– Nie mogłam – szepnęła. – Tylko nie ona.

– Dobrze. Więc najwyższy czas spojrzeć w twarz tłumom.

– Colinie, będę skompromitowana!

Wzruszył ramionami.

– Przeniesiemy się na wieś.

Penelope pokręciła głową, desperacko próbując znaleźć właściwe słowa.

Colin ujął lekko jej dłonie.

– Czy to naprawdę ma takie znaczenie? – zapytał cicho. – Penelope, kocham cię. Jak długo jesteśmy razem, będziemy szczęśliwi.

– Nie o to chodzi – odrzekła, bezskutecznie usiłując uwolnić dłoń, żeby otrzeć łzy.

– Więc o co chodzi? – zapytał.

– Colinie, ty też będziesz zrujnowany – szepnęła.

– Nie szkodzi.

Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Wydawał się taki swobodny, taki pewny siebie, kiedy mówił o czymś, co oznaczało nieodwracalne zmiany w ich życiu, zmiany, jakich sobie chyba nawet nie potrafił wyobrazić.

– Penelope – odezwał się tak spokojnym i rozsądnym tonem, że ledwie mogła to znieść – to jedyne rozwiązanie – albo my powiemy światu, albo zrobi to Cressida.

– Zapłacimy jej – odparła.

– Naprawdę tego chcesz? – zapytał. – Dać jej te wszystkie pieniądze, zarobione z tak wielkim trudem? Równie dobrze mogłabyś pozwolić, aby powiedziała światu, że to ona jest lady Whistledown.

– Nie mogę ci na to pozwolić – odrzekła. – Nie wiem, czy rozumiesz, co to znaczy być wyrzutkiem społeczeństwa.

– A ty wiesz? – odparował.

– Lepiej od ciebie!

– Penelope…

– Usiłujesz udawać, że to nieistotne, a ja wiem, że to nieprawda. Byłeś na mnie taki wściekły, kiedy opublikowałam ostatnią gazetkę, bo uważałeś, że nie powinnam tak ryzykować.

– I okazało się, że mam rację – odparł.

– Widzisz? – zawołała. – Wciąż jeszcze jesteś na mnie o to wściekły.

Colin odetchnął głęboko. Rozmowa nie toczyła się w pożądanym przez niego kierunku. To, że wcześniej nalegał na zachowanie wszystkiego w tajemnicy, nie miało już znaczenia.

– To prawda. Gdybyś nie wydała tej ostatniej gazetki, nie mielibyśmy teraz problemu – przyznał – ale wydaje mi się, że w tej chwili to daremne rozważania.

– Colinie – wyszeptała Penełope – jeśli wyznamy światu, że to ja jestem lady Whistledown, a świat zareaguje tak, jak sądzimy, to twoje dzienniki nigdy nie ujrzą światła dziennego.

Serce mu zamarło. Dopiero teraz naprawdę zrozumiał, o co jej chodzi.

Wcześniej już mówiła mu, że go kocha, okazywała mu swoją miłość na wszystkie sposoby, jakich się od niego nauczyła. Ale nigdy do tej pory nie widział tego tak jasno i wyraźnie. Przez cały czas, kiedy go błagała, aby nie wygłaszał oświadczenia, robiła to tylko dla niego. Przełknął ślinę, usiłując zwalczyć dławiący ucisk w gardle. Z trudem oddychał.

Penelope wyciągnęła rękę i dotknęła jego dłoni. Wzrok miała błagalny, na policzkach ślady łez.

– Nie wybaczyłabym sobie – rzekła. – Nie zniszczę twoich marzeń.

– Nigdy nie były moimi marzeniami, dopóki ciebie nie spotkałem – wyszeptał.

– Nie chcesz wydać swoich dzienników? – zapytała, mrugając powiekami w zmieszaniu. – Chciałeś to zrobić tylko dla mnie?

– Nie – odrzekł, ponieważ uznał, że winien jest Penelope całkowitą szczerość. – Chcę tego. To naprawdę moje marzenie. Ale to ty mi je podarowałaś.

– To nie znaczy, że mogę je teraz zabrać.

