– Czy pozwoliłbyś jej kiedyś zagrać w swoim filmie?

Zastanowił się przez chwilę i opadł z westchnieniem na krzesło.

– Nie wiem. Nigdy o tym nie myślałem. Dlaczego pytasz? Jesteś jej agentką?

Edwina uśmiechnęła się, słysząc żart brata.

– Nie, po prostu zastanawiałam się nad tym. Wydaje mi się, że Alexis jest nie mniej zauroczona światem filmu niż ty kilka lat temu.

Ich siostra niewątpliwie miała urodę odpowiednią, aby myśleć o karierze filmowej. Jedyną przeszkodą był na razie jej wiek, ale kiedyś przecież dorośnie. Gdyby zatem mogła żywić nadzieję, że jej marzenia się ziszczą, może by się uspokoiła?

– Nie wiem, Edwino. Być może. Ale napatrzyłem się tutaj na tyle niegodziwości… Naprawdę chciałabyś, żeby twoja siostra znalazła się w wirze takiego życia?

On z pewnością sobie tego nie życzył. Nie chciałby także, aby jego dzieci, oczywiście gdyby je miał, ocierały się o brudy filmowego światka. Samuel Horowitz trzymał córkę z dala od środowiska filmowców i wyszło jej to na dobre, pomyślał George.

– Helen żyje tu i jakoś nic jej się nie przytrafiło – upierała się Edwina.

– Tak. Ale ona jest zupełnie inna niż osoby z branży. I zawsze była na uboczu tego życia. Ojciec raczej by ją zamknął w ciemnicy, niż pozwolił, żeby została aktorką.

Edwina często się zastanawiała, dlaczego Helen nie gra w filmie, i teraz zaczynała to rozumieć.

– Tak właśnie przypuszczałam… No dobrze, dość już rozmów o Hollywood! – zakończyła temat.

– A gdzie Alexis? – zaniepokoił się George.

– Została w hotelu, nie czuła się najlepiej.

– Jesteś pewna?

Zdawał się nie wierzyć nikomu i każdego podejrzewał o niecne zamiary, wszystkich mężczyzn miał za gwałcicieli czyhających na jego siostrę. Edwina poprzekomarzała się trochę z demonizującym otoczenie bratem i poszła po rodzeństwo.

George zabrał ich na lunch, później odwiózł do hotelu i wrócił do pracy. Gdy weszli do swoich pokoi, Alexis nigdzie nie było. Edwina niezwłocznie wysłała Teddy'ego na basen, by jej tam poszukał. Chłopiec wrócił po chwili sam.

– Nie ma jej. Może poszła na spacer? – rzucił i wybiegł do holu w nadziei, że znów spotka Toma Mixa.

Fannie w tym czasie zaczęła pakować rzeczy, aby pomóc Edwinie. Gdy po kolacji Alexis wciąż nie było, Edwina wpadła w panikę. Zastanawiała się, czy aby podejrzenia George'a nie były uzasadnione, choć niemiło jej było myśleć źle o siostrze. Alexis jednak zawsze się zamykała we własnym świecie. Była inna niż reszta rodzeństwa: nieśmiała, pełna rezerwy, żyła jakby w oddaleniu. W dzieciństwie bała się wszystkiego, dopiero z czasem nabrała pewności siebie. Przez całe życie lgnęła do ludzi dorosłych, dużo od siebie starszych. Tak właśnie było teraz z Malcolmem Stone'em. Przywiązana do rodzeństwa, głęboko przeżyła śmierć brata i wydawało się, że po tym ciosie nie zdoła odzyskać równowagi. Jego odejście wstrząsnęło nią nawet mocniej niż utrata rodziców. Okazywała jakąś nienaturalną potrzebę bliskiego kontaktu z przyjaciółmi ojca, wujami, starszymi braćmi, aczkolwiek w pragnieniu tym, przynajmniej na pozór, nie było podtekstu erotycznego. Tak sądziło otoczenie, nie inaczej myślała i ona. Jej zachowanie powszechnie uważano za poszukiwanie osoby, która zastąpiłaby jej Filipa i ojca.

