Zawahała się. Nawet Tornmy z Shaną nie do końca je znali. O swoich marzeniach opowiedziała dotąd tylko jednej osobie, Jeffowi, lecz on zdradził jej zaufanie. Oczywiście Hayesowie różnią się od Jeffa, wierzy im w stu procentach, ale kto się raz sparzył… Po prostu najpierw wolałaby zrealizować swój plan. Bała się, że inaczej może wszystko zapeszyć. Niby nie była przesądna, ale wolała nie ryzykować.

Oczami wyobraźni widziała piękny stary dom z wieloma pokojami. Dookoła ogród pełen drzew. Oraz dzieci. Mnóstwo dzieci. Tyle, ile wygodnie mogłoby się w nim pomieścić.

Sama przez wiele lat mieszkała w sierocińcu. Z doświadczenia wiedziała, jak to jest, kiedy nie ma się prawdziwego domu. Owszem, czasem dziecko ma szczęście i trafia do kochającej rodziny zastępczej, często jednak zdarza się, że zastępczy rodzice wcale się nie troszczą o dzieci przyjęte pod swój dach.

Ona zamierzała być dobrą mamą, taką, o jakiej sama marzyła, kiedy była małą dziewczynką złaknioną uczuć rodzicielskich. Teraz, dzięki pracy w Hotelu Marchand oraz dodatkowym pieniądzom zarobionym u Parkera, będzie miała szansę szybciej spełnić swoje marzenia.

– Wolisz zachować je w tajemnicy? – spytał cicho Parker, opuszkami palców obrysowując jej brodę·

Zamrugała oczami.

– Przepraszam. Zamyśliłam się.

– Nad tymi planami, o których nie chcesz mówić?

– Tak. – Popatrzyła na niego, uśmiechem próbując złagodzić następne słowa. – To, że przeżyliśmy fantastyczny seks, nie znaczy, że mamy zacząć się sobie zwierzać. Przed chwilą to uzgodniliśmy, prawda?

Pokiwał z zadumą głową.

– Jesteś wyjątkowo intrygującą kobietą, Holly.

– Cieszę się, że tak uważasz, Parker. – Wyjęła mu z ręki kieliszek, postawiła obok swojego na szafce nocnej, po czym obróciła się do Parkera przodem i usiadła na nim.


– Hm, nowy plan? – spytał, zaciskając ręce na jej biodrach.

– Zgadłeś. W dodatku taki, z którego realizacją nie ma sensu dłużej czekać. – Zaczęła delikatnie drapać go po klatce piersiowej. – I o którym mogę ci śmiało opowiedzieć. Lub – dodała z szelmowskim uśmiechem – ci go zademonstrować.

Przytrzymując Hólly jedną ręką, by przypadkiem mu nie uciekła, drugą sięgnął za siebie po kolejne opakowanie z prezerwatywą.


– Hm, na razie ten twój nowy plan bardzo mi się podoba.


– Tak? – Pochyliwszy się, przygryzła mu lekko dolną wargę. – Wiesz, mnie również.

Po chwili wyjęła mu z dłoni szeleszczące opakowanie, rozerwała je, po czym…

– Holly…

– Daj, ja to zrobię…

Wolnymi, zmysłowymi ruchami naciągnęła prezerwatywę na miejsce. Pieszcząc Parkera, obserwowała go spod zmrużonych powiek. Widziała, jak zamyka oczy, jak zaciska wargi… Zadrżała z podniecenia. Wprost nie mogła uwierzyć, że znów go pragnie. Minęło przecież zaledwie kilka minut.

Wybrała pozycję na jeźdźca. Tym razem ona nadawała tempo, ona zwalniała i przyśpieszała, sprawiała, że ogień na moment przygasał, a potem wybuchał ze wzmożoną siłą.

Nawet gdyby od tego zależało jego życie, nie zdołałby oderwać od niej oczu. Była stuprocentową kobietą. Ideałem kobiety. Piękna, namiętna, olśniewająca.

Raz po raz zalewała go fala emocji, fala nowych doznań. I gdy się im poddawał, nagle poczuł, jak coś w nim zaskakuje. Nie potrafił tego nazwać ani opisać. Ale wystraszył się. Nie chciał dziwnych, nieoczekiwanych zmian w swoim życiu.

