– Nie zdawaliście sobie sprawy, tato, że tak się wszystko· potoczy. Poza tym niesłusznie chcesz wziąć całą winę na siebie. W końcu mogłem się nie zgodzić.


– Ale tego byś nie zrobił. Wiedziałem, że nie odmówisz. – Zmarszczył czoło. – Na swoją obronę mam tylko jedno: szczerze wierzyłem, że wszystko się dobrze ułoży. Że i ty, i Frannie będziecie szczęśliwi. Popatrz na mnie i twoją matkę: nam się udało.

– Wiem. – Parker rozciągnął wargi w uśmiechu.

– Tak, popełniliśmy duży błąd.

– Teraz to już nie ma znaczenia.

– Ależ ma, synu, ma. Matka bardzo się o ciebie martwi. Twierdzi, że chodzisz smutny, a ona nie wie, jak ci pomóc.

– Powiedz jej, żeby się mną nie przejmowała.

– Równie dobrze mógłbym kazać gwiazdom, żeby przestały świecić.

– No tak. – Parker odchylił się w fotelu, wyciągnął nogi i skrzyżował je w kostkach. – Nie mówię, że mi było z Frannie łatwo. Ale teraz wszystko się zmienia. Powoli, stopniowo. Jest dobrze, tato. A kiedy uzyskam rozwód, będzie świetnie.

– Mam nadzieję.

Parker też miał taką nadzieję. Mimo że w rozmowie z ojcem starał się brzmieć przekonująco, wcale nie był pewien, czy rozwód z Frannie rozwiąże wszystkie jego problemy. Jeszcze nie tak dawno temu sądził, że w dniu rozwodu stanie się nowym, szczęśliwym człowiekiem. Teraz wątpił, czy bez Holly będzie potrafił cieszyć się życiem.

Psiakość!

– Jak twój klub? – spytał starszy pan, wyrywając syna z zadumy.

– Ludzie walą drzwiami i oknami. – Na samą myśl o klubie Parker uśmiechnął się z rozmarzeniem. ~ Powinniście z mamą wpaść i posłuchać dobrej muzyki.


Kemper James pokiwał głową. – Byliśmy na otwarciu.

– Tak? – Słowa ojca zaskoczyły Parkera. – Nie widziałem was.

– Nic dziwnego. Nie mogłeś oderwać oczu od tej rudowłosej wokalistki, Holly Carlyle. Przyszliśmy mniej więcej w połowie jej występu. Ale nie podchodziliśmy do ciebie, bo nie chcieliśmy ci przeszkadzać.

– Cieszę się, że wpadliście, tato. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy.

– A ta dziewczyna… Ona jest naprawdę dobra.

– Jest fantastyczna.

– Dlaczego mówisz to tak ponurym tonem?

– Och, to skomplikowane – odparł Parker.

Jako wokalistka jazzowa Holly rzeczywiście nie miała sobie równych, dlatego ją pochwalił, a że ponurym tonem…

– Ciekawe.

Parker czuł na sobie świdrujące spojrzenie ojca, ale nie chciał zwierzać mu się ze swych problemów. Najpierw musi uporać się z różnymi sprawami. Z samym sobą.

– Błagam, tato, nie wyciągaj pochopnych wniosków.

– A wyciągam?


Parker zaśmiał się pod nosem. – Boże, co za uparciuch!

– Chłopcze, nie każ się prosić. Powiedz swojemu staruszkowi, co się dzieje.

– Jeszcze nie teraz, tato. – Parker wstał z fotela. – Najpierw muszę przemyśleć kilka spraw, uporządkować bałagan, jaki mam w głowie.

– W porządku. Rozumiem. Ale… – Starszy pan wymierzył w syna palec wskazujący. – Ale jak już sobie wszystko w niej poukładasz, wtedy porozmawiamy, tak?

– Obiecuję.

– Dobra, trzymam cię ża słowo. – Kemper James oparł ręce na kolanach i z cichym jękiem dźwignął się na nogi. – Wracam do roboty. Niedługo mam spotkanie z nowym dystrybutorem i…

– Tato, poczekaj. – Parker podjął decyzję. Od dawna do niej dojrzewał i nagle uświadomił sobie, że nadeszła odpowiednia chwila, że nie ma sensu dłużej czekać. – Jest coś, o czym muszę ci powiedzieć.

