– Nie zamierzasz się rozwieść? – zapytała Edwina.
– Nie, z wielu powodów, między innymi ze względu na synów. Poza tym moi rodzice chybaby tego nie przeżyli. Dotąd w rodzinie nie było rozwodu. Sprawę dodatkowo komplikuje to, że dzięki mojej francuskiej babce jestem najrzadszym z ptaków, mianowicie brytyjskim katolikiem. Obawiam się więc, że Philippa i ja jesteśmy związani do śmierci. Życie wiodę raczej samotne i z dala od niej, bo może dzięki mojej nieobecności przynajmniej ona jest zadowolona. Rysują się przede mną ponure perspektywy na najbliższe czterdzieści, pięćdziesiąt lat. – Mówił tonem beznamiętnym, lecz Edwina słyszała w jego głosie skrywane rozgoryczenie, które dostrzegała także w oczach, gdy opisywał swoje nieudane małżeństwo.
– Dlaczego jej nie zostawisz? Nie możesz żyć w ten sposób!
Stała się rzecz zdumiewająca: byli sobie niemal obcy, a wymienili najgłębiej skrywane sekrety – tyle że na statkach takie rzeczy często się ponoć zdarzają.
– Nie mam wyboru – odparł Patrick spokojnie. – Ty także go nie miałaś, kiedy zostałaś skazana na wychowywanie rodzeństwa. "Noblesse oblige", jak by powiedziała moja babka. Czasami człowiek postępuje tak a nie inaczej powodowany jednocześnie obowiązkiem i miłością. I tak jest ze mną. Mam wspaniałych synów! Najmłodszy jest Richard, ma siedem lat. Wszyscy uczą się w szkołach z internatem, w związku z czym nic mnie nie trzyma w domu. Prawdę mówiąc w ogóle nie muszę tam bywać, z czego skwapliwie korzystam – posłał Edwinie chłopięcy uśmiech. – Często bywam w Nowym Jorku, nie rzadziej w Paryżu w interesach. Prowadzę majątek ojca, mam przyjaciół w Berlinie i w Rzymie. Jak widzisz, nie jest mi tak źle.
Stali blisko siebie, Patrick obejmował Edwinę ramieniem, co jej wcale nie przeszkadzało.
– To, co mówisz, świadczy, że twoje życie jest puste i smutne – rzekła nie przebierając w słowach, pewna, że nie przyjmie źle jej szczerości.
– Masz rację. Tak to właśnie wygląda. Ale staram się po prostu jak najlepiej wykorzystać to, co mam. Podobnie postępujesz ty. Popatrz na siebie: opłakujesz mężczyznę, który od dawna nie żyje. Mężczyznę, którego kochałaś, gdy miałaś dwadzieścia lat. Pomyśl o tym… pomyśl o nim. Czy rzeczywiście go znałaś? Czy wiesz, jaki naprawdę był? Czy na pewno bylibyście razem szczęśliwi?… Miałaś prawo oczekiwać więcej od losu, tak jak i ja, ale zawiedliśmy się w swoich nadziejach. Wobec tego wzięliśmy z życia to, czego potrzebowaliśmy najbardziej: ty otoczyłaś się miłością rodzeństwa, a ja moich dzieci. Tyle że ja nie mogę liczyć na nic więcej, bo jestem żonaty, ale ty jesteś wolna, dlatego jak zejdziesz z tego statku, powinnaś znaleźć mężczyznę, którego zdołasz pokochać, mężczyznę, którego nawet Charles może by zaakceptował. Wyjdź za niego, postaraj się o własne dzieci. Moje życie już jest zamknięte, twoje nie. Nie zmarnuj go, Edwino.
– Daj spokój! – zaśmiała się. Patrick mądrze mówił, Edwina wszakże nie chciała mu tego przyznać. – Wiesz, ile mam lat?… Trzydzieści dwa! Jestem za stara na małżeństwo. Pół życia mam już za sobą.
– Podobnie jak ja. Mam trzydzieści dziewięć lat, ale wiesz? Gdybym otrzymał jeszcze jedną szansę na to, żeby kogoś pokochać, być szczęśliwym, mieć znowu dzieci, natychmiast bym ją wykorzystał.