O ósmej wieczorem Edwina zdecydowała się powiadomić George'a o zniknięciu Alexis. Miał na ten wieczór jakieś plany, ucieszyła się zatem, że jeszcze nie wyszedł z domu, i z trwogą doniosła mu, co się stało. Po chwili w wieczorowym ubraniu stanął w drzwiach apartamentu.

– Widziałaś ją z kimś wcześniej? – zapytał Edwinę, która zaprzeczyła. – Czyżby wybrała się na schadzkę z Malcolmem Stone'em? Chyba nie jest aż taka głupia?

– Nie głupia – zaprotestowała Edwina – po prostu niedoświadczona.

– Nie staraj się tłumaczyć jej postępowania młodym wiekiem – oburzył się George. – Ja też byłem młody, jak przyjechałem do Hollywood.

"I nadal jesteś młody", pomyślała Edwina, po czym rzekła pojednawczo:

– Mniejsza o to, kto ma rację. Zastanówmy się lepiej, co teraz robić. Mogło jej się coś przytrafić.

Jednakże George, w przeciwieństwie do siostry, która od razu chciała telefonować na policję, nie sądził, by Alexis spotkało coś złego, nie przypuszczał też, że została porwana.

– Jeżeli nic jej nie jest, podziękujemy Bogu, ale jeśli znów się wymknęła z Malcolmem Stone'em albo z kimś jemu podobnym, prasa na pewno to podchwyci i zrobi się niezły skandal. Tego byś chyba wolała uniknąć, prawda? – powiedział.

Bez chwili zwłoki wyruszył na poszukiwanie siostry. Przeszedł się po hotelu i rozdając hojne napiwki wypytywał o Alexis. Już po dwudziestu minutach miał jasny obraz sytuacji i aż dyszał z wściekłości. Dowiedział się otóż, że Alexis pojechała do Rosita Beach z Malcolmem Stone'em. Widziano go, jak wypożyczał samochód i odjeżdżał z piękną młodą blondynką do osławionego hotelu w pobliżu granicy meksykańskiej, gdzie można było pić, uprawiać hazard i oddawać się romansowym szaleństwom.

– O mój Boże! – Edwina zalała się łzami. Posłała dzieci do drugiego pokoju, bo nie chciała, aby się dowiedziały o wypadzie siostry. – I co my teraz zrobimy, George?

– Co zrobimy?! – wybuchnął. Było już wpół do dziewiątej, a wiedział, że podróż do hotelu zabierze im co najmniej dwie i pół godziny, choćby jechali nie wiedzieć jak szybko. Będzie wtedy jedenasta, przy odrobinie szczęścia nie dotrą więc na miejsce za późno. – Jedziemy do Meksyku, nic innego nie możemy zrobić. Znajdziemy ją, a potem własnoręcznie ukatrupię tego drania – powiedział z pasją.

Edwina za dobrze znała brata, by poważnie potraktować jego pogróżki, musiała jednak przyznać, że nigdy nie widziała go równie rozgniewanego. Chwyciła płaszcz i już chwilę później wybiegała z George'em z hotelu, wołając przez ramię do dzieci, by pod żadnym pozorem nie opuszczały pokoju.

Kiedy biegła przez hol, George już zdążył uruchomić silnik i ustawić samochód w kierunku, w którym mieli jechać. Na miejsce dotarli za dwadzieścia jedenasta. Hotel okazał się wzniesioną na plaży ruderą, otoczoną wianuszkiem luksusowych amerykańskich samochodów. Mieszkańcy Los Angeles wpadali tu, by popić i poszaleć.

Wchodząc do hotelu George postanowił, że w razie potrzeby przeszuka wszystkie pokoje, nawet gdyby musiał w tym celu wyważać drzwi. Na szczęście obeszło się bez tego, znaleźli bowiem romantyczną parę w barze. Malcolm Stone, mocno podchmielony, oddawał się grze w karty, lekko podpita Alexis wyglądała na zdenerwowaną. Na widok brata i Edwiny omal nie zemdlała. George kilkoma susami przebiegł bar, chwycił ją za ramię i dosłownie ściągnął ze stołka.

– Och… ja… – wybąkała, niezdolna pojąć, co się dzieje.

Stone przyglądał się rodzeństwu z ironicznym rozbawieniem.

