Penelope nie była pewna, ale wydawało jej się, że słyszy jęk lady Bridgerton.
– …to znaczy, że konkretnie rzecz biorąc – podsumowała Eloise, unosząc brwi – nie masz racji.
Hyacinth poszukała pomocy u Penelope.
– Jestem pewna, że słowo "konkretnie" w ostatnim zdaniu nie zostało użyte poprawnie.
Panna Featherington sięgnęła po kolejne ciasteczko.
– Odmawiam udziału w tej rozmowie – oświadczyła.
– Tchórz – mruknął Colin.
– Nie, jestem tylko głodna. – Zwróciła się do Kate. – Rzeczywiście, są pyszne.
Wicehrabina skinęła głową.
– Słyszałam plotki – rzekła – że twoja siostra może się zaręczyć.
Penelope zamrugała ze zdumienia. Nie wiedziała, że ktokolwiek słyszał o związku Felicity z panem Albansdale'em.
– A gdzie słyszałaś takie plotki?
– Eloise, oczywiście – rzeczowo stwierdziła Kate. – Ona zawsze wie o wszystkim.
– A to, czego nie wiem ja – wtrąciła Eloise ze śmiechem – wie zwykle Hyacinth. To bardzo wygodne.
– Jesteście pewne, że żadna z was nie jest lady Whistledown? – zażartował Colin.
– Colinie! – wykrzyknęła jego matka. – Jak mogłeś nawet pomyśleć coś takiego.
Wzruszył ramionami.
– Obie są dość inteligentne, żeby sobie poradzić z takim zadaniem.
Jego siostry rozpromieniły się.
Nawet lady Bridgerton nie mogła całkiem zignorować komplementu.
– No tak. – Odchrząknęła. – Hyacinth jest o wiele za młoda, a Eloise… – Spojrzała na córkę, która obserwowała ją z rozbawioną miną – Cóż, Eloise nie jest lady Whistledown. Jestem tego pewna.
Eloise spojrzała na brata.
– Nie jestem lady Whistledown.
– Szkoda – odparł. – Teraz byłabyś już obrzydliwie bogata.
– Wiecie co? – mruknęła w zadumie Penelope. – To całkiem niezły sposób, aby odkryć jej tożsamość.
Pięć par oczu skierowało się w jej stronę.
– Musi to być ktoś, kto ma więcej pieniędzy, niż powinien – wyjaśniła.
– Racja! – wykrzyknęła Hyacinth. – Ale ja nie mam przecież pojęcia, kto ile pieniędzy powinien mieć.
– Ja też nie, oczywiście – przyznała Penelope. – Ale zwykle ma się przynajmniej ogólne pojęcie. – Na widok tępego spojrzenia panny Bridgerton dodała: – Na przykład, gdybym teraz wyszła i kupiła sobie diamentowy naszyjnik, byłoby to raczej podejrzane.
Kate trąciła ją łokciem.
– Kupiłaś ostatnio jakiś diamentowy naszyjnik, co? Przydałby mi się tysiąc funtów.
Panna Featherington wzniosła oczy ku niebu, zanim odpowiedziała. Jako wicehrabina Bridgerton Kate z pewnością nie potrzebowała tysiąca funtów.
– Mogę cię zapewnić – oznajmiła – że nie mam ani jednego diamentu. Nawet pierścionka.
Kate stęknęła, udając wielkie rozczarowanie.
– No cóż, nie przydasz się na nic.
– Nie chodzi o pieniądze – wyjaśniła Hyacinth. – Chodzi o sławę.
Lady Bridgerton zakrztusiła się herbatą.
– Słucham, Hyacinth? Co mówiłaś?
– Pomyśl o popularności, jaką będzie cieszyła się osoba, która ostatecznie zdemaskuje lady Whistledown. To będzie przepyszne.
– Chcesz powiedzieć – wtrącił Colin z fałszywie niewinnym wyrazem twarzy – że nie interesują cię pieniądze?
– Tego nigdy bym nie powiedziała – odparła jego siostra z bezczelnym uśmiechem.