– Nie zabierasz go.

– Tak…

– Nie – rzekł z naciskiem. – Nie zabierasz. A wydanie mojego dzieła… no cóż, przestaje mieć większe znaczenie, kiedy pomyślę o moim prawdziwym celu: być z tobą na zawsze.

– O to możesz być spokojny – odparła łagodnie.

– Wiem. – Colin uśmiechnął się, a po chwili zaśmiał się łobuzersko. – Co zatem mamy do stracenia?

– Może więcej, niż sobie wyobrażasz.

– A może mniej – przypomniał jej. – Nie zapominaj, że jestem Bridgertonem. I ty też. Mamy w tym mieście pewną władzę.

Penełope wytrzeszczyła oczy.

– O czym mówisz?

Colin lekko wzruszył ramionami.

– Anthony gotów jest poprzeć cię na całej linii.

– Powiedziałeś Anthony'emu? – jęknęła.

– Musiałem. Jest głową rodziny. Niewielu jest ludzi na tej ziemi, którzy mieliby odwagę go zdenerwować.

– Och! – Penełope przygryzła wargę, rozważając to, co usłyszała. A potem spytała, ponieważ musiała to wiedzieć: – I co powiedział?

– Był zaskoczony.

– Spodziewałam się tego.

– I raczej zadowolony.

Rozpromieniła się.

– Naprawdę?

– I rozbawiony. Wyznał, że podziwia kogoś, kto potrafił dochować tajemnicy przez tyle lat. Stwierdził, że nie może się doczekać, kiedy powie Kate.

Penelope skinęła głową.

– Wobec tego musisz to ogłosić. Już po sekrecie.

– Anthony nic nie powie, jeśli mu nie pozwolę – zapewnił Colin. – Nie dlatego chcę wszystkim powiedzieć prawdę.

Penelope spojrzała na męża wyczekująco.

– Prawda jest taka – przyciągnął ją do siebie – że jestem z ciebie bardzo dumny.

Uśmiechnęła się mimo woli, choć kilka chwil temu nie wierzyła, że jeszcze kiedykolwiek to zrobi.

Colin pochylił się, aż ich nosy zetknęły się czubkami.

– Chcę, żeby wszyscy wiedzieli, jaki jestem z ciebie dumny. Zanim skończę mówić, nie będzie w Londynie ani jednej osoby, która by nie uważała cię za najmądrzejszą i najsprytniejszą w mieście.

– I tak mnie znienawidzą.

– Może – zgodził się. – Ale to ich problem, nie nasz.

– Och, Colinie – westchnęła. – Kocham cię. To naprawdę wspaniałe.

– Wiem – zaśmiał się.

– Nie, naprawdę. Przedtem też mi się wydawało, że cię kocham, jestem pewna, że tak było, ale to nic w porównaniu z uczuciem, jakie żywię do ciebie teraz.

– Dobrze – odparł, obejmując ją tkliwym spojrzeniem. – To mi się podoba. A teraz idziemy.

– Dokąd?

– Tam – rzekł i pchnął drzwi.

Ku swemu zdumieniu Penelope znalazła się na niewielkim balkonie, z którego roztaczał się widok na salę balową.

– O Boże – jęknęła, usiłując wciągnąć męża z powrotem do ciemnego pokoju. Jeszcze nikt ich nie zauważył, wciąż mieli szansę na ucieczkę.

– Tsss, tsss! Odwagi, kochanie.

– Nie mógłbyś przesłać tego pocztą? – szepnęła niecierpliwie. – Albo po prostu rozpuścić plotkę, która rozejdzie się sama?

– Nie ma nic lepszego niż wielki gest, aby udowodnić swoje racje.

Penelope konwulsyjnie przełknęła ślinę. To będzie naprawdę widowiskowy gest.

– Nie potrafię być w centrum uwagi – rzekła, usiłując przywrócić oddechowi normalny rytm.

Mąż ścisnął ją za rękę.

– Nie martw się, ja to umiem za nas dwoje.

Powiódł wzrokiem po zebranych, aż napotkał spojrzenie gospodarza, swego szwagra, diuka Hastingsa. Na skinienie głowy Colina diuk ruszył w kierunku orkiestry.