– Co takiego?

Wziął głęboki oddech.

– Chcę zrezygnować z pracy w firmie.

– Słucham? – Ojciec popatrzył na niego zdumiony.

Wiedział, że nie powinien tak zaskakiwać staruszka, bez żadnego ostrzeżenia mówić o odejściu z firmy, ale ulga, jaką poczuł, uzmysłowiła mu, że zbyt długo się wstrzymywał, że znacznie wcześniej należało odbyć tę rozmowę. Kochał to miasto; chciał w nim żyć i pracować. Ale musiał podążać własną drogą, a nie, jak dotychczas, śladami wytyczonymi przez przodków. Tym bardziej że handel kawą nigdy go tak naprawdę nie pociągał.

– Już długo się noszę z tym zamiarem, tato. – Rozejrzał się po gabinecie. – Nie nadaję się do tej pracy.


– Dlaczego tak mówisz? Przecież świetnie sobie radzisz.


– Dzięki, ale… Po prostu praca w rodzinnej firmie nigdy nie sprawiała mi satysfakcji.

– Chodzi o Frannie, prawda?

– Częściowo. Jeśli odejdę, będzie to z korzyścią dla wszystkich.

– Nie bardzo rozumiem.

Popołudniowe słońce wysunęło się zza chmur, zalewając gabinet złocistym światłem. I właśnie w tym świetle Parker po raz pierwszy spostrzegł, że ojciec się starzeje. Zaczesane do tyłu siwe włosy stawały się coraz rzadsze, a zmarszczki w kącikach oczu i ust coraz głębsze.

Przyglądając się staruszkowi, poczuł ucisk w sercu. Starał się nie myśleć o tym, że kiedyś rodzice umrą i zostanie sam. Czas płynął nieubłaganie. W dodatku piekielnie szybko. Zanim się człowiek obejrzy, mija kolejny rok. Dlatego nie wolno odkładać na później decyzji, do których się dojrzało. Życie jest zbyt krótkie, aby wykonywać rzeczy bezsensowne lub takie, do których się nie ma przekonania.

Parker obszedł biurko i objął ojca za ramię.

– Tato, Frannie się nie podda. Będzie próbowała zagarnąć wszystko, co tylko się da. Dobrze o tym wiesz.

Kemper James mruknął coś pod nosem.

– Znajdzie sposób, aby nas maksymalnie wycisnąć. Tak długo, póki będę częścią rodzinnej firmy, ona będzie walczyć o udział w zyskach.

– Prawnicy sobie z nią poradzą.

– Pewnie tak. Ale to się będzie ciągnąć miesiącami. – Na moment zamilkł, po czym zdjął rękę z ramienia ojca. – Pomijając wszystko inne, tato, po prostu chcę odejść. Chcę uzyskać rozwód i uwolnić się od Frannie. Chcę zostawić za sobą przeszłość i rozpocząć nowe życie. To dla mnie bardzo ważne.


Przez minutę czy dwie starszy pan przyglądał się bez słowa synowi. Wreszcie pokiwał głową.

– Czyli na twoją decyzję złożyła się nie tylko pazerność Frannie?

– Nie tylko, tato.

Kemper James ponownie skinął głową.

– Przyznam ci się, że nie cieszy mnie to, co postanowiłeś, ale chyba od początku miałem świadomość, że twoja siostra znacznie bardziej interesuje się sprawami firmy niż ty.

– To prawda. – Parker roześmiał się głośno. – Miranda broniłaby się rękami i nogami, gdyby ktoś próbował ją stąd wyrzucić.

– Ta dziewczyna doprowadza mnie do szału swoimi pomysłami. Codziennie ma jakieś nowe plany dotyczące rozwoju firmy, rozszerzenia asortymentu… – Starszy pan westchnął i udając zniecierpliwionego, wzniósł oczy do nieba, ale widać było, że jest dumny z córki.

– Miranda uwielbia tę pracę, tato. A ja nie.