Penelope przyszło do głowy, że z wszystkich Bridgertonów Hyacinth i Colin są najbardziej do siebie podobni. Prawdopodobnie częste wyjazdy Colina były korzystne dla wszystkich. Gdyby to rodzeństwo połączyło kiedyś siły, podbiliby razem cały świat.
– Hyacinth – stanowczo odezwała się jej matka – nie wyruszysz na poszukiwanie dzieła życia lady Whistledown.
– Ale…
– Nie twierdzę, że nie możesz zastanowić się nad problemem i zadać kilku pytań – pospiesznie dodała lady Bridgerton, unosząc dłoń, żeby oddalić wszelkie dalsze sprzeciwy. – Bogowie, po prawie czterdziestu latach macierzyństwa powinnam wiedzieć, że nie mam szans cię powstrzymać. Jeśli się na coś uprzesz, nonsens, czy nie…
Penelope uniosła filiżankę do ust, żeby ukryć uśmiech.
– Chodzi o to, że jesteś znana z pewnego… – Wicehrabina lekko odchrząknęła -…uporu… czasami…
– Matko!
Lady Bridgerton ciągnęła, jakby córka nigdy się nie odezwała.
– …a ja nie chciałabym, abyś zapomniała, że twoim głównym celem powinno być teraz szukanie męża.
Hyacinth jeszcze raz wykrztusiła "Matko", ale był to już bardziej jęk niż okrzyk.
Penelope zerknęła na Eloise, która wbiła wzrok w sufit i walczyła z atakiem śmiechu. Eloise przetrwała całe lata prób wyswatania i nie miała nic przeciwko temu, by matka zmieniła obiekt swoich męczących zabiegów.
Szczerze mówiąc, Penelope była zdumiona, że lady Bridgerton pogodziła się z wolnym stanem Eloise. Nigdy nie ukrywała, że jej nadrzędnym celem w życiu było szczęśliwe pożenienie wszystkich ośmiorga dzieci. Na razie udało jej się z czworgiem. Najpierw Daphne wyszła za Simona i została diuszesą Hastings. W kolejnym roku Anthony ożenił się z Kate. Potem nastąpił pewien przestój, ale ostatecznie Benedict i Francesca wstąpili w związki małżeńskie w ciągu jednego roku. Benedict ożenił się z Sophie, a Francesca wyszła za szkockiego earla of Kilmartin.
Francesca owdowiała w dwa lata po ślubie. Teraz dzieliła swoje życie pomiędzy rodzinę zmarłego męża w Szkocji i własną w Londynie. Przebywając w stolicy, upierała się jednak, aby mieszkać w Kilmartin House zamiast w Bridgerton House czy pod Numerem Piątym. Penelope nie winiła jej. Gdyby była wdową, też cieszyłaby się pełnią niezależności.
Hyacinth znosiła swatanie dzielnie i z dobrym humorem, jak wyznała kiedyś Penelope, w końcu i tak zapewne sama chciałaby wyjść za mąż. Pozwalała zatem, aby matka wykonała najcięższą część zadania, a sama czekała jedynie na właściwego człowieka.
Teraz też wstała, cmoknęła matkę w policzek i grzecznie obiecała, że głównym celem jej życia będzie znalezienie męża… przy czym posłała rodzeństwu przewrotny uśmieszek. Zaledwie jednak wróciła na miejsce, rzuciła:
– Myślicie, że da się złapać?
– Czy wciąż mówimy o tej Whistledown? – jęknęła lady Bridgerton.
– Nie słyszała pani teorii Eloise? – zapytała Penelope.
Wszystkie spojrzenia zwróciły się na nią, a potem na Eloise.
– A… jaka była ta moja teoria? – niepewnie spytała panna Bridgerton.
– Nie pamiętam dokładnie, ale to było jakiś tydzień temu – odparła Penelope. – Rozmawiałyśmy o lady Whistledown. Powiedziałam wówczas, że to nie może dłużej tak trwać, że w końcu musi popełnić jakiś błąd. Na co Eloise powiedziała, że nie jest wcale taka pewna, bo w końcu trwa to ponad dziesięć lat i gdyby ta kobieta miała popełnić jakiś błąd, już dawno by się to stało. Zwróciłam jej wtedy uwagę, że przecież to tylko człowiek. W końcu musi jej się noga powinąć, nikt nie może tak długo…
– O tak, teraz pamiętam! – weszła jej w słowo Eloise. – Byłyśmy w twoim pokoju. Miałam niesamowity pomysł! Powiedziałam Penelope, że założyłabym się, iż lady Whistledown popełniła już niejeden błąd, tylko my byliśmy zbyt głupi, żeby to zauważyć…
– Niezbyt pochlebna dla nas opinia – mruknął Colin.