– Simon też wie? – jęknęła Penelope.

– Powiedziałem mu, kiedy przyjechałem – mruknął Colin lekko nieobecnym tonem. – Jak inaczej znalazłbym ten pokój z wyjściem na balkon?

W tym momencie wydarzyło się coś naprawdę niezwykłego. Jak spod ziemi wyłoniła się nagle cala rzeka lokajów z tacami pełnymi kieliszków szampana i rozlała się pośród gości.

– A tu są nasze – rzekł Colin, biorąc dwa kieliszki stojące na balustradzie. – Tak jak prosiłem.

Penelope wzięła kieliszek bez słowa, wciąż nie rozumiejąc ciągu wydarzeń, który rozwijał się przed jej oczami.

– Pewnie jest już bez bąbelków – szepnął jej mąż konspiracyjnie. Widziała, że chce jej dodać otuchy. – Ale w tych okolicznościach trudno wymagać czegoś więcej.

Penelope chwyciła Colina za rękę i uścisnęła z przerażeniem. Bezradnie obserwowała Simona, który uciszył orkiestrę i poprosił gości, aby zwrócili uwagę na jego brata i siostrę, stojących na balkonie.

Brat i siostra. Bridgertonów naprawdę łączyły silne więzy rodzinne. Penelope nie sądziła, że dożyje dnia, gdy diuk nazwie ją siostrą.

– Panie i panowie! – zawołał Colin. Jego silny, dźwięczny głos niósł się echem po sali. – Pragnę wznieść toast za najbardziej niezwykłą kobietę na świecie.

Tłum zafalował, rozległ się szmer szeptów. Penelope zamarła, czekając na to, co za chwilę miało nastąpić.

– Jestem świeżo upieczonym żonkosiem – ciągnął Colin, obdarzając gości swym czarującym uśmiechem – więc musicie mi wybaczyć, że wciąż jeszcze nie mogę się nacieszyć miłością.

Tłum zaśmiał się przyjaźnie.

– Wiem, że wielu z was było zaskoczonych, kiedy poprosiłem Penelope Featherington, aby została moją żoną. Ja też.

Dało się słyszeć kilka złośliwych chichotów. Penelope stała wyprostowana, nieruchoma, dumna. Colin powie to, co trzeba. Wiedziała, że tak się stanie. Colin zawsze mówił to, co trzeba.

– Nie byłem zaskoczony, że się w niej zakochałem – podkreślił, obrzucając tłum wyzywającym spojrzeniem – ale że zajęło mi to tyle czasu. Znałem ją od tak wielu lat – ciągnął już łagodniejszym tonem – a jakoś nigdy nie przystanąłem, żeby dostrzec w niej tę piękną, inteligentną, błyskotliwą kobietę, jaką się stała.

Penelope poczuła, że łzy spływają jej po policzkach, ale nie mogła wykonać najmniejszego ruchu. Ledwie miała odwagę odetchnąć. Spodziewała się, że wyjawi jej sekret, a tymczasem on ofiarowywał jej najpiękniejszy dar: poruszające do głębi wyznanie miłości.

– Zatem biorę was wszystkich na świadków – kontynuował – i mówię: Penelope… – Zwrócił się ku niej, ujął ją za rękę. -…kocham cię. Uwielbiam cię. Czczę ziemię, po której stąpasz. – Znów zwrócił się do tłumu, unosząc kielich. – Za moją żonę!

– Za twoją żonę! – wykrzyknęli wszyscy, porwani magią tej wspaniałej chwili.

Colin wypił, Penelope też, choć wciąż zastanawiała się, kiedy jej małżonek ujawni prawdziwy powód tej przemowy.

– Odstaw kieliszek, skarbie – mruknął. Wyjął kruche szkło z jej palców i odstawił na bok.

– Ale…

– Za dużo mi przerywasz – zganił ją i chwycił w ramiona, na oczach całej śmietanki londyńskiego towarzystwa zamykając jej usta namiętnym pocałunkiem.

– Colinie! – jęknęła, kiedy pozwolił jej odetchnąć.