– Ładnie tu – powiedziała, choć jej ton sugerował, że wystrój wnętrza wcale jej się nie podoba.
Parkera ogarnęła irytacja, kiedy podążał za żoną do salonu. Nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie otrzyma rozwód. Bez słowa patrzył, jak Frannie, ubrana w jedwabną sukienkę oblepiającą ciało kończącą się wysoko nad kolanem, dokładnie się wszystkiemu przygląda.
Kiedy wyprowadził się z domu, który wspólnie zajmowali, i zamieszkał sam, urządził swoje nowe królestwo według własnego gustu. Kupił duże, obite brązową skórą kanapy oraz półtorametrowej wysokości półki na książki, które ustawił wzdłuż ścian. Z dywanów zrezygnował. Jasne sosnowe deski na podłodze błyśzczały złociście w promieniach słońca.
Tu mieszka. Tu jest jego dom. Frannie nie ma tutaj nic do gadania.
– Czego chcesz? – spytał ostro.
– Czego chcę? Ależ, kochanie, jestem twoją żoną. – Usiadła na jednej z dwóch kanap i założyła nogę na nogę.
– Byłą żoną·
– W ciąż aktualną. – Oparłszy się wygodnie, przejechała ręką po miękkim skórzanym obiciu. – Hm, nie przepadam za skórą. Latem klei się do ciała.
Parker zmierzył ją gniewnym spojrzeniem. – Na szczęście to nie twoje zmartwienie.
– Ależ kochanie… – Uśmiechając się kokieteryjnie, wstała z kanapy i ruszyła w jego stronę. – Nie ma powodu, żebyś tak wrogo mnie traktował. Tyle nas przecież łączy.
Prychnął pogardliwie.
– Łączy? Kogo próbujesz oszukać, Frannie? Jedyna rzecz, jaka nas łączy, to nazwisko.
Lekko naburmuszona, popatrzyła na męża spod półprzymkniętych powiek.
– Misiu, każde małżeństwo przeżywa wzloty i upadki, lepsze i gorsze chwile.
W nozdrza wdzierał mu się zapach jej perfum, cierpki, drażniący jak ona sama. Parker stał niewzruszony, odporny zarówno na jego działanie, jak i na kłamstwa żony. Zastanawiał się, co ona knuje.
– Lepsze i gorsze chwile? – powtórzył z niedowierzaniem. – Zapomniałaś, Frannie? My od lat żyjemy w separacji.
– Wiem, kochanie. Ale nadal jesteśmy małżeństwem.
Uniosła lewą rękę i poruszyła palcami. Promienie słońca padły na trzykaratowy brylant; migoczące iskierki rozświetliły pokój.
Uwielbiała biżuterię. Im większa· broszka czy pierścionek, im bardziej błyszczała i rzucała się w oczy, tym Frannie była szczęśliwsza.
– Nie odpowiedziałaś na moje pytanie – rzekł Parker. – Chciałbym wiedzieć; co cię tu sprowadza. – Cofnął się, by odetchnąć powietrzem Illlliej przesiąkniętym zapachem perfum. – Mamy się spotkać za godzinę w kancelarii prawnej.
Machając lekceważąco dłonią, Frannie podeszła do barku, w którym stały kryształowe karafki z wódką, koniakiem i whisky. Podniosła karafkę z wódką, nalała sobie pół kieliszka i wypiła mały łyk.
– Odwołałam spotkanie.
– Po kiego…?
Uśmiechnęła się przymilnie.
– Misiu, naprawdę nie ma potrzeby, żebyśmy się spotykali w obecności prawników. Możemy sami rozwiązać nasze problemy.
– Tak sądzisz?
Stojąc z rękami skrzyżowanymi na piersi, patrzył, jak kobieta, którą poślubił przed dziesięcioma laty, kieruje się z kieliszkiem w stronę kanapy. Coś wyraźnie knuje. Tylko co?
– Oczywiście. Nie ma ich znów tak wiele.
To prawda. Wszystko już było gotowe; tragiczna farsa, w którą przekształciło się' ich małżeństwo, byłaby bliska zakończenia, gdyby nagle Frannie nie uznała, że powinna otrzymać znacznie hojniejsze odszkodowanie niż to, na jakie opiewała umowa przedmałżeńska.
