagi. Nogi miała jak z waty, ale na szczęście niosła ją muzyka.
Nie przerywając grania, bacznie się jej przyglądał, gdy wolno zbliżała się ku scenie. Podziwiała go: ani na moment nie stracił koncentracji. Czuła na sobie nie tylko świdrujące spojrzenie Parkera, ale również bijący od niego żar. Nie wiedziała jedynie, czego ten żar jest wyrazem: gniewu czy pożądania.
W tym momencie było jej wszystko jedno. Nie potrzebowała mikrofonu – jej silny głos docierał do najdalszych zakamarków klubu. Przeciskając się między stolikami, gładziła lśniące blaty i od czasu do czasu uśmiechała się, bardziej do własnych myśli niż do zasłuchanych gości. Kiedy wreszcie dotarła na scenę i stanęła koło Parkera, poczuła, że tu, przy tym mężczyźnie, jest jej miejsce.
Razem dokończyli utwór, po czym przeszli płynnie do następnego. Siedzący z boku muzycy niemal stawali na głowie, by dotrzymać im tempa. Byli młodzi, mało doświadczeni. Przypomniała sobie, co Parker mówił: że głównie zamierza zapraszać lokalnych wykonawców; że chce im dać szansę, by zaprezentowali swoje zdolności i zachwycili słuchaczy.
W połowie kolejnego utworu Holly pochyliła się w stronę Parkera, tak by jej głos zlewał się z dźwiękiem saksofonu. W końcu zaległa cisza, którą po chwili przerwał huragan braw. Przez dobrą minutę stali na scenie w blasku świateł, słuchając oklasków, lecz widząc tylko siebie.
– Nie spodziewałem się, że cię tu zobaczę – powiedział Parker, wchodząc za ladę po dwie butelki zimnej wody.
Jedną podał Holly, drugą podniósł do ust.
– Nie? Dlaczego? Przecież zaproponowałeś mi pracę. Trzy wieczory w tygodniu, prawda?
– Zgadza się.
– No i wtorek to jeden z tych dni, kiedy nie występuję w Marchandzie.
– Poniedziałek też był jednym z tych dni. A także niedziela. A jednak nie przyszłaś do Groty.
Skinąwszy głową, wypiła łyk wody, po czym odstawiła butelkę.
– To prawda – przyznała. – Potrzebowałam kilku dni, żeby ochłonąć. Bo wcześniej miałam ochotę rozkwasić ci nos.
Oparł łokcie o ladę.
– Wcale ci się nie dziwię.
– No proszę. – Uśmiechnęła się drwiąco.
Westchnął.
– Słuchaj, tamtego wieczoru… powiedziałem kilka takich rzeczy…
– Powiedziałeś bardzo wiele rzeczy.
– Nie zamierzasz mi tego ułatwić?
– A uważasz, że powinnam?
– Nie – przyznał. – Masz rację. Holly… zachowałem się jak ostatni kretyn. Strasznie mi wstyd. Nie powinienem był mówić tego wszystkiego.
Za jej plecami rozbrzmiewały rozmowy i śmiech. Powietrze wypełniał intensywny zapach kawy oraz obtaczanych w cieście i smażonych na głębokim tłuszczu owoców i warzyw. Zespół muzyczny akurat miał przerwę, ale do klubu muzyka wpływała prosto z ulicy.
– Hm…- Holly zmarszczyła z namysłem czoło. – Trudno to uznać za przeprosiny…
Faktycznie, nie były to przeprosiny, lecz prawdę rzekłszy, nie liczyła na nie. Nawet nie liczyła na to, że zdoła spokojnie porozmawiać z Parkerem. Sądziła, że przyjdzie, zaśpiewa, a potem że Parker urządzi jej awanturę o to, iż ośmieliła się w klubie pojawić.
Może byłoby prościej, gdyby nie przyszła, gdyby pozwoliła, aby czas zatarł niemiłe wspomnienia. Ale nigdy nie należała do osób, które idą na łatwiznę.