Kiedy to mówił, popatrzył na nią i zanim zdążyła odpowiedzieć, pocałował ją. Całował ją jak nikt, odkąd Charles umarł. A może nawet on nie całował jej w ten sposób? Przez chwilę brzmiały jej w głowie słowa Patricka. Czy miał słuszność? Czyżby Charles istotnie był tylko wspomnieniem lat młodzieńczych? Może faktycznie z biegiem czasu go wyidealizowała? Może pamięć istotnie podsuwa jej obraz Charlesa takiego, jakiego sobie wymarzyła?… Nie potrafiła sobie odpowiedzieć na te pytania, choć nie miała wątpliwości, że nadal go kocha. Ale czy wierność jego pamięci nie trwa za długo? Może już czas pożegnać się z cieniami przeszłości?
Nagle odwzajemniła pocałunek Patricka, a wtedy wszystko inne zniknęło z jej świadomości. Długo całowali się, spleceni ramionami jak dwoje tonących. W końcu Patrick wypuścił ją z objęć, popatrzył na nią ze smutkiem i powiedział to, czego powinna być świadoma od samego początku:
– Edwino, niezależnie od tego, co między nami zajdzie, nie mogę się z tobą ożenić. Mówię ci to teraz, zanim się w sobie zakochamy. Ja już w pewnym sensie nie istnieję. Jestem żonaty, dopóki nas śmierć nie rozłączy, i nie chcę niszczyć twojego życia. Przyrzekam, że jeśli pozwolisz mi się kochać, w stosownym czasie uwolnię cię… dla twojego dobra i mojego… Rozumiesz mnie?
– Tak – powiedziała ochryple, wdzięczna za szczerość. Od pierwszego wejrzenia czuła, że Patrick jest człowiekiem wyjątkowo prostolinijnym, dlatego rozmawiała z nim tak otwarcie i dlatego wiedziała już teraz, że go pokochała. Jej uczucie nadeszło absurdalnie szybko, ledwo go przecież znała, a jednak miała pewność, że nie minie.
– Nie pozwolę ci zadręczać się miłością, jak to czyniłaś po śmierci Charlesa… Chcę cię kochać i zabrać w nowe życie, uleczoną z dramatów przeszłości i szczęśliwą. A jeżeli kiedyś stwierdzisz, że i ty mnie kochasz, będzie to znak, że możesz wyjść za innego i zrobić to, o czym ci mówiłem.
– Niepotrzebnie się martwisz z góry – oświadczyła Edwina. – Nie możesz wszystkiego przewidzieć. A jeżeli Philippa umrze albo zostawi cię, albo zdecyduje się wyjechać?
– Nie będę na takich przypuszczeniach budował mojego życia ani tobie na to nie pozwolę. Pamiętaj, kochana, pewnego dnia uwolnię cię jak ptaszka z klatki…
Słuchając go, Edwina poczuła budzącą się w jej sercu tęsknotę, już teraz, zanim cokolwiek między nimi zaszło. Przywarła do Patricka i szepnęła:
– Nie rozstawajmy się jeszcze, proszę.
– Nie, jeszcze nie teraz-odparł tak samo cicho, po czym, jak we wspomnieniu z odległego snu, dotknął ustami jej włosów i wyszeptał: – Kocham cię.
Byli sobie obcy, połączyły ich jednak wyznania najskrytszych uczuć, Charles i wspomnienie przeszłości.
Rozdział trzydziesty szósty
Ich miłość była z tych, jakie zdarzają się tylko w książkach albo filmach: spotkali się, zakochali w sobie i żyli jakby w zawieszeniu pomiędzy dwoma światami. Edwina odkryła doznania, których nigdy nie było dane jej doświadczyć, a jeżeli nawet ongiś je przeżywała, przez ostatnie jedenaście lat zdążyła o nich zapomnieć. Rozmawiali, śmiali się, odbywali długie spacery, aż przyszła chwila, gdy pozbyła się paraliżującego strachu, że statek może w każdej chwili zatonąć. Na ćwiczeniach z łodziami ratunkowymi Patrick, mimo że przypisany do innego stanowiska, za zgodą oficera dołączył do niej. Obserwujący ich pasażerowie życzliwymi uśmiechami i pełnymi podziwu spojrzeniami wyrażali aprobatę dla ich związku. Zakochani starali się wyszukiwać miejsca zaciszne i odosobnione, aby swobodnie gawędzić, czule trzymając się za ręce. Od dawna obojgu brakowało chwil tkliwej czułości, a choć Edwina przypuszczała, że od czasu do czasu Patrick miewał intymne kontakty z kobietami, wierzyła, że odkąd się ożenił, nikogo nie pokochał.