– Znowu się spotykamy – zauważył chłodno z hollywoodzkim uśmiechem na twarzy.

George jednak nie tracił czasu na uprzejmości.

– Najwyraźniej nie zrozumiałeś mnie dobrze ostatnim razem. Alexis ma siedemnaście lat i jeżeli jeszcze raz zobaczę, że kręcisz się koło niej, załatwię ci miłą celkę w więzieniu. Będziesz mógł wtedy pożegnać się z karierą filmową. Czy teraz wyrażam się wystarczająco jasno? – spytał lodowatym tonem.

– Jak najbardziej. Składam najgorętsze przeprosiny. Chyba po-c przednio faktycznie nie zrozumiałem cię dobrze.

– Świetnie – powiedział George.

Zdjął marynarkę, położył ją na krześle, po czym zamachnął się i wymierzył Stone'owi potężny cios najpierw w żołądek, potem w szczękę.

– Może to ci pomoże zrozumieć mnie lepiej – rzekł beznamiętnie.

Malcolm Stone klęczał oszołomiony na podłodze. Goście przyglądali się scenie ze zdumieniem. George włożył marynarkę, ujął Alexis za ramię i wraz z Edwiną opuścili bar.

Rozdział dwudziesty siódmy

Winfieldowie z żalem opuszczali Los Angeles. Alexis przez całą drogę powrotną obficie roniła łzy, i to nie w obawie przed ewentualną karą, lecz głównie dlatego, że była przestraszona i zawstydzona. Czuła się upokorzona, zbyt późno bowiem uświadomiła sobie, iż Malcolm wcale nie zamierzał jej odwieźć tamtej nocy do domu. Właśnie zaczynało to do niej docierać, gdy do baru, niczym rycerz w błyszczącej zbroi, wtargnął George. Teraz rozumiała, że postąpiła lekkomyślnie. Nadal co prawda ciągnęło ją do Malcolma, który traktował ją jak małą dziewczynkę – "swoje dzieciątko" – co napełniało ją szczęściem i wewnętrznym ciepłem, niemniej z ulgą wracała do domu pod opiekuńcze skrzydła Edwiny.

– Już nigdy nie pozwolę ci tu przyjechać – zapowiedział stanowczo George, gdy wrócili do hotelu. Wcześniej przez całą drogę spod meksykańskiej granicy zasypywał ją wymówkami.-Jesteś niepoprawna i nie można mieć do ciebie zaufania. Na miejscu Edwiny zamknąłbym cię w klasztorze. Masz szczęście, że nie mieszkasz ze mną. Nic więcej nie mam ci do powiedzenia! – zakończył wreszcie.

Wciąż jeszcze był wściekły, gdy przed pójściem spać nalewał sobie i Edwinie drinka.

– Rany boskie! – mówił. – Chyba dotarło do niej, co ten drań mógł jej zrobić. Jeszcze nam tylko trzeba, żeby za dziewięć miesięcy pojawił się w naszej rodzinie nowy brzdąc. – Pociągnął ze szklanki i opadł na kanapę.

Edwina popatrzyła na brata z dezaprobatą.

– George! – powiedziała karcąco.

– A jak myślisz, co innego mogło ją spotkać? Czy ona w ogóle zdaje sobie z tego sprawę?

– Teraz chyba już tak.

Chwilę wcześniej, rozbierając się do snu, Alexis zwierzyła się ze swoich rozterek Edwinie, która otuliła ją kołdrą jak duże i niegrzeczne, ale smutne i potrzebujące pociechy dziecko. Było to nowe doświadczenie dla Alexis – niby już kobiety, a przecież wciąż jeszcze dziewczynki. Edwina podejrzewała, że tak już zawsze będzie. Nieszczęścia, których Alexis zaznała, zrobiły swoje, teraz potrzebowała zatem więcej uczucia, niż ktokolwiek mógłby jej ofiarować. Łaknęła rodzicielskiej miłości, a od szóstego roku życia była jej pozbawiona. I jeszcze ta okropna noc, kiedy tuż przed zatonięciem statku razem z lalką wrzucono ją do łodzi ratunkowej i sądziła, że straciła wszystkich…