Po chwili poczuł w głowie pustkę. Przestał myśleć, zastanawiać się i przeniósł się w inny świat. Był na skraju obłędu, na skraju szaleństwa. Jeszcze moment i poszybował daleko w przestworza, zabierając z sobą Holly.


– Możesz oddychać? – spytał, leżąc na niej. – Zaraz się z ciebie stoczę, ale na razie nie mam siły się ruszyć.

Roześmiawszy się, pogładziła go po plecach. l

Oddycham. Nie staczaj się.

– W porządku. Dobranoc.

– O nie! – Klepnęła go w pośladek.

– Co? – Uniósł głowę i wyszczerzył w uśmiechu zęby.

– Wygodnie ci?

– Mmm, super. – Okręcił wokół palca jej rudy kosmyk.

Holly westchnęła cicho i poruszyła się, zmieniając nieco pozycję. Wciąż go w sobie czuła.

– Tak jest jeszcze lepiej – zamruczał.

– Wiem.

Leżała zdyszana, lecz spełniona. Dawno z nikim nie dzieliła łóżka. Prawdę mówiąc, od czasu Jeffa z nikim się nie spotykała. Jeff wyrządził jej tak wielką krzywdę, tyle przez niego łez wylała, że straciła ochotę do wszelkich kontaktów męsko-damskich.

Ale Parker jest inny. Tak bardzo różni się od Jeffa, że gotowa była zaryzykować zbliżenie. Oczywiście zbliżenie fizyczne to nie to samo co zbliżenie psychiczne. Jeszcze z sobą walczyła, jednak coraz silniej ją kusiło, by uczynić następny krok.

Chciała, a zarazem się bała.

Marzyła o tym, żeby być nowoczesną, wyzwoloną kobietą. Kobietą, która umie oddzielić przyjemność fizyczną od uczucia. Wiedziała, że gdyby traktowała seks' tak jak mężczyźni – jako miły przerywnik, urozmaicenie – byłoby jej w życiu znacznie łatwiej.

Ale czy zdoła? Czy jej to wyjdzie?

Ze względu na Parkera zamierzała się postarać. Cieszyć się z jego bliskości, lecz nie angażować uczuciowo. Oby się udało.

– No dobra, staczam się. – Pocałowałją w szyję.

– Na pewno tego chcesz?

– Nie – przyznał z uśmiechem, po chwili jednak zsunął się z niej i położył obok.

Wydała z siebie jęk zawodu, po czym przeciągnęła się zmysłowo i obróciła na bok, twarzą do Parkera.

– Zimno mi bez mojego kocyka. Sięgnąwszy po róg kołdry, przykrył Holly.

– To ci musi wystarczyć do mojego powrotu – rzekł. Kąciki ust mu drgały.

– Wychodzisz?

– Do łazienki. A potem do kuchni. Zrobiłem się. potwornie głodny. Masz coś do jedzenia?

Wybuchnęła radosnym śmiechem.

– Owszem, w lodówce. Składniki na kanapkę.

– Świetnie. – Cmoknął ją w nos, po czym wstał z łóżka. – O, psiakość…

– Co się stało?


Oparła się na łokciu. Kołdra zsunęła się jej z piersi.


– Kiedy kupiłaś te prezerwatywy? – spytał dziwnie napiętym głosem.

– Bo co?


Serce zabiło jej mocniej. Z całej siły starała się zachować spokój.

Obejrzał się przez ramię. Nawet w przyćmionym świetle widziała w jego oczach wyraz niedowIerzama.

– Bo nie wytrzymała…

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Spoglądał na nagą postać wyciągniętą na miękkiej, staroświeckiej narzucie. Uczucie radości i spełnienia, które przepełniało go jeszcze przed chwilą, znikło. Pozostała po nim pustka.

Boże, ależ jest idiotą! Czy to możliwe, że aż tak dał się oszukać?

– Nie wytrzymała? Jak to?

– Zwyczajnie.