– Jaka byłaś w dzieciństwie? – wypytywał, chcąc jak najwięcej dowiedzieć się o niej.
– Nie wiem – odpowiedziała i radośnie się uśmiechnęła. – Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek się nad tym zastanawiała. Chyba byłam szczęśliwa i dopóki "oni" nie umarli, wiedliśmy całkiem zwyczajne życie. Przedtem chodziłam do szkoły, walczyłam z Filipem o zabawki… Bardzo lubiłam pomagać mamie w ogrodzie… I zaraz po jej śmierci – przypomniała sobie – gdy wróciliśmy do domu, zwykle właśnie tam z nią rozmawiałam, jak przycinałam róże i plewiłam chwasty. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak postąpiła, i czasami byłam na nią zła. Chciałam wiedzieć, czemu została z nim, a nas porzuciła.
– I co? Znalazłaś odpowiedź? – zapytał.
Edwina potrząsnęła głową.
– Nie, ale te rozmowy przynosiły mi ulgę.
– Pewno tak właśnie należało zrobić. A wiesz? Jak mam wolny czas, też lubię popracować w ogrodzie, chociaż nie uważa się tego za męskie zajęcie…
Rozmawiali o wszystkim: o przyjaciołach z dzieciństwa, o ulubionych sportach i o pisarzach, którzy najbardziej ich zajmowali. Patrick był zwolennikiem poważnej klasyki, Edwina wolała modnych autorów, takich jak F. Scott Fitzgerald i John Dos Passos. Obydwoje lubili poezję, zachody słońca, światło księżyca i tańce. Ze łzami wzruszenia Edwina wyznała, że jest niezmiernie dumna z George'a i jego sukcesów zawodowych i że bardzo lubi Helen. Opowiedziała nawet o podarowanym bratowej welonie, który miała włożyć w dniu ślubu z Charlesem. Patrick, chociaż opanowany, wzruszył się do łez.
– Jaka szkoda, że nie możesz go włożyć dla mnie!…
– Ja też żałuję – szepnęła, ocierając mu łzę z policzka.
Następnego wieczoru po tym, jak się poznali, poszli potańczyć. Edwina nie bardzo chciała, nie miała bowiem stosownej sukni, lecz Patrickowi udało się jakimś cudem nakłonić stewardesę, by znalazła dla niej odpowiedni strój. Sukienka miała metkę Chanel i leżała, jakby była uszyta na miarę. Przez cały czas Edwina się obawiała, że któraś z pasażerek zerwie ją z niej, na szczęście nic takiego nie nastąpiło, tak że cudownie się bawili w salonie pierwszej klasy. Edwina już dawno nie spędziła równie udanego wieczoru.
Statek wprawdzie nie zatonął, jednakże stanowczo za szybko dotarł do celu. Wydawało im się, że podróż do Cherbourga, a potem do Southampton, trwała jedną chwilę.
– Co teraz będzie? – spytała żałośnie Edwina.
Zastanawiali się nad tym ze sto razy: ona wciąż na nowo wyobrażała sobie rozstanie, lecz gdy do niego doszło, nie mogła się zdecydować. Patrick jeszcze raz przypomniał jej plan, który już omawiali:
– Odnajdziesz w Londynie Alexis, potem zjemy lunch, żeby to uczcić, i wrócisz do Kalifornii, by zacząć życie na nowo: znajdziesz szczęście wychodząc za jakiegoś miłego dżentelmena.
Kiedy to mówił, aż się żachnęła.
– A jak to sobie wyobrażasz? Mam dać ogłoszenie do gazety, że szukam męża?
"Miłość Silniejsza Niż Śmierć" отзывы
Отзывы читателей о книге "Miłość Silniejsza Niż Śmierć". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Miłość Silniejsza Niż Śmierć" друзьям в соцсетях.