– "My" w tym przypadku miało oznaczać całe "towarzystwo", nie tylko Bridgertonów – wyjaśniła mu siostra.
– Może zatem – głośno rozważała Hyacinth – żeby zdemaskować lady Whistledown, wystarczy poczytać stare pamflety.
Oczy lady Violet wypełniły się paniką.
– Hyacinth Bridgerton, nie podoba mi się wyraz twojej twarzy.
Jej córka uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami.
– Nieźle bym się zabawiła, mając do dyspozycji tysiąc funtów.
– Niech nas ręka boska broni! – brzmiała odpowiedź wicehrabiny.
– Penelope – nagle odezwał się Colin – nie skończyłaś opowiadać nam o Felicity. Czy to prawda, że ma się zaręczyć?
Penelope przełknęła szybko herbatę. Colin miał taki sposób spoglądania na rozmówcę, że ten miał wrażenie, jakby byli jedynymi istotami we wszechświecie. Nieszczęściem dla Penelope spojrzenie takie zmieniało ją w jąkającą się kretynkę. O ile uczestnicząc rozmowie, zwykle szybko dochodziła do siebie, o tyle wzięta z zaskoczenia, kiedy była już pewna, że doskonale wkomponowała się w tapetę, całkowicie traciła głowę.
– Taaak, to całkiem możliwe – rzekła. – Pan Albansdale wspominał coś o swoich zamiarach. Jeśli jednak zdecyduje się oświadczyć, sądzę, że pojedzie do Wschodniej Anglii prosić o jej rękę mego wujka.
– Twojego wujka? – zdziwiła się Kate.
– Wujka Geoffreya. Mieszka w okolicach Norwich. Jest naszym najbliższym krewnym płci męskiej, choć prawdę mówiąc, rzadko go widujemy. Pan Albansdale jest jednak tradycjonalistą. Nie sądzę, aby czuł się dobrze, gdyby poprosił jedynie mamę.
– Mam nadzieję, że spyta również samą Felicity – wtrąciła Eloise. – Często myślałam, jakie to niemądre, prosić o rękę kobiety najpierw jej ojca, a potem dopiero ją samą. Ojciec nie będzie musiał z nim mieszkać.
– Ta opinia – rzekł Colin z uśmiechem, który tylko częściowo skrywał za filiżanką – może wyjaśniać, dlaczego wciąż pozostajesz niezamężna.
Lady Bridgerton zgromiła go wzrokiem.
– O, nie, mamo – uspokoiła ją Eloise. – To nic takiego. Doskonale się czuję jako stara panna. – Spojrzała na brata z niejaką wyższością. – Wolę być starą panną niż żoną nudziarza. Podobnie – dodała – jak Penelope.
Wywołana raptownie po imieniu Penelope wyprostowała się odruchowo.
– Co? A, tak. Oczywiście.
Czuła jednak, że nie jest tak mocno przekonana, jak przyjaciółka. W przeciwieństwie do Eloise nie dała kosza sześciu konkurentom. Nie dała kosza nawet jednemu – bo nigdy nie otrzymała propozycji małżeństwa.
Powtarzała sobie, że i tak nie zgodziłaby się wyjść za nikogo innego, skoro jej serce należy do Colina. Czy była to jednak prawda, czy tylko próbowała sobie wmówić, że nie poniosła aż tak spektakularnej klęski?
Gdyby ktoś teraz poprosił ją o rękę – ktoś całkiem miły i sympatyczny, kogo zapewne nigdy by nie pokochała, lecz mogłaby serdecznie polubić – czy powiedziałaby "tak"?
"Miłosne podchody" отзывы
Отзывы читателей о книге "Miłosne podchody". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Miłosne podchody" друзьям в соцсетях.