Obróciwszy się na pięcie, pomaszerował do łazienki. Zapalił światło, zużytą prezerwatywę wrzucił do sedesu, po czym stanął w otwa~ch drzwiach, z ręką zaciśniętą na drewnianej framudze…

U siłował opanować chaos w głowie, zatrzymać gonitwę myśli, zastanowić się spokojnie nad tym, co się przed chwilą wydarzyło. Wbrew temu, co mu się wydawało i na co liczył, RoBy okazała taka sama jak Frannie. Obie dążą do upatrzonego celu i nie przejmują się tym, kogo po drodze zniszczą lub zadepczą.

Utkwił spojrzenie w kobiecie leżącej na łóżku. W ustach mu zaschło. Nie był pewien, co czuje. Wściekłość? Pożądanie?

Usiadła na brzegu materaca, ciągnąc za narzutę, którą najwyraźniej chciała się przykryć.

– Pękła? O Jezu…

– No właśnie: o Jezu.

Potrząsnęła głową. Potargane włosy wpadły jej do oczu. Zirytowana, odgarnęła je za uszy.

– Cholera jasna! Jak to możliwe? Termin ważności prezerwatyw zwykle bywa długi.

– Od dawna je masz? – spytał Parker. Skrzywiła się.

– Od jak dawna? – Nie dawał za wygraną.

– Prawie trzy lata.

– Trzy lata?

– Mówisz takim tonem, jakby to było sto lat – mruknęła gniewnie. – Naprawdę nie miałam powodu co miesiąc zaopatrywać się w nowe prezerwatywy.

Sprawiała wrażenie równie przejętej i zdenerwowanej jak on. Po chwili poderwała się z łóżka i owinęła narzutą. Drżącą ręką ponownie odgarnęła z twarzy włosy.

– Te, które leżą w szafce, zostawił mój niedoszły narzeczony. Jakoś nigdy ich nie wyrzuciłam, bo… – Urwała. – Dlaczego się tłumaczę? Dlaczego cię przepraszam?

– Dziwne – warknął. – Ale przeprosin nie słyszałem.

– I nie usłyszysz – odwarknęła.

– Wspaniale.

– Jeszcze parę minut temu byłeś zadowolony. Nie narzekałeś – wytknęła mu.

To prawda. Nie narzekał. I nie myślał. Teraz zaczął. A myśli, które snuły mu się po głowie, wprawiały go w podły nastrój.


– To było wtedy – stwierdził. – Sytuacja się zmieniła.

Wypuściła z sykiem powietrze.


– Chryste! Powiedz mi, że to się nie dzieje naprawdę·

– Niestety, dzieje.


Z niesmakiem potrząsnął głową, po czym podszedł do łóżka i chwycił leżące na podłodze spodnie. Ale ze mnie dureń, powtarzał w duchu. Powinien być mądrzejszy i przewidzieć konsekwencje. Dlaczego dał się omotać? Drogo przyjdzie mu zapłacić za chwilę słabości. Wszystko z powodu niej, Holly Carlyle.


Nie, nieprawda, poprawił się w myślach. To jest wyłącznie jego wina. Popełnił błąd; pozwolił, by rządziły nim hormony. Nagle coś go tknęło. Holly nie wyglądała na przerażoną. Dlaczego?

– Jesteś niesamowita.

– Rozumiem, że nie mówisz tego jako komplement?

– Dobrze rozumiesz.

– Nie pojmuję, dlaczego się tak wściekasz. – Kopnęła jeden z jego butów, który leżał na jej drodze. – To ja powinnam być przerażona.


– To samo przyszło mi do głowy. Ale nie jesteś, prawda? – Wciągnął spodnie, zgarnął z podłogi skarpetki. Ubierał się, nie przerywając mówienia. – Masz rację. Powinnaś być przerażona, a nie widzę cienia strachu na twojej twarzy. – Przyjrzał się jej uważnie. – Nawet nie widzę wyrazu zdziwienia. Ciekawe dlaczego?

Uniosła dumnie brodę.

– Mylisz się. Jestem bardzo zdziwiona wieloma rzeczami. A najbardziej tym, jak szybko facet może się przeobrazić z czułego kochanka w durnego palanta.