– Jest tylko jeden. Twoja zachłanność. Wydęła wargi w sposób, który wydawał się jej niezwykle zmysłowy. Pewnie zresztą taki był. Dziesięć lat temu Parker nabrał się tę sztuczkę. Ale dziś już wiedział, że za kuszącym uśmiechem i ponętnym szeptem kryje się koszmarna wiedźma. Barakuda.
– Ale Parker, kochanie, chyba musisz przyznać, że umowa, którą podpisaliśmy przed laty, jest dziś po prostu śmieszna. – Oparła się wygodnie o kanapę. – Cło, które przyjdzie mi zapłacić, jest astronomiczne.
– Nie moja wina, że wprowadzono nowe przepisy. Dostaniesz taki udział w firmie, na jaki się zgodziłaś. I to wszystko, Frannie. Na nic więcej nie licz. – Usiadł na drugiej kanapie. – Jestem spłukany.
Była zaniepokojona, nawet zdenerwowana. Parker wydawał się dziwnie obojętny, nieobecny myślami. Dawniej, nawet w naj gorszym okresie, potrafiła go udobruchać; wystarczyło parę uśmiechów, czasem parę łez. A teraz ku swemu przerażeniu zobaczyła, że jest całkowicie odporny na jej czary i wdzięki. Cholera jasna! Nie może pozwolić, żeby się jej wymknął. Żeby pozbawił ją swoich pieniędzy i nazwiska. Sama też pochodziła ze starej i szanowanej rodziny, ale fortuna LeBourdaisów mocno skurczyła się w ciągU; ostatniego półwiecza. Kiedy więc Frannie poślubiła Parkera, z dnia na dzień poprawił się poziom jej życia.
Od ślubu minęło dziesięć lat. Przyzwyczaiła się do bogactwa, a także do prestiżu, jaki wiązał się z nazwiskiem Jamesów. Dzięki pieniądzom męża nie musiała niczego sobie odmawiać, mogła żyć tak, jak chciała. Była niesłychanie dyskretna. Pilnowała, aby nie plotkowano o jej romansach i żeby nikt nie dowiedział się o jej preferencjach seksualnych. Gdyby usłyszał o tym jej bogobojny ojciec, na pewno by ją wydziedziczył. Tak, uznałby ją za grzesznicę i bezlitośnie wyrzuciłby na bruk, nie pozostawiając jej w spadku ani grosza. Separacja z mężem nie miała najmniejSzego wpływu na jej życie. Ale rozwód… hm, z powodu rozwodu niechybnie straciłaby swoją uprzywilejowaną pozycję w nowoorleańskiej socjecie. A z tym nie potrafiłaby się pogodzić.
Psiakrew! Co Parkerowi odbiło? Dlaczego nagie chce oficjalnie rozwiązać małżeństwo? DotIychczas był zadowolony? separacji. Co sprawiło, że ni stąd, ni zowąd zmienił zdanie? Dlaczego postanowił walczyć o swoją wolność? Czy za jego decyzją stoi ta ruda wywłoka?
Wszystko jedno. Ona, Frannie, nie zamierza poddać się bez walki. Ba, nie zamierza przegrać.
Parker należy do niej. Dziesięć lat temu jakoś zdołała go oszukać. Wmówiła. mu, że go kocha. Skoro wtedy się jej udało, to uda się ponownie. Prawda?
Pociągnęła łyk z kieliszka, oblizała górną wargę, po czym pochyliła się do przodu, tak by Parker zobaczył różowy koronkowy stanik, który dziś włożyła.
– Jak byś zareagował, gdybym ci powiedziała, że nie interesuje mnie wyciągnięcie od ciebie większej sumy pieniędzy?
Skrzywił się.
– Zacząłbym się zastanawiać, co knujesz. Uśmiechnęła się mimo obelgi i odstawiwszy kieliszek, podniosła się z kanapy. Obeszła stół i usiadła koło Parkera. Opuszkami palców przejechała w górę i w dół jego ramienia.
– Wiesz, kochanie… im bliższy jest termin rozwodu, tym częściej myślę… o nas.
– Frannie…
– Nie, daj mi dokończyć. Nic nie mów, dobrze? Po prostu słuchaj.
Jej palce cały czas były w ruchu; wędrowały po ramieniu Parkera, po jego karku, po klatce piersiowej. Wsunęła je pod kołnierzyk koszuli i wolno zaczęła gładzić męża po gołej skórze.