– Holly… – Wyciągnął do niej ręce, po czym zreflektowawszy się, zacisnął pięści. Podejrzewał, że po bólu, jaki jej sprawił, nie będzie zadowolona z jego dotyku. – Nie mogę cię przeprosić za to, co pomyślałem. Ale żałuję, że wypowiedziałem swoje myśli na głos.
Innymi słowy, dziś nadal myśli tak samo jak w sobotę. Że wszystko zaaranżowała, że chce wrobić go w ojcostwo. Zrobiło jej się ciężko na sercu, ale nie zamierzała zdradzać Parkerowi swoich uczuć. Postanowiła, że odtąd będzie go traktować chłodno i obojętnie, jak znajomego z pracy. I że w przyszłości musi się bardziej chronić, być bardziej nieufna.
– Cieszę się, że tu przyszłaś – oznajmił dziwnym tonem, jakby mówienie sprawiało mu wysiłek.
– Dlaczego? Dlaczego cieszy cię moja obecność, skoro wciąż wierzysz w te wszystkie bzdury? – Bo… bo mi ciebie brakowało.
– No proszę. – Mimo bólu w sercu uśmiechnęła się pod nosem.
– Nie spodziewałem się, że spotkam kogoś takiego jak ty.
Barmanowi, który chciał podej ść, posłał ostrzegawcze spojrzenie. Młodzieniec pośpiesznie oddalił się na drugi koniec baru.
– Nie szukałem kobiety – ciągnął po chwili z posępną miną. – Chciałem uwolnić się od Frannie i naprawdę nie interesował mnie żaden kolejny związek.
– Zgoda, Parker. Ale dlaczego uważasz, że mnie interesował? Że upatrzyłam sobie ciebie i zarzuciłam sieci?
Zmarszczył czoło.
– Wcale tak nie uważam.
– Jak to nie? – Zniżyła głos, żeby nikt przypadkiem nie podsłuchał ich rozmowy. – Jasno dałeś mi to do zrozumienia. Uważasz, że zastawiłam na ciebie sidła, że gromadziłam w domu stare prezerwatywy w nadziei, że kiedyś uda mi zwabić cię do mojego mieszkania i zmusić, abyś się ze mną kochał.
W jego oczach pojawił się wyraz zawstydzenia. – Możesz przestać się bać, Parker. – Poklepała go protekcjonalnie po ręce, po czym podniosła do ust butelkę z wodą. – Niczego od ciebie nie chcę. Nie interesuje mnie twój majątek, twoja pozycja społeczna ani twoje nazwisko. Jedyne, na czym mi zależy, to praca, którą mi zaproponowałeś.
– Dlaczego?
– Co dlaczego?
– Dlaczego chcesz u mnie pracować, skoro wciąż jesteś na mnie taka wściekła?
– To nie twój interes – odparła z zaciętą miną. Widziała, że Parker ledwo nad sobą panuje. – To co? Czy twoja oferta jest nadal aktualna?
– Tak.
– To dobrze. – Przełknęła ślinę, po czym odchrząknęła. – A więc przychodzę trzy razy w tygodniu. W niedziele, poniedziałki i wtorki. Śpiewam. Staram się przyciągnąć do klubu klientów, a ty mi w każdy wtorek wypisujesz czek. Jesteś moim szefem, ja pracującą w klubie wokalistką. To wszystko. Odtąd nasze kontakty będą ograniczone wyłącznie do sfery zawodowej. Zgoda?
– Zgoda.
– No to świetnie. – Wręczyła mu swoją butelkę wody, przetarła ręce o sukiellkę, wygładziła materiał na biodrach, następnie odrzuciła w tył włosy. – Skoro to uzgodniliśmy, pójdę sprawdzić, czy chłopcy są gotowi.
– W porządku.
Zeskoczywszy ze stołka, popatrzyła na Parkera. Jego niebieskie oczy lśniły groźnie, usta miał gniewnie zaciśnięte. Poczuła złośliwą satysfakcję. Może nie najlepiej to o niej świadczy, ale nigdy nie twierdziła, że jest aniołem.
W dodatku ma w zanadrzu jeszcze kilka spraw, które postanowiła mu wygarnąć.