– Jesteś pewien?

– Na sto procent.

– Wiesz, chłopcze, nawet nie jestem zdziwiony twoją decyzją. Rozczarowany tak, ale nie zdziwiony. – Kemper poklepał syna po plecach.- No dobra – dodał znacznie pogodniejszym tonem. -Później się zajmiemy robotą papierkową, a teraz zmykaj stąd. W klubie na pewno czeka cię sporo pracy.

Holly stała z tyłu sali, starając się spowolnić oddech. Miała na sobie obcisłą czarną suknię, która idealnie podkreślała jej zgrabną figurę. W jej uszach połyskiwały długie srebrne kolczyki, a dekolt zdobił wiszący na srebrnym łańcuszku kryształowy wisiorek w kształcie łezki.

Dużo czasu spędziła przed lustrem. Zależało jej na tym, by swoim wyglądetp. olśnić wszystkich, zwłaszcza Parkera.

Chciała, żeby na jej widok padł trupem. A przynajmniej by zaniemówił z wrażenia. Dla własnego dobra. Bo jeśli dziś wieczorem znów zacznie wygadywać bzdury, że zastawiła na niego pl.łłapkę, to… wtedy za siebie nie ręczy.

Na samo wspomnienie ostatniej rozmowy zaczęła dygotać ze zdenerwowania. Aby się uspokoić, wzięła głęboki oddech, jeden, drugi, trzeci. Boże, była wtedy taka wściekła. Nie mieściło się jej w głowie, że człowiek, z którym przed chwilą się kochała, mógł ją tak strasznie zranić. Z tej wściekłości i żalu nie potrafiła jasno myśleć.

Przez kilka dni się nie widzieli; chyba obojgu im to dobrze zrobiło. Ale dziś przyszła do klubu. Wiedziała, że nie może dłużej unikać Parkera.

Shana miała rację. Trzeba uważać, aby zachowanie jednego mężczyzny nie wpłynęło na nasz osąd całego rodzaju męskiego. Ból po odejściu Jeffa już dawno minął. W nocy z soboty na niedzielę czuła wyłącznie złość na Parkera.

W ciągu ostatnich paru dni sporo myślała. Zastanawiała się, czy na słowa, które wypowiedział Parker, nie miały przypadkiem wpływu doświadczenia z jego przeszłości. Małżeństwo z Frannie na pewno nie należało do łatwych i przyjemnych. Jeżeli mężczyzna przyzwyczajony jest do tego, że żona go bez przerwy okłamuje, to przypuszczalnie spodziewa się, że wszystkie kobiety kłamią·

Holly potarła punkt na czole między brwiami.

Głowa pękała jej z bólu.

Salę wypełniały ciche dźwięki jazzu oraz przytłumiony szmer rozmów. Niebieskawe światło reflektorów skierowane na scenę oddzielało muzyków od gości przy stolikach. Wzdychając ciężko, Holly oparła się plecami o chłodną ścianę. Przeniknął ją ziąb.

Ale na widok kolejnego wykonawcy zrobiło się jej gorąco, albowiem na scenę wszedł Parker z saksofonem altowym w ręku. Obrócił się w stronę muzyków, posłał im uśmiech, po czym przyłożył instrument do ust i zaczął grać. Wiązka niebieskawego światła padała prosto na niego, dookoła zaś panował gęsty mrok.

Holly poczuła, jak serce podchodzi jej do gardła. Stała bez ruchu, wpatrzona w scenę. Blask reflektorów podkreślał czerń włosów Parkera. Skupiony na graniu, zamknął oczy. W tym momencie na Holly spłynął dziwny spokój.

Wie, co ma zrobić.

Zaczęła nucić w myślach. Czekała, aż muzyka ją przepełni, nada ciału odpowiedni rytm. Kiedy to się stało i poczuła, że piosenka wypływa z jej serca, zaczęła śpiewać. Najpierw cicho, potem coraz głośniej. Jej głos wznosił się i opadał, towarzysząc dźwiękom saksofo~\l. Siedzący przy stolikach ludzie obracali głowy, szukając wzrokiem ukrytej w ciemności wokalistki.