Parker poruszył się niespokojnie.
Uśmiechnęła się w duchu. Faceci! Jak łatwo jest nimi manipulować.
– Uważam, skarbie, że powinniśmy jeszcze raz spróbować. Dać sobie jeszcze jedną szansę. Co ty na to? Hm?
Parsknął śmiechem i chwycił ją za rękę.
– Szansę, Frannie? Jeszcze jedną szansę? Pobraliśmy się dziesięć lat temu. Chyba było dość czasu na próby i szanse, nie sądzisz?
Wydęła wargi. Ileż to razy, pomyślał Parker, patrząc obojętnie na jej naburmuszoną minę, stosowała tę sztuczkę, by coś na: nim wymóc. Żeby owinąć go sobie wokół palca. Tym razem się jej. nie udało.
– Och, nie bądź taki uparty… – Przysunęła się bliżej.
Jej ciepły oddech łaskotał go w szyję. Po chwili przycisnęła usta do jego policzka.
Czul… Nie, nic nie czuł. Nie czuł absolutnie nic.
– Moglibyśmy zacząć wszystko od początku. Zapomnieć o przeszłości. Byłabym dobrą żoną…
– Może byś była. – Przekręcił głowę, tak by popatrzeć Frannie prosto w oczy. I dojrzał w nich prawdę. Że go nie kocha, nie pragnie, nie potrzebuje. – Ale nie moją.
– Kochanie, zachowujesz się bardzo nierozsądnie. – Wygładziła na udach sukienkę, po czym podciągnęła ją odTobinę wyżej.
– Frannie, już pół roku po ślubie zaczęliśmy sypiać w oddzielnych łóżkach.
– Teraz byśmy spali w jednym.
– Dlaczego? Co się zmieniło?
– Ja się zmieniłam.
– Nie zauważyłem.
– Dlaczego mnie obrażasz?
– Nie obrażam. – Zmęczyła go ta bezcelowa dyskusja. – Po prostu mówię ci, że naszego małżeństwa nie da się już.uratować. To koniec. Musimy sobie odpuścić.
– Nie chcę. Nie mogę.
Przyłożyła dłoń do policzka męża, obróciła go do siebie, po czym przywarła ustami do jego ust. Powinien był wstać, odejść, ale zaskoczony przez moment się nie ruszał. Odruchowo zaczął porównywać ten pocałunek z kilkoma pocałunkami, jakie wymienił z Holly. Całując się z Holly, czuł, jak przebiega przez niego przyjemny dreszcz. Całując się z Frannie, czuł niechęć i irytację.
Po chwili się odsunął.
– Przestań, Frannie. Nie rób tego. Po co masz się później wstydzić?
Zdumiona wytrzeszczyła oczy.
– Wstydzić? Ja? – Wstała i oparła ręce na biodrach. – To ty powinieneś się wstydzić, Parker. Twoja żona, której przysięgałeś miłość, wierność i uczciwość małżeńską, pragnie ci się oddać, a ty siedzisz niewzruszony, zimny jak sopel lodu. Straciłeś zainteresowanie seksem, kobietami? Czy wprost przeciwnie, oszalałeś na punkcie swojej rudej przyjaciółki i najzwyczajniej w świecie przestałeś zwracać uwagę na żonę?
Zmrużył powieki. Kiedy Frannie wpada w złość, nie bawi się w podchody; po prostu wygarnia prawdę.
– O czym ty, do diabła, mówisz?
– Widziałam was wczoraj! – Potrząsnęła głową, po czym niedbałym ruchem poprawiła fryzurę. – Przed tym twoim nowym klubem.
Miał wrażenie, że krew przestaje mu krążyć w żyłach.
– Co tam robiłaś?
– Ależ, kochanie, jesteś moim mężem – przypomniała mu chłodnym tonem. – Dlaczego miałabym nie obejrzeć miejsca, w którym będziesz spędzał większość wolnego czasu? – Na moment zamilkła. – A przy okazji obejrzałam sobie twoją przyjaciółkę. Myślałam, Parker, że masz lepszy gust. Naprawdę mogłeś znaleźć kogoś z klasą.
"Miłosny blues" отзывы
Отзывы читателей о книге "Miłosny blues". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Miłosny blues" друзьям в соцсетях.