– Pomyliłeś się – oznajmiła, potrząsając głową. W srebrnych kolczykach, które sięgały niemal ramion, zamigotały refleksy światła. – Wszystko, co o mnie powiedziałeś, jest nieprawdą.
Stanął w lekkim rozkroku, jakby dla zachowania równowagi, i skrzyżował ręce na piersi.
– Na pocieszenie zdradzę ci, że bardzo chciałbym odkryć, że się pomyliłem.
Ogarnęła ją złość. Najwyraźniej oszukiwała się, myśląc, że Parker już nie może sprawić jej przykrości.
– Kiepskie to pocieszenie – mruknęła.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
W sobotę od rana chodził spięty. Liczył na to, że w ciągu dnia czy dwóch wzburzone emocje opadną, lecz tak się nie stało.
Nie rozumiał, dlaczego stale rozmyśla o Holly. Dlaczego przejmuje się kłótnią, do jakiej między nimi doszło.
Cholera jasna, powinien być pijany ze szczęścia. Udało mu się doprowadzić do otwarcia klubu, o jakim marzył od dzieciństwa. Pożegnał się z rodzinną firmą; musi tylko wdrożyć swego następcę. A według prawników naj dalej w ciągu dwóch miesięcy otrzyma rozwód z Frannie..
Więc dlaczego, do diaska, nie promienieje szczęściem?
Zaparkował samochód przy krawężniku, zgasił silnik i wbił wzrok w drzwi prowadzące do mieszkania Holly.
– Psiakrew – mruknął pod nosem. – Do czego to doszło, żebym wysiadywał pod jej domem?
Kilka razy próbował się do niej dodzwonić. Wczorajszego wieczoru wybrał się nawet do Hotelu Marchand, by z nią porozmawiać. Ale nie chciała się z nim widzieć. Może zdołałby ją jakoś przekonać, lecz nie udało mu się ubłagać Tornrny'ego Hayesa, aby go do niej dopuścił.
Po prostu uparła się; była zdeterminowana trzymać go na dystans. Jej decyzja powinna go cieszyć.
A jednak wcale tak nie było.
Wszystko go drażniło. Nie miał pojęcia, co mu może sprawić radość albo chociaż przynieść ulgę.
Jedno wiedział na pewno: że nie jest szczęśliwy, że;z.nalazł się na równi pochyłej. Brakowało mu Holly. Tęsknił do niej; pragnął ją widzieć, dotykać jej, czuć na sobie jej spojrzenie. Prawie w ogóle nie sypiał. Całymi nocami rozpamiętywał ten jeden wieczór, kiedy odwiózł ją do domu, a ona zaprosiła go na górę.
– Musimy porozmawiać – oznajmił stanowczo, wpatrując się w okna na piętrze narożnego domu. – Musimy sobie wszystko do końca wyjaśnić, oczyścić atmosferę, bo inaczej zwariuję.
Przeszkadzało mu, że Holly najwyraźniej ze wszystkim sobie poradziła, że może normalnie funkcjonować.
Nagle serce przestało mu bić: zobaczył, jak otwierają się drzwi frontowe. Była piękna, gdy stała na scenie w blasku reflektorów, ale w promieniach słońca, które podkreślały jej gładką mleczną cerę i ognistą rudość włosów, dosłownie zapierała dech.
Przez moment, szeroko uśmiechnięta, spoglądała na bezchmurne niebo. Potem rozejrzała się wokoło. Zauważywszy Parkera w zaparkowanym nieopodal samochodzie, skrzywiła się z niezadowoleniem.
– Niech to diabli! – warknął.
Oczywiście nie liczył na to, że jego widok ją ucieszy.
Po chwili jednak przyszła mu do głowy inna myśl: jeśli Holly tak żywo reaguje na jego obecność, to może wcale jej nie przeszło? Może wcale nie jest jej obojętny? Mała szansa, by naprawdę tak było, ale… Wysiadł z samochodu, obszedł go i ruszył jej naprzeciw.
"Miłosny blues" отзывы
Отзывы читателей о книге "Miłosny blues". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Miłosny blues" друзьям в соцсетях.